7
— Wybierz. — Zajęło chwilę nim dotarło do mnie, że Mikhail zwrócił się do mnie.
— Co? — szepnęłam.
— Które serce mam ci dostarczyć? Wskaż je, Malio.
Zrobiło mi się słabo. To był mój test, mój moment, w którym musiałam udowodnić, że jestem tego warta, że się nie waham. Mężczyźni przy stole patrzyli na mnie badawczo. Ale ja wpatrywałam się w oczy kobiet i miałam wybrać, której chcę odebrać życie, aby ofiarować je sobie.
To nie śmierć była najgorsza.
Tylko to co umarło w nas za życia.
Wzrokiem przemierzyłam zdjęcia kobiet, próbując znaleźć odpowiedź w ich twarzach. Ale wszystkie wyglądały tak samo — bezradne, bezbronne. Moja decyzja miała oznaczać koniec dla jednej z nich, a ja nie mogłam się zdecydować.
Kręciło mi się w głowie. Wspomnienia, marzenia, lęki, wszystko z mojego życia w mojej głowie, jak w poplamionej potarganej księdze. Moje ręce zadrżały, gdy próbowałam zebrać myśli, ale każda z nich wydawała się być przezroczysta i niewyraźna, nieustannie uniemożliwiając skupienie się na którejkolwiek z nich. Przypomniałam sobie twarz mojego ojca, dawne przyjaźnie... Zastanawiałam się, jak mogłam być w tej chwili, w tym miejscu, stojąc w obliczu tak przerażającej decyzji.
Mikhail czekał, cierpliwie, ale jego oczy były pełne oczekiwania. Czułam, jak ciężar jego spojrzenia spoczywa na mnie, jakby oczekiwał, że podejmę decyzję, która wyjdzie jednym gestem mojego palca.
Wzdrygnęłam się, czując gwałtowne dreszcze przeszywające moje ciało. Nie chciałam być odpowiedzialna za śmierć żadnej z tych kobiet. Ale czy naprawdę zamierzałam się teraz wycofać? Po wszystkim, co przeszłam, czego doświadczyłam dla tej konkretnej chwili? Jeszcze niedawno wyobrażałam sobie, że jestem na równi z Mikhail'em, a teraz nie byłam pewna tego czy chcę żyć. W mojej duszy toczyła się bitwa. Odpowiedź jednak była dla mnie jasna. Wiedziałam czego pragnę najbardziej.
Z trudem opanowując dreszcze, podniosłam wzrok i spojrzałam na Mikhaila. W tym momencie losy tych kobiet leżały w moich rękach. Trzymałam w swoich dłoniach ich przyszłość.
— Która z nich ma najmniej osób wokół siebie i jest najzdrowsza? — wyrwało się z moich ust, a mój głos był ledwie szeptem, ledwie słyszalny nawet dla mnie samej.
Czegokolwiek bym nie powiedziała, twarz Mikhaila pozostawała niewzruszona.
— Każda z nich została wybrana z jasnych powodów. Są samotne i zdrowe. Nikt ich nie będzie szukał — odpowiedział powoli.
Czułam, że oddech mi się zatrzymał, że w tym momencie wszystko, co było ważne, przemknęło mi przed oczami.
Odetchnęłam głęboko, próbując złapać oddech, który zdawał się uciekać mi z płuc. Wiedziałam, że moja decyzja może mieć konsekwencje, że będę przeklęta w niebie przez wieczność, ale w tej chwili najważniejsze było dla mnie jedno — ja sama. Tak jak przez ostatnie lata.
Wskazałam więc na pierwszą kobietę z brzegu, nawet jej się nie przyglądając. Położyłam dłoń na jej zdjęciu i przesunęłam je w kierunku Mikhaila.
— Ona — powiedziałam. Egoizm, zimno i brak poczucia winy, wypełniły mnie w tej samej chwili. Odebrałam komuś życie, jednym gestem, jednym słowem. Gdybym zechciała mogłabym mieć jej głowę na talerzu. To rozpierające uczucie władzy w piersi, rosło z każdą chwilą. Momentalnie uniosłam brodę, na przypływ pewności siebie.
