Rozdział 23 - Zjebałem własne życie...
Wciąż czułem ten zapach... Ten cudowny zapach, którym zaciągałem się jak najgłębiej, tak aby dotarł do każdej komórki mojego ciała. Czułem jak wibruje we mnie, jak pobudza do życia każdy jeden atom, uzdrawiając i ożywiając martwe od wielu lat zakamarki mojej duszy i serca. Nic się nie zmienił... Wciąż jest tak samo zmysłowy, jak dziewczyna, którą trzymam w ramionach. Której już nigdy nie pozwolę odejść z mojego życia...
Otoczony z każdej strony jej zapachem, z zamkniętymi oczami przypominałem sobie każdą jedną sekundę tej nocy sprzed ośmiu lat. Mój mózg, mimo iż otumaniony alkoholem, wysyłał impulsy w odpowiednich chwilach, a moje dłonie i ciało poddawały się temu niememu rozkazowi.
- Moja Danielle – wyszeptałem.
Pochyliłem głowę, dotykając ustami nagiej skóry, a moje słowa musnęły jej szyję, wywołując dreszcz.
- Sabina...
Przez chwilę nie wiedziałem co się dzieje. Enigma wciąż dźwięczała w moich uszach, przebrzmiewały ostatnie tony Mea Culpa, moje ciało wciąż czuło delikatne i zmysłowe kształty Danielle, a jednak coś było kurewsko nie tak...
Nagle zniknął zapach, ten cudowny aromat, który chciałem zachować na zawsze, zastąpiony duszącym i zbyt słodkim zapachem. Wciąż nieprzytomny, otworzyłem oczy, czując jak z każdą chwilą dociera do mnie groza tego co właśnie robiłem. Najpierw zarejestrowałem, że Danielle w jakiś dziwny sposób jest niższa niż zapamiętałem, a jej skóra ma zupełnie inny odcień niż jasny alabaster i nie jest tak chłodna w dotyku, jak była jeszcze ubiegłej nocy.
Potrzasnąłem głową, starając się pozbyć atakującej mnie pewności...
Nie, Jezu, kurwa, Chryste!
Zatoczyłem się do tyłu, odtrącając wciąż ocierającą się o mnie dziewczynę i z dzikim spojrzeniem rozejrzałem dookoła. Jebany klub! To samo miejsce, ta sama jebana muzyka i nie ta, kurwa, kobieta, którą powinienem trzymać w ramionach! Mój jeszcze chwilę temu twardy jak skała kutas zmiękł jak przekłuty szpilką balon. Spojrzałem na dziewczynę i poczułem jak wszystko podchodzi mi do gardła.
Z warczącym odgłosem wydobywającym się z mojego gardła odwróciłem się, chcąc jak najszybciej opuścić to jebane piekło, w którym teraz się znajdowałem.
- Poczekaj – dziewczyna złapała mnie za rękę, próbując wślizgnąć się ponownie w moje ramiona. Jej miękki brzuch zaczął się ocierać o moje biodra, a dłonie podążyły na przód moich spodni. – Zabawa się dopiero zaczęła...
Złapałem ją za szczupłe nadgarstki, zaciskając palce na miękkiej skórze.
- Spierdalaj – warknąłem odpychając ją od siebie.
Czułem wbity w swoje plecy wzrok gości, zdziwionych moim zachowaniem, gdy w biegu opuściłem piwnicę. Pobiegłem na górę, mijając po drodze gości i ochronę, nie słysząc jak mnie wołają, starając się zatrzymać.
Wpadłem do apartamentu z dzikim wzrokiem i dysząc, osunąłem się po zamkniętych drzwiach na podłogę. Co ja, kurwa, najlepszego zrobiłem?! Jak to się, kurwa, w ogóle mogło stać? Jak, do chuja jasnego, mogłem dotknąć innej kobiety? I to jeszcze w taki sposób? No, kurwa, jak?!
Walnąłem głową w drzwi, przeklinając na czym świat stoi własną głupotę. Poczułem jak zapach tej dziwki unosi się z moich ubrań...
