4

Moje dni wypełniał smutek, a noce nawiedzały koszmary. Te drugie były gorsze. Były esencją moich największych lęków w najgłębszych zakamarkach mojego umysłu. Moja podświadomość wynalazła wręcz idealny sposób na torturowanie mnie w moich snach, przedstawiając mary w maskach bliskich mi osób. Zawsze zaczyna się od przyjemnej atmosfery przy obiedzie, na spacerze lub w salonie, w którym mieliśmy zwyczaj omawiać wiele rzeczy. Rozmawialiśmy o błahych sprawach, bez obaw, że niebezpieczeństwo czyha za rogiem. Aż na twarzach kogoś z nich pojawiały się krwawe łzy. Lub ginęli przez strzał w głowę. Strzał padał nagle. Znikąd. Ginęli na moich oczach, krztusząc się krwią lub opadając bezwładnie na ziemię ze wzrokiem martwo utkwionym się w przestrzeń.

Posiadłość Stefano płonęła z nimi wszystkimi w środku. Strzępy dymu unoszące się w powietrzu wnikały w moje płuca, a zapach spalenizny kłuł w nozdrza. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Mogłam wyłącznie obserwować. W moich uszach szumiał chaos: trzaskające płomienie, upadające deski, pękanie szkła. Ich krzyki pełne cierpienia, bólu, wołające moje imię.

Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. Wzrokiem przeskakiwałam z jednego okna na drugie, usiłując wypatrzyć jakiegokolwiek znaku życia. Łamałam się pod naciskiem lęku i bezsilności.

Jednej nocy, gdy znów obudziłam się zdyszana i spocona, serce kotało mi tak, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Czasami o tym marzyłam. Wyobrażałam sobie, że po prostu się zatrzymuje którejś nocy, a ja nie muszę doczekiwać kolejnego dnia pozbawionego sensu.

Mikhail celowo nie odwiedzał mnie przez kilkanaście dni, tylko po to aby zjawiać się nagle i zabierać na swoje lekcje. Tak on to nazywał. Lekcje, które miały na celu zdestabilizować mnie emocjonalnie do tego stopnia, aż nie potrafiłam już z siebie wykrzesać jakichkolwiek uczuć ani reakcji. Zastanawiałam się, czy sprawiało mu to satysfakcję czy rzeczywiście dawał mi czas na przetrawienie wszystkiego?

Jednak tym razem, gdy wszedł jeden z jego ludzi, byłam zdziwiona, że zamiast obiadu niesie jakąś paczkę.

— Ubierz się — powiedział tylko i rzucił mi na łóżko ogromne pudło. Gdy tylko wyszedł, ostrożnie przysunęłam paczkę i ją otworzyłam. W środku znajdowały się ubrania typowe na obecną syberyjską pogodę. Bielizna termiczna, buty, jeansy, golf, dodatki i biała puchowa kurtka z futrzanym kapturem.

Czyżbyśmy mieli opuścić fabrykę?

Z lekkim wahaniem wzięłam ubrania i poszłam się w nie przebrać do łazienki. Gdy z niej wyszłam, ten sam mężczyzna czekał już na mnie w pokoju. Byłam przekonana, że zaraz założy mi opaskę na oczy, skoro otworzył drzwi wejściowe. Ale się myliłam.

Gdy tylko wydostaliśmy się z fabryki, światło dzienne, które w dodatku odbijało się od śniegu, było nie do zniesienia. Po tylu dniach przebywania wewnątrz, moje oczy nie były przystosowane do takich promieni. Ujrzałam Mikhail'a czekającego na mnie przy czarnym jeepie.

Ubrany w podobną kurtkę do mojej, tyle że czarną. Niepewnie się do niego zbliżyłam. Od momentu, gdy dowiedziałam się o śmierci pozostałych, ciężko było mi na niego patrzeć. Nie wiedziałam, co mam myśleć. Z pewnością, nie miałam już zapału do zemsty. Nie miałam już dla kogo tego robić. Ze szpiegowaniem tak samo. Zostałam sama i nie miałam nikogo, kto by mnie uratował lub mi pomógł, jeśli udałoby mi się jakimś cudem wydostać. Kto wie, jaką przyszłość Mikhail dla mnie szykował...

— Przejdźmy się, mamy jeszcze chwilę czasu — zaoferował i wskazał na śnieżny bezkres przed nami. Bez słowa ruszyłam za nim. Śnieg skrzypiał pod naszymi butami. Mroźne powietrze szczypało moje policzki, a każdy oddech zamieniał się w biały obłok. Odziana w ciepłą kurtkę i otulona wełnianym szalem, zdawałam sobie sprawę, że Syberia jest surowa, ale jednocześnie piękna w swojej dzikości. Otoczenie przypominało malowany pejzaż, z drzewami uginającymi się pod ciężarem śniegu i białymi szczytami gór majaczącymi na horyzoncie.

