Ch 7


Minęły kolejne dni, w których nie miałam ani chwili wytchnienia. Nagato wywiązał się ze swojej obietnicy. Nie miałam choćby czasu, aby porządnie się wyspać. Załatwiłam kiedyś w biegu, w stołówce, u Ino zegarek. Byłam jej wdzięczna też za to, że podsyłałam jej listę czego bym potrzebowała, a ona to dla mnie załatwiała. Biały budzik pozwalał mi zachować jakiekolwiek pojęcie czasu, choć nie powiem i tak zlewał mi się w jedną masę treningów. Codziennie rano, punkt godzina szósta, wybiegaliśmy z Itachim w las. Te poranne sesje były moim jedynym zbawieniem od wiecznych ciemności podziemia. To nie było życie dla mnie – wolałam słońce, księżyc, gwiazdy. Nie miałam jednak żadnego wpływu na to i musiałam tkwić w tej przeklętej bazie wojskowej. Nagato widziałam tylko, gdy sprawdzał moje postępy w trakcie treningów. Dostrzegałam niejednokrotnie, jak krzywi się, gdy nie trafiłam do celu. Zakładał ręce, gdy widział, że Itachi bez problemu rzuca mną o matę. Godziło to w moją dumę tak bardzo, jak nigdy bym nie przypuszczała. Nie sądziłam, że kiedykolwiek brak takich umiejętności będzie wywoływać we mnie, tak wiele kompleksów. Pomimo tego, z dnia na dzień strzelałam celniej, biegałam szybciej, a moje ciało stało się wytrzymalsze. Z przerażeniem i fascynacją obserwowałam, jak przybywają mi nowe mięśnie, a stare zbijają się w jednolitą rzeźbę.

Sytuacja ze strzelnicy już nigdy później się nie wydarzyła, a siniaki odeszły w zapomnienie. Jednak nie mogłam zaprzeczyć, że było jakieś dziwne przyciąganie między nami. I on to również wiedział. Mimo to, obydwoje ignorowaliśmy je skrupulatnie. Z uwagą obserwowałam, jak pracuje każdy jego mięsień oraz jak wielką władzę ma w ramionach, nogach i w innych częściach ciała. Byłam drobna w porównaniu do niego, pomimo mojego wzrostu. Zdawałam sobie sprawę, że nie wykorzystuje nawet połowy siły w sparingach ze mną. Pragnęłam stanąć kiedyś z nim do walki, jak równy z równym. Wiedziałam jednak, że minie wiele czasu, zanim rzeczywiście będą jakieś szanse na to. Jeśli kiedykolwiek one nadejdą.

Dogadywaliśmy się. Był cholernie inteligentny i w każdej naszej rozmowie, nie tylko moje ciało pracowało. Nie chciałam, aby uznał mnie za głupią. Bardziej niż to, co już pokazałam.

Lubiłam nasze dyskusje, które się rozwijały, gdy pytałam o coś. Opowiadał mi czasem o niektórych zadaniach, które musiał wykonać. Głównie były to misje informacyjne, w których musiał dowiedzieć się o terminie przewozu towarów, którymi było zainteresowane Akatsuki. Wiedziałam, że zachowuje dla siebie te inne, które z pewnością były jego główną działką. Jednego wieczoru wyciągnęłam od niego, jaką rolę tutaj pełni. Oczywiście odpowiedział zagadkowo: prawa ręka Paina. To mi jednak wystarczyło, aby się domyślić reszty. Czułam dreszcz, gdy za każdym razem sobie uświadamiałam z kim trenuję. Nie wiedziałam jednak czy był to strach, czy... podniecenie. Nigdy nie zachował się względem mnie wrogo. Był cholernie wymagający i nie obchodziło go to, że nie mam siły. Niejednokrotnie słaniałam się na nogach. W takich momentach miałam wrażenie, że ciśnie mnie jeszcze bardziej, aż nie padałam na matę prawie nieprzytomna. Czekał wtedy ze skrzyżowanymi rękoma aż się podniosę. Czasem jednak nie byłam w stanie. Jak przez mgłę pamiętam te momenty, gdy niósł mnie na rękach do mojego pokoju. Zdarzyło się to jednak zaledwie kilka razy, na samym początku. Po paru tygodniach zawsze byłam przytomna, gdy kończyliśmy. Każdego ranka chciało mi się płakać, gdy czułam jak mięśnie wręcz mnie palą, a ja nie potrafię się ruszyć. Zaciskałam zęby i już od samego początku walczyłam z własnym ciałem. Dwa razy spóźniłam się rano, a konsekwencje nie były przyjemne. Zostawiał mnie samą w nieznanym mi lesie. Każde wejście, na które się natknęłam, miało czytnik magnetyczny. Byłam zdana na samą siebie, a nie zjawiał się, dopóki nie wyrobiłam naszej codziennej normy. Nie wydawałoby się to okropne, ale zdążyłam zaznajomić się z nim. I lasem. Biegnąc samej przez gąszcz i czując na karku oddech niebezpieczeństwa, nie było to przyjemne. Niejednokrotnie widziałam wilki czające się w cieniu. Mogłam liczyć tylko na mój własny spryt. Itachi musiał znać szlaki, które były względnie bezpieczne, dlatego zdecydowanie wolałam trzymać się blisko niego.

