Rozdział 17 - Gdzie ona jest?!
Wychodząc przed hotel zauważyłam czekające już na nas dwa samochody. Nie miałam ochoty widzieć się czy też rozmawiać z którymkolwiek z tych trzech zdrajców, których przed chwilą tak spektakularnie zostawiłam w apartamencie na górze. Nie czekając, aż ochroniarze podejdą, władowałam się na siedzenie pasażera i zapinając pasy spojrzałam na zaskoczonego kierowcę. Na szczęście był to jeden z naszych ludzi z klubu, Igor.
- Jedź – warknęłam.
Widząc moją minę przełknął z trudem i odpalając auto odbił od krawężnika. W bocznym lusterku zobaczyłam jak ochroniarze stoją z idiotycznymi minami, nie wiedząc co mają zrobić. Jeżeli drugi samochód ruszy teraz za nami, Ross i jego banda będą musieli poczekać na taksówkę.
- To nie pielgrzymka – upomniałam kierowcę widząc jak leniwie przemieszcza się po ulicy. – Dociśnij gaz, albo możesz wysiąść. Sama poprowadzę.
Wcisnęło mnie w siedzenie, gdy Igor przyspieszył. Czułam na sobie zaskoczone spojrzenie, ale tak jak wcześniej sobie obiecałam, ignorowałam to. Do czasu, gdy rozdzwonił się telefon.
- Ani mi się waż – ostrzegłam, gdy zauważyła jak chce odebrać.
- Panno Martin... Ross urwie mi głowę.
- To nie Ross ci płaci, więc przestań męczyć ucho swoim biadoleniem. Wiesz, gdzie masz jechać, czy też robisz sobie wycieczkę po mieście?
Wiem, że zachowuję się jak suka, ale nic mnie to nie obchodzi. Tak długo, jak będę miała siły, każdy, kto stanie mi dzisiaj na drodze odczuje mój gniew.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że ten cholerny facet podstępem dostał się do mojego apartamentu i to w dodatku wtedy, gdy moja samokontrola rozsypała się w drobny mak. Świadomość, że właśnie on widział mnie w tym stanie, wywoływała we mnie wciąż odradzający się na nowo gniew. Nie miał prawa ponownie włazić buciorami w mojej życie. Myślałam, że po piątkowym incydencie, tak, nazywam to właśnie w taki sposób, Moreau da sobie ze mną spokój. Niech lepiej skupi się na tych blond plastikach, które pieprzył w klubie. Znając go, od tamtego czasu zdążył już przelecieć ich co najmniej kilkanaście. A może i więcej. Nic mnie to nie obchodzi, powtarzałam sobie, ignorując to dziwne uczucie, które zagnieździło się w mojej piersi. To na pewno złość, nic innego.
Nie miałam zamiaru znowu dać się złapać na ten sam numer. Z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że zanim zrobił pierwszy krok, czym było pojawienie się w kawiarni, gdzie pracowałam, musiał dokładnie poznać moje życie. W przeciwnym wypadku skąd wiedziałby, gdzie mnie znaleźć? Zawsze zjawiał się w miejscach, gdzie aktualnie się znajdowałam. Czy to praca, czy też zwykły spacer. Osaczał mnie, rozwijał swoją sieć, a ja jak głupia dałam się w nią złapać.
Nigdy więcej żaden facet nie będzie miał nade mną takiej kontroli. W tej chwili nie ma we mnie kompletnie nic. Jestem pusta w środku, jak wydmuszka i tak samo krucha. Nie wiem na ile starczy mi siły, żeby walczyć z Cruzem. Jest bardziej uparty niż się spodziewałam i nie mam pojęcia, dlaczego wciąż nie dał sobie ze mną spokoju. Jego plan zemsty nie wypalił i diabli wiedzą, co teraz kombinuje. Już mu ufam, zbyt dużo mnie to kosztowało i za długo dochodziłam do siebie. Może Arii ma rację? Może w końcu powinnam przestać oglądać się za siebie i otworzyć na inne możliwości? Spróbować z kimś innym?
Wyjęłam telefon i bez zastanowienia zadzwoniłam właśnie do niej.
- Możecie przylecieć do Paryża? – zapytałam od razu.
- Co się dzieje, Dani?
- Nic... - zerknęłam na ochroniarza, który przysłuchiwał się rozmowie. Jeszcze tego mi brakuje, żeby doniósł, o czym rozmawiam. – Potrzebuję wsparcia - powiedziałam po polsku.
- Nie jesteś sama? – odpowiedziała przechodząc płynnie na ten sam język.
- Jeden z naszych.
- A gdzie jest Ross i Jack?
