Rozdział 14 - Dlaczego, Danielle?!

- Szefie?

Oderwałem spojrzenie od panoramy miasta. Nawet nie wiem na co dokładnie patrzyłem. Zawiesiłem się jakiś czas temu, starając się poukładać w głowie wszystkie elementy układanki. Czegoś brakuje. Czegoś cholernie istotnego. Przeoczyłem coś, albo o czymś nie wiem.

Wkurwiało mnie to, ponieważ nie mogłem zrobić następnego kroku, nie znając planów Danielle. Jak mam jej, kurwa, zapewnić bezpieczeństwo, skoro nie mam pojęcia co chce zrobić?

- Powinien to szef zobaczyć.

Podszedłem do Luisa, który od ponad trzech godzin siedział wpatrzony w ekrany trzech laptopów, na których mieliśmy widok na apartament pod nami.

- Co jest?

- Tutaj – wskazał jeden z ekranów, powiększając obraz z sypialni i cofnął nagranie. – Niech szef się przyjrzy.

Danielle... Zabrakło mi tchu w piersi, gdy zobaczyłem jej sylwetkę. Była tak, kurwa, piękna... Zmarszczyłem brwi, widząc, że zmieniła ubranie. Co, kurwa?! Zamiast spodni, miała na sobie cholernie krótką spódniczkę, właściwie ledwo zasłaniającą jej pośladki i obcisłą bluzkę na wąskich ramiączkach. Do tego kozaki za kolano na niebotycznie wysokim obcasie.

I gdzie ona myśli, że w tym pójdzie?! Zacisnąłem szczękę, czując jak narasta we mnie wściekła zazdrość.

Prawie miażdżąc telefon w palcach zadzwoniłem do cholernego Rossa.

- Gdzie ona się wybiera? – warknąłem.

- Do hotelowego baru. Dwóch ludzi będzie z nią przez cały czas. Potem idzie do SPA.

- Jak długo jej nie będzie?

- Coś około trzech godzin, może trochę dłużej.

Rozłączyłem się, wciąż wpatrując się w Danielle. Jej zachowanie było dziwne... Nigdy nie wykonywała takich chaotycznych, nerwowych ruchów. Jej każdy krok i gest były przemyślane i celowe, jakby nie chciała tracić energii na bezsensowne działania. W tej chwili widziałem, jak miota się nerwowo po sypialni, jakby nie wiedziała, co właściwie chce zrobić. Otwierała szafę, po to, żeby zaraz ją zamknąć, przesuwała jakieś cholerne hotelowe bibeloty na nocnym stoliku.

- Cofnij nagranie do chwili, gdy weszła do pokoju – powiedziałem, gdy Danielle wyszła z sypialni.

Czy Ross tego nie widzi? Jakim cudem jeszcze się nie zorientował, że Danielle ledwo trzyma się na nogach. Jej cała postawa, napięte mięśnie, sztywny krok i ten uśmiech na twarzy... Sztuczny, bez jakiejkolwiek radości. Wszystko aż krzyczało bólem.

- Mam, szefie.

Nie potrafię oderwać wzroku od ekranu. Danielle wchodzi do pokoju z uśmiechem, żartując z Jackiem, który taszczy torby z zakupami, po czym kładzie je na łóżku i wychodzi. Danielle wciąż się uśmiecha. Zamyka drzwi a jej uśmiech momentalnie znika. Oparta o drzwi obejmuje się ramionami. Dokładnie tak jak w samolocie, kołysze się na boki. Nie widzę dokładnie jej twarzy, zasłoniętej przez długie włosy, ale wiem, że jej ramiona trzęsą się jakby płakała. 

Co. Do. Kurwy. Nędzy!

Co ty chcesz zrobić, księżniczko?

Widzę, jak Danielle powoli prostuje się i z pochyloną głową podchodzi do łóżka. Zaczyna przeglądać torby, wyjmując z nich jakieś ubrania. Ciśnienie podskakuje mi, gdy widzę skrawek materiału wielkości chustki do nosa, który chyba tylko z założenia miał być strojem kąpielowym. I ona chce ubrać to coś i iść na basen? Może jeszcze wyjdzie z pokoju w cholernym szlafroku?! Nie sądzę, kurwa mać! Dziewczyna znika w łazience, a po kilku minutach wraca ubrana w tę cholernie krótką spodniczkę. Jeszcze chwila a zaraz coś rozpierdolę !

Staram skupić się na tym co robi, a nie na tym jak się ubrała, ale jest to cholernie trudne. Pragnę jej tak bardzo, że nie jestem w stanie zapanować nad własnym ciałem. Ja pierdolę! Dlaczego ona mnie tak dręczy!

Zerknąłem na podgląd na salon. Jakoś nie do końca mam zaufanie do tych mięśniaków, którzy pilnują Danielle. Nie mam zamiaru dzielić się swoimi spostrzeżeniami z Rossem i Jackiem. Nie wiem, jakie mają uprawnienia i jak daleko mogą się posunąć. Na całe szczęście, ja nie podlegam rozkazom Malcolma, a skoro sam powiedział mi o tym, że Danielle leci do Paryża i umożliwił podróż tym samym samolotem, musiał mieć w tym jakiś cel.