Ja wygrałam.
To ja dostanę serce.
Dostanę życie.
Mikhail skinął głową i odwrócił się, do mężczyzn podając im zdjęcie.
— Dokonaliśmy wyboru, dziękuję — oznajmił i przeszedł do omawiania dalszych spraw, które mnie już nie dotyczyły. To była ostatnia szansa, aby udowodnić, że jestem godna zaufania. Czy spełniłam jego oczekiwania? Zdałam test? Nie interesowało mnie to. Wróciłam do swojego pierwotnego celu i jego zamierzałam się trzymać. Może to właśnie w tym tkwiło moje przeznaczenie? W pokonywaniu własnych słabości, w dążeniu do tego, aby być gorszym człowiekiem, ale silniejszym? Zamiast płonąć, lepiej samym zostać płomieniem.
Po godzinie rozmów o rozszerzeniu interesów na Indie, Mikhail zakończył spotkanie. Wstałam powoli, czując jakby każdy ruch sprawiał mi ból. Ale to był ból, który miałam znieść. Ból, który miał mnie uczynić silniejszą. Spojrzałam także na osoby przy stole. Byli niewzruszeni.
Ja tak samo.
— Do widzenia — wyszeptałam, nim wraz z Mikhailem opuściłam pomieszczenie.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, samochód już na nas czekał. Wiedziałam, że przed nami jeszcze wiele trudnych chwil, ale w tej chwili czułam się wolna. Niczym lew wypuszczony z klatki. Może w tej wolności tkwiła moja siła? W możliwości wyboru, w możliwości decydowania o sobie. Bo jeśli potrafiłam zdecydować o czyimś życiu, to mogłam wszystko.
Mikhail otworzył i przytrzymał dla mnie drzwi. Gdy oboje znaleźliśmy się w środku, nie potrafiłam wydusić z siebie słowa.
— Kto by się spodziewał, że jednak dasz radę — parsknął cicho. — Póki co dobrze sobie radzisz. Zobaczymy, jak będzie dalej.
Spojrzałam na niego, próbując zrozumieć, co kryje się za jego słowami. Tylko pochwała czy też coś więcej? Zastanawiałam się, czy miałam wierzyć w to, co mówił, czy też to tylko kolejna próba manipulacji, kolejne ogniwo w grze, którą prowadził?
Skinęłam mu tylko głową, bo wiedziałam, że dalsze dyskusje teraz nie miały sensu.
Samochód ruszył, a ja opierałam się o oparcie fotela, próbując uporać się z falą emocji, która we mnie szalała. Wiedziałam, że decyzja, którą podjęłam, będzie miała konsekwencje, ale czy umiałam przewidzieć je wszystkie?
Mikhail odwrócił się w moją stronę, jego oczy wydawały się przeszywać moje myśli.
— Czyżbyś miała wątpliwości? — zapytał prowokująco, jakby chciał, abym mu się postawiła i na siłę udowodniła, że się myli. Nie potrafiłam się jednak na to zebrać.
Przełknęłam ślinę, próbując uporządkować swoje myśli.
— Nie — odpowiedziałam. — Ale zastanawiam się, co będzie dalej? Po... przeszczepie.
— To samo, co teraz. Będziesz pracowała ze mną, a ja będę zawsze stał obok ciebie.
Zamknęłam oczy, interpretując jego słowa. Nie ukrywam jednak, że zwróciłam uwagę na to, że powiedział "będę stał obok ciebie", a nie "ty obok mnie". Nie chodziło tu o hierarchię. To on miał stanowić dodatek, a nie ja. Taki mały szczegół zdradzający tę niewielką równość.
— Przyzwyczaj się do podejmowania takich decyzji — powiedział. — Ta nie będzie ostatnia.
Miał rację, ale też się mylił. Przez ostatnie miesiące także podejmowałam trudne decyzje, ocierałam się o śmierć i oszukiwałam przeznaczenie. Może dlatego dzisiejsza nie sprawiła mi tak dużego trudu, jak sądziłam.