- Lepiej mi o nich nic nie mów – warknęłam. – Nie uwierzysz, ale zbratali się z wrogiem. Ten cholerny facet tutaj jest.
- Ten cholerny facet... - powtórzyła. – A, masz na myśli tego faceta – zaśmiała się i doprawdy nie wiem, dlaczego. Przecież to cholerny dramat!
- Przestanie ci być wesoło, gdy ci powiem, że wszedł w jakieś układy z panem M. i nocą podstępem włamał się do mojego apartamentu.
- Że co?! Chyba sobie żartujesz?
- Uwierz mi, że chciałabym, aby to był żart, ale nie jest. Potrzebuję was, chociaż na kilka godzin.
- Ok. Rozumiem, że planujesz jakiś odwet?
Dosłownie widziałam jak zapalają się jej w oczach te cholerne ogniki, po których każdy zdrowy na umyśle człowiek powinien schronić się w bunkrze, albo w klasztorze o zaostrzonym rygorze. Dla własnego bezpieczeństwa.
- Pomysły mile widziane – zaśmiałam się słysząc ekscytację w głosie Arii.
- Dobra. Zagadam z Gabi, chociaż raczej na nią nie ma co liczyć – parsknęła śmiechem. – Potrzebujesz czegoś?
- Tylko was. A, i jeszcze jedno. To ma być tajna misja, więc najlepiej, żeby pan M. o niczym nie wiedział.
- Kochana, nawet nie zauważy jak się wymkniemy. Prześlij mi adres hotelu.
- Przyjadę po was. Tylko daj mi wcześniej znać, o której będziecie lądować.
Z uśmiechem na ustach schowałam telefon. Zawsze mogłam liczyć na dziewczyny. Postawiłyby świat na głowie, gdyby zaistniała taka potrzeba. Tylko po to, że mi pomóc. Nie to, żebym nie dała sobie rady sama, ale tak jak już mówiłam wcześniej, nie wiem co Moreau kombinuje. Lepiej jak będę miała wsparcie. Arii wystarczy za cały oddział komandosów a Lucy... Ona będzie odwracała uwagę. Nic tak nie rozprasza mężczyzn, jak widok najpiękniej kobiety na świecie.
Wzięłam głęboki oddech widząc znajomą kamienicę. Dom, który okazał się jeszcze jednym piekłem w moim życiu. Z informacji od Malcolma wiedziałam, że matka dopiero wróciła z jednego ze swoich słynnych wyjazdów.
- Poczekaj na resztę – powiedziałam wysiadając z auta.
- Ross powiedział...
- Igor, już ci powiedziałam. To nie Ross płaci ci co miesiąc pensję, więc nie denerwuj mnie, bo za cholerę nie mam dzisiaj do was cierpliwości – warknęłam. – Daj mi telefon.
- Ale...
- Daj. Mi. Telefon. – powtórzyłam wyraźnie, czekającz wyciągniętą ręką. Wiem, że od razu zadzwoniłby do Rossa i powiedział mu, gdzie jestem.Z niechęcią oddał mi komórkę. – Dziękuję – powiedziałam z uśmiechem, po czym z klasą trzasnęłam drzwiami i weszłam do kamienicy.
Faceci! Od samego rana, a właściwie od przyjazdu, muszę się z nimi użerać. W szczególności z jednym konkretnym. Nie miałam dużo czasu. Za kilka minut zjawi się gwardia narodowa z jej samozwańczym przywódcą.
Stanęłam pod drzwiami do mieszkania i zapukałam. Z tym miejscem wiązało się wiele wspomnień. Tych dobrych, gdy żył jeszcze mój tata i tych złych, poprzedzających mój wyjazd z Paryża. Za te ostatnie współwinna była kobieta, która właśnie stanęła w otwartych drzwiach.
Na zdjęciach wyglądała zupełnie inaczej, pomyślałam widząc powiększone usta i wystające kości policzkowe. Zmierzyłam spojrzeniem kobietę, która fatalnym zrządzeniem losu była moją matką i z trudem opanowałam śmiech.
- Witaj, matko.
***
Padałem na ryj. Dosłownie. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz przespałem więcej niż trzy godziny, nie mówiąc już o całej nocy, czy biorąc pod uwagę nocny tryb życia, jaki jeszcze niedawno prowadziłem, osiem godzin. Byłem tak, kurwa, zmęczony, że gdybym oparł się o jakąkolwiek pionową powierzchnię na dłużej nic pięć minut, od razu bym zasnął.