Zagrożenie, o którym mówił Nagato, również nie nadchodziło. Nie było jak dotąd żadnych wiadomości dotyczących kogokolwiek, których imiona zostały podane do informacji publicznej. Jak udało mi się od niego wyciągnąć, Yuri była pod stałą obserwacją. Próbowałam nawet przemycić dla niej wiadomość by wiedziała, że o niej pamiętam. Została od razu przechwycona przez chrzestnego. Dostałam tak dobitną naganę za nieodpowiedzialne zachowanie, że zdecydowanie nie chciałam tego ponownie próbować. Wiedział, że tęsknie za nią i martwię się. Jednak lepiej dla jej bezpieczeństwa, jeśli nikt by nie kontaktował się z nią bezpośrednio. Po dłuższym przemyśleniu przyznałam mu racje. Jakikolwiek ślad obecności kogoś podejrzanego, mógł ściągnąć na nią wzrok nieodpowiednich ludzi.

Pozostawało mi więc trenować i stawać się lepszą. Dla dobra innych i samej siebie. Nie potrafiłam wyobrazić już sobie normalnego życia, gdy wstawałam rano i szłam do codziennych obowiązków. To wszystko wydawało mi się bezcelowe. Nawet moje studia. Mimo, że teraz było nie lepiej, to jednak czułam w sobie, że jest to lepsze, niż moja poprzednia egzystencja. Wyraźne były tylko chwile w moim prowizorycznym warsztacie. W garażu, gdzie trzymałam moje kochane, czarne maleństwo. Mogłam zaszywać się tam godzinami i nie spotykałam się z niczyim sprzeciwem. W końcu byłam w domu, a kontrola nade mną była całkowita.

Sprawa naprawy Chimery Nagato dalej pozostawała nierozwiązana. Co prawda on sam mi podziękował za to, ale do warsztatu wciąż nie miałam dostępu. Nie widziałam Temari od momentu, gdy wyrzuciła mnie i Ino za drzwi. Widząc jednak chytre uśmieszki Suigetsu i Kisame oraz pewne spojrzenie Yuugo wiedziałam, że na niej to również się odbiło. Inną kwestią było to, że nie miałam ani chwili czasu, aby tam pójść, jeśli nawet bym mogła.

Był dwudziesty trzeci lipca, dwa miesiące po moim przybyciu tutaj, gdy cały ten impas się zachwiał. Czułam dumę, bo wszystkie strzały po raz kolejny trafiły w cel i wiedziałam, że ten dzień będzie pełen pomyślności. Wychodziliśmy ze strzelnicy z Itachim, aby pójść na szybki obiad, gdy zza rogu wystrzelił Suigetsu. Złapałam go za ramię, gdy prawie mnie stratował.

- Łoł – zacisnęłam rękę – spokojnie.

- Co się dzieje? – Spokojny głos mojego towarzysza sprawił, że chłopak od razu się wyprostował i starał zrównoważyć oddech. Dostrzegłam, że część osób reaguje na Itachiego w ten sam sposób, co na Nagato.

- Musicie natychmiast przyjść do dowodzenia. Przede wszystkim Ty – wskazał na mnie palcem. Zirytowała mnie ta jego tajemniczość, więc bez skrupułów odtrąciłam jego dłoń w bok.

- Ale o co chodzi? – Warknęłam, będąc w przeświadczeniu, że właśnie ten szczęśliwy początek dnia się skończył. On jednak bez słowa odwrócił się i zaczął biec z powrotem. Popatrzyłam na Itachiego, ale ten jedynie wzruszył ramionami podążając za Suigetsu. Westchnęłam ciężko i nie mając innego wyjścia ruszyłam za nimi.

