Rozdział 33 - Żyję dla ciebie...
Nie musiał... Cruz tu był. Wszystko słyszał...
Słowa Arii dźwięczały w mojej głowie jak kościelne dzwony. Ich powtarzające się echo i moc, z jaką uderzały w każdą komórkę mojego ciała pozbawiała mnie tchu. Dusiłam się, a zaciśnięte spazmatycznie gardło tamowało dopływ powietrza.
To niemożliwe!
Jezu Chryste! Przecież nie mógł być tutaj w chwili, gdy moja pieprzona przeszłość wypłynęła jak brudny ściek! Słyszał każde jedno słowo, wie wszystko... Przypomniałam sobie, jak nagle zmieniło się jego zachowanie. Nie naruszał już mojej strefy komfortu jak to miał w zwyczaju. Nie rzucał w moją stronę zaczepnych spojrzeń. Stał obok, jakby nie chciał, abym zapomniała o jego obecności.
Te oczy... Jezu! Dlaczego wcześniej nie zdałam sobie sprawy z tego, że jego srebrne oczy zrobiły się nagle tak cholernie smutne i puste? Przecież wyglądały tak, jakby życie z nich umykało, pozostawiając po sobie bezbrzeżną pustkę. Martwe, matowe tęczówki...
- Ale jak? – wyszeptałam zachrypniętym głosem, patrząc z góry na klęczące przede mną dziewczyny. – Jak to się stało?
- Tamtego dnia Cruz wrócił na górę po laptopa i telefon – powiedziała Arii. - Czekał na Raula w windzie.
- Dani, on słyszał wszystko. Gdy wróciłaś do siebie, chciałyśmy jeszcze porozmawiać z Raulem i upewnić się, że zachowa dla siebie to co usłyszał. Jednak po zachowaniu Raula wiedziałyśmy, że coś jest nie tak. Znalazłyśmy Cruza klęczącego na podłodze.
- On płakał, Dani – wyszeptała Arii wycierając łzy, które strumieniami spływały po jej twarzy.
Boże! Dlaczego to musiało się stać?! On miał nigdy się nie dowiedzieć! Czuję się teraz tak cholernie brudna... Czy w jego oczach nie było litości? Tego bym nie przeżyła! Litość to ostanie, czego potrzebuję, szczególnie od Cruza.
- Porozmawiaj z nim, Dani – poprosiła Lucy, a jej szmaragdowe oczy lśniły od łez. – To jest wasza przeszłość, od której nie uciekniesz.
- Nie potrzebuję jego litości – syknęłam nie przejmując się nagłym uczuciem bólu, który ścisnął moje serce.
- Potrzebujesz miłości, Dani. Miłości Cruza. Ten mężczyzna jest twoim przeznaczeniem.
- Nie potrafię... - wyszeptałam wstając. – Nie ma we mnie nic. Jestem zepsuta...
Wróciłam do sypialni, zostawiając dziewczyny w salonie. Chryste! Wszystko się pieprzy i to dosłownie. Od tej chwili, za każdym razem, gdy spojrzę w szare tęczówki będę widziała w nich tę cholerną litość! Nienawidzę litości... Uczucia, które oblepia mnie jak cuchnące błoto, którego w żaden sposób nie mogę usunąć z ciała. Każda grudka zaschnięta jak lawa przypomina mi o tym co się stało.
Nienawidzę litości i siebie! Czuję się winna śmierci mojego dziecka. Jedynej cząstki Cruza, która należała do mnie. Nie ochroniłam niewinnego życia, które rosło pod moim sercem, a przecież, do cholery, powinnam!
Zimny jak lód pot oblepił moje ciało, gdy w pamięci pojawił się obraz potwora o martwych niebieskich oczach. Potwora bez duszy, który karmił się cierpieniem i zadawaniem bólu. Nie wiem kim jest, ale jeżeli istnieje sprawiedliwość na tym cholernym świecie, powinien zdechnąć już dawno temu.
Weszłam do łazienki i tak jak stałam wtoczyłam się pod prysznic. Ten cholerny brud i lodowaty pot pozbawiał mnie siły. Bezkresność znowu pojawiła się kusząc mnie swoim spokojem. Mamiący zmysły i duszę obraz życia, w którym nie ma nic. Żadnych wspomnień, tych złych i tych dobrych, żadnych marzeń i planów. Tylko chwila obecna, która toczy się w ciszy...
Spokój i harmonia...
Wyciągnęłam dłoń w stronę bezkresności. Jestem już taka zmęczona... Prawie dotykałam tej nicości, czułam już ją na opuszkach palców...
Nigdy nie przestałaś kochać Cruza... A on kocha ciebie...
Cruz cię kocha, Dani...
Potrzebujesz jeszcze jakiś dowodów na to, że Cruz cię kocha?
Zacisnęłam palce wbijając paznokcie w skórę dłoni. Poderwałam głowę czując jak ukąszenie bólu wlewa we mnie odrobinę życia. Niewielką, ale wystarczającą, aby bezkresność zniknęła.
Było tak blisko... Tak niewiele brakowało, abym przepadła w jej odmętach. Dysząc jak po przebiegnięciu maratonu zaczęłam zrywać z siebie całkowicie przemoczone ubranie.