Ostatnia noc była chyba najgorszą w moim życiu. Danielle doprowadziła się kompletnego upojenia alkoholowego i chociaż wiedziałem, że z leków nasennych brakowało tylko jednej cholernej tabletki, gdzieś we mnie wciąż był paniczny strach, że coś się może jej stać. Tuliłem ją do siebie przez całą noc, słuchając uważnie jej oddechu i bicia serca. Ja pierdolę! To było tak zajebiście wspaniałe, że za chuja nie rozumiałem, dlaczego nigdy wcześniej nie spędziłem z nią całej nocy. Nigdy nie trzymałem jej tak jak teraz w ramionach. Nie dopuszczając do siebie uczuć, które żywiłem do Danielle, pozbawiłem się najcudowniejszych doznań.
Jakim trzeba być pojebanym sukinsynem, żeby odkryć to wszystko po tym, gdy tak brutalnie potraktowałem kobietę, dla której oddałbym ostatni oddech.
Wymknąłem się nad ranem z apartamentu. Na korytarzu stało kolejnych dwóch mięśniaków, którzy na mój widok wyprostowali się jak na apelu. Jezu! Chciałbym ich wszystkich kiedyś dostać w swoje ręce i przetrenować. Moi ludzie prędzej daliby się zabić, niż wpuścili obcego do miejsca, które, kurwa, mieli ochraniać! Jak mam im do cholery zaufać, skoro popełniają tak wkurwiające błędy?
Luis jak się tego spodziewałem siedział wpatrzony w ekrany.
- Ciężka noc, co szefie?
- Nawet mi, kurwa, nie mów. Idę wziąć prysznic. Zamów kawę – powiedziałem kierując się sypialni.
- Śniadanie? – krzyknął za mną.
- Nie mam czasu.
Nie wiedziałem, o której Danielle wstanie, a sądząc po obecności ochrony na korytarzu, w każdej chwili mogli pojawić się Ross z Jackiem. Miałem z nimi do pogadania, zanim Danielle do nas dołączy. Pierdolę to. Nie będę się ukrywał i tak wie, że byłem z nią w nocy. Działanie za jej plecami mijało się z celem. Dzięki temu, że wie już o mojej obecności, będę w końcu miał możliwość porozmawiać z nią. Wyjaśnić to wszystko, co stało się w tej jebany piątek i zacząć od początku. Nie będzie łatwo, ale byłem na to przygotowany.
Stanąłem pod prysznicem starając się rozluźnić. Czekało mnie spotkanie z Danielle i zastanawiałem się, jak zareaguje na moją obecność Jak znam kobiety, będzie krzyk, jeszcze więcej krzyku a potem cudowne godzenie się w skotłowanej pościeli. Na samą myśl o tym poczułem pulsowanie kutasa. Przez cały czas, gdy byłem z Danielle, stał jak pierdolona Statua Wolności.
Generalnie, permanentny stan od kiedy zobaczyłem Danielle w klubie. Nawet nie chcę teraz myśleć o tych laskach, które w akcie desperacji i gniewu przeleciałem przez ten czas. Powinienem, kurwa, pamiętać, że żadne pieprzenie bezimiennych cipek nie uwolni mnie od tego jebanego pragnienia. Pozostawało mi jak to mówią chłopaki, jechanie na ręcznym, co stało się ostatnio zwyczajem. Jęknąłem czując jak sperma zalewa mój brzuch i zazgrzytalem zębami, gdy ten cholerny fiut nadal stał jak latarnia. Jak mam, kurwa, skupić się, skoro jedyne o czym myślę to ta cholerna kobieta, która odebrała mi spokój i zdrowy rozsadek? Od kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz, rozjebała moje życie w drobny mak, a ja teraz cieszyłem się z tego jak jakiś cholerny debil.
Chyba jest ze mną gorzej niż z Raulem, pomyślałem patrząc na swoje odbicie w lustrze. Gdzie się, kurwa, podział facet, który miał na wszystko wyjebane i myślał tylko o pieprzeniu? Danielle siedzi w mojej głowie od lat. Nawet, gdy myślałem, że zginęła, ona wciąż tam była. W każdej jednej sekundzie mojego jebanego życia.
Ubrałem jeansy i koszulkę na krótki rękaw, chowając za pasek spodni broń. Z marynarką w ręku wróciłem do salonu i praktycznie w biegu wypiłem kawę. Może ta mizerna dawka kofeiny pomoże mi przetrwać czekającą mnie awanturę.
- Zadzwoń do chłopaków, niech ktoś cię zluzuje – rzuciłem do Luisa wychodząc z apartamentu.
Nie chciało mi się czekać na windę i tak jak ostatniej nocy, zszedłem piętro niżej po schodach. Tym razem nie musiałem nawet otworzyć ust a już wchodziłem do środka. Uśmiechnąłem się, czując jak poprawia mi się humor. Nie ma to jak reputacja zimnego skurwiela. Przynajmniej nie muszę tracić czasu na czcze gadanie.