Bez słowa opuściłem apartament i zjechałem do lobby. Zauważyłem dwóch moich ludzi siedzących przy barze. W środku było zaledwie kilkunastu gości. Postanowiłem osobiście obserwować Danielle. Znam ją i wiem, kiedy dzieje się z nią coś złego. Potrafię bez problemu rozszyfrować jej mowę ciała. A jestem przekonany, że coś jest cholernie nie tak. 

Co prawda nie widziałem jej długie lata, podczas których stała się kobietą pełną tajemnic, ale w jakiś niewytłumaczalny sposób wyczuwam co się z nią dzieje. Wiem, że coś ukrywa. Ta nieoczekiwana podróż do miasta, z którego wyjechała osiem lat temu, może być tego przykładem.

Jest tak cholernie krucha, tak delikatna. To co się w niej szarpie, to z czym walczy, w każdej chwili może ją roztrzaskać jak szklaną bańkę.

Zająłem stolik w rogu, mając doskonały widok na wejście do baru i część lobby. Zamówiłem whisky i czekałem, aż się pojawi. Z mojego gardła wydobył się głuchy warkot, gdy kilka minut po mnie pojawiła się w towarzystwie tych dwóch osiłków, którzy wcześniej pilnowali wejścia do apartamentu.

Zaciskając palce na kryształowej szklance obserwowałem, jak Danielle siada przy stoliku. Zamówiła wino. Jej palce zaciskały się na nóżce tak mocno, że aż dziw, że kieliszek jeszcze nie pękł. Zauważyłem moment, gdy nagle zesztywniała, wpatrując się w coś przed sobą. Podążyłem spojrzeniem i...

- Kurwa! Philipe...

Wiedziałem oczywiście, że miał się tu dzisiaj pojawić, ale byłem przekonany, że Danielle będzie chciała z nim rozmawiać. Bluznąłem pod nosem stekiem przekleństw, skierowanych do Rossa. Ma, kurwa, szczęście, że jest teraz na górze. Gdyby sukinsyn siedział teraz obok mnie, wbiłbym mu palce w gardło, miażdżąc tchawicę. Dlaczego mi, kurwa, nie powiedział, że Danielle zmieniła zdanie? Miała się z nim spotkać w apartamencie.

Co ty planujesz, Danielle?

Po co tu przyleciałaś?

Tych pytań było więcej i im dłużej nad nimi myślałem, tym bardziej wkuwiało mnie, że nie wiem co chce zrobić. W moim fachu wiarygodne informacje zebrane dostatecznie wcześnie, pozwalały zaplanować każdy jeden krok. Błąd mógł decydować o życiu moim i podległych mi ludzi. Teraz musiałem działać na oślep. Jak kret, który po wyjściu z kopca, nie widzi dalej jak czubek własnego nosa.

Spokojnie, kurwa... Mogło być gorzej. Mogłem się nie dowiedzieć o jej wyjeździe i teraz szalałbym jak wściekły w Edynburgu, starając się ją namierzyć. Te pierdolone samoloty, które w każdej chwili mogły wystartować, były do dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę. Coś się działo, a te dziewczyny wsiadały na pokład tak jak stały, bez bagaży, bez konkretnego planu i ślad po nich znikał na długi czas. Wiem o czym mówię, w końcu Danielle zniknęła na dwa miesiące, lecąc w tej cholernej czarnej kiecce, w której ją widziałem. I do tej pory nie wiem, gdzie była.

Cholerny Raul miał więcej szczęścia niż rozumu, tak myślę. Spieprzył sprawę ze swoją kobietą na początku. Gdybym nie interweniował z Marcelem na czas, zapewne zapiłby się na śmierć. Farciarz... Ostatnio w ogóle gnojka nie widuję. Wpada czasami do biura, odwala na szybkiego robotę i wiecznie go nie ma. Na jego przystojnej facjacie wciąż znajduje się ten cholerny uśmiech szczęścia. Gdybym go nie znał, powiedziałbym, że lata z tą swoją panią na randki, ale przecież Raul, do cholery, nie randkuje.

Dokładnie tak jak ja... Jasne, tyle, że wcześniej nie interesowało mnie nic poza pieprzeniem, a do tego nie musiałem zapraszać żadnej kobiety na kolację i kupować durnowatych bukietów róż, czy pieprzonych czekoladek. Drink przy barze wystarczył, czasami nawet tyle nie musiałem robić. Ostry seks bez czułych słówek i tego typu bzdur.

Jednak Danielle nigdy nie była jak te wszystkie kobiety. Była delikatna jak figurka świątecznego aniołka na choince. Zawsze spokojna, z dokładnie wyznaczonymi planami na przyszłość, którą miała być medycyna. Zrezygnowała z tego. Tak po prostu. Medycyna mnie znudziła...

Trudno mi było w to uwierzyć. To było jej marzenie.

Potrzasnąłem głową zerując alkohol. Zamówiłbym jeszcze jednego, albo nawet całą butelkę, ale wiedziałem, że muszę być w pełni skoncentrowany. Trochę będzie to trudne, pomyślałem poprawiając dyskretnie fiuta w spodniach. Jebaniutki stał, gdy tylko widziałem Danielle albo myślałem o niej, a że ostatnie kilkanaście godzin robiłem to bez przerwy, miałem zajebisty problem. Chciałem uwolnić się od tego szarpiącego się we mnie pragnienia. Znowu być, kurwa, tym samym facetem, który nie dopuszczał kutasa do słowa.