— Nie jestem pewna, jaką ma mieć w tym wszystkim rolę. Nie jestem na samym dole, ale też nie jestem na szczycie. Nie wiem, co ja tu w ogóle robię.
— Twój cel się nie zmienił, Malio. — Spojrzał na mnie intensywnie. — Znalazłaś się tutaj, bo chcesz żyć. Zmieniła się jedynie osoba, która zamierza ci to życie dać. Różnica między mną, a Raphael'em jest taka, że ja nie wymagam od ciebie nic w zamian. Żadnego ślubu czy innej formy spłaty długu. Mogę podarować ci cały świat. Nie musisz nawet prosić. Możesz rządać, a ja dopilnuje by było twoje.
Wiem, że możesz. Możesz mnie także zabić i zamknąć w trumnie tak jak tamtych ludzi na balu. Możesz mnie oskórować albo ściąć o głowę. Zgwałcić. Torturować. Zabić. Tego cię uczono. Taki jesteś.
Raphael by tego nie zrobił... on... dbał o mnie. Zależało mu na moim bezpieczeństwie, nawet jeśli kazał spłacać mi dług. Z Mikhail'em nigdy nie wiedziałam, co mnie czeka. Nigdy nie mogłam przewidzieć, co mi zgotuje. Moja ręka powędrowała do blizny na szyi. Raphel też był nieprzewidywalny i w przeciwieństwie do Mikhaila nie dał mi tyle władzy.
Zupełnie, jakby moje myśli miały się spełnić, samochód nagle się zatrzymał. Wyjrzałam przez okno, przekonana, że niemożliwe abyśmy już byli w hotelu. Nie myliłam się. Znaleźliśmy między obskurnymi budynkami, bardzo przypominającymi te, gdzie po raz pierwszy poznałam Raphael'a.
— Gdzie jesteśmy?
— Wciąż mamy sprawę do załatwienia — rzucił tylko i wysiadł, aby następnie otworzyć mi drzwi. Kiedy wysiadałam patrzył na mnie, jakby coś szykował. Nie było to nic przyjemnego. Nie w takim miejscu. Razem skierowaliśmy się do schodków, które najpewniej prowadziły do jakiejś piwnicy. O dziwo nie było w niej ciemno. Korytarza strzegł go dość otyły mężczyzna siedzący przy wejściu na kiedyś białym, plastikowym krześle. Palił papierosa, ale gdy nas zobaczył momentalnie go zgasił i wstał.
Korytarz był wąski i pokryty starymi, szarymi kafelkami. Światło słabo przenikało przez zardzewiałą kratę na suficie, sprawiając, że atmosfera była przytłaczająca.
— Pan Sorokin? — zapytał ochryple. Jego włosy były przerzedzone i zaczesane do tyłu na żel. Wyglądał jak typowy handlarz narkotyków z przedmieść.
— Chcę zobaczyć towar — odpowiedział Mikhail. — Zapewne zostałeś już o nim poinformowany?
Mężczyzna skinął głową i wskazał ręką, abyśmy poszli za nim.
Napięcie wypełniało przestrzeń. Wszystko wokół mnie wydawało się być zagrożeniem. Nie wiedziałam, po co tutaj jesteśmy, z jakim interesem może mieć to związek. Pewne było wyłącznie to, że co czekało mnie w tym miejscu, było kolejnym wyzwaniem, któremu musiałam stawić czoła.
Dopiero gdy dotarliśmy do końca korytarza, zobaczyłam, że mamy przed sobą drzwi ze stali. Mężczyzna otworzył je z trudem, ujawniając mroczne pomieszczenie za nimi.
Kiedy weszłam do środka, zostałam ogarnięta przez cuchnący zapach wilgoci i pleśni. Pokój był niewielki, oświetlony jedynie przez pojedynczą żarówkę wiszącą na sufit. Na środku stał stary, drewniany stół, a obok niego, na starym, podartym fotelu, siedział inny mężczyzna. Jego twarz była zniekształcona przez blizny, a spojrzenie pełne było niepokoju i podejrzeń.