- Cruz...
Słysząc głos Rossa miałem ochotę przewrócić oczami, dokładnie tak jak robią to kobiety. Jak ten facet niemiłosiernie mnie irytował!
- Co tam? Wstała już? – zapytałem wskazując brodą drzwi do sypialni Danielle.
- Jeszcze nie – sapnął prostując się.
Z nich dwóch, Jack odzywał się najmniej. Był bardziej obserwatorem, pozostawiając gadkę Rossowi. Ciekawe co tak naprawę o mnie myślą i ile przekazał im o mnie Malcolm? Nie wiem, jakim sposobem dowiedział się o tym, co robimy z Raulem, ale musi mieć zajebiste kontakty, że dokopał się czegoś więcej. Oficjalnie byliśmy właścicielami klubów i kilku firm, a o naszej dodatkowej, czy też raczej głównej działalności, mało kto wiedział.
- Co to była za akcja w nocy?
Walimy prosto z mostu. Jak dla mnie jeszcze lepiej. Nienawidziłem strzępienia języka w idiotycznych pogawędkach. Życie jest zdecydowanie za krótkie, żeby tracić czas.
- Powiedz mi, Ross... – zacząłem opierając się biodrem o wysokie oparcie kanapy i zakładając ramiona na piersi, zmierzyłem obydwu wzrokiem. – Macie za zadanie ochranianie Danielle, a tak w zasadzie, to gówno w tym temacie robicie. Poczekaj, daj mi dokończyć – przerwałem mu, gdy otworzył usta. – Po pierwsze. Gdyby to moi ludzie stali wczoraj na warcie, gwarantuję ci, że żaden z nich nie wpuściłby nikogo, powtarzam, nikogo do apartamentu. Prędzej daliby odstrzelić sobie łby. Po drugie. Nic o niej nie wiesz. Nie znasz jej na tyle, żeby zorientować się, kiedy coś się z nią dzieje. Mi wystarczyło jedno spojrzenie na Danielle i, kurwa, wiedziałem, że dziewczyna ledwo trzyma się w kupie. Po trzecie. Nie wiem, jakie macie kompetencje i na ile możecie ingerować w to, co Danielle robi. Ja na szczęście nie podlegam temu. Mnie nie spławi, wejdę z nią tam, gdzie uznam za słuszne i konieczne. I zawsze będę wiedział co robi.
- Chyba trochę przesadzasz – odezwał się Jack. – Dostaliśmy wyraźne rozkazy i tego się trzymamy.
- Rozkazy? – warknąłem zaciskając pięści, żeby im nie przypieprzyć w te głupie czerepy. – Ciekawe, jak byście się tłumaczyli z tych waszych kurewskich rozkazów, gdy pod waszym nosem Danielle zapiła się na śmierć.
- O czym ty pieprzysz?
- Mówię o tym, że w nocy Danielle upiła się do nieprzytomności. Miała, kurwa, proszki nasenne i tylko jakimś cholernym cudem ich nie wzięła. Powiedz mi w związku z tym, jak ją, kurwa, chronicie?! Gdzie, kurwa mać, była jebana ochrona, gdy Danielle leżała nieprzytomna w sypialni? No gdzie, kurwa?!
- Zaraz... A skąd wiesz o tym, co ona robiła w nocy?
No ja pierdolę! Ścisnąłem palcami nasadę nosa, powstrzymując się przed wybuchem. Tylko świadomość tego, że za tymi cholernymi drzwiami znajdowała się moja kobieta, powstrzymywała mnie przed rozpieprzeniem tych dwóch kretynów.
- A jak myślicie, po co kazałem wam wczoraj wyprowadzić Danielle z apartamentu? No chyba nie po to, żeby zetrzeć jebane kurze!
- Masz tu kamery?
- A masz z tym jakiś problem? – warknąłem robiąc krok w stronę Rossa. – To jest moja kobieta i ani wy, ani Malcolm nie zabronicie mi robić tego, co uznam za konieczne, aby zapewnić jej bezpieczeństwo.
Zanim sprzeczka wymknęła się spod kontroli usłyszeliśmy, jak główne drzwi do apartamentu otwierają się i jeden z ochroniarzy z korytarza, wprowadza młodego kelnera, który pchał przed sobą wózek ze śniadaniem.
- Nic nie zamawialiśmy – odezwał się Ross, patrząc podejrzliwie na Francuza.
- Zamówienie dla panny Martin – odezwał się młodzik patrząc na nas niespokojnie.
Wcale mu się nie dziwię. Atmosfera w salonie była tak ciężka, jak w czasie odprawy przed walką, gdy testosteron wypierał każdy gram powietrza.