Cruz cię kocha...
Nie, to nieprawda! Staram się przywołać w pamięci wszystkie złe chwile, jakie przez niego przeżyłam, ale poza dziwnym uczuciem tęsknoty i szybkim biciem serca, nie ma we mnie kompletnie nic. Stojąc w strugach gorącej wody zastanawiałam się, jak to jest możliwe, aby uczucie, które pogrzebałam w ogniu nienawiści, teraz ożyło jak ten cholerny Feniks, który zdobi moje plecy. Tatuaż miał być trwałym dowodem na to, że cała przeszłość jest poza mną i nie ma do niej innego powrotu. Połamali mi skrzydła i upadłam, ale odrodziłam się silniejsza niż wcześniej. Nienawiść i chęć zemsty kierowała mną przez długie lata.
Nie myślałam, że znowu spotkam mężczyznę, który zawładnął moim nastoletnim sercem. Był przeszłością i takim chciałam go widzieć. Uczucie, które do niego żywiłam miało umrzeć wraz z moim dzieckiem. Potrzasnęłam głową odganiając smutne myśli. To niczego nie zmieni, jedynie sprowadzi na mnie jeszcze więcej bólu.
Cruz... Jezu! Dlaczego wciąż jest w mojej głowie? Walczyłam z uczuciem do niego tyle lat. Lat wypełnionych cholernie wielką tęsknotą. Wrósł we mnie, stał się częścią mnie, jakbyśmy byli jednością. Czy to dlatego przez tyle lat nie potrafiłam nawiązać żadnej bliższej relacji z innymi mężczyznami? Czy już do końca życia będę za nim tęsknić i go... kochać?
Ciepłe i miłe łaskotanie... Dotknęłam dłonią klatki piersiowej, czując jak moje serce zaczyna przyśpieszać. Czy to w ogóle możliwe? Miłość? To grzeszne i zakazane uczucie, które nie miało prawa się pojawić, a jednak w jakiś sposób zawładnęło mną i trwa po dzień dzisiejszy? Jak wciąż mogę kochać mężczyznę, który tak mnie skrzywdził? Zdradzał, okłamał i zostawił w chwili, gdy najbardziej go potrzebowałam... Jestem taka głupia! Głupia i cholernie słaba, ponieważ dziewczyny mają rację. Nigdy nie przestalam go kochać...
Starałam się trzymać Cruza na dystans, nie dopuścić do siebie z obawy, że zobaczy w moich oczach to, z czym tak walczę. Miłość do tego mężczyzny czyni mnie nieodporną na jego obecność. Przyzywa mnie mrocznym spojrzeniem szarych oczu i ciepłem ciała, w które chciałabym się wtulić i złożyć pocałunek w miejscu, gdzie ma teraz tatuaż.
Tatuaż w kształcie ust... Moich ust... Pamiętam, kiedy zostawiłam ślad na jego piersi. Dokładnie w tym miejscu. Nie rozumiem, dlaczego zrobił coś takiego, skoro zostawił mnie z tymi wszystkimi słowami, które wypowiedział w szpitalu. To wszystko była przecież gra!
Zatrzymam twój pocałunek na wieczność...
Dlaczego on mi to robi?!
Uderzyłam dłonią w szklaną ścianę, gdy obraz tego cholernego tatuażu nie chciał zniknąć z mojej pamięci. Unosząc dłoń dotknęłam palcami ust. Wciąż czułam ciepło skóry, gdy moje wargi dotknęły jego piersi. Jęknąłem czując drżące mięśnie w dole brzucha.
- Cholera... - wysapałam.
Napięłam mięśnie ud nie mogąc powstrzymać pierwotnej potęgi pragnienia, która narastała we mnie od tej nocy, gdy zobaczyłam Cruza w klubie. Z zamkniętymi oczami zaczęłam przywoływać w pamięci uczucia, które towarzyszyły każdemu dotknięciu.
Gorące ciało przylgnęło do moich pleców, a tak znajome dłonie objęły moje piersi zaciskając palce na twardych sutkach. Chryste! Jak dobrze...
- Danielle...
- Cruz – wyszeptałam.
***
Zapytajcie mnie jak się czuje człowiek, który właśnie skazał na śmierć troje ludzi? Nie czułem żadnej różnicy, przecież to nie pierwsze ofiary w moim życiu. Gdybym rozważał nad każdym jednym skurwielem, którego posłałem na tamten świat, już dawno skończyłbym w jakimś miłym i bezpiecznym miejscu o miękkich ścianach. Prawo jebanej dżungli i jej łańcuch pokarmowy. Przetrwa tylko najsilniejszy osobnik i za każdym razem byłem to ja.
Zapytajcie mnie jak się czuje mężczyzna, który właśnie pomścił krzywdę swojej kobiety? Zajebiście wspaniale! Tych trzech skurwysynów i tak miało cudownie lekką śmierć. Uwierzcie mi, jadąc do Paryża zupełnie nie spodziewałem się takiego rozwoju wypadków. To miała być zwykła, spokojna akcja, w której zgarniamy trzech pojebańców odpowiedzialnych za te kurewskie licytacje.
