2
Nie lubiłam zimna. Syberia znajdowała się ostatnia na liście miejsc, które chciałabym odwiedzić. Nie tęskniłam za posiadłością Stefano, w której wydarzyły się niemal wszystkie najgorsze momenty mojego życia, ale brakowało mi tamtejszej pogody. Z chęcią wróciłabym też na południe Francji do Saint Tropez.
Zastanawiałam się, co robi Raphael? Szuka mnie? Negocjuje już z Mikhail'em? A może wcale mnie nie szuka? Być może stanowiłam dla niego po prostu kartę przetargową? Może już tutaj zostanę?
Nie, nie, nie.
K o n t r o l a.
Zachowuj spokój i pamiętaj, jaki ustanowiłaś sobie cel. Pamiętaj, jak ważne jest to, aby słuchać i obserwować. Gdy Raphael i inni cię znajdą, będziesz miała coś, czego nie dostarczy im jakakolwiek inna osoba.
Wiedzę.
Sekrety.
Plany Mikhail'a.
Ta myśl mnie uspokajała. Trzymałam się myśli, że jestem tutaj w konkretnym celu i powinnam się go trzymać. Wmawiałam sobie, że nic mi nie groziło i że jeśli faktycznie Mikhail'owi tak na mnie zależało, nie tknie mnie. Nie ukrywałam jednak, że włosy stawały mi dęba, gdy tylko znajdował się w zasięgu mojego wzroku. Był urodzonym drapieżnikiem. Musiałam mieć się na baczności i dokładnie analizować każdy zamierzony przeze mnie ruch.
W pokoju siedziałam dwa dni. Niemal bez przerwy siedziałam pod drzwiami i nasłuchiwałam głosy dobiegające z korytarza. Miałam nadzieję, że uzyskam tym jakieś informacje, ale starałam się zapamiętywać nawet te najmniej istotne, jak chociażby ile osób przechodziło obok moich drzwi i jak często w ciągu konkretnego czasu. Wychwytywałam imiona, polecenia, ton głosu, ciężar chodu.
W nocy nie byłam w stanie zasnąć, a że zazwyczaj za drzwiami nic się wtedy nie działo, po prostu czytałam książki, które mi zostawiono.
W między czasie zostały mi dostarczone także dodatkowe ubrania i kosmetyki. Regularnie otrzymywałam posiłki. Każda próba nawiązania rozmowy z osobami, które mi je dostarczały, kończyła się niepowodzeniem. Starałam się mimo wszystko zapamiętywać ich wygląd i tatuaże, które zazwyczaj zdobiły większą powierzchnie ich ciał.
Trzeciego dnia, jak zwykle siedząc pod drzwiami z książką na kolanach gdyby nastała cisza na korytarzu, nie spodziewałam się niczego specjalnego. Nie byłam zaskoczona nawet na dźwięk otwieranych drzwi. Odskoczyłam od nich już w momencie przekręcanego w zamku klucza. Stanęłam na środku pokoju i czekałam, aż osoba z obiadem wejdzie i mi go zostawi.
Jednak ku mojemu zdziwieniu nie usłyszałam kroków ani dźwięku stawianej na stoliku tacy. Spojrzałam na osobę w drzwiach. Na widok Mikhaila wychylającego się zza drzwi i wpatrującego się we mnie z lekkim uśmiechem, mocniej zacisnęłam palce na książce.
— Nie przeszkadzam? — Jego głos choć spokojny i łagodny, wywoływał u mnie ciarki.
— Nie, czytałam tylko. Zaraz kończę drugą książkę.
— Jak ci się podoba?
— Wielkie nadzieje? — przekrzywiłam głowę. — Czytałam wszystkie książki Dickensa—słowa same wyszły z moich ust .
Mikhail popatrzył na mnie zaintrygowany, a ja miałam ochotę schować się pod kocem. Jego spojrzenie odbierało mi odwagę nawet w mówieniu. Starałam się nie patrzeć mu prosto w oczy. Utrzymywałam wzrok na jego czole by choć trochę podtrzymać wizerunek przebojowej. Nie wiem kogo właściwiwe próbowałam przekonać: jego czy siebie?
— To godne podziwu. Niewiele ludzi docenia literaturę angielską.