— Nie odzywasz się — powiedział.

Miał rację. Od chwili dowiedzenia się o śmierci Aleksandry i Raphael'a, nie odzywałam się do niego. Gdziekolwiek by mnie ze sobą nie zabierał, obojętnie czy to na wspólne posiłki czy wymierzenie kary zdrajcom lub więźniom. Patrzyłam i milczałam. Moje ciało działało robotycznie. Bez skrawka świadomości. Jedyne, co byłam jeszcze w stanie odczuwać, to lęk.

W nocy, gdy usilnie próbowałam nie zasypiać i uciec od koszmarów, zastanawiałam się, czy lęk może stanowić mechanizm obronny, który ma na celu zmuszenie mnie do przeżycia, bo ta niewielka iskierka wciąż tego pragnęła. Żyć.

— Milczenie może być złotem w niektórych sytuacjach, ale tutaj traktowane jest jako słabość — kontynuował. — Dałem ci czas, abyś pogodziła z nową sytuacją. Przez ten okres pokazałem ci także, jak funkcjonuje Bratva od środka. A ty dalej zachowujesz się, jak duch.

Co mam ci odpowiedzieć? Czego ode mnie oczekujesz?

— Dzisiaj jedziemy załatwiać parę spraw. W ciągu następnych dni dowiesz się o rzeczach, o których ci się nawet nie śniło. W żadnym z tych miejsc, do których jedziemy nie będą się nad tobą litować czy głaskać cię po główce. Będą tam ludzie, którzy potrafią zadawać wyłącznie ból i cierpienie i przekształcać je w pieniądz. Robią to przez większośc swojego życia.

Wiedziałam, że wbija we mnie wzrok, a mną zawładnęło coś na kształt poczucia winy, że nie potrafię na niego spojrzeć. Wewnętrzny głos mi podpowiadał, że nie powinnam się ugiąć pod ciężarem tego uczucia, ale nie byłam wystarczająco silna. Odwróciłam głowę, a moje oczy trafiły wprost na Mikhail'a. W jego jasnych tęczówkach mignęło coś, jak zaskoczenie zmieszane z zadowoleniem.

— Będę cały czas obok ciebie — zapewnił. — Ale nie możesz nie wykonywać moich rozkazów i sprawiać wrażenia słabej. Staniesz się łatwym celem, a ci ludzie będą nieprzewidywalni. Przed pewnymi sytuacjami cię nie obronię. Sama będziesz musiała to zrobić.

Znajdowaliśmy się na środku niczego, daleko od jakiejkolwiek cywilizacji. A tymczasem wybieraliśmy się załatwiać zapewne nielegalne biznesy Bratvy i Bóg wie co jeszcze.

Czy zamierzałam wziąć sobie jego ostrzeżenie do serca? Wszystko zależało od tego, jak bardzo zależy mi na tym, aby przeżyć. I jak wielkie szanse miałam na wyrwanie się ze szponów Mikhail'a. Wrócić do dawnego życia. O ile coś jeszcze z niego zostało.

— Najpierw polecimy do Nevady — podjął. — W zależności od tego, jak nam pójdzie, zostaniemy tam na kilka dni, a następnie mamy tam spotkanie w Indiach.

Mało nie potknęłam się o własne nogi. Sądziłam, że dzisiejszy wyjazd jest jednodniowy, a my wybieraliśmy się poza granice Rosji. W podróż praktycznie dookoła świata.

— Musisz się zachowywać, Malio. Będziemy się widzieć z wieloma ważnymi osobami. Nie lekceważ moich rozkazów i nie planuj niczego bez mojej wiedzy, bo zapewniam cię, że źle się to dla ciebie skończy. Wrócisz na Syberię i będziesz siedziała tu tak długo, aż zmądrzejesz lub zamarzniesz — ostrzegł, zaciskając rękę na moim ramieniu, zatrzymując mnie. Popatrzył mi intensywnie w oczy. — Masz szansę udowodnić sama przed sobą, jak potrafisz sobie radzić w tym świecie. Niczego ci przy mnie nie zabraknie. Wprowadzę cię w swoje plany. Chcę, abyś stała u mojego boku. Nie zawiedź mojego zaufania, a czeka cię nagroda.

Nagroda? Jaka nagroda? Co on mógł mi zaoferować?

Czyżby chodziło o serce?

— Rozumiesz?

