Klasa 1 rozdział 18
W domu rodziny Weasley- potocznie zwanym Norą- wszyscy szykowali się na obiad wigilijny.
-No ile jeszcze?- spytał z niecierpliwiony Fred patrząc za okno.
-Ależ kochanie dopiero co wstawiłam te ciastka- powiedziała pani Molly.
-Nie chodzi o ciastka!- powiedział.- No może po części.-Przyznał zapatrzony w okno.
-Fred co ci jest?- spytała Pani Molly swojego syna.
-A coś się miało stać?
-Nie, nie o to chodzi tylko, że...
-Kochanie pomóc Ci z czymś? - zapytał pan Artur- ojciec rudych bliźniaków.
-Nie, już wszystko zrobiłam- powiedziała mężowi- Ale możesz tu przyjść.
-Jakby co kochanie to nie ja zbiłem ten wazon!
-Jaki wazon?
-A żaden.
-No mniejsza o tym.- Machnęła ręką- Wiesz Fred my z tatą po prostu nie wiemy co się dzieje.- zwróciła się do chłopca.
-Nic się nie dzieje.- Zaprzeczył od razu i zarumienił się.
Pani Molly i pan Artur spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Tutaj chodzi o kogoś ważnego dla ich małego syna.
Mama chłopaka miała zapytać go o jeszcze jedna rzecz, ale nagle usłyszeli pukanie do ich drzwi. Fred podbiegł do nich jak torpeda i je otworzył.
-Cześć Honey.- powiedział lekko jąkając się.
-Cześć.
-Chodź do środka.- Zrobił miejsce dziewczynie w drzwiach.
Honey niepewnie weszła do ich domu. Fred zamknął za nią drzwi. Black w tym czasie zdjęła z siebie kurtkę i szalik.
-Co to jest?- spytał unosząc woreczek ze wstążeczką.
Honey spojrzała na niego i pakunek. Pokazała jeden palec co oznacza "Daj mi chwilę". Fred kiwnął głową i podparł się ramieniem najbliższej ściany.
Gdy dziewczynka skończyła rozbierać się odwróciła się w stronę przyjaciela. Spłonęła rumieńcem. Ale nie od nagłego ciepła tylko od obecności chłopaka. Był ubrany w białą koszulę i czarne spodnie. Wyglądał wtedy naprawdę dobrze.
-Choć do kuchni, są tam moi rodzice.- Zwrócił się do niej chłopiec.
Honey uśmiechnęła się i ruszyła za rudzielcem. Po drodze rozglądała się. Dom był pełny magii! Ruszając się zdjęcia, latające przedmioty i wiele innych rzeczy. Jak na razie widziała salon, który teraz dominował w kolorach czerwonym, białym i zielonym.
-Już jesteśmy. - powiedział i odłożył ciastka na blat kuchenny.
Dziewczyna weszła do kuchni i od razu uderzył w nią zapach wigilijnych ciasteczek jak i potraw.
-Witaj Honey!- przywitała się Molly.
Dziewczyna dygnęła i uśmiechnęła się do pani Weasley. Kobieta była zdziwiona z jaką to gracją zrobiła.
-Dobry wieczór moja droga jak minęła podróż?- spytał uprzejmie Artur.
Dziewczyna popadła w panikę, jak miała odpowiedzieć? Państwo Weasley na pewno nie znali jej języka. Jej serce zaczęło szybciej bić, ręce nadmiernie pocić. Fred zauważył u niej strach i złapał ją za rękę. Black częściowo się uspokoiła. Spojrzała na Freda.
-Pewnie dobrze, prawda Honey?- uratował ją z opresji chłopak.
Dziewczyna kiwnęła głową i uśmiechnęła się w podzięce.
Nagle do kuchni wbiegł dziewięcioletni chłopczyk. Miał włosy jak jego wszyscy bracia i te same oczy. Jednak oczy Freda były unikalne. Zdaniem Black oczywiście.
-Mamo już możemy jeść? - spytał.
-Tak Ron możesz zawołać braci i siostrę na dół a w tym czasie nakryjemy do stołu. -poinformowała go mama uśmiechając się do mnie.
-Wiesz co Ron? Chyba z tobą pójdę. - powiedział pan Artur.-Możesz się zgubić.- podszedł do Rona.-No młody uciekamy!- wyszeptał do chłopca i oboje pobiegł na górę.
-Ach ci mężczyźni... Też wymigasz się Fred od obowiązków?- spytała się ironicznie.
-Nie mamo, pomogę ci. A w tym czasie Honey pomoże ci w kuchni.- poinformował Fred patrzący ciągle w blondynkę.