- Wrócimy do tej rozmowy – ostrzegł mnie Ross.
- Czekam, kurwa, z niecierpliwością.
Następne co pamiętam, to jak powietrze utknęło mi w piersi na widok Danielle stojącej w drzwiach. Prawie, kurwa, nagiej! Warknąłem widząc, jak ten sukinsyn kelner mało nie skręcił sobie karku lustrując ciało mojej kobiety. Ożesz, kurwa! Co ona ma na sobie? Jeżeli wczorajszej nocy myślałem, że tamta koszulka to szczyt nagości, to zdecydowanie, kurwa, zmieniam zdanie. Tym razem Danielle przeszła samą siebie. Czarna koronka na jej bladym ciele wyglądała jak pieprzony mokry sen, który śni się mojemu kutasowi od tygodni. Jebaniutki, napierał w pełnym wzwodzie na przód moich spodni, podrygując wesolutko. Jebał to pies! Ta kobieta mnie wykończy!
Gdzie, do cholery, te wszystkie białe majteczki, które kiedyś nosiła? Co się, kurwa, z nimi stało? Zabrakło cholernej bawełny? Jeżeli ona myśli, że może bezkarnie obnażać się przed obcymi facetami, no to się, kurwa, przeliczy.
Zrobiłem krok w stronę sypialni, mając zamiar chwycić frajera za kark i złamać go jak pieprzoną zapałkę a potem czysto i klarownie wytłumaczyć Danielle, że nikt, kurwa, nikt nie ma prawa oglądać jej ciała. Poza mną, oczywiście. Powstrzymały mnie zamknięte drzwi, przed którymi stał cholerny kelner z tak idiotycznym uśmiechem na twarzy, że miałem chęć mu przyjebać.
- Cruz, do cholery – syknął Jack łapiąc mnie za ramię.
- Wypierdalaj stąd – warknąłem do chłopaka. – A następnym razem, gdy ta pani zamówi cokolwiek, masz, kurwa, zostawić to na korytarzu. Czy to jasne?!
Wystraszony kelner tak spieprzał, że mało brakowało a walnąłby twarzą w drzwi do apartamentu. Gdybym nie był tak wkurwiony zacząłbym się śmiać. A furia wprost mnie roznosiła.
Co, do cholery, ona wyprawia?! Gdzie jest ta nieśmiała dziewczyna, którą poznałem osiem lat temu? Ta, która nosiła białe majtki a nie pierdolone koronki, na widok których każdy kutas stawał na baczność?
- Cruz, przestań tak pedałować bo zaraz się porzygam – parsknął Ross.
- Zaczynasz mnie wkurwiać – warknąłem wbijając wściekłe spojrzenie w te cholerne drzwi, za którymi Danielle paradowała w cholernej koronkowej bieliźnie.
Ross usiadł na biurku, patrząc z uśmiechem jak miotam się po salonie, przeklinając pod nosem. Cholera kobieta. Niech tylko wyjdzie z pokoju... Niech tylko dorwę ją w swoje ręce. Gdyby nie ta pieprzona bielizna już dawno byłbym w jej sypialni. Ale, do cholery, miała ją na sobie a ja nie ufałem sobie na tyle, żeby stanąć przed nią, gdy ma na sobie niewiele więcej jak chustkę do nosa! Już raz popełniłem cholerny błąd pozwalając wściekłości przemówić za mnie. Przysiągłem sobie, że choćby nie wiem jak mnie zdenerwowała, albo sprowokowała, nigdy więcej nie użyję fizycznej siły. Słowa, słowa i jeszcze raz słowa.
Choćbym miał gotować się z wściekłości. Jak to zrobię, gdy Danielle jako jedyna potrafi jednym dotknięciem uruchomić mój detonator do cholernej klatki, nie mam bladego pojęcia. Będzie to dla mnie wyzwanie, bo co tu dużo mówić... Jestem cholernie narwanym gościem, łagodnie rzecz ujmując. Zapytajcie naszych ludzi. Od razu powiedzą, że z nas dwóch to Raul jest tym spokojniejszym. Nie wiem, dlaczego wyrobili sobie taką opinię o tym furiacie, ale nie mam teraz czasu wnikać w te duperele.
Danielle swoim zachowaniem wyprowadziła mnie z równowagi. Będę musiał pozbyć się z apartamentu tych dwóch śmieszków, którym teraz banan nie schodził z twarzy. Zapłacą mi za to, przysięgam. Jak już wrócimy do Edynburga z miłą chęcią spotkam się z nimi na macie. Albo przeczołgam po okolicznych lasach.
