Klasa 1 Rozdział 6

 Powoli wstała z łóżka i odłożyła list do szufladki komody. Kiedy ją zamknęła patrzyła jeszcze na nią jakby miało to sprawić, że pergamin w magiczny sposób zniknie. Lecz nie zniknął. Odwróciła wzrok od szuflady i spojrzała na krzesło przy biurku. Uśmiechnęła się pod nosem. Podeszła do krzesła i zauważyła szalik, rękawiczki, czapkę, krawat, szarą kamizelkę z kolorowymi elementami oraz herb Gryffindoru. Oczywiście wszystko było w kolorach żółtym, czerwony i pomarańczowym. Wzięła herb domu i przyjrzała mu się.

Dominował kolor czerwony, lew w herbie w kolorze żółtym, nad nim znajdował się hełm z przyłbicą, który miał nałożony czarodziejski kapelusz. Na nim położony był księżyc, którego tarcza ukształtowała się sierp a koło niego znajdowała się gwiazda.

- Na pewno to Gwiazda Polarna!- pomyślała Honey.

Jej oczy skierowały się do pięknego złocistego i ozdobionego napisu Gryffindor. Przejechała po nim palce. Skoro jej tata też był Gryffonem, na dodatek Huncwotem, to ona postara godnie reprezentować dom, rodzinę oraz miano Huncwota.

Odłożyła plakietkę na miejsce i ruszyła do szafy na ubrania. Otworzyła ją i wyjęła z niej nową bieliznę, za dużą szarą bluzę, która sięgała przed kolana i spodnie już za kolana. Przebrała się i podeszła do toaletki i usiadła na krzesełku. Cały czas patrzyła w swoje odbicie w niewielkim lustrze naprzeciwko niej czesząc swoje włosy. Zastanawiała się czyżby jej nowy znajomy Fred lubił ją. Mogła się przyznać, że interesowała ją opinia innych nad jej osobą. Pierwszy raz spotkała tyle rówieśników naraz, zamartwiała się czy zawiąże jakieś więzi z nimi.

