Klasa 1 rozdział 4

 Uczta dobiegła końca. Dyrektor szkoły, jak to miał w zwyczaju ogłaszać, nakazał prefektów o zaprowadzenie nowych uczniów do swoich domów. Postanowiono wychodzić po kolei zaczynając od prawej strony, czyli pierwszy stół był to dom węża, później dom kruka, następnie lwa a na koniec borsuka. Kiedy wszyscy ze stołu kruka odeszli z Wielkiej Sali, prefekci Gryffindoru zabrali ze sobą pierwszaków i ruszyli do swojej wieży. Po drodze młodzi czarodzieje zachwycały się wszystkim. Korytarzami, ruszającymi i gadającymi obrazami oraz ruszającymi się schodami. Cóż można rzec otaczała ich magia.

-Słuchajcie moi mili- odezwał się Percy, który okazał się być nowym prefektem.-Proszę uważać na schody bo lubią robić psikusy.

Dotarcie do obrazu Grubej Damy nie zajęło im dużo czasu. Gdy dotarli pod portret dama przemówiła;

-Podaj hasło- poprosiła.

-Stultus non potest *- powiedział inny prefekt.

Obraz pokiwał w uznaniu głową i wpuścił do środka uczniów. Jedenastolatkowie byli zachwyceni ich Pokojem Wspólnym. Kominek, czerwone kanapy, wygodne siedzenia, dużo obrazów i piękne widoki za oknem.

- Do mnie pierwszoroczni!- zawołał jeden z prefektów, który stał na drugim stopniu schodów- Mam na imię James i do czasu aż przyswoicie się do nowego otoczenia, będę waszym przewodnikiem. Możecie śmiało się pytać o wszystko!-wykrzyknął uśmiechając się szeroko i wyrzucając ramiona w powietrze.-Radzę zapamiętać hasło bo inaczej nie wejdziecie do wieży. Śniadania o siódmej, obiady o czternastej, a kolacja o osiemnastej. Teraz...pokoje dziewcząt na prawo a chłopców na górze. Tabliczki z imionami wiszą na drzwiach. Wasze bagaże są w pokojach. A i cisza nocna o dwudziestej drugiej. Może już iść do pokoi.

James poszedł do swojego pokoju a inni przez chwile stali w osłupieniu i patrzyli na Pokój Wspólny. Po chwili poszli szukać swoich pokoi. Honey jednak tego nie zrobiła bowiem wiedziała, że to będzie taki tłok, że będzie trudno oddychać więc podeszła do kominka i usiadła koło niego. Patrzyła w ogień. Zawsze tak robiła, to ją w pewnym stopniu uspokajało. W płomieniach czasami widziała osoby. Nie wiedziała dlaczego ich widzi. Może to byli członkowie jej rodziny albo przyjaciele rodziców? Zawsze intrygowało ją jak wyglądała jej mama albo tata. Gdzie mieszkali? Może na wsi czy w mieście? Chociaż, co to za różnica, gdzie żyli. Chciała doznać matczynej miłości. McGonagall zastępowała jej mamę lecz to nie to samo. Poczuć jej włosy, słyszeć jej śmiech, patrzeć w oczy, poczuć na policzkach słodki pocałunek czy chociaż ją przytulić. Myśląc o przeszłości zachciało jej się płakać. Zacisnęła mocno powieki, żeby się ich pozbyć i uspokoić swoje włosy. Pomyślała o czym miły.

-Honey co ty tu robisz?- zapytał się Fred siadając obok niej.

Black spojrzała na znajomego, chcąc zamaskować swój smutek, uśmiechnęła się lekko zapewniając nie tylko siebie, ale i jego, że wszystko było w porządku. Fred odwzajemnił niepewnie gest, poprawił się na dywanie i również spojrzał na kominek.

- Wiesz co trochę jest mi smutno-przyznał chłopak nie odrywając wzroku od ogniska.- Chcę z tobą rozmawiać, ale nie umiem tego robić.- Zaczął wymachiwać na wszystkie strony rękami. Dziewczynka zaśmiała się i przybrała kolor włosów pomarańczowy.- Bardzo lubię jak zmieniasz kolor włosów, ale jednak ładnie było ci w tym różowym - powiedział Fred patrząc na. Honey spojrzała na chłopaka kątem oka i zarumieniła się. Włosy również.- Tak lepiej. Mam pytanie Honey.

Dziewczyna niepewnie kiwnęła głową.

-Nauczysz mnie twojego języka?- zapytał chłopak.

Fred przemyślał to pytanie tysiąc razy przed tą rozmową. Jednak w głowie jakoś lepiej to brzmiało. Bardzo chciał umieć się jakoś komunikować z dziewczyną, która była w jego mniemaniu interesująca. Honey po chwili zastanowienia się niepewnie pokiwała głową. Chłopak przybliżył się do znajomej i ją przytulił. Dziewczyna poczuła mrowienie w brzuchu i poszerzający się rumieniec na policzkach.Trwali w tym uścisku dosłownie chwilkę, oderwali się od siebie. Stanęli na nogi zakłopotani i zawstydzeni zaistniałą sytuacją.

-Wiesz co, późno. Lepiej chodźmy do naszych pokoi - poinformował dziewczynę Fred.

Honey skinęła głową. Fred nie patrząc na Black ulotnił się z Pokoju Wspólnego , później znikając za portalem do skrzydła dla chłopców. Fred odznalazł swój pokój. Otworzył drzwi, komnata była ozdobiona w czerwono-żółte kolory, meble zostały wykonane z drewna, po lewej stronie znajdowało się obszerne okno z widokiem na jezioro oraz metalowy piecyk w kącie pokoju niedaleko okna.

-Hej Fred! Będziesz tak stał w tych drzwiach?- zapytał się uśmiechnięty Lee Jordan, bliźniacy poznali chłopaka podczas podróży pociągiem.

Chłopak wszedł do pokoju i usiadł na ostatnim łóżku przy oknie.

- Co Fredziu? Czyżby pewna dziewczyna namieszała ci w głowie?- tym razem zapytał George.

- Co nie!- natychmiast odpowiedział bliźniak.

-Yhmmm... Jasne a ja jestem Percy'm- powiedział ironicznym głosem.- Przecież widać, że ją lubisz, lubisz!- wykrzyczał kładąc nacisk na "lubisz".

-Może ją lubię!- przyznał Fred rumieniąc się lekko.-Ona mnie chyba też.

-Pewnie, że cię lubi!- powiedział Lee

- Lee ma racje, mój drogi bracie. Musisz kroczek po kroczku dotrzeć do jej serca.- Złapał się teatralnie za serce George.

- Odwalcie się ode mnie!- wykrzyczał Fred krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Chłopcy jedynie się zaśmiali i szykowali się spać. Fred położył się na łóżku i zamknął oczy.

___________________________________________________

Stultus non potest*- Życia nie oszukasz

Poprawiony

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top