— Mój ojciec ma całą biblioteczkę tego — zaczęłam niepewnie, dobierając ostrożnie każde słowo by nie powiedzieć za dużo. — Nawet kilka w pierwszych wydaniach. Lubi kolekcjonować unikaty.
— Moja matka podzielała tą samą pasję. Głównie dlatego ojciec kazał mi czytać wszystko, co po sobie zostawiła.
— To również po sobie zostawiła? — Uniosłam trzymany egzemplarz.
Mikhail przekrzywił głowę niczym kot.
— Nie, ten egzemplarz kazałem dla ciebie zakupić.
— Dziękuję, nie trzeba było. — mruknęłam cicho i spuściłam wzrok.
— Masz okazję się odwdzięczyć. Przyszedłem zabrać cię na obiad.
Osłupiałam.
— Na obiad? Jesteśmy na Syberii... — zauważyłam.
Mrugnął.
— Bystra jesteś. Sama się domyśliłaś, czy ktoś ci powiedział?
W pierwszej chwili zesztywniałam jeszcze bardziej. Co odpowiedzieć? W drugiej uświadomiłam sobie to, jak wielki błąd popełniłam. Natychmiast zanotowałam sobie w głowie, aby nigdy więcej nie zdradzać mu tego co wiem, a czego nie. Lepiej grać głupią, niedomyślną, mało spostrzegawczą. Moje węszenie nie może wyjść na jaw. Jeśli by zauważył, w najlepszym wypadku stałby się ostrożniejszy, w najgorszym...być może całkowicie odseparowałby mnie od ludzi albo zrobił mi poważną krzywdę. Ten obiad, gdziekolwiek by nie był, był moją szansą na wydostanie się z pokoju i zebranie nowych informacji. Nawet jeśli jego towarzystwo całkowicie wytrącało mnie z równowagi.
— Widziałam tabliczkę, gdy tu szłam — przyznałam. — Huta miedzi?
Mikhail patrzył na mnie intensywnie. Jego wzrok wydawał się przeszywać mnie na wylot. Jakby czytał mi w myślach. Może to przerażało mnie najbardziej; że naprawdę to potrafi.
— Żyjemy w desperackich czasach, kiedy trzeba rozgrywać desperackie partie o desperackie stawki — zacytował.
Opowieść o dwóch miastach.
W mojej głowie niczym film odtworzyłam całą powieść.
— Na to już za późno. Nigdy nie stanę się lepszy, niż jestem. Będę się staczał niżej i niżej. Będę coraz podlejszy. — Postanowiłam zagrać w jego grę, cicho recytując cytat z tej samej książki. Starałam się spowolnić bicie serca, które z nerwów przyspieszało z każdą chwila. Byłam równie ciekawa jego reakcji, co się jej obawiałam.
Mikhail wyszczerzył zęby , co ukazało niezauważone wcześniej przeze mnie dołeczki. Gdybym go nie znała, gdybym spotkała go w jakieś kawiarni, a on by sie tak uśmiechnął, uznałabym, że jest przystojnym facetem, który chciałby mi postawić kawę. Pewnie bym się nawet zgodziła. Ale go znałam. Nie byliśmy w kawiarni, tylko na pieprzonej odludnej Syberii. A jego uśmiech mimo, że czarujący i chłopięcy, miał w sobie nutę krwiożerczości. Niesamowite, ile zwyczajny uśmiech był w stanie zmienić czyjąś aparycję. Chyba, że się wie na co zwracać uwagę.
— Chcę, abyś do mnie dołączyła. Na pewno jesteś głodna. Kazałem przygotować coś specjalnego.
— Jest jakaś okazja? —zapytałam nie wiedząc czy to pytanie nie wyda mu sie zbyt bezczelne.—Obecne obiady mi odpowiadają. Za czasów studenckich miałam znacznie gorsze warunki żywieniowe —próbowałam się uśmiechnąć ale raczej słabo mi to wyszło.
— Wreszcie otrzymaliśmy dostawę jedzenia. Nie muszę kolejny raz jeść jajecznicy z proszku lub konserwy. Ty z resztą też, jeśli tylko zgodzisz się ze mną zjeść —powiedział ewidentnie rozbawiony moją nerwowością.