W każdym bądź razie, gdy tylko pozbędę się ich z apartamentu, rozmówię się z Danielle. Nie może być tak dłużej, że swoim zachowaniem będzie mnie prowokowała. Nie mogę powiedzieć jej całej prawdy o sobie. Nie chcę, żeby wiedziała, że zabijam sukinsynów jak świat długi i szeroki i jeszcze słono każę sobie za to płacić. Dla kogoś tak wrażliwego i delikatnego jak Danielle, ta informacja to zdecydowanie za dużo.
Prawda jest niestety taka, że cholernie się boję, jak zareagowałaby na to. Właściciel firm? Do przyjęcia. Właściciel seksklubów? Też można przełknąć, nawet mając świadomość tego, że nader często korzystałem z dobrodziejstwa inwentarza. Jestem w końcu facetem a Danielle oficjalnie nie żyła od ośmiu cholernych lat. Nie może oczekiwać ode mnie, że przez cały ten czas żyłem w cholernej abstynencji!
Ale najemnik? Facet, który śpi z odbezpieczonym gnatem pod poduszką i dorobili się od cholery wrogów? Który ma gotową do walki na każdy rozkaz małą armię?
Zrobię wszystko, żeby trzymać Danielle od tego z daleka i muszę pogadać z Malcolmem. On jako jedyny zna prawdę i lepiej, żeby zachował ją dla siebie.
- Coś ci powiem, Cruz – zaczął swój wywód Ross. – Może i znałeś Dani kilka lat temu. Może jesteś w stanie zobaczyć nieco więcej niż my, ale uwierz, to nie jest ta sama dziewczyna.
- Co ty pieprzysz?
- Zapamiętaj moje słowa. Jeszcze nie raz przekonasz się, do czego te dziewczyny są zdolne. Upilnowanie ich to prawie jak mission impossible. Tak potrafią zakręcić, że nawet się nie spostrzeżesz, a robią co chcą.
- Nie ze mną – odpowiedziałem twardo.
Gdybym wtedy wiedział jak szybko będę pluł sobie w brodę, że nie wziąłem słów Rossa na poważnie...
Odwróciłem się gwałtownie na dźwięk otwieranych drzwi. No Jezu Chryste! Czym mnie jeszcze dzisiaj wkurzy? Najpierw pokaz bielizny a teraz to? Widząc Danielle ubraną w krótką sukienkę z głębokim dekoltem i cholerne szpilki, miałem ochotę powiedzieć jej, że nawet nie ma co marzyć o wyjściu tak na ulicę. Już prędzej sczeznę, niż pozwolę, żeby faceci wlepiali gały w moją kobietę.
- Danielle? – odezwałam się.
Dziewczyna zakaszlała i całkowicie mnie ignorując zwróciła się do Rossa. Zacisnąłem szczęki. Uparta smarkula. Znam kobiety. Doskonale wiem, co chce osiągnąć. Jeżeli myśli, że będę ją przepraszał za ostatnią noc, to się, do cholery, nie doczeka przeprosin. Już prędzej nawrzeszczę na nią za głupotę, którą zrobiła. Piła z gwinta jak bosman w czasie sztormu. Doprowadziła się do takiego stanu, że nie była w stanie sama dotrzeć do łóżka. A co, gdyby zaczęła zwracać leżąc na podłodze?! Nawet nie chcę o tym myśleć...
- Ross, jeżeli jesteście gotowi to możemy ruszać. Poczekam na was na dole.
- Danielle, do cholery!
Krzyknąłem, gdy mijając mnie szerokim łukiem wyszła z apartamentu. Na widok jej nagich pleców zabrakło mi powietrza w płucach. Teraz to już, do ciężkiej cholery, przesadziła.
- Tak jak mówiłem... - zarechotał Ross klepiąc mnie w ramię. – Radzę ci zajechać do najbliższej apteki i kupić valium. Przyda ci się częściej niż myślisz.
- Czy to, kurwa, widziałeś? – wysapałem wciąż wbijając oszołomiony wzrok w miejsce, gdzie dosłownie chwilę temu widziałem nagie plecy i ich właścicielkę.
- Sukienka jak sukienka – podsumował Jack.
- Czy was kompletnie pojebało? – wydarłem się szarpiąc za włosy. – To była według was sukienka? Bo dla mnie, kurwa, to była koszulka do spania! Kto teraz tak się ubiera? Ja pierdolę!
- Nie chcę cię martwić Cruz, ale to co miała na sobie to i tak jeden z tych grzeczniejszych strojów. Panienka Gabi szyje im wszystkim ubrania. Gdybyś zobaczył, co one miały na sobie w dniu otwarcia klubu – potrzasnął głową.