Zerwałem się wbiegając do łazienki i tak jak stałem, w opakowaniu wparowałem pod prysznic. Zimna woda chlusnęła na mnie, mocząc w jednej chwili do suchej nitki. Przekręciłem termostat, nastawiając na najwyższą temperaturę i zdzierając z siebie ubranie, chwyciłem z półki żel do mycia. Zacząłem szorować swoje ciało, próbując jak najszybciej zetrzeć ten kurewski kwaśny zapach zdrady, jaką przesiąknąłem. Ramiona, klatkę piersiową, biodra, uda i dłonie. Każdy jeden kawałek ciała, który zbezcześciłem dotykiem innej kobiety. Którym zgrzeszyłem...
Gdy przypomniało mi się co zrobiłem... Ledwo dopadłem kibla rzygając jak kot. Wyrzucałem z siebie jebany alkohol, który zaćmił mi mózg, podsyłając fałszywy obraz i wspomnienie Danielle. Kurwa! Co ze mną jest nie tak? Co, kurwa?!
Dysząc, z twarzą pochylona wciąż nad kiblem, chłostałem się nienawiścią do samego siebie. Znajome uczucie, którego doświadczyłem osiem lat temu. Nie, kurwa! To się tak nie skończy! Zataczając się podszedłem do lustra, patrząc z obrzydzeniem na własne odbicie. Na twarz jebanego zdrajcy...
Chwyciłem szczoteczkę do zębów i jak w amoku zacząłem szorować zęby, język i usta. Kurwa! Całowałem ją! Dotknąłem jej ustami! Tymi samymi, które należały tylko, kurwa, do jednej kobiety!
Wciąż czułem się brudny. Ufajdany w zapachu zdrady i śmiertelnego grzechu. Gdzieś z oddali docierał do mnie jakiś hałas, ale ignorowałem go, skupiony na pokucie. Ona nie może się o tym dowiedzieć! Jezu, kurwa, Chryste! Błagam cię! Ona nie może się o tym, do chuja, dowiedzieć! Nie teraz, gdy ją odnalazłem, nie teraz, gdy podarowałeś mi taki cud, jak moja Danielle! Już, kurwa, wolałbym strzelić sobie w serce, niż zobaczyć w oczach mojej Danielle odrazę.
Zdradzałem ją przez tyle miesięcy, gdy sprzeciwiając się temu, co podpowiadało mi serce, wypierałem rodzące się we mnie uczucie do tamtej srebrnowłosej nastolatki. Kochałem ją wtedy. Kochałem od pierwszego wejrzenia, gdy zobaczyłem ją w ogrodzie tamtego dnia. Ja pierdolę! Kochałem ją, a jednak zdradzałem za każdym jebanym razem, gdy nadludzką siłą wyrywałem się z jej ramion, gdy raniłem jej czystą duszę i szczere spojrzenie, dotykając i pieprząc się z innymi kobietami. Była dla mnie cudownym promykiem, który nieoczekiwanie rozjaśnił mrok mojej duszy. Tylko ona jedna, samym spojrzeniem, potrafiła dotrzeć do jej dna. Zobaczyć potwora, którym byłem. Widziała i nie odtrąciła mnie, a co ja, kurwa, zrobiłem?
Ja pierdolę! Znowu ją zdradziłem! Nie pieprzyłem się z tą dziwką z piwnicy, ale już sam fakt, że moje dłonie jej dotykały, moje usta całowały, jak dla mnie był kurewską jebaną zdradą.
Dopiero po kolejnych kilku prysznicach udało mi się na tyle pozbyć tego cholernego zapachu, że nie wywoływał we mnie natychmiastowych torsji. Czułem smak krwi w ustach sączącej się z rozdrapanych dziąseł. Wyczerpany i obolały wróciłem do sypialni, ubierając jeansy i koszulkę, i ujebane krwią buty, po czym poczłapałem do salonu. Stojąc w oknie oparłem czoło o chłodną szybę, starając się pozbierać myśli. Co teraz? Jak mam spojrzeć w oczy Danielle? Zna mnie jak nikt inny i od razu będzie wiedziała co zrobiłem. Ja sam widziałem w swoich oczach popełniony grzech... Przecież ona mi nie wybaczy...
Zacisnąłem powieki, czując wymykające się na zewnątrz gorące łzy. Kurwa! Zjebałem własne życie... Jednym kurewsko głupim, nieprzemyślanym krokiem. Jeżeli Danielle się dowie... Jeżeli pośle mnie do diabła nie dając szansy na wytłumaczenie wszystkiego... Nie mam po co, kurwa, żyć!