Wiedziałam, że stało za tym coś więcej. Zapewne chciał ze mną o czymś porozmawiać, może czegoś się ode mnie dowiedzieć. Ale była to idealna okazja, abym i ja na tym skorzystała. Tak, wiem, ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Ale niewykluczone, że już się w nim znalazłam. Dosłownie, jak i w przenośni. W końcu jak pisał Aligheri, piekło może być zimne, a Lucyfer jest zamknięty w wielkiej bryle lodu.
Czy Mikhail był Lucyferem?
Miałam się o tym przekonać.
— W porządku — powiedziałam w końcu i ruszyłam do drzwi, po drodze kładąc książkę na łóżku. Poprawiłam biały sweter, który wraz z ciemnymi spodniami nie wyglądał szczególnie dobrze. Poczułam się jeszcze mniej pewnie ale byłam zdeterminowana, by choc o krok zbliżyć się do wolności. Do Raphael'a, Aleksandry... Na myśl o nich dopiero teraz dotarło do mnie dlaczego oboje dbali tak o moją szafę.
— Zapraszam, panno Mitchell. — Mikhail gestem ręki wskazał na drzwi i mnie przepuścił. Poszłam przodem, w ogóle nie dopuszczając do siebie cichego głosiku krytykującego moje odwracanie się plecami do wroga.
Wraz z Mikhailem przeszliśmy tą samą drogę, którą byłam wcześniej prowadzona. Każdy krok, jaki wykonywałam przypominał lęk przed stanięciem na minę. Czułam na sobie wzrok jego ludzi, którzy patrzyli na mnie, gdy ich mijaliśmy. Wszyscy wyglądali jak najgorsze bandziory z zakładów karnych. I niewątpliwie byli zdolni do najgorszych rzeczy, jakie człowiek mógł wyrządzić drugiemu.
Dyskretny oddech ulgi opuścił moje płuca, gdy nareszcie doszliśmy do jego gabinetu i zostaliśmy sami.
Pokój wyglądał inaczej. Różnił się od mojej ostatniej wizyty w nim. Pomieszczenie choć zimne i surowe, teraz ocieplone było dodatkową lampą i farelką stojącą w kącie. Po środku stał niewielki stolik z krzesłami i nakryciem oraz daniami niczym z restauracji. Brakowało tylko świecy na środku.
Ciężko było mi ukryć zaskoczenie. Nie spodziewałam się czegoś... takiego. Na pewno nie budziło we mnie uczucia komfortu lub jakiegokolwiek rodzaju sympatii wobec niego. Wręcz przeciwnie. Wiedziałam, że cała aranżacja miała stanowić uśpienie mojej czujności lub pewną próbę przekupstwa z jego strony. Zadrżałam na myśl o tym jaka gra się tu zaraz rozegra.
Pytanie tylko, o co toczyła się stawka.
— Myślałaś, że będziemy jedli na hali albo w piwnicy? — spytał, nie kryjąc rozbawienia. — Mam nadzieję, że lubisz kaczkę w sosie śliwkowym.
Kaczka w sosie śliwkowym. Na Syberii. Z dziedzicem Bratvy.
Nie. Nic mnie już nie zdziwi.
Jego dłoń łagodnie spoczęła na moich plecach, na co mimowolnie miałam ochotę odskoczyć. Zostałam lekko pchnięta w kierunku stolika. Mikhail, odsunął dla mnie krzesło i poczekał aż usiądę. Zachowywałam czujność przez cały czas, niczym zwierzę obserwujące łowcę. Może i nie chciał mnie skrzywdzić. No właśnie, może. Zawsze istniała jakaś niewielka szansa, że za chwilę poczuję lufę przy czole albo nóż przy gardle...
— Nie spodziewałam się... tego — powiedziałam, patrząc, jak sam zajmuje miejsce i sięga po wodę stojącą w dzbanku.
Do tak wykwintnego dania, woda średnio pasowała. Prędzej wino. Momentalnie przypomniały mi się jego słowa z pierwszego dnia mojego pobytu tutaj. Wszystko, co robię, ma swoje uzasadnienie.
— Dziękuję — mruknęłam, gdy napełnił moją szklankę.