Przypomniała mi się ta czarna cholerna sukienka... Jezu Chryste! Ta kobieta doprowadzi mnie do szaleństwa i jak nic wznieci zamieszki, gdy tak ubrana będzie paradować po ulicy.
- Dobra. Jakoś musisz to przełknąć. Jedziemy na dół. Coś czuję, że twoja podopieczna nie ma dzisiaj humoru.
Już ja jej pokażę fochy, niech tylko dostanę ją w swoje ręce. Mam zamiar dzisiaj wszystko wyjaśnić z Danielle. Na spokojnie i bez wybuchów wściekłości. W końcu jesteśmy dorosłymi ludźmi, do cholery, a nie nastolatkami w liceum. A wiecie co zrobię jak wrócimy do Edynburga? Nie? To wam powiem. Przejrzę garderobę Danielle i porwę na strzępy wszystko, co uznam za zbyt krótkie, prześwitujące i seksowne. Ogólnie, wolę wydać teraz milion na nowe ciuchy mojej kobiety, niż zobaczyć ją bodaj raz, w czymś takim jak ta cholerna sukienka. Jeżeli chodzi o nią, jestem kurewsko zaborczym sukinsynem.
- Pojadę z Danielle jednym samochodem – powiedziałem wysiadając z windy.
Ku mojemu zdziwieniu, na zewnątrz nie zauważyłem Danielle, ale biorąc pod uwagę żar lejący się z nieba pomyślałem, że jest już w podstawionym samochodzie. Bez słowa ruszyłem do auta.
- Cruz?
Odwróciłem się w stronę Rossa. Stał razem z Jackiem i ich ochroną, która w tej chwili wyglądała jak bezpańskie psy w schronisku. Ich miny nie wróżyły niczego dobrego. Ponownie zerknąłem na zaparkowane auto i dopiero teraz dotarło do mnie, że nikogo nie ma w środku. Zdrętwiałem, czując jak serce zaczyna walić mi w piersi i rozejrzałem się dookoła, szukając tej cholernej czerwonej sukienki i jej niesfornej właścicielki.
- Gdzie ona jest?! – ryknąłem podchodząc do oniemiałej ochrony.
- Zabrała kierowcę i pojechała.
Wbiłem wściekłe spojrzenie w Jacka, który momentalnie cofnął się do tyłu widząc mój przepełniony furią wzrok.
- I ty, kurwa, mówisz to tak spokojnie?! Gdzie, kurwa, pojechała?! Jakim cudem jedna kobieta wyszła sobie z jebanego hotelu i bez ochrony, tak najzwyczajniej w świecie, zabrała samochód i jednego, kurwa, człowieka i pojechała chuj wie gdzie?!
- Zaraz zadzwonię do Igora – rzucił zmieszany Ross.
- Zaraz? Już, kurwa, powinieneś wisieć na telefonie! – wydarłem się.
No ja pierdolę! Co za niekompetentne fiuty! Czy to tak trudno upilnować jedną kobietę? Czy to taki, kurwa, problem?
- Nie odbiera...
Podszedłem do Rossa totalnie wkurwiony. Może i potrzebne mi jebane valium, ale jemu i tym pętakom potrzebne będą czarne worki. Byłem tak wkurwiony na nich, że dopiero słysząc sapniecie zorientowałem się, że stoję na środku chodnika z odbezpieczonym gnatem.
- Masz dziesięć sekund, żeby ją namierzyć – syknąłem zimnym głosem. – Potem rozpierdolę was bez zmrużenia oka.
- Cruz, do cholery!
- Nie upilnowaliście jednej kobiety – zacząłem spokojnie. Gdyby znali mnie choć trochę, wiedzieliby, że to co przed chwilą powiedziałem, to nie czcze gadanie. – Mojej kobiety! Od tej chwili to moi ludzie będą jej pilnowali, czy to jest jasne?
- Panowie, to nie miejsce i czas na takie rozmowy – wtrącił Jack podchodząc do nas. – Cruz, Dani miała w planach spotkać się ze swoją matką.
Szarpnąłem głową zdziwiony jego słowami. Co, do cholery?! Po jakie licho miała jechać właśnie do niej? Najpierw ten pętak Philipe, a teraz ta wywłoka, jej matka? Próbowałem przypomnieć sobie informacje o tej kobiecie, jakie zebrali moi ludzie osiem lat temu. Matka Danielle obracała się w nieciekawym towarzystwie, to pamiętałem dobrze. Wiecznie jej nie było, balowała w europejskich kurortach za pieniądze swoich kochanków. Nie interesowała się Danielle od wielu lat, więc po jakie licho ona tam teraz pojechała?
- Do samochodu – rzuciłem wyciągając z kieszeni telefon. – Luis, dwa auta z obstawą pod mieszkanie panny Martin. Będę tam za pięć minut.