Potrzebowałem seksu. Potrzebowałem kobiety. Chciałem i pragnąłem tylko Danielle...

Spojrzałem przed siebie w chwili, gdy podniosła się z miejsca. Ochroniarze jak na komendę ruszyli za nią. Wstałem ze wzrokiem wbitym w szczupłą sylwetkę mojej kobiety, starając się nie zwracać uwagi na jej długie nogi i te cholernie seksowne pośladki.

Zaskoczyła mnie kierując się do windy. Spędziła w barze nie więcej niż dwadzieścia pięć minut, wypiła lampkę wina. Z nikim nie rozmawiała, na nikogo nie patrzyła. Co, do cholery?

Stanąłem w takim miejscu, żeby mnie zauważyła a skąd miałem doskonały widok. Wyraźnie czekała na zjeżdżającą właśnie windę, a mogła przecież skorzystać z dwóch innych, które znajdowały się na dole. Dlaczego ona czeka na tę właśnie windę? Po jaką cholerę?

Wyraźnie spięła się, gdy drzwi zaczęły się rozsuwać. W środku był cholerny Philipe. Siedział na wózku inwalidzkim i towarzyszył mu jakiś facet. Prawdopodobnie kierowca, pomyślałem. Bałem się, że gdy Danielle przekona się, że Philipe jest faktycznie sparaliżowany, poczuje wyrzuty sumienia. Czy potrafiłbym stać z boku i patrzeć jak do niego wraca?

Jeszcze zanim pierwszy raz wylądowaliśmy w łóżku, zapytałem Danielle o jej związek z Philipe. Powiedziała, że tylko się z nim przyjaźni. Może z jej strony faktycznie to była przyjaźń, ale Philipe był w niej zakochany i cholernie zazdrosny. Wiadomość o jej śmierci była dla szczeniaka ciosem. Stracił zdrowie i stracił dziewczynę, którą kochał.

Ponawiam pytanie, które pojawiło się w mojej głowie. Czy potrafiłbym stać z boku i bez słowa protestu patrzeć jak Danielle wraca do Philipe? Czy pozwoliłbym na ich związek, wiedząc, że ona zawsze należała tylko do mnie? Byłem jej pierwszym kochankiem. Chciałem być ostatnim, ale mnie zdradziła. Czy teraz, gdy ponownie spotkałem jedyną kobietę, którą kochałem, mogłem pozwolić jej odejść?

Nigdy, kurwa, w życiu!

Widząc jak Philipe pieprzy wzrokiem Danielle, miałem ochotę podejść do niego i zetrzeć mu z twarzy ten lubieżny uśmiech, którym ją mierzył. Najlepiej przy użyciu pięści. Skurwysyn! Patrzy na nią, jakby była kolejnym posiłkiem do schrupania, jakby już mościł się pomiędzy jej udami. Czy on w ogóle może postawić kutasa na baczność? Ja pieprzę! Oczywiście, że może! Nawet gdy siedzi, widać wyraźnie jak zareagował na jej widok. Odetnę mu ten wątły ogonek, niech tylko do niej podejdzie.

Byłem tak, kurwa, wściekły, że dopiero pojawienie się obok mnie jednego z moich ludzi, uświadomiło mi, że właśnie wyciągałem broń zza paska spodni.

Jezu, kurwa, Chryste! Co ja robię? Tylko Danielle potrafiła bez problemu uwolnić potwora z klatki. Zrobiła to zaledwie wczoraj, a skutki? Nawet nie chcę o tym teraz myśleć. Wystarczy, że wciąż mam to przed oczami. W dzień i w nocy.

Obserwuję bacznie twarz Philipe i jak się tego spodziewałem, na jej widok zareagował zdziwieniem, jakby jeszcze jej nie rozpoznał. Nie mogłem złapać tchu. Jestem pojebany! Po jaką cholerę w ogóle poruszałem sprawę tego gnojka, zamiast skupić się tylko na tym, że Danielle żyje? Miałem szansę ją odzyskać. Przeszłość to przeszłość. Nie musieliśmy do niej wracać. To co się stało osiem lat temu, nie miało już na nas żadnego wpływu. Byliśmy dorosłymi ludźmi. Nikomu nie musieliśmy tłumaczyć się z naszych decyzji, ani z tego z kim się spotykamy. Mogłem skupić się na niej, a nie na tej kurewskiej zemście! Gdybym trzymał jadaczkę na kłódkę, nie musiałbym teraz patrzeć, jak mój cholerny brat wpatruje się z niedowierzaniem w Danielle. Nawet by, kurwa, nie wiedział, że ona żyje!

Tylko dzięki temu, że patrzyłem na niego, zobaczyłem ten moment. Ten ułamek sekundy, gdy na jego twarzy pojawiło się przerażenie i potworny strach. Czyżby myślał, że widzi ducha? Danielle minęła jego wózek i weszła do windy, a Philipe nie potrafił oderwać od niej oczu. Teraz doskonale widziałem jej twarz.

O co, do chuja, chodzi?        

Wstrząsnął mną dreszcz, gdy zobaczyłem jak się uśmiecha do Philipe. Zimnym, pełnym nienawiści uśmiechem. Jej oczy wyglądały jak czarne otchłanie, puste, ale płonące piekielnym ogniem. Dosłownie skamieniałem, gdy uniosła dłoń i zasalutowała. Kurwa! Zasalutowała środkowym palcem, jakby mówiła pierdol się, Philipe!