Kiwnęłam głową, ale jemu to nie wystarczyło.

— Jeśli masz mi towarzyszyć i uczestniczyć w sprawach, które grożą śmiercią, to potrzebuję słownego potwierdzenia.

Popatrzył na mnie oczekująco.

Nie wiedziałam w co się pakuję ani ile miałam do stracenia. Ale na tę chwilę nie było nic, co było dla mnie ważne. Równie dobrze mogłam leżeć w pokoju i zdechnąć niezauważona.

— Rozumiem — odpowiedziałam.

Mikhail wydawał się usatysfakcjonowany moim stanowczym głosem. Kiwnął głową, a następnie zwróciliśmy.

Wnętrze samolotu było eleganckie i pełne luksusu, ale atmosfera była napięta. Wyglądałam przez okno by nie musieć patrzeć na moich towarzyszy. Na tle zachodzącego słońca, rozciągały się barwne chmury. Mikhail nie opuszczał mnie na krok, nawet gdy znaleźliśmy się w jego odrzutowcu. Siedział obok mnie, jakby chciał się upewnić, że nie zrobię niczego głupiego. Rozmawiał z jednym ze swoich ludzi.

— Zdaniye neobkhodimo okhranyat — powiedział.

Budynek ma być zabezpieczony.

— Tam uzhe zhdut nashi.

Nasi ludzie już tam czekają.

— YA khochu, chtoby lyudi byli vezde i vsegda, ponimayesh'?

Chcę mieć ludzi wszędzie i zawsze, zrozumiałeś?

— Da.

Tak.

— Nomer v otele zabronirovan?

Pokój w hotelu zarezerwowany?

— Po vashemu prikazu.

Zgodnie z twoim rozkazem.

Co takiego było w Nevadzie, że Mikhail miał tam interesy? Ameryka to był głównie teren Raphael'a, ale teraz, gdy go zabrakło, kto tym rozporządzał?

Może Mikhail chciał je przejąć? Przypomniała mi się rozmowa Raphael'a i Aleksandry, gdy przewidywali co nastąpi po rozpadzie szlaku, a nazywali to Wolną Amerykanką. Każdy będzie mógł zagarnąć teren każdego. Wszystko było kwestią ludzi, broni i pieniędzy. Zasady praktycznie nie istniały. Każde wyjście z domu wiązało się z ryzykiem dostania kulki w łeb. Zapewne po eliminacji swoich największych wrogów, Mikhail był w stanie już nie tylko w pełni zająć najwyższą posadę w Bratvie, ale także wytępić ludzi, którzy byli po stronie Aleksandry. I poszerzyć tereny, zagarniając te należące do Raphael'a.

Dopiero w tej chwili dotarło do mnie, że osoba siedząca obok mnie trzyma w ryzach największy teren przestępczy na świecie. Poczynając od Rosji, a kończąc na Europie i Ameryce.

Coś mi się jednak nie zgadzało. Nawet jeśli obecnie nie było nikogo kto by stanowił realną konkurencję dla Mikhaila... przejęcie takich obszarów nie mogło być tak proste. Coś musiało być na rzeczy. Gdzieś musiał być haczyk.

Patrzyłam przez chwilę w milczeniu na krajobraz, zanim postanowiłam przerwać ciszę i spróbować zaspokoić nurtujące mnie pytanie.

— Zgłodniałam — powiedziałam cicho, patrząc na Mikhail'a. Wytrzymałam jego spojrzenie, próbując wzbudzić choć cień zaufania. — Wiem, że jesteśmy w samolocie, ale może znalazłoby się coś... — umilkłam, gdy uniósł dłoń.

— Vasiliy, skazhi im, chtoby prinesli chego-nibud' poyest' — rzucił do swojego człowieka, który spojrzał na niego, a następnie na mnie. Kiwnął głową, po czym wstał i oddalił się w kierunku stewardes.

Vasily, powiedz, aby przynieśli coś do jedzenia.

— Już myślałem, że będziesz tkwiła w milczeniu póki czegoś z ciebie nie wyduszę — powiedział, nie kryjąc nuty rozbawienia.

— Nie mogę stać w miejscu — szepnęłam. — Milczenie mi nie pomoże.

— Współpraca popłaca, Malio. Obiecałem ci coś i słowa dotrzymam.

— Wciąż nie jestem pewna, czego ode mnie chcesz. Dostałeś już to, czego tak naprawdę pragnąłeś. Nie ma już... Aleksandry. Jesteś prawowitym dziedzicem Bratvy. Raphael nie sprawia ci już problemów. Europę i Amerykę masz na wyciągnięcie ręki. Do czego więc jestem ci ja?