Ja pierdolę, gdy zorientowałem się, kogo mam przed sobą, myślałem, że rozpierdoli mnie od środka. Cudownie wspaniałe uczucie nadchodzącej zemsty. Przez cały czas miałem przed oczami zapłakaną twarz mojej Danielle, a zamiast krzyków agonii torturowanych mężczyzn, słyszałem jej słowa.
Byłem potworem. Z zimną krwią zabijałem nie czując nawet wyrzutów sumienia, czy też żalu. Tym razem rozsadzała mnie kurewska euforia. Danielle nigdy się nie dowie, do czego byłem zdolny i co zrobiłem. Nie chcę, aby patrząc na mnie widziała mordercę. Byłem potworem, ale dla niej chciałem być tym jedynym mężczyzną. Jedynym, który zabije dla niej wszystkie inne potwory.
Dopiero w drodze z lotniska usłyszałem wiadomości o pożarze. Gus dobrze się spisał. Zawiadomił odpowiednie służby na tyle wcześnie, że odnaleźli ciała a nie ich zwęglone szczątki. Wysłałem czytelny przekaz, pierdolonego ognistego gołębia pocztowego. Teraz Philipe wie, że on będzie następny. Nieprzypadkowo wybrałem ten dom. Wchodząc do środka widziałem oczami wyobraźni to wszystko, co stało się w nim osiem lat wcześniej. Na tym samym łóżku, na którym oni zgwałcili Danielle, teraz przyjdzie im zdychać w męczarniach. Będą, kurwa, pamiętać o własnym grzechu i umierać z wizerunkiem mojej twarzy przed oczami.
Cazadore nigdy nie przebacza, a jego zemsta to kurewskie piekło...
Wysiadając z samochodu pod klubem 'Fallen Angels' spojrzałem w górę. Na ostatnim piętrze paliło się jeszcze światło, czyli przynajmniej jedna z dziewczyn nie spała. Powinienem pojechać do swojego apartamentu i spotkać się z Danielle dopiero jutro, ale nie widziałem jej kurewsko długie dwa dni. Tęskniłem jak skurwysyn i musiałem ją zobaczyć, choć przez chwilę.
Jutro czeka ją bardzo ciężki dzień. Chcę, aby wiedziała, że jestem tuż obok, a moje ramiona to jedyne miejsce, w którym będzie bezpieczna.
- Szefie...
Na mój widok czterech naszych ludzi oderwało się od ścian. Dostali wyraźne rozkazy nie spuszczania Danielle z oka. Ludzie Malcolma zazwyczaj czekali na dziewczyny na zewnątrz, ale po wyskokach Danielle w cholernym Paryżu, wolałem dmuchać na zimne, niż pozwolić jej oddalić się bez ochrony. Malcolm oczywiście nie był zadowolony, gdy wymusiłem na nim włączenie moich ludzi, ale w końcu ustąpił. Nie żebym oczekiwał czegoś innego. Ochrona Danielle była moim obowiązkiem i przywilejem, i podejmę wszystkie konieczne kroki, aby nic się jej nie stało. Tym bardziej teraz, gdy robię czystkę, rozprawiając się z grzechami przeszłości.
Przyjrzałem się uważnie chłopakom. Wyglądali jak kupka nieszczęścia odziana w garnitury. Jak się dowiem, że zamiast pilnować mojej kobiety chleją, albo nie daj Boże, pieprzą się z kelnerkami, rozpierdolę ich na miejscu. Zmarszczyłem brwi nawiązując kontakt wzrokowy z Ignacio, który dowodził grupą.
- To nie tak, szefie. Przysięgam – zaczął się pośpiesznie tłumaczyć widząc wyraźne wkurwienie na mojej twarzy.
- Szlajaliście się w czasie służby? – warknąłem groźnym głosem.
- Dio! Absolutnie nie, jefe. Jesteśmy trzeźwi.
- Wyglądacie jak po ostrej balandze.
Spojrzeli na siebie, wyraźnie unikając patrzenia mi w oczy. Czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie, jak pierdolony rozbłysk towarzyszący eksplozji bomby nuklearnej. Kurwa! Jeżeli coś się stało Danielle...
- Bo wiedziesz, szefie... - zaczął Alonso. - Twoja kobieta...
- Co z nią, kurwa?! – warknąłem zaciskając pięści.
- Dio! Możesz mnie zabić, pułkowniku, ale twoja kobieta to istny diabeł! – wypalił. - Chłopaki z Paryża ostrzegali nas przed nią, ale byliśmy pewni, że przesadzają. Patrzysz człowieku na tego anioła, w jej piękne oczy i za cholerę nie możesz uwierzyć, że jest zdolna do czegoś takiego.
- O czym ty do mnie pierdolisz?
- Twoja pani, szefie, zorientowała się, że jesteśmy od ciebie.
Ożesz kurwa! Tylko tego mi jeszcze brakowało! Już czuję przez kości nadchodzącą awanturę. Danielle jak nic wściekła się, a że mnie nie było pod ręką, dorwała moich ludzi. Nie mieli poparzeń słonecznych jak ich poprzednicy po wycieczce do cholernego Disneylandu. W taki razie nie musiało być aż tak źle, pomyślałem.
- Wściekła się – stwierdziłem.