— Czyżby nowa sztuka? — zapytał, patrząc na mnie z wymownym spojrzeniem. — Ależ z ciebie świeżynka.
Skuliłam się pod jego spojrzeniem. Wewnątrz wzięło mnie obrzydzenie.
— Ronin — warknął mężczyzna, który nas tutaj przyprowadził. — To pan Sorokin i jego towarzyszka.
— Ah, Sorokin — mlasnął.
Ronin nie wydawał się tym faktem wzruszony, zupełnie jakby nie wiedział kogo ma przed sobą. W środku miałam ochotę dać mu nauczę. Znów wykorzystać tę władzę, którą miałam, gdy podejmowałam decyzję o odebraniu komuś życia.
— Jak mogę pomóc? — spytał, wygodniej się rozsiadając.
— Wiesz doskonale — odparł ze stoickim spokojem Mikhail. — Przyszedłem po towar. A przy okazji chciałbym pokazać mojej partnerce, jak wygląda cały proces. Zależy mi, aby ją wprowadzić.
— Szkoda — cmoknął. — Jesteś pewien, że nie chcesz jej sprzedać? Za taką twarzyczkę, towar który zamówiłeś mógłby iść pod wymianę. Zwróciliby ci hajs.
Nim zdołałam cokolwiek zauważyć, Mikhail błyskawicznie wyciągnął broń i oddał strzał między nogi mężczyzny.
— Następnym razem nie chybię i pomogę ci zamknąć tą twoją niewyparzoną mordę na dobre skoro sam nie potrafisz. — Na jego słowa Ronin umilkł, a jego dobry nastrój momentalnie wyparował. — Rusz dupę i pokaż mi towar, a może zachowasz język do rana.
Przez jego głos przepływała czysta groźba. Była to deklaracja, że nie ma miejsca na argumenty.
Mężczyzna, napięty jak struna, wstał i milcząc, wiedząc, że od tego zależało jego życie, podszedł do drugich drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Byłam tak przytłoczona powagą sytuacji i tego miejsca, że nie byłam w stanie trzeźwo myśleć.
K o n t r o l a.
Oddychaj, Malia.
Wraz z Mikhailem poszliśmy jego śladami do drugiego pomieszczenia w którym zastaliśmy stare piwnice przerobione na celę. Pierwszy moment, w którym to sobie uświadomiłam, zmroził mnie do krwi. Drugi zaś, wywołał mdłości.
W starych przerobionych piwnicach, drzwi zamieniono na kraty za którymi rozpościerał się widok na skulone młode kobiety, w tym dziewczynki ledwie sięgające wieku nastoletniego. Brudne, okryte ledwie cienkim kocem, siedzące na materacach. Miski z resztką jedzenia stały w każdej celi. Wyglądały, jak psy, choć nie były to warunki godne jakiegokolwiek zwierzęcia.
— C-co to jest? — Mój szept był ledwie słyszalny. Zrobiło mi się zimno, a moje nogi wrosły w ziemię.
"Już odwaga cię opuściła?" zakpił mój wewnętrzny głos
Mikhail spojrzał na mnie, a jego oblicze wyrażało surowość i determinację.
— To jest handel ludźmi, Malia. Przemyt, sprzedaż, wykorzystanie. To codzienność dla tych, którzy trzymają władzę w swoich rękach — wyjaśnił spokojnym, lecz stanowczym głosem.
Patrzyłam na te nieszczęsne istoty, które były zamknięte w tych ciasnych celach, ich spojrzenia wyrażały desperację, strach i bezradność. Niektóre z nich wydawały się nie kontaktować.
— Co zamierzasz z nimi zrobić? — zapytałam, w moim głosie wybrzmiewał niepokój.
— Zamierzam dopełnić transakcji, którą zleciłaś — odpowiedział. — Masz być przy tym obecna i uświadomić sobie, jak głęboko sięgają źródła naszego dochodu. Każda spinka, każda sukienka, sweter, buty, szampon, masz za pieniądze, które dostaję z towaru. Z nich.