—Domyślam się, że wino byłoby bardziej adekwatne. Jednak według zaleceń lekarza nie powinnaś spożywać alkoholu, czyż nie? Dlatego mamy wodę —musiałam się zbyt ostentacyjnie gapić na tą przeklętą ciecz.
Tak jak mówił - wszystko, nawet to, miało swój powód. Chciał mi po raz kolejny udowodnić, jak wiele o mnie wie.
— Dziękuję. — Nic innego nie przyszło mi do głowy. Dopóki nie zdradzi mi zamiarów tej kolacji, nie będę wiedziała, jak się z nim komunikować, aby powiedział mi jak najwięcej. Dlatego na tę chwilę, zdawkowe i grzeczne odpowiedzi wydawały się najrozsądniejsze; nie prowokowały go, ale też nie ciągnęły go zauważalnie za język. Sam zachęcony moją postawą, mówił.
Jego kąciki ust drgnęły, a oczy zaświeciły się na dźwięk mojego głosu.
— Zwyczaj nakazywałby zaoferowanie ci wódki — rzucił.
Tym razem to ja się uśmiechnęłam, choć wcale nie było mi do śmiechu. Wyszło mi to chyba bardziej przekonująco niż poprzednim razem.
— Zamiast róż i czekoladek daje się wódkę w Rosji?— zapytałam nieco ośmielona.
— Zależy od preferencji kobiety, ale tak, zazwyczaj preferują wódkę. I kwiaty. Smacznego.
Na szczęście kwiatów tutaj nie widziałam. Ale wódki bym nie odmówiła w tym momencie.
Ostrożnie zabrałam się za jedzenie, z trudem dusząc w sobie jęk na smak kaczki. Była przepyszna i tak jak powiedział Mikhail, stanowiła miłą odskocznię od proszkowanych jajek i konserw. Przeżuwając kolejne kęsy, rozglądałam się po pomieszczeniu, próbując wyłapać każdy szczegół, starając się by wyglądało to jak najabardziej naturalnie. Biurko było uprzątnięte, ale moją uwagę zwróciły obrazy wiszące za nim na ścianie. Byłam pewna, że wcześniej ich tam nie było. Jeden przedstawiał mężczyznę w średnim wieku, ale niezwykle eleganckiego z wręcz bijącym autorytetem. Ciemne włosy muśnięte siwizną spięte były z tyłu w koka, a jego chłodne oczy wpatrywały się groźnie. Drugi zaś obraz przedstawiał kobietę o jasnych blond włosach i oczach, która z łagodnym uśmiechem pozowała w błękitnej sukience. Wydawała się być bardzo znajoma.
— To mój ojciec i moja matka — rozległ się głos Mikhaila, na który leko sie wzdrygnęłam. — Grigoriy i Larisa Sorokin. Stare obrazy, ale tradycja nakazuje je mieć w swoim gabinecie.
— Dlaczego? — tym razem zabrzmiałam pewniej.
— Ma to wzbudzać szacunek do rodu i podkreślać jego siłę. Ale ma też pewien psychologiczny aspekt, który się przydaje podczas negocjacji.
Popatrzyłam na niego zaskoczona, czekając aż pociągnie dalej.
Mikhail upił łyk wody.
— Rozpraszają rozmówców. Co innego gdy patrzy na ciebie jedna osoba, a gdy patrzą na ciebie trzy. Jest to dość powszechna technika wykorzystywana w firmach. Może być to portret albo krzywo zawieszona rama. Zwiększa to szanse na ugranie lepszych korzyści.
Nie wiedziałam o tym, ale brzmiało sensownie. Ciężko było odwrócić spojrzenie od tych portretów, były szczególne. Oba przedstawiały hipnotyzujące na swój sposób postacie. Geny Larisy Sorokin niewątpliwie przeważały u Aleksandry i Mikhaila; jasne włosy i oczy, przyciągająca uroda i szlachetne rysy twarzy, były idealnym kamuflażem dla charakteru Grigoriy'ego.
— Mówiłeś, że jestem cenniejsza niż mi się wydaje — spojrzałam na niego, decydując się zmienić temat. Po ciszy, która dopiero co panowała podczas jedzenia, wnioskowałam, że teraz mój ruch i czekał aż sama się odezwę. — Co miałeś na myśli?