- Chyba wolelibyśmy, żeby zaczęła się na nas wydzierać – jęknął Carlos.
Spojrzałem na ostatniego z czwórki, Javiera, który jak do tej pory nie odezwał się ani słowem. Po jego minie niestety zorientowałem się, że wcale nie przesadzają, a moja Danielle jakimś swoim babskim sposobem sprawiła, że teraz trzęsą się jak galareta. Żeby była jasność. Nie przede mną. Oni boją się mojej kobiety, na litość boską!
Najlepsi w Kolumbii Cazadores, których jedna słaba kobieta doprowadziła do takiego stanu...
- Pułkowniku, nie było wyraźnych rozkazów – zaczął Javier.
- W sprawie czego? – zapytałem całkowicie zbity z tropu. - Przecież wyraźnie powiedziałem... Nawet jeden cholerny srebrny włos nie ma prawa spaść z głowy Danielle.
- W sprawie ubioru.
- A co jest nie tak z tym, jak wyglądacie?
- Próbował kiedyś szef biegać w upale, w garniturze i takich butach?
- Z cholerną giwerą pod pachą?
- Przez dwie pieprzone godziny i to w centrum miasta?
Jezu! Naprawdę to zrobiła? Ta kobieta nie przestaje mnie zadziwiać, pomyślałem uśmiechając się jak debil na widok ich nieszczęśliwych min. Moja Danielle rozkwitła i z nieśmiałej dziewczyny stała się pełną ognia walczącą furią. Uwielbiałem w niej tego ducha walki. Dzięki temu wiedziałem, że tym skurwielom nie udało się zdusić w niej woli życia.
- Na dzisiaj jesteście wolni – w końcu zlitowałem się nad nimi. – Macie stawić się tutaj rano i lepiej nie wychylajcie się za bardzo – poradziłem parskając śmiechem.
- Tu mujer es una verdadera Cazadora – powiedział Ignacio a pozostali kiwnęli głowami wyrażając tym samym szacunek, jakim darzyli Danielle.
Wzruszenie i cholerna duma zacisnęło moje gardło. Podziękowałem im skinieniem głowy i wsiadłem do windy. Kurwa! Nie spodziewałem się takich słów. Twoja kobieta jest prawdziwą łowczynią... Ci faceci byli jednymi z najgroźniejszych wojowników w naszych czasach. Potrafili zabić, wytropić i torturować każdego, na kogo dostaliśmy zlecenie. W ich świecie kobiety dzieliły się na te, które pieprzyli, oraz na te, z którymi zakładali rodziny. Nie wszystkie z nich wiedziały, czym zajmują się ich partnerzy. Nie każda potrafiłaby zaakceptować życie z najemnikiem.
Nazywając Danielle prawdziwą łowczynią, wynieśli ją ponad własne partnerki. Od tej chwili nie jest tylko moją kobietą, ale należy do Casadores. Każdy z nich odda za nią własne życie, jeżeli zajdzie taka potrzeba...
Potrzasnąłem głową przygotowując się mentalnie na zbliżającą awanturę z moją łowczynią. Miałem w sobie nieprzebrane pokłady cierpliwości do Danielle. Okiełznać swój temperament było kurewsko ciężko. Byłem cholernie dominującym mężczyzną, szczególnie w seksie. Jeden jedyny raz straciłem nad sobą kontrolę i pokazałem Danielle, jak naprawdę można się ostro pieprzyć. Ta noc w La Donjon Royal... Kurwa! Na samo wspomnienie tego, jak Danielle krzyczała zaciskając nie na moim twardym kutasie, gdy pieprzyłem ją przypartą do ściany, byłem bliski wytrysku.
To już nigdy więcej nie ma prawa się powtórzyć. Jestem potworem, ale nie pierdolonym zwierzęciem i potrafię się kontrolować. Po tym co przeżyła, nigdy nie zaryzykuję i nie wezmę jej ostro. Sama delikatność.
Wanilia jest przecież zajebista!
W salonie zastałem Arielę i Lucy, ale nigdzie nie widziałem Danielle. Dziewczyny chyba nie usłyszały otwierającej się windy, ponieważ nawet nie spojrzały w moim kierunku, szepcząc coś między sobą.
Uśmiechnąłem się widząc, z jakim zapałem Ariela gestykuluje. Jest w niej tyle ognia i zmysłowości, że facet, który w końcu pokona zasieki z drutu kolczastego, którym się otoczyła, będzie zajebistym szczęściarzem. Nie chcę wybiegać daleko w przyszłość, ale coś mi się zdaje, że ten właściwy już się pojawił. Mówiąc szczerze, trochę mu współczuję, ponieważ okoliczności nie sprzyjają zdobyciu tej niezwykłej kobiety, a ona sama chyba postanowiła powalić go na kolana.
Rudowłosa Lucinda... Najpiękniejsza kobieta na świecie siedzi zaledwie kilka metrów ode mnie, a ja mogę myśleć tylko o srebrnowłosej dziewczynie o ciemnoniebieskich oczach. Jeżeli Lucy ma wsparcie Arieli i jej szatańskich pomysłów... Biada temu frajerowi, z którym teraz wojuje. Z radością będę obserwował jego upadek, a na koniec osobiście odstrzelę gnoja. Wyrównam rachunki za pirackie zagrywki kurewskiego meksykańskiego dupka.