Odstawiła szczotkę na toaletkę. Podparła się łokciami o blat, chwyciła dwoma kciukami swój podbródek i dalej się patrzyła w lustro. Wyobraziła sobie, że siedzi na tym samym krześle i do jej pokoju przybył jej ojciec. Uśmiechnęła się. Chciała zobaczyć swojego tatę. Chciała zaznać ojcowskiej miłości. Czy to tak wiele? Posmutniała. Oderwała się od mebla i położyła się na łóżku. Wpatrywała się w materiał nad nią, te kolory zawsze kojarzyły jej się z ciepłem. Było to przyjemne uczucie, tak sobie mówiła. Jej powieki stawały się cięższe i nim minęła chwila Black zasnęła.

~~~~*****~~~~

Zamek stopniowo zaczynał nabierać barw. Mrok został wypędzony, żeby rozpocząć nowy dzień. Promienie słońca, swoim blaskiem, odbijało się od tafli pobliskiego jeziora dając wrażenie lustra oraz połysku drogocennych kamieni. Tak zapowiadał dzień drugi września, gdzie młodzi czarodzieje zaczynali naukę w Hogwarcie. Była wtedy godzina piąta trzydzieści, niektórzy uczniowie jeszcze wygrzewali się w swoich ciepłych kołdrach w łóżkach. Jednak część czarodziei była już na nogach gotowi na zajęcia w tym zamczysku. Młoda Black należała do tej grupy, wstała jeszcze wcześniej, gdyż śnił jej się koszmar. Jak dotąd nie pamiętała swoich snów , lecz ten nie był snem a koszmarem, który zostanie w pamięci czarownicy na długie lata. Honey siedziała na swoim łóżku z podkulonymi nogami. Patrzyła przed siebie. Mimo tego, że to tylko wyobraźnia ona nie uważała tego za wytwór jej mózgu.

-Nie ma co, trzeba zapomnieć o tym jak o innych snach- stwierdziła.- Czas się szykować.

Wstała z łóżka i po paru minutach siedziała ubrana, z mokrymi włosami na krzesełku przy toaletce czesząc swoje włosy. Spojrzała na zegar na biurku.

-Dochodzi szósta-pomyślała.- Co ja będę robić godzinę?

Podparła się łokciami o blat i oparła o dłonie swoją głowę. Chciała wywinąć jakiś kawał, liczyła, że to poprawi jej humor z samego rana po koszmarnej nocy. Flich, pomyślała, przydało by mu się upiększenie. Uśmiechnęła się chytrze, założyła swoją szatę z przyszytym herbem domu i wyciągnęła z ostatniej szuflady komody farbę, klej oraz sztuczne włosy. Na palcach doszła do Pokoju Wspólnego, omijając kominek usłyszała huk i straszny odór. Zaśmiała się, to była jej niespodzianka-postanowiła zaczekać. Ukryła się za komodą, jednak nie musiała czekać długo bo chłopcy od razu zaczęli krzyczeć i biegać po całej wieży.

-Percy!!!- wykrzyczała trójka chłopców, która zatrzymała się w salonie.

-Co się... Jezu co tak śmierdzi?- spytał prefekt wychodząc ze swojego pokoju.

-My!!!- wykrzyczał Fred wskazując na siebie,George'a i Lee.

-Wiedziałem! Psotka już was odwiedziła!- zaśmiał się Percy.

Honey tarzała się po podłodze ze łzami w oczach. Jej ofiarami żartu byli nowo poznani bliźniacy i ich znajomy, którego jeszcze nie miała przyjemności poznać osobiście. Było to zabawne.

Powoli zaczęła się wychylać za komody i próbowała doczołgać się do kanapy naprzeciwko kominka. Chłopcy nawet nie zauważyli jej obecności, ponieważ byli zajęci wymyślaniem sposobu nad pozbyciem się tego smrodu.

- Spokojnie chłopcy musicie się jedynie umyć.- wyznał spokojnym głosem prefekt.

-Jedynie...jedynie! To aż umycie się- przyznali bliźniacy.

-Wy zawsze wyolbrzymiacie!- wyznał uśmiechnięty Percy.

- Chodźcie chłopaki jakoś to wytrzymacie- powiedział Lee.

Bracia spojrzeli na siebie i westchnęli z udawaną przegraną. Poszli do swojego pokoju. Mijane osoby zatykały nosy i buzie oraz krzyczały, było to ohydne- taka była opinia uczniów. Gdy weszli do pokoju ustalili, że Lee pójdzie jako pierwszy się wymyć, później George a na końcu Fred, który zrezygnowany walnął się na łóżko, a ręce włożył pod poduszkę i położył na niej głowę.

-Początek roku i już kawał. Podziwiam- przyznał w myślach- Jestem ciekaw co teraz robi Honey?

Potrząsnął głową. Dlaczego pomyślał o tej dziewczynie? Była słodka, tu musiał się przyznać. Uśmiechnął się. Nie był to uśmiech nachalny czy zadziorny, ale delikatny. Pierwszy raz na jego buzi pojawił się tego typu uśmiech. Fred zawsze był energiczny, roztrzepany i zabawny. Obchodził się z rzeczami nie ostrożnie. A tutaj pomyślał o słodkiej blondynce i lekki, delikatny uśmieszek zawitał na jego twarzy.

-Hej brat!- zagadał George do Freda.- Fredzie Weasley!- wykrzyczał.

-Co, co pali się?- zapytał Fred gwałtownie siadając na łóżku.

-Nie, mówię tylko do ciebie od czterech minut a ty tylko patrzysz na sufit i dziwnie się uśmiechasz- wyznał George.

-Naprawdę coś mówiłeś? Nie słyszałem byłem zamyślony...

-O Honey- dokończył za niego brat rozmarzonym głosem.

-Nie prawda!- zaprzeczył gwałtwonie i to był wystarczające dla jego brata.

-Hmmm... Jasne- powiedział.- A ja jestem Jordan, który już powinien już tu być!!!- wykrzyczał zniecierpliwiony.

-Przecież do łaźni jest więcej niż pięć minut drogi.

Fred kończąc swoje zdanie dostał w następnej chwili szoku, bowiem Jordan wrócił z łazienki wymyty i pachnący mydłem.

-Na reszcie!- powiedział George. Chwycił swoje ubrania i ruszył do łazienki.

Fred ucieszył się z tego powodu, jego brat miał tendencje do wypytywania ludzi o wszystko i wszystkich. Ponownie położył się na łóżku i zamknął oczy. Widział ciemność, lecz później zobaczył s Honey jak patrzy na niego swoimi hipnotyzującymi niebieskimi oczami.

_________________________________________________________

Poprawiony 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top