— A co z tą dziewczynką? — wskazałam na najmłodszą z nich. Siedziała zwinięta w kulkę w jednym z kątów celi. Jej oczy były pozbawione blasku, a twarz wyrażała wyłącznie strach i cierpienie.
Ronin tylko parsknął na moje pytanie. Mikhail spojrzał na niego zimnym spojrzeniem, które mówiło więcej niż tysiąc słów. Ronin spuścił wzrok, natomiast Mikhail swój przeniósł na dziewczynkę. W jego oczach nie było litości ani współczucia, była tam jedynie chłodna analiza sytuacji. Choć w środku nie chciałam tego przyznać, w tym momencie przyszedł mi na myśl Raphael i tamten wieczór, kiedy mnie skrzywdził.
— Ta dziewczynka jest częścią transakcji, Malia. Tak samo jak pozostałe kobiety tutaj. — Brzmiał, jakby recytował wiersz. — Jej los się nie zmieni. Jest jedynie narzędziem w rękach tych, którzy pragną na niej zyskać. W naszym świecie nie ma miejsca na emocje czy litość. Liczy się jedynie zysk. Nie każ mi o tym ponownie przypominać.
Miałam ochotę krzyczeć, byle tylko to okrucieństwo okazało się zwykłym snem, ale wiedziałam, że to nie zmieniłoby niczego. W tym miejscu, w tym momencie, musiałam zachować zimną krew i działać zgodnie z planem. Musiałam przetrwać.
— To jest twoja rzeczywistość, Mikhail? — zapytałam z ironią w głosie. — To jest to, co reprezentujesz?
— Reprezentuję to samo, co Raphael, w którym się zakochałaś. Z tym, że ja jestem od niego silniejszy, nie kieruję się słabościami.
W którym się zakochałaś.
Zakochałaś się w Raphelu.
I go straciłaś.
Mężczyznę, który próbował cię złamać,... a ty się w nim zakochałaś.
Nabrałam głębokiego oddechu, czując, jak łzy rozmazują mi wzrok.
Mikhail spojrzał na mnie, a jego twarz wyrażała surowość.
— W tym świecie, aby przetrwać, aby być na szczycie, musimy działać w sposób, który inni uznają za okrutny czy bezwzględny. Taka jest cena, jaką musimy zapłacić za wygraną. Musisz to w końcu pojąć, inaczej skończysz tak samo, jak one. Jako towar.
Przeniosłam wzrok na kobiety za kratami i podskoczyłam, gdy poczułam dłoń Mikhail'a na swoich plecach. Poczułam, jak pcha mnie na przód. Mijaliśmy to po raz kolejne cele, kolejne ofiary, aż zatrzymaliśmy się przy jednej z nich.
Ronin gwizdnął głośno.
— Ej ty, ruda — zawołał. — Podejdź tu!
Młoda dziewczyna o miedzianych włosach, wstała chwiejnie, po czym zbliżyła się do krat, kurczowo ściskając owinięty wokół siebie koc. Nie spojrzała na nas.
— To ona — powiedział Ronin. — Zdrowa, czysta i zgrabna.
— Mam nadzieję, że jej niczym nie faszerowaliście? — odezwał się Mikhail.
— Mówię, że czysta! Posłuszna, więc nie musiała niczego brać w żyłę.
Znów zrobiło mi się niedobrze. Przyjrzałam jej się dobrze, rozpoznając w niej dziewczynę ze zdjęcia, którą wskazałam na spotkaniu.
Co ja zrobiłam...
— Czego chcesz? — zapytała dziewczyna cicho, nie odwracając się nawet w naszą stronę.
Mikhail spojrzał na mnie, a ja wciąż trzymałam wzrok na dziewczynie. W jej głosie brzmiała desperacja, a ja czułam się coraz bardziej przytłoczona winą za swoją decyzję.
— Chcemy cię wykupić — powiedziałam, uprzedzając Mikhaila i starając się zachować spokój, bo wreszcie odezwało się sumienie. Nie przed Mikhail'em. Przed sobą.