- Moje panie... - znudziło mi się czekanie, aż raczą mnie zauważyć.
- Cruz? – pierwsza spojrzała na mnie Ariela. – Już wróciłeś?
No tak, przecież powiedziałem jej, że wyjeżdżam na kilka dni. Czyżby spodziewała się, że po raz kolejny zniknę z życia Danielle? Tak mało ma wiary we mnie?
- Jak widać – odpowiedziałem rozkładając ręce i posyłając dziewczynom uśmiech. – Tęskniłaś, skrzacie?
- Chciałbyś, przystojniaku – parsknęła dając mi znać, żebym usiadł obok nich.
Nie miałem czasu na pogawędki i chociaż uwielbiałem Arielę za jej poczucie humoru i jej cięty język, chciałem zobaczyć w końcu Danielle.
- Mogę porozmawiać z Danielle?
Dziewczyny wymieniły spojrzenia, ale nawet nie starałem się skupić na tyle, aby wychwycić o co im chodzi. Jeżeli chodzi o te dziewczyny, łącznie z moją Danielle, to z góry przegrana sprawa.
- Jest u siebie – Lucy kiwnięciem głowy wskazała apartament Danielle.
- Jeżeli nie macie nic przeciwko, pójdę z nią porozmawiać.
- No w końcu – rzuciła Ariela. – Strasznie długo się za to zabierałeś, Moreau. Już byłam gotowa postawić na tobie krzyżyk.
- Przepraszam? – nie miałem pojęcia, o czym ona mówi.
- Cruz, do jasnej cholery! Od tygodni krążysz wokół Dani. Najwyższy czas zmusić ją do rozmowy, bo nas nie chce słuchać. Jest uparta jak osioł.
- Już to mówiłaś, w szpitalu – przypomniałem sobie. – Nie wiem jak to sobie wyobrażasz, Ariela, ale przecież nie użyję siły.
- Nikt ci nie każe przywiązać jej do łóżka, choć to mogłoby być bardzo...interesujące. Przynajmniej tak uważam – wzruszyła ramionami.
Chryste! Czy ona właśnie zasugerowała mi to, o czym myślę? Zignorowałem pulsujący ból sztywnego kutasa, modląc się, żeby żadna z nich nie spojrzała na moje biodra i to co właśnie zrobił z moimi spodniami ten przeklęty wyposzczony organ.
- Arii, daj spokoju – upomniała przyjaciółkę Lucy.
- Nie mam zamiaru. Cruz jest jedyną osobą, która może wyciągnąć Dani z tej cholernej poukładanej rzeczywistości, w której się zamknęła.
- Ariela...
- Och, daj spokój! Wiem dokładnie, kim jesteś, Cruzie Moreau. Idź na górę, zmuś ją do wysłuchania cię, a jak trzeba to ją przywiąż, i w końcu skończcie te wykurzające podchody.
- Ona może mnie wykopać...
- A ty z pewnością tak spokojnie jej na to pozwolisz? Daj jej się wykrzyczeć. Najwyżej ryzykujesz wizytę u laryngologa, bo przysięgam! Jeżeli tym razem nie załatwicie wszystkiego, osobiście wykopię ci grób – zagroziła.
Czy wy to rozumiecie? Bo ja za chuja nie ogarniam tego co się właśnie dzieje. Kobieta, niespełna sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, no normalnie chuchro, właśnie grozi mi śmiercią. Gdybym nie znał pomysłów tej szalonej dziewczyny, prawdopodobnie zaśmiałbym się z jej żartu. Niestety, doszły do mnie niektóre historie i sam byłem świadkiem i uczestnikiem jednego z jej piekielnych pomysłów. Ona nikogo i niczego się nie boi, na litość boską!
Z rezygnacją pokręciłem głową. Chryste! Gdyby był tutaj któryś z moich ludzi, moja pieprzona reputacja stałaby się tylko mglistym wspomnieniem.
- Cruz? – odwróciłem się stojąc na pierwszym stopniu patrząc na Lucy. – Dobrze zrobiłeś.
O czym ona, na litość boską, mówi? Obydwie patrzyły na mnie na jakiegoś cholernego bohatera, a ja nie miałem zielonego pojęcia, o co im chodzi.
- Nie bardzo...
- Oglądałyśmy wiadomości – wyjaśniła. - Należało im się.
Słodki Jezu! Zesztywniałem, czując jak krew zastyga w moich żyłach. Przecież one... Kurwa! Nie mogą mieć pewności, że to ja! Nie spodziewałem się, że akurat dzisiaj włączą ten cholerny telewizor, który służył im raczej za ozdobę salonu, bo od kiedy przyjeżdżam do nich, ani razu nie oglądały telewizji. Dlaczego, na Boga, musiały to zrobić właśnie dzisiaj?
- Nie wiem, o czym mówisz, Lucy – postanowiłem iść w zaparte.
- Nic się nie zmieniło, Cruz – zapewniła mnie Ariela. – Nadal uważamy, że właśnie ty zasługujesz na Dani. Po tym co zrobiłeś tym bardziej. Będzie z tobą bezpieczna.