To się, kurwa, nie trzyma kupy! Nie rozumiałem kompletnie tego, czego właśnie byłem świadkiem. Danielle powinna być zaskoczona, że chłopak rzeczywiście jest sparaliżowany, skoro wcześniej o tym nie wiedziała.

To, że nienawidzi Philipe było dla mnie jasne jak słońce. Osiem lat temu chłopak latał za nią jak pies, uchyliłby jej nieba i mimo wyraźniej niechęci ze strony matki, wciąż był przy niej. Duża sprawa, wziąwszy pod uwagę, że Philipe był cholernym maminsynkiem. A matka zrobiła wszystko, żeby odsunąć dziewczynę od niego.

Nawet kazała mi ją uwieść...

Staram sobie przypomnieć co matka mówiła o wypadku, ale poza urywkami słów, nie pamiętałem niczego, poza tym, że Danielle przez cały czas mnie okłamywała. Sypiała ze mną, z Philipe i jeszcze z kimś. Był chyba jakiś wyjazd... Chyba do domku gościnnego oddalonego od Paryża o godzinę jazdy samochodem. Cholera! Z tego co pamiętam, droga jest tam szeroka i jedziesz jak po sznurku. Żadnych ostrych zakrętów, żadnych miejsc, gdzie może być niebezpiecznie. 

Co się, kurwa, wydarzyło w tym cholernym domku gościnnym? Dlaczego doszło do wypadku? 

A przede wszystkim... Dlaczego Danielle nienawidzi Philipe? 

***

Zrobione... Dałam radę...

Jezu Chryste! Myślałam, że zwymiotuję widząc go na tym wózku. Pieprzony kłamca! Od ośmiu lat gra na ludzkim współczuciu, karmiąc się jak pasożyt ich dobrymi słowami. Pasożyt, którego należało zgnieść butem i patrzeć jak zdycha. Ale śmierć będzie dla niego zbyt łaskawa. Zbyt szybka. Nie zasłużył na tyle dobra... Powinien cierpieć i przysięgam, będzie cierpiał. Będzie teraz myślał co zamierzam zrobić. Będzie się bał. Będzie przerażony. Mam sukinsyna w garści. Zacisnę pięść na tyle mocno, żeby to poczuł. Moje palce wtopią się w jego gardło, z każdym dniem odcinając coraz bardzie dostęp do tlenu. Będzie się dusił, próbując uwolnić się ze śmiertelnego uścisku.

Nie puszczę. Nie ma już we mnie ani odrobiny tamtej dziewczyny, którą byłam osiem lat temu. Tej naiwnej Dani, którą chciał sprzedać jak rzecz.

Co teraz powinnam zrobić? Pójść krok dalej, czy czekać na pierwsze efekty? Usunąć się na jakiś czas a potem ponownie się pojawić?

Miałam nawet ułożony plan, jak wyrwać się spod czujnego oka ochrony. Sam Jack podsunął mi ten pomysł. Nawet by się nie zorientowali, że im uciekłam i zdążyłabym wrócić na czas.

Niecierpliwość... Starałam się ją powstrzymać. Ten pęd, który chce zmusić mnie do zrobienia kolejnego kroku już teraz, gdy jeszcze nie doszedł do siebie po tym, jak mnie zobaczył. A może powinnam jednak poczekać? Zostawić go zawieszonego w próżni. W tym niebycie, gdzie będzie oczekiwał mojego ruchu. Zastanawiam się co teraz zrobi? Na pewno będzie się chciał ze mną skontaktować. Ma znajomości we wszystkich kręgach w Paryżu, więc podejrzewam, że najpóźniej jutro będzie wiedział, w którym pokoju jestem zameldowana.

Odważy się? Zaryzykuje konfrontację?

Nigdy nie był zbyt stabilny emocjonalnie. Doskonale za to potrafił grać na ludzkich emocjach. Wymuszać na innych, aby robili dokładnie to, czego od nich oczekiwał. Grał, układał pionki na własnej szachownicy w taki sposób, aby odnieść swoje korzyści.

A ja osiem lat temu popsułam jeden z jego genialnych planów. 

Teraz rozpieprzę jego szachownicę w drobny mak...

Biorąc głęboki oddech weszłam do salonu. Skrzywiłam się wyczuwając w powietrzu obcy, niemiły zapach. Tak pachnie żywy trup, pomyślałam mściwie.

- Jak poszło? – zapytałam podchodząc do Rossa.

Ten podał mi pojedynczą kartkę papieru. Właściwie już nie była mi potrzebna. Ta sprawa ma już swój bieg. Koła ruszyły, na razie jeszcze leniwie się toczą, ale z każdym kolejnym obrotem nabierają prędkości. Cała sztuka w tym, żeby wskoczyć w odpowiednim momencie a potem zgrabnie i z wielkim hukiem, jednym pociągnięciem je zatrzymać. Z siłą równą trzęsieniu ziemi.

- Philipe Gramant nie jest sparaliżowany – odpowiedział poważnym tonem.

- Dlaczego w takim razie porusza się na wózku?

- Powiedział, że miał kontuzję kolana.

- Coś poważna ta kontuzja, skoro trwa osiem lat – skomentowałam sarkastycznie.