Jezu Chryste! Jak mogłem to zrobić? Wciąż nie rozumiałem tego co się stało w piwnicy. Dobra, kurwa! Byłem pijany, może nie zalany w trupa, ale pijany. Tyle, że doskonale wiedziałem co się dookoła mnie dzieje! Ten cholerny zapach, który pojawił się znikąd... Potrzasnąłem głową śmiejąc się ironicznie. Niezłe, kurwa, wytłumaczenie, Cruz, po prostu zajebiście doskonałe. Jak staniesz przed nią i powiesz, że wymacałeś jakąś dziwkę, bo poczułeś zapach Danielle, ona z pewnością ci, kurwa, uwierzy. Przecież to brzmi tak, kurwa, wiarygodnie!
Zacisnąłem pieści starając się powstrzymać mojego potwora... Oddychaj, kurwa... Oddychaj, bo zmieciesz jebany świat... Uderzyłem pięścią w szybę i z dzikim wrzaskiem wypuściłem bestię na wolność... Niszczyłem, rozdzierałem, łamałem w drzazgi wszystko, co stanęło na mojej drodze. Wyrwałem jebany telewizor ze ściany, widząc w czarnym ekranie odbicie własnej twarzy. Szalałem jak jebana bestia zwiastująca apokalipsę, dopóki z salonu nie zostało rumowisko. Dysząc jak piekielny ogar, stanąłem pośrodku tego wszystkiego i wbijając paznokcie w skórę głowy odrzuciłem ją do tyłu. Potężny ryk odbił się od ścian i jak bumerang w próżni, uderzał we mnie bez końca.
Cichy jak szmer dźwięk przebił się przez dudniący krzyk... Nieprzytomny, z dzikimi zaczerwienionymi oczami, szarpnąłem głową w kierunku, skąd dobiegał. Telefon? Potrzasnąłem głową, starając się ze wszystkich sił wydostać z amoku, w którym trwałem. Pod nogami czułem połamane szczątki mebli, porozbijane szkło, które wbijało się w podeszwy butów, wydając chrzęszczący odgłos.
Pod stertą połamanego biurka udało mi się w końcu odnaleźć telefon. Zmarszczyłem brwi, przypominając sobie, że zostawiłem to głupie urządzenie podłączone pod ładowarkę. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, żebym wyszedł bez telefonu. Nigdy! Odblokowałem ekran.
Co, do cholery? Kilkadziesiąt połączeń, od Rossa, Jacka, nawet Luisa... Gus? Po chuj do mnie dzwonił, skoro wiedział, że jestem w klubie? Telefon ponownie ożył wydając z siebie dźwięk.
- Cruz? Co się, kurwa, z tobą dzieje, do jasnej cholery? Dzwonimy do ciebie od jebanej godziny!
- Czego chcesz? – wyplułem z siebie charczący głos.
- Cruz, kurwa... - usłyszałem jak Ross dyszy w słuchawkę, a w oddali odgłosy, jakby kilka osób biegło.
Nieprzyjemne uczucie spłynęło wzdłuż mojego kręgosłupa. Zdrętwiałem tak, kurwa, przerażony, że nawet moje płuca przestały pracować, a serce zwolniło bicie...
- Ross, kurwa! Mów, co się dzieje, do chuja!
- Nie ma jej...
- Co?!
- No, kurwa, czego nie rozumiesz?! – wydarł się. – Nie wróciła ze SPA. Twoi ludzie zmusili kierownika, żeby pozwolił im przeszukać wszystkie pomieszczenia. Danielle zniknęła.
- Ja pierdolę! Przecież się, kurwa, nie rozpłynęła w jebanym powietrzu! – rzuciłem wypadając na korytarz.
Minąłem Gusa, kilku moich ludzi stojących przed apartamentem i rzuciłem się w dół po schodach. Słyszałem jak biegną za mną, gdy w biegu wypadłem na zewnątrz, kierując się do najbliższego garażu na tyłach klubu. Ja pierdolę! Byłem jeszcze w chuj pijany!
- Gus, prowadzisz, reszta do wozów! – wrzasnąłem wskakując do czarnego SUV-a Jeep Cherokee. – Mów do mnie, kurwa, Ross...