Szlag by to trafił! One wiedzą! Cokolwiek teraz powiem uznają za kłamstwo, a mnie za tchórza. Przełknąłem zaciskając palce na poręczy schodów, zastanawiając się nad tym, co powinienem teraz zrobić. Byłem, kurwa, dumny z tego! Zabiłem i wcale tego nie żałuję. Kim czyni mnie to w ich oczach? W końcu to kobiety. Słabe i zupelnie nieświadome tego, jakie potwory żyją na tym cholernym świecie.
- Danielle? – zapytałem a widząc jak kiwają głowami, miałem ochotę coś rozjebać. Kurwa! Dlaczego właśnie dzisiaj?
- Nie żałuj tego.
Spojrzałem na dziewczyny. Kolejna komplikacja, z która za chwilę będę musiał sobie poradzić. Pochyliłem się patrząc im w oczy w poszukiwaniu odrazy lub strachu. Nie było tam tego. Zadziwiające dziewczyny. Właśnie stoi przed nimi mężczyzna, który z zimną krwią torturował i zabił trzy osoby. Powinny trzymać się ode mnie z daleka i nie dopuścić mnie do Danielle.
- Ja żałuję. Tego, że nie mogli zdychać przez całą wieczność.
Odwróciłem się patrząc na schody. Jak zareaguje Danielle, gdy teraz stanę przed nią? Będzie przerażona? Serce rozpadało mi się na kawałki, gdy pokonując te cholerne schody wszedłem na górę.
Sypialnia była pusta, ale z łazienki dobiegał szum wody. Zupełnie nie spodziewałem się tego, że zastanę Danielle pod prysznicem. Stałem jakbym wdepnął w tężejący beton i nie potrafiłem oderwać oczu od jej nagiej postaci. Tego cholernego tatuażu, który chciałem poczuć pod ustami.
Ze wzrokiem wbitym w nagie ciało Danielle rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. To było silniejsze ode mnie... Chryste! Tak długo na nią czekałem. Tak kurewsko mocno jej pragnę, że nie potrafię powstrzymać się przed dotknięciem jej mokrej skóry.
- Danielle – wyszeptałem obejmując jej cudowne piersi.
- Cruz...
To jest jak magia... Jak cholerny raj dla mojej znękanej duszy. Dotyk, cichy jęk i to cudowne uczucie, gdy moje dłonie odnajdują każdy zapamiętany przed laty czuły punkt na jej ciele. Pochyliłem głowę czując pod ustami szybkie uderzenia serca, gdy zacisnąłem usta na delikatnej skórze szyi. Docisnąłem biodra wbijając sztywnego jak skała kutasa w miękkie pośladki Danielle. Jezu! Byłem tak cholernie blisko...
Chwytając palcami za biodro obróciłem Danielle w ramionach.
- Spójrz na mnie, kochanie...
Oślepił mnie blask ciemnoniebieskich tęczówek. Tak cudowny, tak pełny życia. To już nie są te martwe oczy, które zapamiętałem z tego cholernego piątku. To oczy mojej kobiety.
- Cruz...
Zacisnąłem powieki, czując jak Danielle dotyka ustami tatuażu na mojej piersi. Kurwa! Dłużej nie dam rady się powstrzymywać! Warknąłem obejmując ramieniem tulącą się do mnie dziewczynę i jednym ruchem uniosłem ją w górę wynosząc z łazienki i kładąc na łóżku.
- Uwielbiam cię... - wyszeptałem. – Przepraszam, kochanie. Przepraszam, że cię zostawiłem...
- Nic nie mów. Chcę cię poczuć...
Jezu! Powinienem najpierw porozmawiać z Danielle, ale czując jak jej wilgotny język dotyka moich ust straciłem kontrolę. Z jękiem wtargnąłem językiem odnajdując tę cudowną słodycz jej pocałunków. Chciałbym mieć więcej samozaparcia i silnej woli, żeby czcić moją kobietę tak jak na to zasługuje, ale Danielle za nic nie ułatwiała mi zadania.
- Proszę, Cruz...
Przepadłem... Tak jak wtedy, gdy zobaczyłem ją pierwszy raz. Nie przerywając pocałunku i walki naszych języków, moja dłoń przesunęła się na biodro Danielle. Przesunąłem palcami po wilgotnych fałdkach, okrążając łechtaczkę delikatnym ruchem.
- Kurwa! – jęknąłem czując jak bardzo jest na mnie gotowa.
Wsunąłem jeden palec w jej gorącą cipkę i prawie wytrysnąłem, gdy zacisnęła mięśnie wciągając mnie w swoje ciasne wnętrze. Zacząłem pieprzyć ją, dodając po chwili drugi palec. Była tak kurewsko wąska, że jeżeli jej nie przygotuję odpowiednio, sprawię Danielle ból.
Wiedziałem, że mimo wszystko muszę zachować przynajmniej cień kontroli i nie zacząć pieprzyć Danielle jak oszalały. Za nic, kurwa, na świecie nie zaryzykuję, żeby przywołać złe wspomnienia.