- Nie dopytywałem, tak jak radziłaś. Bez problemu wstał z wózka.

- W porządku – stwierdziłam składając kartek na pół. – Gdzie jest Jack?

- Składa raport Malcolmowi.

Jakoś mu nie uwierzyłam. Nie po tym, jak dziwnie zachowywali się przez cały czas. Na razie nie interesowało mnie to na tyle, żeby zadawać pytania. Tym bardziej, że nie chciałam zdradzić się ze swoimi planami. Czasami kolor włosów dawał mi fory. Ten, kto nie znał mnie tak dobrze jak dziewczyny, był od startu skazany na porażkę. Dokładnie tak jak w przypadku naszej małej lady Arieli.

- To co, szefowo? Czas na relaksik?

Wiecie co? Już nawet nie chce mi się tego komentować. Za wszelką cenę po raz kolejny chcą się mnie pozbyć z pokoju. Postanowiłam zagrać Rossowi na nosie.

- Sama nie wiem... Chyba mi się odechciało.

- Daj spokój, Dani. Sama mówiłaś, że potrzebujesz się odstresować.

- Kąpiel z bąbelkami też może mi w tym pomóc – wzruszyłam ramionami.

- Ale nie zrobi masażu – kusił z uśmiechem.

Jak skończy się ten cyrk, chyba namówię Malcolma na jakieś dobre kursy dla nich wszystkich. Znają nas od wielu lat i niczego się jeszcze nie nauczyli. Za to my, jak to kobiety, potrafiłyśmy nimi sterować tak, jak tego w danym momencie potrzebowałyśmy.

- Dobra, dobra. Już przestań kusić, wężu – roześmiałam się. – Idę się przebrać.

W sypialni nie traciłam czasu. Dopadłam do szafy wyciągając z niej torbę z ubraniami i szybko pozbyłam się ubrań, które miałam na sobie. Założycie się, że Ross podniesie larum, gdy zobaczy mnie w szlafroku? Dokładnie wiedziałam, że aby dostać się do SPA trzeba skorzystać z przejścia w lobby. Mogliśmy oczywiście przejść korytarzem na pierwszym piętrze i dalej schodami, bezpośrednio na miejsce, ale jak znam manię prześladowczą tych facetów, nie zaryzykują tej drogi. Jakby spodziewali się ataku za każdym rogiem.

- I jak wyglądam?

Wpłynęłam ponownie do salonu ubrana w puszysty szlafrok i kapcie. Na widok miny na twarzy Rossa zaczęłam się śmiać. A nie mówiłam? Wyglądał, jakbym chciała wyjść zupełnie nago.

- Chyba nie masz zamiaru paradować w za dużym szlafroku?

- Ross, idę do SPA, a nie na kolację – przypomniałam kładąc dłonie na biodrach. – Ludzie zazwyczaj ubierają szlafrok idąc na basen.

- Dani... Musimy przejść przez lobby. Tam może być już dużo ludzi. Lepiej będzie jak się przebierzesz – zasugerował.

- Niby w co? W płaszcz i kapelusz?

- Nie wiem. Normalnie. Spodnie i bluzka?

- Jesteś gorszy niż ojciec i starszy brat w jednym – fuknęłam.

Okręciłam się na pięcie wracając do sypialni i przybijając sobie mentalne high five. Normalnie chyba zacznę pisać podręczniki. Przebrałam się w białe spodnie i błękitną bluzkę, do tego balerinki w tym samym kolorze. Sprawdziłam, czy mam telefon i portfel i na wierzch torby włożyłam szlafrok.

- Lepiej? – warknęłam obrażonym tonem.

- Zdecydowanie. Po co ci torba?

- Na szlafrok i kosmetyki. Moje włosy po basenie będą wyglądać koszmarnie.

- Przecież tam mają szlafroki.

- Ten był zapakowany. Nie będę nosiła po kimś tego rodzaju ubrania – odpowiedziałam, jakbym tłumaczyła coś małemu dziecku.

- Dobra. Pójdę z tobą.

Tego również się spodziewałam. Nawet lepiej. Przynajmniej na legalu pozbędę się tej więziennej bransoletki. Widać od razu, że Ross nigdy nie był na masażu. Zawsze musisz zdjąć biżuterię. Zawsze!

Dokładnie dziesięć minut później z trudem powstrzymywałam chęć wybuchnięcia śmiechem. Ross stał wmurowany w podłogę recepcji luksusowego SPA, mierząc niedowierzającym spojrzeniem młodą Francuzkę. Ja nie odzywałam się ani słowem. Niech sam to załatwi.

- Przecież to tylko bransoletka – próbował postawić na swoim.

- Takie mamy przepisy, monsieur. Oczywiście, może pani zostawić biżuterię w szafce – zasugerowała grzecznie. 

Stałam patrząc jak mężczyzna bije się z własnymi myślami. Wiem, że najchętniej kazałby mi wrócić teraz do apartamentu, ale z sobie tylko znanych powodów nie chciał, abym właśnie teraz tam była. Podejrzewam, że czekają na jakąś naradę z Malcolmem i dlatego od przyjazdu do hotelu zachowują się tak dziwnie.

- Ross mogę wrócić...

- Nie, nie... Powinnaś odpocząć. Daj mi nadaj... bransoletkę – poprawił się od razu. – Ochrona będzie tutaj czekała na ciebie.

