C H A P T E R T W E N T Y
Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)
Obudziłaś się w białym pomieszczeniu, w którym świeciło jak w niebie. A może to faktycznie było niebo?
Zaśmiałaś się wewnętrznie na swoje rozumowanie. Ty? Do nieba? Cóż, nie byłaś pewna, czy nawet do piekła dostaniesz zaproszenie. Powoli wstałaś na równe nogi, które były całe pozawijane w bandaże. I wtedy sobie przypomniałaś całą sytuację.
Zamknięte drzwi, okna, dym, ogień i to, jak wołałaś o pomoc. Kiedy zemdlałaś, dopiero ktoś do ciebie przyszedł. Myślałaś, że to był twój koniec, na który się już przygotowałaś. Cóż, tak jakby, bo spadku jeszcze nie zdążyłaś napisać.
–Witam wśród żywych, Pani [T.I].- nagle przed tobą pojawiła się lekarka, która widząc twoje poczynania podeszła do ciebie.- Proszę nigdzie nie iść.
–Ale ja się muszę...
–Pani Mąż i siostra czekają przed salą. Mam ich zawołać?
–Tak, proszę ich wpu...zaraz chwila, mój mąż?
–Tak. Taki wysoki, z białymi włosami i niebieskimi oczami. Przedstawił się jako pani mąż i zapewnił pani chyba jedną z najlepszych opiek jaką posiadamy w szpitalu.
–Ah, tak. Mój mąż. Chyba przez ten szok spowodowany pożarem zapomniałam, że mam męża.- zaczęłaś grać. Przecież jak spotkasz Gojo to chyba go zabijesz. Miałby szczęście, bo jesteście w szpitalu.- Tak, proszę ich zawołać.- wróciłaś do łóżka.
–Za chwilę przyniosę również Pani wyniki badań i co najważniejsze dalszy przebieg leczenia. Miała pani dość dużo szczęścia, gdyż straż pożarna pojawiła się bardzo szybko. Zatruła się również pani dymem, a jest on bardzo niebezpieczny, więc później powtórzymy badania, czy dym nie spowodował jakiś większych skutków zatrucia się nim.
Nie odpowiedziałaś, tylko skinęłaś głową i czekałaś na przybycie swojego ukochanego męża. Bo przecież załatwił ci najlepszą opiekę medyczną i nie mógł nie wykorzystać przy tym swojego interesu wpierdzielenia się w twoją rodzinę. Jeszcze by brakowało żeby zorganizował rodzinne posiedzenie tutaj w szpitalu. Nie minęła minuta, a do pomieszczenia wpadł zdyszany białowłosy, który jak tylko cię zobaczył wpadł na ciebie, delikatnie cię przygniatając. Jęknęłaś z bólu, kiedy złapał twoją twarz w swoją i mocno wpił się w twoje usta. Zanim zdążyłaś oddać pocałunek odsunął się od ciebie i zaczął patrzeć na ciebie delikatnie biorąc cię za ręce, jakby chciał sprawdzić, czy wszystko z tobą okej. Przeżyłaś pożar. Oczywiście, że ci się nic nie stało. Bo co by się miało stać?
–Kurwa mać! Tak się o ciebie bałem! Strażacy nie chcieli mnie wpuścić do środka! Dosłownie wszyscy z firmy wyszli! WSZYSCY! Wiesz, jaki zawał przeżyłem kiedy widziałem wszystkich swoich pracowników, a CIEBIE nigdzie nie było?!
–Weź tak nie krzycz bo lekarki się dziwnie patrzą.- powiedziała Lisa wchodząc do środka.
–Ja tutaj przeżywam! Powinny mi dać chyba jakieś leki na uspokojenie, a nie tak stać. Nie dziwię się, że dużo ludzi umiera skoro im nie pomagają.
Skoro chciał coś na uspokojenie, w takim razie dostanie. Podniosłaś się i uderzyłaś go w głowę, na co chłopak jęknął z bólu na całą salę.
–Za co to?!
–Powiedziałeś im, że jesteś moim mężem! Inaczej by cię nie wpuścili! Taki właśnie jesteś! Bezinteresowny!
–Tutaj jest sto procent prawdy.- uśmiechnął się,- Bo kiedyś zostaniesz moją żoną, więc...
–Za co los mnie tak kara, że spotkałam na swojej drodze takiego idiotę...- mruknęłaś cicho, chodź i tak on to słyszał, na co spojrzałam na ciebie zdziwiony z podniesioną jedną brwią i usiadł obracając się od ciebie.- Czasami zachowujesz się gorzej ode mnie kiedy mam okres...
–A ja się po prostu o ciebie martwię. Najpierw mdlejesz przez okres, a teraz przez dym!