Wsuwając w jej cipkę trzeci palec poczułem jak Danielle zaczyna szczytować. Jezu Chryste! Mógłbym umrzeć patrząc na jej twarz w chwili, gdy zaczyna płonąć w moich ramionach.
- Cruz, proszę... - wyjęczała pomiędzy jednym oddechem a głośnym jękiem.
- Spójrz na mnie, Danielle. Jesteś pewna? – zapytałem, gdy lśniące jak nocne niebo usiane gwiazdami spojrzenie odnalazło moje oczy.
- Tak...
Przytrzymując palcami drżące biodra, wsunąłem się delikatnie do wilgotnego wnętrza. Zacisnąłem zęby wbijając pięść w materac nad głową Danielle, powstrzymując pierwotne pragnienie wdarcia się w nią jednym ostrym pchnięciem. Raj i piekło w jednym, kurwa, cudownym momencie.
- Jezu, jak dobrze... Jesteś idealna, kochanie...
- Mocniej.
- Nie, kochanie... Tak właśnie jest cudownie... - syknąłem wsuwając się do końca.
Kurwa! Zamarłem czując jej drżące mięśnie. Otulała nimi mojego kutasa jak ciasną rękawiczką, zaciskając się coraz mocniej. Kołysząc biodrami zacząłem się poruszać. W stałym, cholernie wolnym rytmie, rozkoszując się każdym dźwiękiem, jaki wypływał z tych zmysłowych ust. Przez cały czas patrzyłem z góry na moją kobietę, na jej szeroko otwarte oczy, które lśniły jak gwiazdy na nocnym niebie.
Syknąłem wbijając mocniej biodra, gdy Danielle przesunęła paznokciami po mojej klatce piersiowej. Kurwa! To nie potrwa długo, pomyślałem czując już pierwszy ognisty strumień nadchodzącego orgazmu. Gorąca i wilgotna cipka zaciskała się na moim fiucie coraz mocniej, nieomylny znak, że Danielle dojdzie razem ze mną.
- Dojdź dla mnie, księżniczko – wyszeptałem w jej usta. – Dojdź ze mną, miłości.
- Cruz!
Słysząc ochrypły krzyk wbiłem się w jej cipkę i zamarłem.
- Jezu, kurwa, Chryste!
Orgazm pozbawił mnie tchu. Dyszałem, jak po najcięższym treningu, oblany potem, a mój kutas wciąż stał jak cholerny maszt. Wciąż chciałem więcej... Tego cudownego uczucia, gdy każdym skrawkiem ciała wiedziałem, że właśnie tutaj, w ramionach tej kobiety jest moje miejsce na ziemi. Danielle była moim wybawieniem. Istotą stworzoną ze światła księżyca, która spojrzeniem błyszczących oczy rozświetlała mrok mojej duszy. Należałem do niej ciałem, duszą i sercem. I przysięgam, nigdy więcej jej nie opuszczę!
***
Nie mogłam złapać tchu... Moje serce tłukło się jak ptak schwytany w sidła, obijając się o żebra. Cudowne uczucie, któremu towarzyszyło zaspokojenie i przyjemny ból w miejscu, gdzie wciąż czułam pulsującą męskość.
W pierwszej chwili myślałam, że to moja wyobraźnia płata mi figle, mami tym delikatnym dotykiem dłoni, które mnie dotykały. Dopiero słysząc ochrypły szept wypowiadający moje imię, zdałam sobie sprawę, że Cruz jest naprawdę ze mną.
Przestalam już walczyć... Nienawiść mnie niszczyła i nie pozwalała zapomnieć. Chciałam żyć. Chciałam choć przez chwilę zaznać tej rozkoszy, którą mógł dać mi tylko Cruz. Nie oczekuję nic w zamian. Żadnych deklaracji, żadnego wzniosłego uczucia poza dobrym seksem. Muszę być twarda, bo gdy w końcu Cruz zniknie z mojego życia, a zrobi to prędzej czy później, będę musiała pozbierać do kupy własne życie.
Ten mężczyzna nie jest dla jednej kobiety, a w szczególności dla takiej jak ja. W jego życiu były setki piękniejszych ode mnie, które potrafiły dać mu to, czego tak naprawde pragnął. Pewnego dnia zatęskni za tym i odejdzie nie oglądając się za siebie. Postanowiłam czerpać pełnymi garściami z tego, co postanowi mi ofiarować. Zachowam wspomnienia i w końcu ruszę dalej, pozwalając przeszłości zniknąć na zawsze.
- Spójrz na mnie, kochanie.
Otworzyłam oczy. Światło padające z łazienki oświetlało sylwetkę mężczyzny pochylonego nade mną. Doskonale widziałam jego tęczówki, które teraz lśniły jak roztopione srebro. Przypomniałam sobie co zrobił i samotna łza wymknęła się z kącika oka. Czułam jak ciało Cruza spina się na ten widok.
- Chryste! Powiedz, że cię nie skrzywdziłem – wyszeptał wycierając kciukiem słoną kroplę. – Danielle, na litość boską...
Czułam jak usta zaczynają mi drżeć. Ten przejmujący szept, pełen strachu... Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy z cichym przekleństwem na ustach, Cruz poruszył biodrami delikatnie wychodząc z mojego wnętrza. Spięłam się, gdy musnął mój szczególnie wrażliwy punkt i odruchowo zacisnęłam mięśnie.