Dziewczyna odwróciła się powoli, a jej oczy spotkały się z moimi. W nich widziałam ból, strach i niepewność. Była tak młoda, tak bezbronna, a ja zdawałam sobie sprawę, że to moje słowa zaważyły na jej losie.
Czy naprawdę byłam w stanie jej teraz spojrzeć w oczy, a następnie pozwolić, aby pokrojono ją na stole? Aby odebrano jej życie w zamian za moje? Może miała kogoś bliskiego? Może była szczęśliwa? Miała swoją pracę? Studia? A może...
Może to mi się w końcu to należy? Czy ja się już dość nie wycierpiałam? Zabiegi, igły, nieznane substancje, setki leków, dni spędzonych w szpitalu, sprzedanie swojej duszy diabłu... Czy nie zasługiwałam na to, aby po tym wszystkim dostać choć raz coś od życia? Aby dostać ż y c i e?
Przełknęłam ślinę i odgoniłam łzy.
— Wykupić? — powtórzyła z niedowierzaniem, jakby nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.
— Tak, jesteś częścią transakcji, ale możemy cię odkupić. Zaprowadzimy cię w bezpieczne miejsce — zapewniłam, choć wiedziałam, że moje obietnice nie były nic warte w tym okrutnym świecie. Dla niej jednak... ten niewielki gest, ta niewielka fałszywa obietnica mogła dać jej spokój w jej ostatnich chwilach.
Dziewczyna spojrzała na mnie ze łzami w oczach, a ja mogłam tylko sobie wyobrazić, przez jakie piekło musiała przejść od momentu, kiedy została schwytana, aż do teraz.
— Proszę... — szepnęła, a jej głos był pełen rozpaczy.
Znów czułam wewnętrzną walkę. Z jednej strony czułam się winna za to, co jej się przydarzyło, za to, że jej los zależał teraz od mojej decyzji. Z drugiej zaś strony czułam gniew na siebie samą, że pozwoliłam się wciągnąć w ten okrutny świat, że stałam się częścią tego cyklu przemocy i wyzysku. A to wszystko przez tę pieprzoną sklerodermię.
— Będziesz bezpieczna — powtórzyłam i odwróciłam się do niej plecami, patrząc na Mikhail'a porozumiewawczym wzrokiem. Bezgłośnie powiedziałam "zrób to". A on doskonale wiedział, co mam na myśli.
— Proszę... — powtórzyła, a jej głos był tak cichy, że ledwie go usłyszałam.
Wybrałam między życiem jej, a moim. Chociaż czułam strach i niepewność, decyzja była egoistyczna, ale słuszna.
— Wykupujemy ją — powiedziałam stanowczo, patrząc na Mikhaila, który przytaknął z zadowoleniem.
Ronin wydawał się być równie zdziwiony moją reakcją. W zamian za pewną kwotę pieniędzy, którą Mikhail zapewne już przekazał odpowiednim osobom, zostaliśmy wyprowadzeni z tego makabrycznego miejsca.
Kiedy opuszczaliśmy ten ponury budynek, czułam ulgę, ale też głęboki smutek. Wiedziałam, że moje życie nie będzie już takie samo po tym, co zrobiłam. Był to moment przełomowy, który na zawsze odmienił moje spojrzenie na świat. I na mnie samą. Będę smażyć się w piekle.
Gdy wróciliśmy do samochodu, nie byłam pewna, co mnie dalej czeka. Czułam się, jakbym była w transie.
— Malia?
Spojrzałam na Mikhail'a.
— Dopilnuj proszę, aby do czasu operacji, była w komfortowych warunkach — poprosiłam. — Nie chcę, aby niepotrzebnie się stresowała. Jeszcze nadmiar kortyzolu źle wpłynie na jej zdrowie.
— Jestem z ciebie dumny.
Ta pochwała... ten głos... nie powinno mnie to jakkolwiek pokrzepić, ale faktycznie zadziałało. Niczym na dziecko, które dostało pochwałę za dobre oceny. O dziwo poczułam się, jak dziecko. Tak bezbronna, tak mała. Pałając do siebie wstrętem, żalem i wstydem. Za to, co uczyniłam.