–Jak już mowa o dymie...- zaczęła Lisa, na co wszyscy zwróciliśmy na nią uwagę.- Wiadomo skąd się wziął dym?
–Ponoć ktoś majstrował przy systemie bezpieczeństwa i przewody się podpaliły. Cokolwiek to może znaczyć. Kurwa mać, przecież mam od tego ludzi, którzy sprawdzali ten jebany system i wszystko, co związane z rurami czy chuj wie z czym jeszcze. Nie wiem, nie znam się.
–Jestem na sto procent pewna, że to Samanta. Owszem, nie mogę mówić kto jest winny bez dowodów, ale to wszystko mówi samo za siebie! Ma motyw. Nie lubi ciebie, mnie, a Gojo...cóż. Jest na niego zła, więc upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu!
–Lisa. Idealnie trafiłaś. Bo prawie mnie upiekła.- mruknęłaś.
–A no...racja. Ale wiesz o co mi chodzi! Miała motyw. A kto wie, może obciągnęła komuś aby dał jej dostęp do systemu i...
–Wyobraziłem sobie to.- powiedział białowłosy krzywiąc się.
–Zboczeniec.- mruknęłaś przeracając oczami.
–Tylko twój.
Zaśmiałaś się, kiedy położył się na twoim ramieniu.
–Tak właściwie gdzie Alex?
–Napisała, że przyjedzie za chwilę, bo kręci z jakimś policjantem, który jej się podoba.- pokazał nam wiadomość Gojo.
–Cała Alex.
–Mam nadzieję, że jej się udało. Od kilku lat męczy mnie, że jest samotna.
–Tutaj wystarczy tylko cierpliwość. Ja nadal czekam na chłopaka idealnego jak z książki.
–Cóż.- zaczęłaś, zwracając uwagę Gojo, na którego spojrzałaś.- Ja już swój znalazłam.
–Dobra, weźcie bo zaraz się zrzygam z tej miłości.- powiedziała Lisa, udając, że wymiotuje.
–Jeżeli chcesz możemy pójść na podwójną randkę. Wezmę przyjaciela, który akurat poszukuje dziewczyny.
–A ładny jest?.- zapytała Lisa. O nie, zainteresowała się.
–Dla niego mógłbym zostać gejem.- zaśmialiśmy się z jego stwierdzenia.
–W takim razie ci ufam.- powiedziała uśmiechnięta. Byłaś ciekawa, czy coś z tego wyjdzie.- Dobra, wracam do mieszkania i przyniosę ci twoje rzeczy. Jeżeli byś czegoś potrzebowała to dzwoń.
–Nie mam telefonu.- powiedziałaś gorączkowo szukając urządzenia.
–Spokojnie. Ja go mam.- Gojo wyjął z kieszeni twoją komórkę.- Nic mu się nie stało. Aż dziwne.
–Ten telefon tyle przeżył, że pożar to był nic.- zaśmiałaś się.- Szkoda, że nie udało nam się z tą restauracją.
–Spokojnie. Restauracja może przecież przyjechać do nas.- pocałował cię w czoło.
Pożegnaliście się z Lisą, która powiedziała, że jeszcze do ciebie dzisiaj wpadnie. A ty zostałaś sama z chłopakiem.
–Ja też będę się powoli zbierał. Chcę zobaczyć, co się dzieje i jakie są straty. No i jeszcze musimy zobaczyć kamery, czy nie złapały tego, kto to zrobił.
–A przyjedziesz jeszcze dzisiaj?.- zapytałaś z nadzieją, że go jeszcze zobaczysz.
–Oczywiście.- powoli wstał i założył marynarkę.- Do zobaczenia, Adamas.- położył dłoń nad twoją głową i wpił się w twoje usta. Teraz to nie było agresywne czy szybkie. To był czysty, pełnej pasji, a zarazem delikatny pocałunek, który miał trwać zdecydowanie dłużej, gdyby nie to, że przyszedł lekarz, który kaszlnął nerwowo.
–Proszę mi tylko nie połknąć pacjentki.- zażartował lekarz.
-Spokojnie doktorze. Ja tutaj nie jestem od połykania.- uśmiechnął się i pocałował twoją całą czerwoną twarz na koniec.- Do zobaczenia później, skarbie.
Myślałaś, że spalisz się ze wstydu. Czy ten mężczyzna nie miał za grosz pohamowania?
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał! ❤️
Powiem wam szczerze, że jestem bardzo z siebie dumna za napisanie tego rozdziału. Przepraszam, że ostatnie rozdziały były do dupy, ale mam nowy telefon i trochę się zestresowałam nim i przez to byłam też trochę rozproszona. Dlatego wybaczcie jeszcze raz.
Miłego dnia/nocy/wieczora kochani!❤️
Daily reminder: jesteście cudowni i nie zapominajcie o tym❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top