- Poszła do SPA. Tak jak wczoraj. Miała wrócić przed dziesiątą, ale się nie pojawiła. Twoi zadzwonili do mnie, a my przeszukaliśmy obydwa apartamenty. Przetrząsnęliśmy jebany hotel od piwnic, aż po strych! Dopiero przed chwilą Jack znalazł pomiędzy jej ubraniami kartkę. Dani zwiała.
- Jaką kartkę? Co napisała? – naciskałem rzucając jednocześnie wściekłe spojrzenia na Gusa. – Przyśpiesz, kurwa! – warknąłem. – Co napisała, Ross?!
- Do zobaczenia w Edynburgu.
- I to wszystko?! Żadnej informacji, gdzie, kurwa, teraz jest?! Co ona odpierdala?! – ryknąłem waląc pięścią w deskę rozdzielczą.
Spojrzałem na krwawiące i opuchnięte kostki. Kurwa! Nawet nie czułem bólu. Jakby te zmasakrowane pięści nie należały do mnie. Dalej znajdowałem się w tym jebanym amoku... Kurwa! Jeżeli dorwę teraz tych skurwieli, którzy jej pilnowali, zajebię ich na miejscu!
- Ross, wysyłam ci wsparcie. Ilu możesz ściągnąć ludzi?
- Dwudziestu w mniej niż kwadrans, kolejnych muszę zdjąć z terenu, albo z domów.
Nie wnikałem, po jaki chuj im tylu ludzi w Paryżu. W tej chwili najważniejsza była Danielle. Co jej odwaliło, żeby uciec bez słowa? Dobra, zna to miasto jak własną kieszeń, urodziła się tutaj... Ale, kurwa, na ulicach jest niebezpiecznie!
- Ross, czy ona ma jakieś pieniądze?
- Może mieć, ale niewiele. Zostawiła portfel ze wszystkimi kartami.
- Telefon? Możesz ją namierzyć?
- Wyłączony.
- Dobra, zaraz do ciebie oddzwonię – rzuciłem. – Gus, kto jest za nami?
- Fred – rzucił mi na kolana swój telefon.
- Fred, jedziecie pod mój hotel. Przejmuje was na razie Ross i Jack. Macie przekopać, kurwa, jebane miasto i znaleźć ją, rozumiesz?
- Rozkaz, szefie.
- Luis ma zwinąć dupę i wracać do bazy. Chcę mieć jak najszybciej wszystkie nagrania z apartamentu. Wyślij czterech chłopaków na lotnisko i na dworzec autobusowy. Cokolwiek się wydarzy, macie, kurwa, od razu wisieć na jebanych telefonach! Zawracaj, Gus.
Zarzuciło SUV-em, gdy okręcił się dookoła własnej osi. Trzy jadące za nami wozy pomknęły dalej, a my na pełnym gazie wracaliśmy do klubu.
- Ross, macie moich chłopaków. Ściągnąłem Luisa, wspólnie przejrzymy nagrania. Przyjedźcie potem do klubu, chłopaki was poprowadzą.
Nie mogłem uwierzyć w to co się właśnie działo. Przecież to nie mogło mieć związku z tym, że Danielle odkryła moją obecność, prawda? Ożesz, kurwa! Oczywiście, że byłaby do tego zdolna! Najpierw jebany piątek, potem ta cholerna noc w jej sypialni, gdy próbowałem ocucić pijaną Danielle pod prysznicem i jakby tego, kurwa, było mało, spędziłem z nią noc, a rano kompletnie mnie ignorowała. Ten jej cholerny pokaz bielizny przed kelnerem... W otwartych drzwiach, żebym, kurwa, widział jak wygląda. Pieprzona czerwona sukienka... A potem ta akcja pod hotelem, gdy bez obstawy, jedynie z kierowcą odjechała bez słowa.
Jakby mało było dramatów, jej cholerna matka...
Przegoniła moich chłopaków po jebanym Disneylandzie, aż się nabawili oparzeń słonecznych! Teraz zniknęła...
Musi być rzeczywiście porządnie wściekła, pomyślałem wchodząc do biura Gusa. Wściekła? To raczej mało powiedziane. Kurwa! Stanąłem pośrodku pokoju, starając się w końcu opanować ten wściekły amok, w którym trwałem. Nie pozwalał mi zebrać myśli i skoncentrować się na działaniu. Potwór we mnie wrzeszczał jak opętany, łaknąc krwi i totalnej rozpierduchy. Gorszej niż ta, którą zostawiłem na górze.