***
Widziałam, jak ją wyciągają i prowadzą na stół zabiegowy. Słyszałam, jak krzyczała, gdy zrywali z niej ubrania i wbijali w nią środki nasenne. Wyrywała się, ale była za słaba, aby wygrać z trzema mężczyznami. A ja tam stałam i patrzyłam. Niewzruszona sceną przed sobą.
Tak miało być.
To było słuszne.
Kiedy krzyknęła po raz kolejny, błagając o litość, złapałam się za gardło. Bo jej głos wyszedł moimi ustami. Krzyczałam jej głosem. Nagle to ja znalazłam się na jej miejscu, a moje ramiona były unieruchomione przez silniejsze. Chcieli, abym się położyła.
Krzyczałam. Tak bardzo krzyczałam.
Bałam się.
— Otwórz oczy! — usłyszałam. — Malia!
Poczułam wstrząs. Otworzyłam oczy, czując siarczysty ból na policzku. Nie wiedziałam, co się dzieje ani gdzie jestem. Było ciemno, a ciepłe łzy wypełniały moje oczy i spływały moich policzkach.
— Malia, do kurwy nędzy, spójrz na mnie! — Jego głos był stanowczy. Posłuchałam go. — Weź się w garść. Weź głęboki oddech.
Słabe światło z lampy obok łóżka padało na Mikhail'a przede mną. Jego oczy były puste. Twarz niczym kamień, ostra, nieustępliwa. Prawdziwa twarz szaleńca, którą tak usilnie maskował. Twarz potwora, który cały czas się w nim czaił. Byłam sparaliżowana. Miałam wrażenie, że ten koszmar dalej trwał.
— Zabiłam ją... Zabiłam... — wychlipałam, znów czując napływające łzy.
Poczułam szarpnięcie za ramiona. Mikhail wywlókł mnie z łóżka niczym szmacianą lalkę. Potykałam się o własne nogi, stopą uderzyłam o stolik tak mocno, że z mojego gardła wydobył się krzyk. Nie zwrócił na to uwagi, przycisnął mnie z całej siły do ściany. Cała drżałam z przerażenia. Nie umiałam zapanować nad własnym oddechem. Chciałam skoczyć z okna.
— Nie! — warknął i mocniej zacisnął rękę, którą trzymał na mojej szyi. — Jeszcze jej nie zabiłaś. Dopiero to zrobisz.
— To ja powinnam umrzeć... Nie zasługuję już na cokolwiek...
— Myślałaś, że to będzie spacerek po parku? — wycedził. — Sądziłaś, że ci je wyczaruje, a ty nie poplamisz sobie rąk? Wiedziałaś, co będzie trzeba zrobić, aby dostać to serce. Otrzeźwiej, do kurwy nędzy!
Więcej łez spłynęło po mojej twarzy. Cząstka mnie marzyła, aby mocniej zacisnął dłoń. Aby po prostu mnie zabił.
— W tym świecie nie ma nic za darmo. Wszystko ma swoją cenę. To ty wybierasz, czy chcesz zapłacić milion, czy przypłacić to człowieczeństwem. Nie wyj. Na te krokodyle łzy jest już za późno, moya sladkaya.
Przyciągnął mnie za szyję do siebie. Nachylił się nade mną, tak jak drapieżnik nad swoją zwierzyną. Słyszałam jego oddech. Czułam go na sobie.
— Nie ma już odwrotu — wyszeptał mi do ucha, wzmacniając swój uścisk. — Nie masz nic. Masz tylko mnie. Więc lepiej dla ciebie, żebyś wreszcie to pojęła.
Wciąż trzymał mnie mocno. Jego palce wbijały się w moją szyję, na pewno zostawiając po sobie siniaki. Byłam bezsilna. Nie byłam w stanie jakkolwiek mu się opierać. Nie mogłam nic zrobić. On mógł za to zrobić wszystko.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację.
Miałam już tylko jego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top