C H A P T E R T W E N T Y T W O
Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)
Nastał ten dzień.
W końcu mogłaś wyjść ze szpitala.
Obrażenia, jakie ci pozostały to lekkie zadrapania, natomiast poparzenia szybko zeszły, co było nieco dziwne. Na jednej twojej nodze pozostanie mała blizna, ale nie będzie jej za bardzo widać. To się nazywa mieć szczęście.
–Gotowa?.- zapytała Lisa uśmiechnięta od ucha do ucha. Wyglądała, jakby coś planowała.
–Tak. Już chyba wszystko mam. Tylko muszę iść po wypis.- powiedziałaś zakładając na siebie płaszcz.
–Wypis? Już go mam!.- podała ci radośnie teczkę z dokumentem.- Byłam wcześniej!
–Lisa...- zaczęłaś ostrożnie, odbierając od niej teczkę.- Mogę wiedzieć co planujesz?
–Ale o co ci chodzi?
–Wyglądasz i zachowujesz się jakoś...inaczej.- stwierdziłaś.
–Wydaje ci się.- wzięła od ciebie jedną torbę i poszła w stronę wyjścia.
Nie uwierzyłaś jej. Za dobrze ją znałaś, aby coś nie kręciła, jednak utwierdziłaś ją w przekonaniu, że nic nie podejrzewasz. Wyszłaś ze szpitala pisząc krótką wiadomość do ukochanego, że właśnie idziesz do domu. Jakie było twoje zdziwienie, kiedy przed samym budynkiem szpitala pojawiło się bardzo dobrze tobie znane czarne BMW, a obok niego stał białowłosy, który wpatrywał się w ciebie swoimi szafirowymi tęczówkami.
–Ja to wezmę.- Gojo pojawił się obok ciebie i wziął twoją torbę. Następnie podszedł do Lisy i również wziął od niej bagaż.
Usiadłaś na przodzie i zapięłaś pasy, tak samo zrobiła twoja kuzynka, która zaczęła coś pisać w telefonie jednocześnie szczerząc się jak głupia do sera.
–Z kim ty tak piszesz?.- zapytałaś spoglądając na nią w lusterku. Dziewczyna od razu podniosła głowę.
–A z nikim...- zaczęła być tajemnicza.
–Ewidentnie coś przede mną ukrywacie.- powiedziałaś, kiedy chłopak również wszedł do auta.- Mówcie, co takiego zrobiliście, mam i tak już za dużo stresów, więc nie chcę znowu wykorkować.
–W sumie to mamy dwie sprawy.- zaczął Gojo.- Jedna to mamy wieści dotyczące tego pożaru. I dobrze myśleliśmy, to była Samanta, ale...poleciła to komuś. Ostatnio u nas zatrudnił się kilka lat ode mnie starszy chłopak. Nazywa się Henry Jenkins.
Sparaliżowało cię. Nie wiedziałaś co powiedzieć. Ukratkiem spojrzałaś na Lisę, której wypadł telefon z dłoni po usłyszeniu imienia twojego byłego.
–Znacie go?.- zapytał patrząc raz na ciebie raz na Lisę w lusterku.
–To mój były.- mruknęłaś cicho bawiąc się palcami.
–Słucham?.- stanął agresywnie pod policją.-Zajebie gnoja!.- wyszedł z auta, a ty za nim.
–Gojo uspokój się!.- krzyknęłaś za nim, kiedy ten biegł w stronę budynku.
–Czekajcie muszę to nagrać!.- krzyknęła za tobą Lisa, która najwidoczniej znalazła już swój telefon.
Naprawdę zwariować można.
Cała wasza trójka weszła do środka. Teraz domyśliłaś się, że musiałaś zeznawać. Zaczęłaś się stresować, bo nigdy nie byłaś na policji (nie to co autorka).
–[T.I]?
–Henry?
To był on. Wyglądał na przerażonego, złego i może zdezorientowanego. Chodź w sumie też byś się bała, gdyby taki mężczyzna jak Gojo patrzył się na ciebie jakby zaraz miał cię zabić. Trzymałaś go mocno, aby nie zrobił nic głupiego. Nie tylko Henry by siedział za kratkami ale też i on za zabicie.
–Dlaczego to zrobiłeś?.- powiedziałaś cicho. Nie chciałaś brzmieć na przerażoną. Byłaś nadal w szoku. Dlaczego on to zrobił?
