Klasa 1 Rozdział 16

Dwudziesty trzeci grudnia. Dziewczynka wstała tego dnia o dziewiątej. Od samego ranka uśmiech nie schodził jej z twarzy. Święta u Weasley'ów będą najlepszymi w jej życiu. Szybko ubrała się w nową bieliznę, czerwoną bluzę i białe jeansy. Uczesała swoje włosy i- zakładając wcześniej buty- wyszła na śniadanie.

Wielka Sala była prawie pusta. Tylko niektórzy uczniowie zostali na święta w Hogwarcie. Jadalnia była przepięknie ozdobiona. Z sufitu padał śnieg, którego nie dało się złapać bo był jakby niematerialny. W rogu stała wielka choinka, która była tak ogromna, że skrzaty musiały wziąć drabinę by zawiesić na niej kolejne ozdoby. Na stołach znajdowały się wigilijne obrusy i... małe prezenciki.

Black podeszła do swojego miejsca i usiadła na nim. Koło jej talerza leżało pudełeczko. Niepewnie wzięła je do ręki i starannie otworzyła.

W środku zobaczyła pierścień. Był przepiękny. Obręcz wykonana ze srebra a ozdobą był małe diamentowe serduszko.

-Jaki piękny! Ale na pewno nie mój.- pomyślała.

W pudełku znalazła również kartkę. Sięgnęła po nią i ją rozwinęła.

Dla Honey Lily Black

Od Kochającego Taty

Spojrzała jeszcze raz na pierścionek i wzięła go do ręki. Teraz zauważyła grawerunek na zewnętrznej stronie pierścienia.

"Uroczyście przysięgam, ze kuje coś nie dobrego."-Głosił napis.

O co tu chodzi, pomyślała, co może to oznaczać...Nie zastanawiając się za długo włożyła pierścionek na palec u prawej ręki. Wyprostowała rękę i spojrzała na podarek. Był niesamowity! Wydawało jej się, że zmieniał kolor.

Gdy skończyła zachwycać się prezentem od ojca schowała liścik do pudełka i wsunęła je do swojej przedniej kieszeni w spodniach. Spojrzała na stół i postanowiła zjeść płatki z ciepłym mlekiem. Oczywiście również wzięła kakao.

Zakończywszy swoje śniadanie Honey udała się do swojego pokoju i dokończyła pakowanie.

Planowany pobyt u  Weasley'ów  udało się jej wynegocjować aż do drugiego stycznia. Black pragnęła spędzić nowy rok w miłym towarzystwie. A rodzice bliźniaków nie mają nic przeciwko temu.

Gdy skończyła się pakować sprawdziła czy wszystko ma. Walnęła się otwartą dłonią w czoło. Prezenty dla rodziny Weasley'ów, pukała się cały czas w głowę ze swojej głupoty. Jak mogła zapomnieć o czymś takim ważnym?! Migiem znalazła się przy swojej szafie i wyjeła z jej dnia kilka pakunków.  Położyła je na łóżku i dokładnie policzyła. Z tego co wiedziała od swoich przyjaciół mają oni czterech braci i jedną siostrę. Było trudno o prezenty, ale dała sobie z nimi rade. Ma również dla pani i pana Weasley. Oczywiście bliźniacy również się znajdą w tym ogromne prezentów.

Jej torba była już zapchana ubraniami i pakunkami. Na zegarze wybiła dopiero jedenasta.

-Co by tu zrobić?- zapytała się samą siebie.

McGonagall powiedziała, że może teleportować się dopiero o piętnastej.

-A może tak coś upiec?- pomyślała - Nie głupi pomysł. Zawsze mnie uczono jak do kogoś przychodzisz musisz coś ze sobą wziąć. 

Od razu pobiegła w stronę kuchni. Gdy wreszcie się w niej znalazła zakasała rękawy. Postanowiła zrobić czekoladowe ciastka sztuk trzydzieści.

-Na pewno wszystko zjedzą. Jak mają taki sam apetyt jak bliźniacy!

Wzięła się do roboty. Robienie wypieków było dlaniej ogromną frajdą. Pamiętała jakskrzaty nauczyły ją gotować- miała wtedy sześć lat i ledwo dosięgała do blatu.

Gdy skończyła pieczenie wzięła je na jakąś tacę i przykryła je plastikową bańką, żeby pozostały świeże.

W swoim pokoju była o czternastej. Odłożyła wypieki na swoje biurko a sama usiadła na łóżku. Dopiero teraz sobie przypomniała sobie o prezencie od taty. Szybko wyjęła z kieszeni pudełeczko i schowała go do szuflady z innymi listami. Spojrzała na swój pierścień.

-Wesołych Świąt tato.- Po jej policzku spłynęła łza. Bardzo chciała spędzić je ze swoim tatą,ale to nie możliwe... Chociaż obiecał jej, że wróci. Ta myśl uszczęśliwiła dziewczynkę.

Nagle do jej pokoju weszła pani McGonagall.

-Witaj Honey.- przywitała się.

-Dzień dobry! Wesołych Świąt! -powiedziała dziewczyna.

-Na wzajem kochanie nawzajem. To co gotowa?

-Jasne!

Pani McGonagall patrzyła jak dziewczynka bierze swoją podróżą torbę i pakuje do woreczka ciastka. Uśmiechnęła się. Widać, że lekcje dobrego wychowania nie poszły na marne.

Gdy Honey stanęła przed panią profesor w kurtce, szaliku, czapce, rękawiczkach, z torbą i ciastkami kiwnęła głową, że była gotowa. Wyszły przed zamek z pakunkami.Pani wicedyrektor chwyciła dziewczynka za ramię i obie teleportowały się do Nory...

Poprawiony

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top