- Cruz... Proszę... - wydyszałam unosząc w górę biodra.
- Jezu, skarbie... Zrobiłem ci krzywdę...
Unosząc ręce objęłam jego kark wbijając paznokcie w wilgotną skórę.
- Więcej... - wyszeptałam przesuwając językiem po zaciśniętych ustach Cruza. – Chcę więcej...
Jęknęłam, gdy Cruz jednym ruchem przetoczył się na plecy, nabijając mnie na siebie. Jego fiut wypełnił mnie tak cholernie głęboko, że z trudem udało mi się powstrzymać przed kolejnym orgazmem. Tak niewiele brakowało...
- Kurwa! – syknął przez zęby, gdy zacisnęłam się na nim. – Ujeżdżaj mnie, kochanie. Wolno, o tak – wydyszał, a ciepłe dłonie poprowadziły mnie w zmysłowo wolnym rytmie, zaciskając się delikatnie na moich biodrach. – Wolniej, skarbie...
Za każdym razem, gdy próbowałam przyśpieszyć Cruz naciskiem palców na moich biodrach dawał mi znak, abym zwolniła. To było cudowne, gdy z każdym ruchem, gdy opadałam na niego, jego biodra uderzały od dołu, ale wciąż czegoś mi brakowało.
- Mocniej... - jęknęłam kręcąc tyłkiem. – Chcę mocniej...
- Nie, skarbie... Tak jest cudownie... - odpowiedział szeptem.
Widziałam, że Cruz z ledwością się powstrzymuje. Z zaciśniętymi zębami pozwalał mi przejąć kontrolę. Wiedział, że tylko w taki sposób jest w stanie się zapanować nad sobą i nie zacząć mnie pieprzyć. Wszystkie myśli uciekły z mojej głowy, gdy poczułam kciuk na swojej łechtaczce.
- Boże!
- Dalej, skarbie... Czuję, jak jesteś blisko...
Blisko? Cholera, ja płonęłam! Przyspieszyłam, czując zbliżający się orgazm. Dotknęłam piersi, zaciskając palce na twardych sutkach i jęcząc odrzuciłam głowę do tyłu zmieniając kąt, w jakim we mnie wchodził.
- Kurwa mać!
Zakręciło mi się w głowie, gdy ponownie znalazłam się na plecach.
- Mocniej! – krzyknęłam wbijając paznokcie w plecy Cruza.
- Nie... Zmusisz... Mnie... Do... Tego... - wystękał wbijając się we mnie. – Patrz na mnie! – warknął, gdy zamknęłam oczy. - Dojdź, Danielle. Teraz!
Nie odrywając wzroku od srebrnych tęczówek wybuchnęłam oszałamiającym orgazmem, który zdawał się nie mieć końca. Powolne ruchy Cruza przedłużały naszą wspólną zmysłową agonię. Na widok uczuć, jakie pojawiły się na jego twarzy coś ścisnęło moje szybko bijące serce. Nigdy wcześniej nie widziałam, jak wygląda w takiej chwili.
- Żyję dla ciebie... - usłyszałam cichy szept.
Odsłonił się zupelnie, a ja nie byłam gotowa zmierzyć się z tym. Przejdzie mu, powtarzałam to sobie, gdy przytulił mnie do swojej piersi. Słyszałam jak jego serce wariuje, uderzając w przyspieszonym rytmie. Dokładnie tak jak moje. Nie chcę myśleć o tym, co właśnie się wydarzyło. To była tylko chwila, zaledwie ułamek sekundy, w której ten silny i przystojny mężczyzna pokazał mi swoje serce i to, co wydaje mu się, że czuje.
Zasnęłam otulona ciałem Cruza, z mocnym postanowieniem, że nie pozwolę temu zabrnąć za daleko. To tylko seks, nic więcej...
Rano obudziłam się zupełnie sama. Gdyby nie przyjemne uczucie dyskomfortu pomiędzy nogami i maleńkie ślady, jakie Cruz zostawił na moich biodrach, pomyślałabym, że ostatnia noc była tylko snem. Dziwny ciężar zakotwiczył w mojej piersi... Głupia, przecież nie powinnam przywiązywać uwagi do takich rzeczy. Nie jesteśmy w żadnym związku i nigdy nie będziemy, powtarzałam sobie szykując się do wyjścia. Teraz powinnam skupić się na Gabi, a nie na tym, że czuję się pusta w środku i cholernie nieszczęśliwa. Cruz nigdy nie został ze mną na całą noc, więc powinnam się do tego przyzwyczaić.
Zignorowałam moich ochroniarzy, zauważając mimochodem, że tym razem zamiast garniturów mają na sobie jeansy i sportowe buty. Chyba nabawili się odcisków, gdy przez dwie godziny ganiali za mną w skórzanych półbutach.
Wsiadając do czekającego na mnie SUV-a przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z Jackiem. Jak grom z jasnego nieba spłynęła na mnie świadomość, że jednak znak tę kobietę, która pojawiła się wczoraj w klubie.
Chryste! Kolejny duch z przeszłości, z którym mam się zmierzyć?
Czego ona, na litość boską, może chcieć?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top