Znów na niego zerknęłam, widząc, że się lekko uśmiecha.

— Wkrótce, Malio. Musisz być cierpliwa — powiedział tajemniczo i sięgnął po jakąś torbę. Wyjął z niej laptopa i otworzył go przed nami. W tej samej chwili jego człowiek przyniósł tacę z kanapkami.

— Spasibo — mruknęłam, na co nie odpowiedział i zajął miejsce naprzeciwko nas. Ostrożnie wzięłam jedną z kanapek i zaczęłam ją jeść, obserwując poczynania mężczyzny.

— Jesteś cierpliwa, ale brak ci dyscypliny w dążeniu do celu — stwierdził Mikhail. — Musisz nauczyć się zbierać i rozplanować informacje. Jeśli plan nie wypali, obmyślasz nowy. Nie zmieniasz celu, rozumiesz?

— Tak.

— Jedziemy spotkać się z ludźmi, którzy odpowiadają za największą sieć handlu żywym towarem w Ameryce. Są to drapieżnicy z krwi i kości, dlatego musisz się rozeznać i przygtować, aby wiedzieć, jak z nimi rozmawiać.

Cieszyłam się, że zdążyłam przełknąć kęs chleba, bo pewnie stanął by mi w gardle.

Handel ludźmi.

— Zapewne Raphael nie mówił ci o tej stronie świata przestępczego. Nie, żebym był zdziwiony. Jego organizacja handlowała wyłącznie organami. Nie brał do tego partnerów ani nie uczestniczył w sieci, która zajmowała się pozostałymi formami handlu.

Och. Może i Raphael nie chciał brać udziału w tego rodzaju biznesie, ale wciąż działał w organizowaniu organów innym. Organy pochodziły od starannie dobranych osób, które potem znikały.

— O jakie formy chodzi? — spytałam.

— Głównie o handel w celu nielegalnej prostytucji. Zazwyczaj pożądane są kobiety i dzieci. Na całym świecie ten biznes działa tak samo; wyszukuje się lub wabi odpowiednie osoby, porywa i ubezwłasnowolnia. W zależności od tego, komu mają zostać sprzedane, są odpowiednio przygotowywane.

Nie mogłam tego słuchać.

Nie mogłam sobie tego wyobrazić.

— Dzieci też? — szepnęłam. — Czy aż tyle ludzi chce z nimi...

— Tak, Malio. Wiele osób, a dużą część tych osób stanowią ci ważni. Ci, którzy są uznawani za autorytet w waszym legalnym świecie.

Musiałam odłożyć trzymaną kanapkę, bo żołądek podszedł mi do gardła.

— Jakie są jeszcze formy?

— Nielegalne adopcje. Częsta opcja wybierana przez ludzi, którzy potrzebują dziecka na tanią siłę roboczą lub nie chcą czekać wiele lat na adopcję tradycyjną.

To było dla mnie niepojęte. Porywać ludzi w biały dzień i zmuszać do niewolnictwa przez wiele miesięcy lub lat, aby potem... co dalej? Nie spytałam o to. Domyślałam się, jak się to wtedy kończy.

— Osoby, które zajmują najwyższe stanowisko w tej hierarchii sami są kupcami. Niektórzy z nich mają swoje burdele, inni prywatne haremy. Zdarzają się i sekty, sekretne stowarzyszenia... ile ludzi, tyle i zapotrzebowania.

— Ty też... masz w tym swój udział? — Zdołałam zadać to pytanie, nim zdążyłam ugryźć się w język.

Mikhail przybrał kamienną twarz.

— Mam udział we wszystkim, co przynosi mi zysk. Chyba nie muszę ci przypominać, że ludzie tacy, jak my nie kierują się moralnością?

— Wiem. Widziałam już wystarczająco, aby się w tym utwierdzić.

— Widziałaś zdecydowanie za mało — poprawił. — Dopiero, gdy rzucę cię na głęboką wodę, zrozumiesz, jak to działa i czego trzeba, aby się utrzymać na powierzchni.

Bałam się zapytać, co ma przez to na myśli. Skupiłam więc wzrok na zdjęciach, które zaczął otwierać w laptopie. Na wszystkich znajdowali się mężczyźni w średnim i podeszłym wieku. Ewidentnie w typie biznesmenów.

— To są osoby, z którymi będziemy się widzieć. Pod każdym zdjęciem są podstawowe informacje o nich. Przeczytaj je, naucz się ich na pamięć. Poznanie innych i poznanie siebie to zwycięstwo bez ryzyka. Poznanie otoczenia i poznanie sytuacji to zwycięstwo całkowite — zacytował książkę Sun Tzu i posunął laptop w moją stronę.