Pani Weasley przez chwilę stała w miejscu i patrzyła się na syna jak zahipnotyzowana. Zdziwiła się i to bardzo! Zawsze jej dzieci stroniły od obowiązków. Spojrzała na dziewczynę a później na jej syna. Przez chwilę analizował jak się zachowuje i kiedy zrozumiała Freda uśmiechnęła się szeroko.
-No dobrze mój drogi.- powiedziała.-No to idź a my sobie rade damy.- podeszła do Honey i pociągnęła ja lekko do kuchni.
Dziewczyna pomachała do Freda i spojrzała na panią Weasley. Kobieta była pulchna z rudymi włosami. Wyglądała na bardzo przyjazną i miłą, co zgadzało się z jej charakterem.
-A więc Honey co tam w szkole?- spytała się sprawdzając ciasteczka.
I znowu poczuła jak strach przejmuje jej ciało.
-A może ona nie wie, że jestem nie mową?- pomyślała.
Pani Molly odwróciła się do dziewczynki. Honey niepewnie zaczęła "mówić" jak to w szkole bywa. Nagle wyraz twarzy kobiety zmienił się na zatroskaną.
-Proszę podejdź do mnie dziecko.-poprosiła. Dziewczynka powoli zbliżyła się do kobiety.-Przepraszam cię dziecinko, ja nie wiedziałam. - powiedziała złamanym głosem i przytuliła się do dziewczynki.
Black oddała uścisk i poczuła w oczach łzy. Nie chciała płakać w tym jakże wesołym dniu, więc szybko odgoniła je i delikatnie odsunęła się od Molly. Zobaczyła na jej twarzy łzy. Chwyciła palcami prawo dłoni koniec bluzy i ja pociągnęła tak, żeby znajdowała się na połowie dłoni. Później naciągniętym materiałem starła łzy z buzi pani Weasley i uśmiechnęła się przyjaźnie. Kobieta również to zrobiła.
-Honey masz przy sobie swoją różdżkę?- spytała i wyciągnęła swoją.
Dziewczyna lekko skinęła głową i wyciągnęła różdżkę ze specjalnej kieszonki.
-Pomogę ci.- powiedziała do niej. Black zmarszczyła brwi.- Istnieje pewny czar, który pomaga takim osobom jak ty komunikować się z innymi.- Dziewczynka mocno się zdziwiła. -Zamknij oczy.- Poleciła. Honey zamknęła je.-Pomyśl sobie o słowach jakie chcesz powiedzieć, później delikatnie unieść swoją różdżkę w prawo i zacznij pisać tak jak na zwykłym papierze. Przedtem musisz w myślach wypowiedzieć zaklęcie. Brzmi ono " Verbum Dei tacet".
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się nad słowami jakie chce powiedzieć. Kiedy już miła ułożoną formułkę uniosła rękę w prawo i zaczęła pisać. Poczuła jak zaczęła różdżki uwalnia się jakaś stróżka...światła?
Niepewnie otworzyła powieki i zobaczyła złoty napis w powietrzu głosząc:
Dziękuję pani! Pani Molly, jest panie kochana kobietą!
Spojrzała na gospodynię a później na różdżkę. Szybko do niej podeszła i mocno przytuliła. Molly oddała uścisk. Trwały w tej milej chwili dopóki nie poczuł zapachu spalenizny...
-Moje ciastka!- wykrzyknęli pani Weasley i poszła szybko wyjąć z piekarnika ciasta.-To koszmar dziecko nie mamy teraz żadnych ciastek.- wyżaliła się.
Black uśmiechnęła się do kobiety i wzięła z blatu kuchennego swoje zawiniątko i ułożyła je na wyciągniętych dłoniach zdziwionej Pani Weasley. Ta delikatnie pociągnęła wstążeczkę uwalniając tym przepiękny czekoladowy zapach ciasteczek.
Zawsze mnie uczono, że jeśli idziesz w gości musi się mieć zawsze coś od siebie.
Napisał dziewczynka odkładając na bok papier, na którym leżały wypieki.
-Dziecko uratowałaś mnie!- zaśmiał się kobieta. Black również się zaśmiała.
-Miła z niej dziewczyna.- wywnioskowała.- Niech mój Fred za parę lat bierze się za nią bo taka dziewczyna to skarb! Chociaż sądząc po ich zachowaniu mogę stwierdzić, że już nie ma co szukać innej.
Och Molly... Nie można Ci nie przyznać racji!
Poprawiony z becią <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top