–Ja...Ja chciałem cię odzyskać...i...
–Prawie ją podpalając?! Faktycznie niezły ten plan. Zrobię tak na chłopaku, który mi się podoba. Oboje będziemy się smażyć w piekle. Jak romantycznie.
–Lisa, nie pomagasz.
–Ten plan wymknął się spod kontroli...miałem cię uratować, ale Samanta...
–Zamknęła drzwi. Rozumiem.- a właściwie nie rozumiałaś. Czy serio istnieją tak głupi ludzie, że nie wiedzą, że ogień to bardzo niebezpieczny żywioł? (Ja nie wiem).
Nie mogłaś patrzeć już na swojego byłego. Myślałaś, że po waszym rozstaniu, które było dość pokojowe już sobie nigdy nie wejdziecie w drogę. A prawda była zupełnie inna.
***
Po chyba trzech godzinach zeznań w końcu mogłaś wrócić do domu. Problem był jednak taki, że kiedy chciałaś wyjść, nie mogłaś.
–Chyba znowu drzwi ci się zepsuły.- powiedziałaś wkurzona.
–Cóż...ja ci je zablokowałem. Jedziemy do mnie. Mam dla ciebie niespodziankę.
–Czekaj czekaj...co? Spać mi się chcę. I chcę się położyć! I chwila. Teraz rozumiem. Oboje od rana dziwnie się zachowujecie. Zaczynam się bać.
–Nie masz czego się bać, mówię ci.- przyśpieszył.
–Jasne. Dziwne, że ty to mówisz.- nagle cię oświeciło.- Pamiętasz, jak pierwszy raz mnie odwoziłeś? Też specjalnie zablokowałeś drzwi?
–Masz mnie.- zaśmiał się słodko.- No...tak. Ale nie spodziewałem się, że przejdziesz po mnie. Chodź nie ukrywam, podobało mi się.
–Jesteś niemożliwy.- zakryłaś twarz dłonią.- Matko...
–Nie marudź.- położył swoją dłoń na twoim udzie.- Za chwilę będziemy.
–Naprawdę twój dom jest w lesie? Nie jesteś żadnym mordercą?
–Gdybym chciał cię zabić zrobiłbym to już dawno.
–Dobrze wiedzieć.
Chciałaś coś dodać, ale zaniemówiłaś na dom. Poprawka, to nie był dom. To była willa, która wyglądała, jak z magazynu. Brama została otworzona, a Gojo wjechał na posesję. Ogrody, duży garaż, drzewa, dużo drzew. Strumyk oraz fontanna. Czy tak właśnie wygląda królewskie życie?
Jednak co najbardziej cię zaciekawiło to walizki, które stały na schodach. A co najlepsze - to były twoje walizki i torby. Chwila, o co tutaj chodzi?
–Gojo? Chciałbyś mi może wyjaśnić o co tutaj chodzi?.- odwróciłaś się do niego.
–Wiesz...- zaczął się znowu dziwnie zachowywać.- Tak jakoś sobie pomyślałem, że...może...no wiesz...chciałabyś...zamieszkać razem z takim jednym przystojnym mężczyzną?
–No...jasne, że chcę, ale to czemu nie jesteśmy pod jego domem tylko twoim?
–No wiesz co, [T.I]...?.- zaczął do ciebie podchodzić.
–Żartuje tylko.- złapałaś jego ręce.- Czyli chcesz, abym z tobą zamieszkała? Tutaj?
–Mogę kupić dom gdzie tylko chcesz. Tam.- wskazał na górę.- Tam.- wskazał na kilka innym domów w okolicy.- Możemy nawet w Las Vegas, Miami, Tokio...
–Gdziekolwiek. Byle z tobą.- uśmiechnęłaś się i pocałowałaś go w usta.
I właśnie dzięki niemu zaczęłaś nowy rozdział życiu. Stał się twoją nową, bezpieczną przystanią. Pokazał, że przy nim mogłaś okazywać swoje wszystkie słabości, płakać, śmiać się czy denerwować. W przeciągu jednego miesiąca lub nawet więcej stał się kimś, kogo szukałaś przez całe życie. Nie zamierzałaś już się smucić.
Bo w końcu odnalazłaś dom.
Odnalazłaś szczęście, które nie było ulotne.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!❤️
Zapraszam do epilogu, który pojawi się jeszcze tego samego wieczoru❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top