- Cruz...
- Nie teraz, Guz – pokręciłem głową. – Nie teraz, bo rozjebię ten klub.
- Idź na górę – poradził. – Uspokój się na siłowni.
- Nie radzisz mi zabrać jakiej panienki, tylko mam wyżyć się na worku? – zapytałem zdziwiony głosem całkowicie wypranym z emocji.
- Lepsza będzie siłownia.
Spojrzałem na niego... Kurwa! Wiedział co się stało w piwnicy i wiedział, dlaczego zdemolowałem własny apartament. Żaden zdrowy na umyśle człowiek nie wszedłby mi w drogę, gdy popadałem w stan bezdusznego amoku. Raul był podobny do mnie, z tym, że po pierwsze, on w takich chwilach znajdował się w pustce, jak to mówił, a po drugie... Jego było łatwiej uspokoić. Mój amok potrafił trwać miesiącami. Dokładnie tak jak osiem jebanych lat temu, gdy dowiedziałem się o śmierci Danielle. Przez wiele miesięcy jedynymi ludźmi, którzy nie bali się do mnie zbliżyć, był Raul i Marcel. Pozostali, którzy mieli to nieszczęście stanąć wtedy ze mną twarzą w twarz... Potrzasnąłem głową wypierając z pamięci krew i zmasakrowane twarze.
- Daj mi znać, jak Luis dotrze.
Wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Tak cicho, że praktycznie nie wydały najcichszego dźwięku. To właśnie druga strona stanu, w którym się znajdowałem. Najpierw szał i zniszczenie, a potem zabójczy spokój. Głuchy, bezduszny i pozbawiony uczuć. Kontrolowałem się jeszcze na tyle, że wiedziałam, iż jestem jak tykając bomba, której zostały zaledwie sekundy do eksplozji. Jeżeli nie zrównoważę tych dwóch stanów... Z tego miejsca nie zostanie kamień na kamieniu, przysięgam.
Omijając szerokim łukiem własny apartament, wszedłem do tego należącego do Raula. Dobrze, że byliśmy podobnie zbudowani, choć ostatnio ten byk nieco przypakował w barach. Jednak ciuchy, jakie tu zostawił pochodziły jeszcze z tych cieńszych czasów. Ja jednak potrzebowałem w tej chwili jedynie spodenek.
Przez prawie godzinę młóciłem w worek. W zupełnej ciszy, tak, żeby nic mnie nie rozpraszało. Krwawe ślady na tym skórzanym gównie zawieszonym pod sufitem, były zaledwie rozmazanymi przed moimi oczami rdzawymi plamami. Bez wytchnienia, cios za ciosem, wyrzucałem z siebie całe pokłady złości i nienawiści. Waliłem w odbicie własnej twarzy utrwalone w czarnej skórze. Raz za razem, w ten sam punkt. Gdy ręce odmówiły mi posłuszeństwa, a barki i przedramiona płonęły żywym, jebanym ogniem, zacząłem napieprzać kopniakami.
W końcu, całkowicie wykończony, chwyciłem się skórzanego worka i z pochyloną głową dyszałem, patrząc jak pot i krew kapie pod moje nogi. Zataczając się z wyczerpania, wróciłem do tej samej sypialni i w spodenkach wszedłem pod prysznic. Kolejny lodowaty wodospad spadł na moje rozgrzane ciało, ale nawet tego nie poczułem.
Amok minął, zastąpiony zimnym spokojem. Moje myśli były wyprane z jakichkolwiek wspomnień ostatnich dni, a wszystkie zmysły nastawione na jeden cel.
Odnalezienie Danielle.
Spojrzałem na odbicie swojej twarzy w lustrze... Zimne szare oczy wyglądały jak martwe odbicie mojej duszy. Dokładnie tak wyglądałem, gdy w moim życiu nie było Danielle. Martwy, pusty i, kurwa, śmiertelnie niebezpieczny. Maska, którą od lat nosiłem całkowicie zniknęła... Odrodził się tamten Cruz Moreau, któremu osiem lat temu odebrano wszystko. Jednym jebanym telefonem...