Wyszkoliłem każdego jednego z moich ludzi i wiedziałem, że w dzień i w nocy jeżdżą po mieście, zamiast siedzieć na tyłkach. Bez pytania wyrwałem kluczyki z ręki jednego z ludzi Rossa, wsiadłem do samochodu i z piskiem opon włączyłem się do ruchu. Mam w dupie mandaty i policję, a o tym, co się wydarzyło, mam zamiar porozmawiać z Malcolmem. Albo postawi do pionu swoich ludzi, albo jak Boga kocham odstrzelę każdego z nich. Jakim trzeba być kretynem, żeby dać się wyrolować jednej słabej kobiecie? No, kurwa, nie mieściło mi się to w głowie! Przecież ci ludzie przeszli szkolenia wojskowe! Potrafili obezwładnić i sprowadzić do parteru każdego faceta, który byłby zagrożeniem. I dali się wychujać kobiecie?
Ludzie! Byłem tak wkurwiony, że ledwo panowałem nad sobą. Co ta kobieta ze mną zrobiła?! Nigdy, absolutnie nigdy wcześniej, nie straciłem nad sobą panowania, a już dwa razy wyciągnąłem broń, gotowy odstrzelić sukinsynów, którzy mi się narazili. Dwa razy, na litość boską!
Gdyby nie ten jebany piątek to w chwili, gdy dorwałbym Danielle w swoje ręce, jej pośladki odczułyby moją wściekłość. Musi w końcu zrozumieć, że nie wolno jej się narażać, a przede wszystkim powinna informować o wszystkim, co chce zrobić. Działanie bez konkretnego planu uniemożliwia mi zapewnienie jej ochrony. Tak dalej być nie może!
Zatrzymałem się za czarnym SUV-em, stojącym pod kamienicą, w której mieszkała kiedyś Danielle. Na widok stojącego na chodniku mężczyzny zazgrzytalem z wściekłości zębami.
- Chcesz jeszcze coś powiedzieć, Ross? – rzuciłem wściekły wysiadając.
Zaraz za naszym wozem zatrzymały się kolejne dwa, z których wysypało się na zewnątrz ośmiu moich ludzi. Zerknąłem na zegarek. Niecałe pięć minut, stwierdziłem zadowolony i posłałem w stronę Rossa i Jacka zimne spojrzenie. Tak, kurwa, działają profesjonaliści, przekazałem wzrokiem.
Skinąłem na trzech moich ludzi i z Rossem i Jackiem za plecami, weszliśmy do kamienicy. Pokonanie dwóch pięter po starych drewnianych schodach zajęło nam dosłownie kilkanaście sekund i żaden dźwięk nie towarzyszył naszym krokom. Całkiem dobrze, pomyślałem niechętnie, przynajmniej potrafią poruszać się bezszelestnie. Czułem się nieswojo z nimi na plecami. Nie znałem ich na tyle, żeby im zaufać, ale nie miałem wyjścia. Musieliśmy działać szybko.
Zza zamkniętych drzwi usłyszałem podniesiony głos kobiety. Brzmiał jak skrobanie paznokciami po szkle i momentalnie skrzywiłem się, czując nieprzyjemne dreszcze na plecach.
- Chyba nie zamierzasz się włamać? – szepnął Ross widząc kawałek drutu w moich palcach.
- Uważasz, że lepiej zapukać? – parsknąłem śmiechem otwierając drzwi. – Długi korytarz, łazienka po prawej. Na końcu wejście do salonu, stamtąd dwie sypialnie od południa i otwarta kuchnia – rzuciłem wślizgując się do środka.
Znałem to mieszkanie jak własną kieszeń. Spędziłem w nim wiele czasu z moją słodką dziewczynką, gdy jej matka bujała się po świecie. To tutaj, po raz pierwszy Danielle była moja. W świąteczny wieczór, przed kominkiem...
Pamięć podsuwała mi obrazy jej pięknego ciała oświetlonego blaskiem ognia i choinkowych lampek. Do końca życia nie zapomnę tego, jak czułem się, gdy z jękiem oddawała mi się krzycząc moje imię.
Potrzasnąłem głową, starając się opanować podniecenie. Zapach Danielle dotarł do moich płuc. Zaciągnąłem się nim, czując jak moje serce powoli się uspokaja.
Znalazłem cię, księżniczko...
Byliśmy dosłownie przed wejściem do salonu, gdy stanąłem gwałtownie słysząc toczącą się wymianę zdań. Zastygłem, jak lodowy kolos, czując jak mój potwor przyczaił się gotowy do ataku.
O czym ona, kurwa, mówi?!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top