Bez słowa odpięłam i podałam mu nadajnik. Wiem jak ciężko jest mu zaakceptować to, że właśnie łamie wszystkie zasady. Malcolm nie będzie zadowolony.

Ta sama młoda Francuzka zaprowadziła mnie do szatni, tłumacząc, gdzie będę miała zamówione zabiegi. Zerkała na mnie ciekawie, gdy bez uśmiechu podążałam za nią. Weszłyśmy do małego pokoju, gdzie poza niewielkim biurkiem i dwoma fotelami nie było żadnych innych mebli.

Usłyszałam jej ciche sapniecie, gdy zobaczyła sine ślady na moich nadgarstkach.

- Czy wszystko w porządku? – zapytała szeptem rozglądając się nerwowo. – Nie potrzebujesz pomocy?

- Nie, nie – zapewniłam szybko. Zbyt szybko, zakrywając siniaki. – Mój brat...

- Czy to on ci to zrobił?

Spojrzałam na nią ze łzami w oczach. Miałam wyrzuty sumienia, że okłamię tę miłą dziewczynę, ale to jedyna szansa, aby wydostać się niezauważona z hotelu. Potrzebowałam jej pomocy.

- Usiądź, proszę – wyszeptała. – Mogę ci jakoś pomóc?

- Nikt mi nie może pomóc – odpowiedziałam wbijając wzrok w podłogę.

- Powiedz mi – poprosiła. – Jeżeli chcesz zawiadomić policję...

- Nie, nie potrzebuję policji. To jest... bardziej skomplikowane.

- Mamy czas – zapewniła uśmiechając się.

Milczałam przez chwilę zastanawiając się, czy to co chcę zrobić jest tego warte. Arii pewnie nakopałaby mi do tyłka, gdyby znała moje plany. Tak samo Lucy i Gabi. Ale ich tutaj nie ma. Jestem zdana na siebie i własne siły.

Otworzyłam usta... Dziewczyna siedziała słuchając mojej opowieści a w jej oczach pojawiły się łzy. Odwróciłam wzrok, nie mogąc znieść jej spojrzenia. Czasami po prostu nie mamy wyjścia a kłamstwo jest jedyną opcją. Jedynym wyjściem.

Mogłabym poczekać. Przecież pierwszy krok został zrobiony. Widział mnie i wie, że żyję. Wie również, że jestem jedyną osobą, która może go pogrążyć. Nie może, ale zrobi to. Mój przekaz był wyraźny i czytelny. Tutaj nie było już żadnych gdyby, ale, czy być może. Jest tylko cholerna pewność.

Jestem zdecydowana wziąć na siebie brzemię tego kłamstwa. Nikt się o tym nie dowie. Poza mną i dziewczyną, która właśnie obiecała mi pomóc. Zakręciłam kołem i dostałam jeden ruch ekstra. Wykorzystam go na maksa i wyjdę z tej potyczki z podniesioną głową, jako zwycięzca. 

***

Zjawiłem się w apartamencie Danielle, gdy tylko Ross dał mi znać, że wyszła. Postanowiłem nie dzielić się z nim swoimi podejrzeniami. Musiałbym przyznać się do podłożenia podsłuchu i kamer a wtedy mogłaby nastąpić konfrontacja, na którą nie miałem ani siły, ani czasu. Danielle i jej zachowanie sprawiało, że chodziłem podminowany. Adrenalina krążyła w moim ciele sprawiając, że byłem wciąż pobudzony. Dodajcie do tego kurewskie pobudzenie seksualne, a dostaniecie w pakiecie faceta, który lada chwila wybuchnie.

Zjebałem sprawę. Przyznaję się i biorę na klatę wszystkie związane z tym błędy. Myślałem, że dobrze przemyślałem każdy mój krok a zemsta, ta kurewska zemsta, da mi to, czego chciałem. Kobietę, którą chciałem ukarać za osiem lat milczenia i pierdolone wyrzuty sumienia, jakie mnie zżerały od lat. Miała być zabawką w moich rękach, którą wykorzystałbym tak jak tego chciałem. Bez wgłębiania się w uczucia, bez analizowania tych wszystkich małych aspektów, które powodowały, że pragnąłem tylko jej. Nie chciałem wtedy dopuścić do siebie tych myśli, nie chciałem znowu czuć tego wszystkiego, co osiem lat temu rozpieprzyło moje życie.

Chciałem tylko zemsty...

Ja pierdolę! Miotam się jak potępiony od piątku i nie mam bladego, kurwa, pojęcia co mam zrobić. Nie mogę teraz się ujawnić. Nie mogę stanąć przed Danielle. Nie wiem co planuje i jaki będzie jej następny krok, ale jednego jestem pewien. Nie przebaczy mi tak łatwo i szybko. To co jej zrobiłem... Kurwa, Chryste! Co mam teraz zrobić? Co, do cholery, mam zrobić, żeby kobieta, która od ośmiu lat jest dla mnie wszystkim, dała mi ostatnią szansę?

Nawet nie wiem, o czym rozmawiają Jack z Rossem. Oni mają swoje zadania, a ja swoje. Co nie znaczy, że w razie potrzeby nie wymuszę na nich działania. Kurwa! Mogłem to wcześniej uzgodnić z Malcolmem, pomyślałem nalewając sobie kolejnego drinka.