Zszedłem na dół, zaglądając najpierw do Gusa. Spojrzał na mnie, w moje oczy i dosłownie widziałem, jak na jego twarzy pojawia się strach. Każdy, kto zna mnie wystarczająco długo, albo miał ze mną do czynienia, powinien teraz spierdalać i to szybko.
- Bez obawy, Gus – z moich ust wydostał się głęboki głos. Zupełnie jakby wydobywał się z najgłębszych czeluści zamarzniętego piekła. – Panuję nad tym.
- Luis już na ciebie czeka – powiedział, ale widziałem ten moment zawahania, gdy chciał zapytać, czy jestem pewny swojego opanowania. – Właśnie skończył podłączać swoje zabawki.
- Prześle nagrania, czy przyjdzie tutaj? – zapytałem wciąż stojąc w jednym miejscu.
- Już masz to na laptopie. Chcesz zostać sam?
Podszedłem bliżej, tak wolno, jakbym brnął w lodowatych strumieniach mrożących wszystkie moje mięśnie. Usiadłem przed biurkiem i odwróciłem ekran w swoją stronę. Przesuwałem te momenty, które już widziałem wcześniej, zaciskając zęby, gdy błysnęła mi Danielle. Ostatnia noc... Kurewska whisky i prochy nasenne. Chyba w życiu nie byłem tak cholernie przerażony, jak wtedy. Skupiłem się na ekranie, gdy zobaczyłem zapis z dzisiejszego dnia. Cofnąłem fragment, potem kolejny raz... Coś mi nie pasowało... Nagranie wyglądało cholernie dziwnie.
Najpierw widziałem Danielle, jak rozmawia przez telefon. Na moich ustach pojawił się uśmiech, gdy zobaczyłem jak ona się uśmiecha. Później odsłucham ścieżkę dźwiękową. Teraz bardziej interesowało mnie to, co działo się na nagraniu. Ponownie cofnąłem obraz, odtwarzając od chwili, gdy Danielle weszła do łazienki...
- Dawaj mi tu Luisa – warknąłem zaciskając szczęki.
Ewidentnie brakowało fragmentu nagrania. Ktoś usunął go, albo świadomie tak zgrał obraz, żeby sprawiał wrażenie pełnego zapisu. Nie jestem jebanym kretynem, żeby nie załapać w czym rzecz, a to oznacza, że na nagraniu było coś, co prawdopodobnie wkurwi mnie niemiłosiernie.
- Jestem, szefie.
Zatrzymałem obraz na tym fragmencie, po którym następne kilka minut zniknęło i pukając palcem w ekran odwróciłem się do naszego speca od informatyki.
- Gdzie reszta?
Luis drgnął, jakbym zdzieli go po plecach ognistym biczem i zbladł jak ściana. Widziałem przerażenie w jego oczach i to jak szybko zaczął oddychać. Otworzył usta, chcąc odpowiedzieć, ale uniosłem dłoń powstrzymując go przed wypowiedzeniem pierwszego słowa.
- Dobrze się zastanów co chcesz powiedzieć, Luis – ostrzegłem zimnym tonem. Odczekałem kilka chwil, żeby dotarło do niego moje ostrzeżenie. – Daj mi resztę obrazu. Teraz.
Niepewnie podszedł do biurka. Wyciągnął z kieszeni pendrive i podłączył do laptopa. Nie był to zapis od chwili zamontowania kamer, ale nagranie zaczynające się od chwili, gdy Danielle wróciła z pieprzonego Disneylandu.
No chyba, kurwa, sobie ktoś robi ze mnie jaja! Nie mogłem oderwać jebanych oczu od laptopa. Od sylwetki Danielle... Jej, kurwa, nagiego ciała! Zacząłem dyszeć, czując ponownie jebaną wściekłość, gdy dziewczyna najspokojniej w świecie chodziła po jebanej sypialni zupełnie naga.
- Kto. To. Widział?
- Szefie... - Luis zapowietrzył się cofając o krok ode mnie. – Szefie, my naprawdę... Nikt nie wiedział, że... Przysięgam, szefie!
- Kto to, kurwa, widział?! – ryknąłem waląc pięścią w biurko.
- Enzo.
- Gdzie jest teraz ten sukinsyn?!
- W terenie. Szukają twojej pani, szefie.