Skoro już raz zdradził, że jestem dla niego cenna, to może zdradzi także dlaczego tak jest. Może było to z mojej strony naiwne, ale czasami najprostsze sposoby okazują się być najskuteczniejsze.
— Wszystko w swoim czasie, Malio.
— Wiesz, że ja nie mam czasu. — Naciskałam. Tylko trochę, mając nadzieję, że kwestia mojej choroby zmiękczy nieco jego reakcję.
— Masz. Twoje serce jest w drodze. I wkrótce je otrzymasz — obiecał tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Popatrzyłam na niego z konsternacją.
— Dalej mnie zastanawia, czego dokładnie ode mnie oczekujesz. Co jestem ci w stanie zaoferować, aby odwdzięczyć ci się za coś, co wcześniej miało mnie kosztować półtora miliona dolarów?
— Wszystko w swoim czasie — powtórzył znowu tym tonem.
Przeklęłam go w myślach. Powstrzymałam łzy frustracji, które same cisnęły mi sie do oczu. Naprawdę zaprosił mnie na kolacje na pogawędkę? Po cholerę cały ten cyrk? Żeby sobie na mnie popatrzeć? Bóg jeden wiedział, jak bardzo chciałam go przycisnąć, ale nie chciałam ryzykować jego gniewem. Mikhail to nie był Raphael.
Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Na znak Mikhail'a do pokoju weszło dwóch ogromnych mężczyzn. Prowadzili oni trzeciego, mizernego i wychudzonego. Wyglądał, jakby wyciągnęli go z kanałów lub najgorszego więzienia w Rosji. Jego koszulka i spodnie były podarte. Był boso. A jego skórę pokrywały liczne rany, oparzenia i siniaki. Miał worek na głowie.
Cieszyłam się, że zdążyłam zjeść już połowę dania, bo wiedziałam, że już więcej nie tknę. Patrzyłam się z osłupieniem na widok przed sobą, wyobrażając sobie tortury, którym owy mężczyzna został poddany.
— Kakogo cherta ty yego pritashchil? — warknął Mikhail, stając na równe nogi.
Dlaczego do cholery nie powiedzieliście mi, że go chcecie przyprowadzić?
— On priznalsya v izmene. On prodal informatsiyu Frantsii — odpowiedział jeden z nich.
Przyznał się do zdrady. Sprzedał informacje Francji.
Spojrzałam niepewnie na mężczyznę, którego twarzy wciąż nie widziałam, a który mógł być jednym z sojuszników Raphael'a. Czy miał z nim kontakt? Jak często?
Spojrzałam kątem oka na Mikhail'a, który miał dość obojętny wyraz twarzy. Nieśpiesznie podszedł do przytrzymywanego mężczyzny i zdjął mu worek z głowy. To co miało być twarzą, już jej nie przypominało. Nic z niej już nie zostało. Oczy tak opuchnięte, że nie był w stanie ich otworzyć. Nos... nie miał nosa. Ani jednego ucha.
Żołądek podszedł mi do gardła. Przerażenie ogarnęło mnie niczym nieuchronny, zimny wiatr, paraliżując każdą myśl i ruch.
Obserwowałam niemo, jak Mikhail patrzy na jeńca niczym na kawałek papierka, który przykleił mu się do butów.
— Co zaoferował ci Raphael albo Aleksandra? Co kupiło twoją lojalność? — zapytał go chłodno.
— Mój... syn... grozili mu...
— Ja się zajmę twoim synem. Zapłaci za twoją niewierność.
Siedziałam nieruchomo, jak wciśnięta w lodowaty blok lodu, z oczami rozszerzonymi ze strachu. Mikhail wyciągnął zza paska broń i strzelił mu między oczy bez cienia wahania. Krew rozbryzgała się na wszystkie strony, nawet na mnie i moją twarz.
Próbowałam wziąć głęboki oddech, ale powietrze zdawało się zastygać w moich płucach. Czułam, jak moje dłonie drżą, a nogi są jak z kamienia, niezdolne do jakiegokolwiek ruchu. Chociaż w mojej głowie krążyły myśli o ucieczce, ciało odmawiało mi posłuszeństwa.