Może uda mi się przetrwać kolejną noc... Znieczulić się na tyle, żeby zapomnieć choć na kilka godzin. Nie pamiętać tego martwego spojrzenia ciemnoniebieskich oczu...

- Cruz?

Spojrzałem przez ramię na Rossa, zdając sobie sprawę, że już od jakiegoś czasu panuje cisza. Jebana koncentracja... Boże! Ależ byłem zmęczony...

- Ona zaraz wraca.

Zerknąłem na zegarek na nadgarstku. Cholera! Spędziłem tu ponad trzy godziny, z czego nie pamiętam ani jednej minuty. Wyzerowałem drinka już nawet nie czując zapachu i smaku alkoholu. Nie byłem pijany. Miesiące zapijania własnych grzechów sprawiły, że wiedziałem kiedy przestać, aby nie przekroczyć tej cienkiej granicy, za którą szalał uwolniony z klatki potwór.

- W porządku. Jeżeli coś się zmieni w jej planach, chcę o tym od razu wiedzieć – ostrzegłem. – Ktoś zostaje z nią na noc?

- Tylko dwóch przed drzwiami.

No i, kurwa, mają szczęście! Nie potrafiłem wyobrazić sobie tego, że mężczyzna znajdowałby się w tej samej przestrzeni co Danielle. Już i tak z trudem znosiłem obecność tych dwóch kolesi, ale niestety nie do mnie należała decyzja. Wiem, że Danielle ufa im a to było dla mnie jak gwóźdź wbity głęboko w moje serce.

Wróciłem do siebie. Luis siedział rozwalony na fotelu a dookoła niego walały się resztki kolacji i puste puszki po energetykach.

- Przerzuć obraz z sypialni na jeden laptop – rozkazałem.

Nie ma, kurwa, możliwości, żebym pozwolił komukolwiek widzieć Danielle w łóżku. Pewnie śpi w jakiś fikuśnych koronkach i... Kurwa! Nawet nie chcę o tym myśleć! To zdecydowanie za dużo dla mojego napalonego fiuta.

- Zostawiłem dla szefa żarcie – rzucił niezrażony moim tonem. Już przyzwyczaili się do tego, że jestem czasami chujem. Może nawet częściej.

Mówiłem to co myślałem i nie pierdoliłem się w czułe słówka.

Powlokłem się pod prysznic, zrzucając po drodze ubrania. Zimna woda przyjemnie chłodziła moją rozpaloną skórę. Byłem tak kurewsko zmęczony a jednocześnie pobudzony, jakbym naćpał się jakiegoś syfu. Dosłownie czułem, jak krew gotuje się w moich żyłach...

To cholerne pragnienie. Ta nie dająca się ugasić tęsknota.

Danielle... Mój srebrnowłosy aniołek. Nic już nie zostało z tamtej nieśmiałej i niepewnej siebie nastolatki. Tak bardzo się zmieniła, nie tylko fizycznie, ale psychicznie. Teraz patrzy prosto w oczy a w jej spojrzeniu widzę jakiś ból. Tajemnice, do których broni dostępu. Kiedyś mogłem czytać z niej jak z otwartej książki. Fascynowała mnie każda jedna strona, jakby była nieodkrytym skarbem. Wciąż do niej wracałem. Wciąż o niej myślałem, nawet gdy byłem z innymi kobietami. Tak cholernie walczyłem, żeby nie miała nade mną władzy, żeby nie miała dostępu do mojego serca i duszy... Kompletnie się pogubiłem. Byłem samolubnym sukinsynem. Wmawiałem sobie, że chcę od niej tylko seksu, że niczego więcej nie potrzebuję.

Dopiero jej rzekoma śmierć uzmysłowiła mi, że była dla mnie wszystkim.

Wiem, że spierdoliłem sprawę. Nie tylko osiem lat temu, gdy wypowiedziałem te wszystkie kłamstwa po to tylko, żeby ją zranić i nie pokazać, jak bardzo ona mnie zraniła. Teraz również nie popisałem się. Użyłem siły. Zgwałciłem ją i tego nigdy mi nie wybaczy.

Jęknąłem z bezsilności wbijając pięść w ścianę. Co teraz? Co, kurwa, powinienem zrobić? Jak mam do niej dotrzeć, spróbować wyjaśnić to wszystko? Błagać o wybaczenie...

Odpuściłem sobie kolację zadawalając się kolejnym drinkiem i z laptopem zwaliłem się do łóżka. Chciałem ją zobaczyć. Chociaż w ten sposób być z nią przez całą noc. Pierwszą... Dlaczego nigdy z nią nie spałem? Dlaczego, kurwa, ani razu nie zostałem z nią i nie pozwoliłem, żeby ona została ze mną? Przychodziłem do niej, albo zabierałem ją do hotelu, pieprzyliśmy się a potem zawoziłem ją z powrotem do domu, albo ja wracałem do siebie. Wiedziałem, że sprawiałem jej tym ból, widziałem za każdym razem jak w jej oczach pojawia się smutek, a jednak zostawiałem ją samą, choć sam cierpiałem jak cholera.

Tyle zmarnowanych nocy. Tyle straconego czasu. Gdybym tylko mógł cofnąć czas. Zacząć od początku, od tej chwili, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy...