- Wypierdalaj, Luis – warknąłem pokazując mu drzwi. – Zejdź mi, kurwa, z oczu, a jak zrobisz jeszcze raz coś takiego, rozpierdolę cię, zrozumiałeś?! Wiedziałeś? – zapytałem Gusa, gdy przerażony informatyk, który maczał palce w nagraniu wyszedł pośpiesznie z biura.
- Nie, choć wspominał coś o tym, że możesz się wkurwić.
- A ty byś się nie wkurwił, gdy jakiś jebany kutas oglądał nago twoją kobietę? Ja pierdolę! Jebany Enzo powinien od razu do mnie zadzwonić, albo wydłubać sobie ślepia! Mniej by cierpiał niż ja mu je teraz wyłupię!
- Cruz, przestań szaleć – starał się mnie uspokoić. – Enzo to nie młody chłopaczek. Jest cholernie profesjonalny. Każdy z chłopców wie, kim jest Danielle Martin i żaden z nich nawet na nią nie spojrzy w nieodpowiedni sposób. Wiemy, kim dla ciebie jest ta kobieta.
- Przestań pierdolić, Gus – warknąłem krążąc po pomieszczeniu.
No, kurwa, nie mogłem się uspokoić! Cholera jasna! Dlaczego Danielle nie przebrała się, do licha, w łazience? Co to za cholerny zwyczaj paradowania po sypialni? Szarpnąłem głową, wpatrując się w ekran laptopa... Czy to możliwe? Ożesz, kurwa mać! Ona wiedziała o kamerach! Ja pierdolę! Danielle wiedziała, że ją obserwuję! Domyśliła się tego po tym, jak zjawiłem się w nocy w jej sypialni! Specjalnie, z rozmysłem, tylko po to, żeby mi dowalić, pozwoliła się nagrać!
Zacisnąłem szczęki, czując jak przeszywa mnie ból. Ja pieprzę! Co ta dziewczyna ze mną robi?! Wiedziała, że jestem cholernie zaborczy i nie zniosę tego, że inny mężczyzna widział ją w takim stanie. Doskonale to rozegrała. Niby normalna rzecz, ubrać się w jebanej sypialni, czy nawet chodzić po niej nago. Przecież miliony osób tak robi. Ja, kurwa, tak robię! Ale Danielle zrobiła to, kurwa, świadomie!
Nie mogłem się uspokoić... Godziny mijały, obraz jej nagiego ciała wciąż miałem przed oczami i z każdą mijającą minutą, gdy nasze poszukiwania dziewczyny w mieście nie przyniosły rezultatów, ogarniała mnie wściekłość i przerażenie. Ponad sześćdziesięciu ludzi szukało jednej cholernej kobiety, która zapadła się dosłownie pod ziemię.
Ross i Jack przyjechali do klubu, razem ze mną nadzorując grupy poszukiwawcze. Nie było jej na lotnisku ani na dworcu autobusowy. Sprawdziliśmy wszystkie szpitale, komisariaty policji i chuj wie co jeszcze. Chłopcy wciąż próbują podłączyć się do miejskiego monitoringu, ale to może potrwać kilka godzin. Godzin, których my, kurwa, nie mamy.
Danielle jest zupełnie sama, praktycznie bez pieniędzy i nie sądzę, żeby bawiła się w szukanie starych przyjaciół ze szkolnych lat, a jej cholerny telefon milczy jak zaklęty.
Było kilka minut po czwartej rano, kolejna z nieprzespanych nocy, gdy w mojej kieszeni zawibrował telefon. W pierwszej chwili chciałem zignorować sygnał wiadomości, ale po namyśle stwierdziłem, że któryś z chłopaków mógł mi przesłać coś ważnego.
Zmarszczyłem brwi widząc nieznajomy numer telefonu, z kierunkowym UK.
Sprawdź monitoring z klubu. Interesujący cię czas to dziewiąta dwadzieścia wieczorem. Masz pięć minut.
A co to, kurwa, jest? Jakieś jebane żarty? Przeczytałem ponownie...
- Gus, daj mi podgląd na klub o dziewiątej dwadzieścia – rzuciłem podchodząc do biurka. Ross i Jack wyglądali jak po pieszej pielgrzymce po wszystkich europejskich sanktuariach i jedynie kawa trzymała ich w miarę pionowych pozycjach.
- Jakieś konkretne pomieszczenie?