Patrzyłam, jak ciało upada na ziemie. Mógły to być sekundy albo godziny – czas zlewał się w jedną nieokreśloną masę, gdy siedziałam bez ruchu, walcząc z własnymi demonami.
— Zabierzcie go i przyślijcie kogoś, kto tu posprząta — powiedział po dłuższej chwili Mikhail, a następnie odwrócił się w moją stronę. Chyba. Tak sądzę. Dalej byłam wpatrzona w ciało, które za ręce zaczęli ciągnąć w stronę drzwi.
Mimo to, dalej widziałam moment, gdy wyciągnął broń i go zabił. Znowu. Znowu. I tak w kółko. Słyszałam ten huk. Tę kulę przeszywającą czaszkę...
— Malia.
Powiodłam powoli po stojącej przede mną sylwetce, dopóki nie napotkałam jego spojrzenia.
— To było koniecznie — powiedział i sięgnął po serwetkę, którą zaczął ocierać moją twarz z krwi. — Przykro mi, że obiad musiał się tak zakończyć. Możemy iść dokończyć do innego pokoju.
Moje myśli krążyły wokół pytania, czy jestem w stanie przezwyciężyć to obezwładniające przerażenie, czy może będę w końcu pochłonięta przez ciemność, która zdawała się mnie otaczać ze wszystkich stron. Nie wiedziałam czy mi zimno, gorąco, niedobrze czy słabo.
— Domyślam się, że to co widziałaś mogło cię zszokować. Nie neguję tego. Ale im szybciej zrozumiesz, na jakich zasadach działa Bratva, tym lepiej — mówił powoli i wyraźnie, jakby myślał, że nie zrozumiem. — Chodź, odprowadzę cię do pokoju. Porozmawiamy o tym.
Miałam ochotę pokręcić głową i powiedzieć mu, że chcę zostać sama, nie chcę o tym rozmawiać.
Oddychaj, Malia.
Oddychaj.
— Oddychaj — nakazał mi powoli. Jego dłonie i ubranie, wciąż ubrudzone krwią tak samo, jak moje, sprawiało, że traciłam przytomność. Zupełnie, jakby moja dusza chciała się wyrwać z ciała i zostawić je samo sobie. Byleby już nie doświadczać tego, co przed chwilą się wydarzyło.
Jego słowa zawisły w powietrzu między nami. Poczułam, jak delikatnie chwyta moją dłoń, która trzęsła się, jak liść na wietrze. Nie przestała, gdy jego zimne palce się na niej zacisnęły. Dlaczego, choć te dłonie zabiły tyle ludzi, w tym jedną osobę przede mną... przypominały koło ratunkowe na środku tego bezkresu? Dlaczego tak pragnęłam się go trzymać zamiast odsunąć i utonąć?
***
Gdy ponownie otworzyłam oczy, znajdowałam się w swoim pokoju. Czułam dziwny spokój. Jakbym z pola bitwy przeniosła się na łąkę otuloną słońcem.
— Jak się czujesz? — Głos Mikhaila momentalnie wywołał dreszcze na całym moim ciele.
Nieznacznie odwróciłam głowę, aby spojrzeć na jego rozpartą wygodnie na krześle sylwetkę. Obserwował mnie, niczym motyla w słoiku. Gotowy nacieszyć oczy moim widokiem, upewnić się, że żyję i odejść.
Wspomnienia, które do mnie wróciły w ciągu chwil, były ciężkie, ale tym razem moje ciało odmawiało ich przeżywania.
— Chcę mi się spać — mruknęłam, nie będąc w stanie wydobyć z siebie głosu.
— To przez leki uspokajające — wyjaśnił. — Straciłaś przytomność, gdy prowadziłem cię do pokoju. Wezwałem lekarza, resztą zajął się on.
— Ile jeszcze takich niespodzianek mnie tutaj czeka?
— Żadna, jeśli zrozumiesz, jak to miejsce działa. Bratva nie jest miejscem dla dobrych ludzi. Jeśli moja siostra sprawiała inne wrażenie, to dowód na to, że obrałaś złą stronę.
— Raphael też działa w mafii, ale nie... — umilkłam, gdy dotarło do mnie, jak głupia jestem zaczynając mu się spowiadać z poczynań Raphael'a.