Spiąłem się, gdy zobaczyłem jak otwierając się drzwi jej sypialni. Mój kutas w jednej chwili zrobił się tak kurewsko twardy, że aż zaćmiło mi wzrok. Ależ jej pragnę... Nigdy nie przestałem. Zawsze, gdzieś w podświadomości nosiłem obraz Danielle i mówcie co chcecie, ale wiem, że to ona była tym moim aniołem stróżem, dzięki któremu osiągnąłem w życiu tak wiele.

Dotknąłem palcami ekranu, czule pieszcząc jej twarz. Jezu Chryste! Jak mam teraz żyć bez niej? Jak przetrwać każdy kolejny dzień, kiedy nie jestem w stanie normalnie oddychać wiedząc, że Danielle mnie nienawidzi?

- Szefie?

Potrzasnąłem głową słysząc pukanie do drzwi. Rozejrzałem się wciąż lekko nieprzytomny, nie bardzo kojarząc, gdzie jestem. Jasne... Jebany Paryż...

- Co jest? – wychrypiałem zaspanym głosem.

Drzwi uchyliły się, ale Luis nie wszedł do środka. I całe, kurwa, szczęście, pomyślałem przykrywając biodra i sterczącego fiuta. Jeszcze pomyślałby, że zabawiam się ze sobą oglądając nagie dupy.

- Niech szef zerknie na podgląd z salonu.

Chwyciłem laptop, który w pewnym momencie musiałem zamknąć i po chwili na ekranie pojawił się obraz. Przez kilka sekund nie wiedziałem czego mam szukać i już chciałem zadać pytanie, gdy zobaczyłem Danielle.

Co, do kurwy!

Dziewczyna stała oparta ramieniem o szybę. Niby nic niezwykłego, prawda? Tyle, że właśnie uniosła do ust butelkę pijąc z gwinta. Danielle nie piła! Nie pieprzoną whisky! Zerknąłem na godzinę... Kurwa! Czwarta rano!

Zerwałem się odkładając laptop na stolik nocny i wciąż wpatrując się w niego dopadłem szafy, wciągając na siebie spodnie. Czułem, że dzieje się z nią coś niedobrego. Ja pieprzę! Dlaczego zasnąłem?

- Od kiedy? – warknąłem wchodząc do salonu.

- Nie wiem. Jak została sama, wzięła do sypialni jedną butelkę. Myślałem, że poszła spać, ale jakieś dwadzieścia minut temu pojawiła się ponownie. Szefie, myślę, że dziewczyna jest kompletnie pijana.

Luis wskazał ekran, na którym cofnięte nagranie pokazuje jak Danielle zataczając się wychodzi z sypialni. Co ty, do cholery, wyprawiasz? Zacisnąłem szczęki, widząc jak ubrana jedynie w cienką koszulkę, która ledwo zasłaniała jej pośladki podchodzi do barku. Nawet nie spojrzała dokładnie co bierze, tylko chwyciła pierwszą lepszą butelkę i od razu przystawiła do ust.

Ma problem z alkoholem? Obserwując uważnie od razu odrzuciłem tę myśl. Wiem dokładnie, jak wygląda i jak zachowuje się taka osoba. To nie był ten rodzaj picia, gdy wlewałeś w siebie bez umiaru. W tym co robiła Danielle była... Desperacja?

Czy pije z powodu Philipe? Nie, kurwa! To niemożliwe! Posłała mu środkowy palec patrząc na niego z nienawiścią. A on się, kurwa, bał! Przeraził się na jej widok!

Dlaczego?!

Jebana teczka! Pobiegłem do sypialni, przekopując szafę. Gdzieś tutaj jebnąłem tę cholerną teczkę. Tam znajdę odpowiedzi a przynajmniej jakieś wyjaśnienie jej podroży do Paryża.

- Szefie, wróciła do sypialni – krzyknął Luis.

Stanąłem nad laptopem zaciskając palce na dokumentach. Moje serce biło szybko rozsadzając mi bębenki. Czułem jak puls podchodzi mi do gardła utrudniając oddychanie. Nie mogłem oderwać od niej oczu.

- Co się z tobą dzieje, księżniczko? – wyszeptałem.

Danielle z trudem podeszła do łóżka biorąc coś ze stolika nocnego. Nie widziałem dokładnie co, ale to było na tyle małe, że zmieściło się w zaśniętej pięści. Ponownie podeszła do okna i zsuwając się po ścianie usiadła na podłodze wtulając twarz w zgięte kolana.

- Jezu! Danielle...

Wybiegłem z sypialni czując jak zaczyna ogarniać mnie potworny strach. Tylko jedno piętro dzieliło mnie od apartamentu Danielle, ale nie miałem czasu czekać na jebaną windę. Zbiegłem schodami na dół. Ochroniarze na mój widok stanęli w gotowości, ale widząc moją twarz cofnęli się od drzwi.

- Otwórz te jebane drzwi – warknąłem.

- Nie było... - odezwał się jeden z nich.

Nie zdążył dokończyć, gdy jedną ręką chwyciłem go za gardło przyszpilając do ściany a drugą wyciągnąłem jego gnata spod marynarki, celując do drugiego mężczyzny.

- Jebane. Drzwi. Teraz. Albo cię rozpierdolę.

Przez cały czas w mojej głowie widziałem Danielle i bez przerwy powtarzałem pytanie.

Dlaczego, Danielle?!







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top