- Salę główną – rzuciłem pochylając się nad laptopem.
Przez chwilę nic się nie działo. Zwykły obraz bawiących się w niedzielny wieczór gości. Kamera wolno obracała się, sunąc od baru, po ścianach i lożach, obejmując coraz bardziej swoim zasięgiem parkiet.
- O kurwa!
Zastygłem kompletnie porażony, gdy zobaczyłem ją na parkiecie. W moim jebanym klubie! Pod moim cholernym nosem, w czasie, gdy powinna być w pierdolonym SPA. Śmiejącą się, tańczącą, ubraną w tak, kurwa, krótką sukienkę, że ledwo zasłaniała jej pośladki. Zaraz coś rozpierdolę!
Stała przodem do kamery, zjeżdżając w dół po nogach stojącej za nią... Lucy? Co, do kurwy?! Obraz wciąż obejmował tańczące dziewczyny, przesuwając się nieznacznie w prawo. No, ja pierdolę! Ariela? Co one, kurwa, robiły w klubie? Chwilę przed tym, jak Danielle zniknęła z kadru kamery, odwróciła się do niej plecami.
Jezu w niebiosach, Chryste Panie! Zastygłem wpatrzony w nagie plecy Danielle. Zatrzymałem kadr, w chwili, gdy stanęła zupełnie wyprostowana. Jej srebrne włosy lśniły jak żywe, gdy spływając na plecy muskały górna część kolorowego tatuażu na jej lędźwiach. Ja pierdolę! Danielle miała wydziarany na plecach tatuaż! Zrobiłem zbliżenie... Duży ognisty ptak, z płonącymi skrzydłami.
Jebany Feniks...
Mój telefon znowu ożył. Ten sam numer.
Napatrzyłeś się? Chcesz więcej? Zapraszam...
Po czym telefon zalała powódź wysyłanych zdjęć. Wydawał dzięki jak szalony i nie byłem w stanie otworzyć żadnego z nich, dopóki po kilkunastu sekundach całkowicie nie zamilkł.
Otworzyłem pierwsze zdjęcie... Jakiś klub nocny, parkiet i Danielle w objęciach jakiegoś mężczyzny. Przeglądałem jedno po drugim, zaciskając coraz bardziej palce na telefonie, czując jak zimna furia wypełnia każdą kroplę mojej krwi. Na każdym ze zdjęć Danielle znajdowała się w objęciach tego samego mężczyzny. Widziałem jego wytatuowane ramiona obejmujące moją kobietę... Moją Danielle.
Danielle, która stojąc przed aparatem uśmiechała się pokazując środkowy palec. Dopiero po sekundzie zwróciłem uwagę na tło za jej plecami...
Przestałem oddychać... Nie, kurwa! To nie może być jebana prawda!
- Nie! Jezu Chryste! - Ryknąłem rzucając telefonem o ścianę.
Jednym wściekłym ruchem zrzuciłem z biurka wszystko co się na nim znajdowało, rozpierdalając dookoła siebie. Ross z Jackiem rzucili się na mnie i powalająca na biurko starali się utrzymać mnie w miejscu.
- Co, kurwa, z tobą nie tak? – warknął nade mną Ross.
Udało mi się zdzielić gnoja łokciem, ale na więcej nie miałem szansy, gdy Gus dołączył do nich.
– Puśćcie mnie, kurwa, bo was zajebię! Rozpierdolę was na strzępy, skurwysyny!
- Ja nie mogę, to mój szef – wysapał Gus napierając swoim cielskiem.
Nadludzkim wysiłkiem zrzuciłem ich z siebie. Mój dziki wzrok ogarnął spojrzeniem trzech stojących przede mną mężczyzn. Byłem, kurwa, tak wściekły, że bez zastanowienia uniosłem pięść zamierzając powalić pierwszego z brzegu. Padło na Jacka.
- Ja nie mam z tym problemu...
Zanim zareagowałem, wielka twarda jak jebana skała pięść wylądowała na mojej szczęce. Zamroczony odwróciłem się do Rossa...
Nogi ugięły się pode mną i ostatnim obrazem, który zobaczyłem przed oczami zanim straciłem przytomności, była Danielle i ja z tą dziwką na parkiecie... Widziała mnie. Wie co zrobiłem...
Zjebałem swoje życie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top