***


Była to moja pierwsza w życiu wizyta w Nevadzie, a już w ogóle w Las Vegas. Atmosfera beztroski, jaką emanowało, wydawała się być mi obca. Gdy samochód, który wiózł nas z lotniska do hotelu wjechał na bulwary jaskrawego Las Vegas, wszystko wokół błyszczało neonowymi światłami. Dźwięk dzwonków i muzyki był tak głośny, że wypełniał nie tylko powietrze, ale i wnętrze samolotu.

Z fascynacji wytrzeszczyłam oczy, gdy zobaczyłam potężne hotele i kasyna, których olśniewające reklamy migotały wysoko nad nami.

Las Vegas różniło się od wszystkich miejsc, które miałam okazje do tej pory zobaczyć. Stanowiło niemal wstrząs w porównaniu do pozbawionej cywilizacji Syberii, na której nie widziałam nawet zwierząt.

— Spotkanie mamy jutro — powiedział Mikhail, gdy dojeżdżaliśmy do hotelu. — Ale dzisiaj musimy się odpowiednio przygotować. Do hotelu przyjdzie dziś fryzjerka i stylistka. Trzeba zmienić twój wygląd. Lepiej go dopasować.

Dopasować?

— Dopasować?

— Jesteś piękną kobietą, Malia. Ale przy osobach, z którymi będziemy się widzieć, musisz się prezentować, jak najlepiej. Od teraz należysz do Bratvy. Nie do Raphael'a. Nie jesteś już jego tłumaczką, a moją partnerką.

Jego komplement choć wywołał niekomfortowe łaskotanie w brzuchu, to i tak nie odpowiedział na moje pytanie. Uznałam jednak, że nie warto drążyć. Nie było sensu. Resztę jazdy spędziliśmy w milczeniu.

Gdy dotarliśmy do hotelu, stanowił on jeden z najbardziej imponujących budynków w Las Vegas. Drzwi otworzyły się przed nami automatycznie, gdy tylko przekroczyliśmy błyszczący próg. Wnętrze hotelu witało falą klimatyzowanego powietrza, a subtelna woń kwiatów i perfum unosiła się w powietrzu. Mimo tego, że zostawiliśmy zimowe kurtki w samolocie, ocieplane odzienie nie było najlepszym wyborem, gdy temperatura sięgała dwudziestu stopni. Byłam upocona.

Hol był pełen rozmów i jazzowej muzyki grającej w tle. Na marmurowej posadzce lśniły odbicia kolorowych świateł. Ruszyliśmy w kierunku recepcji, gdzie tło z przeszklonych ścian pokazywało olśniewające widoki na The Strip.

Mikhail szybko odebrał nasz klucz, po czym ruszyliśmy do windy. Mojej uwadze nie umknął fakt, że co chwile się rozglądał. Robił to dyskretnie, ale niewielka odległość między nami, pozwalała mi wychwytywać takie rzeczy.

Po kilku chwilach dotarliśmy do naszego apartamentu. Gdy Mikhail otworzył drzwi, odkryłam elegancko urządzoną przestrzeń z widokiem na ulice miasta. Jasne kolory i luksusowe wykończenia sprawiły, że poczułam się jak aktorka w jakimś filmie.

Pokój choć o wysokim standardzie, nie był duży. Podczas, gdy Mikhail zamknął drzwi i obserwował moją reakcję, gdy oglądałam przestrzeń.

Duże łóżko, szafa, toaletka, łazienka. Zestaw kosmetyków, a nawet powitalny szampan.

— Podoba ci się? — spytał.

Pokiwałam głową.

— Tak, robi wrażenie. Jak wszystko zresztą. Nigdy nie byłam w Vegas — przyznałam i spojrzałam na niego. — A gdzie twój pokój?

W jego oczach błysnęło coś niebezpiecznego.

— Tutaj. Nasz pokój jest tutaj.

Zamarłam, nie będąc w stanie wydusić słowa.

O nie. Na pewno nie.

Przecież...

— Ale jest tylko jedno łóżko... — zaczęłam z wahaniem, co z pewnością dostarczyło mu rozrywki. Patrzył na mnie niemal rozbawiony.

— Dwuoosobowe— poprawił.

Miałam ochotę uciekać jak najdalej. Po prostu się wydostać. Złapać oddech, którego zaczynało mi w płucach brakować.

— Chyba nie sądziłaś, że zostawię cię bez nadzoru?




Uff udało się! Jest!
Jak sądzicie, jak potoczy się wizyta w Las Vegas?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top