— Ale co? Nie zabijał ludzi? — zaśmiał się. — Nie robił tego na widoku? Masz rację, Raphael działa i kieruje swoimi ludźmi inaczej niż ja. Ale jest zdolny do tego samego. Po prostu cię przed tym chronił.
Mylisz się.
— Nie musiał mnie chronić.
— Wręcz przeciwnie, moya sladkaya.
Moja słodka. Musiałam się solidnie powstrzymać od wymierzenia mu ciosu w twarz.
— Raphael robił wszystko, aby odciągnąć cię od najgorszej strony tego co robił. Trzymał cię w złotej klatce, wiesz dlaczego? Dla siebie.
— Ty niby jesteś lepszy? — syknęłam.
— Nie masz pojęcia, ile ci mogę dać — powiedział spokojnie i się pochylił. — Zamierzam pokazać ci wszystko, co najbrudniejsze w tym świecie. I choćby lekarz miałby cię codziennie faszerować tymi lekami, będziesz na to patrzeć. Bo to jedyny sposób, abyś pokonała swój strach, wrażliwość i słabe ludzkie odruchy. Abyś przetrwała.
Popatrzyłam na niego z ognistą desperacją.
— Wolę umrzeć, niż stać się takim potworem, jak ty.
Jego usta rozciągnęły się w przerażającym uśmiechu.
— Doprawdy? — spytał i zbliżył się na tyle, że czułam jego oddech przy swoim uchu, jego policzek dotykający mojego. — Ani razu nie wyobrażałaś sobie, jak mogłabyś wyglądać, będąc ze mną na równi? Myślałaś, że nie zauważyłem tego spojrzenia, gdy po raz pierwszy się zobaczyliśmy? Tej ambicji i pożądania do bycia na równi? Irytacji, że siedzisz obok Raphael'a zamiast z nim?
Zamknęłam oczy. Wszystkimi siłami próbowałam powstrzymać chęć uduszenia go, ale i czegoś, co zdawało się po moim ciele rozlewać, niczym najsłodsza trucizna. I niczym niechciane wspomnienie z tamtego wieczora przed balem, gdy stałam przed lustrem... zobaczyłam za sobą Mikhail'a, który obejmuje mnie w pasie i patrzy w lustro wraz ze mną, nachylając się nad moim uchem.
— Spójrz, jacy razem moglibyśmy być niebezpieczni — wyszeptał wtedy.
Gotowi usunąć każdego, kto śmiał stanąć im na drodze. Bo to właśnie ci, którzy chcieli mnie powstrzymać mieli być trupami, po których miałam dojść do celu.
Nie.
Nie.
Nie.
Był mordercą i manipulatorem. Pamiętałam, kim był, jak potraktował tamtą kobietę, o której raz wspominała Aleksandra. Widziałam, z jaką łatwością i zimną krwią zabił dzisiaj człowieka.
Nie jestem taka jak on. Nie mogłam być.
— Jesteś taka, jak ja. Zdrada, gniew, pragnienie zemsty... To wszystko tkwi w nas obojgu.
Jego słowa drążyły w moim umyśle ścieżki, stawiając na nich pytania, na które dotąd nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Czy to możliwe, że w moim wnętrzu tkwiły te same pragnienia? Ta sama okrutność? Czy rzeczywiście powinnam zatracić się w ciemności, aby przetrwać?
Mikhail powoli się ode mnie odsunął i stanął na równe nogi. W jego oczach widziałam obietnicę mocy i kontroli, która kusiła niczym zakazany owoc.
— Odpoczywaj, Malio. Musisz nabrać sił — powiedział i wyszedł.
Wraz z dźwiękiem zamykających się za nim drzwi, moje myśli się nasiliły. Miałam ochotę wstać i uderzyć głową o ścianę, aby tylko je uciszyć. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie, prowadząc coraz to do większego zatracenia w otchłani. Wpatrywałam się w sufit, jakby miały tam być odpowiedzi, ale nie było niczego. Nie było nikogo.
Byłam sama.
I sama musiałam się domyślić, jak daleko mogłam się posunąć, aby przetrwać, ale by zasłużyć na odkupienie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top