Wbiegliśmy do pomieszczenia, które było nienaturalnie opustoszałe. Zawsze pojedyncze stanowiska były zajęte przez te same osoby, których dzisiaj nie było. To była pierwsza oznaka, która mnie zaniepokoiła. Komputery jednak pozostawały włączone i każdy monit uruchomiony. Na miejscu czekał już Nagato z Konan, a przy komputerze siedziała Hinata, mając po prawej stronie Shikamaru. Ostatnia dwójka pracowała na cztery monitory, a ich ruchy były szybkie i bezlitośnie dokładne. Suigetsu zostawił nas na którymś z zakrętów, więc byliśmy w szóstkę. Widziałam, jak na twarzy rudowłosego rozciągnięte jest niezadowolenie, natomiast jego ręce były skrzyżowane na piersi. Konan opierała się ręką o biurko i kontrolowała to, co robią informatycy. Atmosfera w pomieszczeniu była ciężka i napięta.

- Nagato? – Zapytałam, a on odwrócił się na dźwięk mojego głosu i naszych kroków. Kiwnął głową byśmy się zbliżyli. Przez chwilę się nie odzywał, ale potem spojrzał prosto na mnie.

- To, co zaraz zobaczysz nie będzie przyjemne. Nie ważne co, proszę Cię byś zachowała trzeźwy umysł. Działanie w panice niczym nam nie przysłuży – nie odwrócił ani na chwilę wzroku, a ja zdezorientowana podrapałam się po policzku.

- Nie rozumiem – pokręciłam głową – co masz na myśli?

- Shikamaru – tamten kiwnął głową i wsunął nieopisany dysk do komputera. Jeden z głównych ekranów stał się cały czarny. Popatrzyłam kątem oka na Itachiego i dostrzegłam, jak zaciska dłonie w pięści. On również ma złe przeczucia.

Westchnęłam zaskoczona, gdy na monitorze pojawiła się znajoma sylwetka. Moja sylwetka. Długie, różowe włosy do połowy pleców były rozpuszczone. Postać stała tyłem do kamery i miała na sobie czarną, szeroką bluzę i tego samego koloru spodnie. Oświetlona była z góry jednym snopem światła, a tło było całe zaciemnione. Nie było widać żadnych konturów mebli ani nie wiadomo było, jak duże było pomieszczenie. Kolor włosów wręcz raził z monitora.

- I jak Ci się podoba, Sakuro? – Dreszcz przerażenia przeszedł mi po kręgosłupie. Głos z całą pewnością nie należał do mnie. Był niski, lekko zachrypnięty. Śmiech, który zaraz potem rozbrzmiał był najbardziej niemiłym dźwiękiem, jaki dany mi było słyszeć w życiu. Postać na ekranie drażniąco powolnym ruchem zaczęła się obracać. Obserwowałam w napięciu każde jej przesunięcie się, a nieznany mi dotąd węzeł zaciskał się co raz mocniej w moim żołądku. Splotłam ręce przed sobą i przycisnęłam je do ciała. Twarz, którą posiadała kobieta była oszałamiająco piękna. Symetrycznie osadzone duże, ciemne oczy odznaczały się na jej śniadej cerze. Mimo, że miała wąskie usta, to pasowały do prostego, lekko zadartego nosa. Całość burzyły tylko moje włosy. Uśmiechnęła się szyderczo i zakręciła lok na palcu.

- Wspaniałe prawda? I takie charakterystyczne – zerwała perukę, a fala ciemnych, krótkich włosów rozlała się dookoła. Stukała palcami po brodzie, a na jej ustach wciąż błąkał się uśmiech. Nie spieszyła się z niczym. Mimo, że było to nagranie, wręcz mogłam poczuć to, jak to piwne spojrzenie wwierca się prosto we mnie. Przymknęłam powieki nie mogąc wytrzymać tej intensywności.

- Nie było łatwo Cię znaleźć – po minucie milczenia odezwała się pełna wyższości. Założyła ręce na tył pleców, a następnie zaczęła powoli przechadzać się w tę i z powrotem. Zaśmiała się ponownie – Wiedziałam, że nasz kochany Nagato ma jakieś słabości. Nie wiedziałam jednak jakie – mruczała pod nosem, ale wszystko było słychać na nagraniu. Zaakcentowała dobitnie jego prawdziwe imię – myślałam, że może to ta suka Konan – rozbawiona odrzuciła głowę do tyłu. Widziałam, jak wspomniana niebiesko-włosa krzywi się w gniewie. Nagato chwycił ją stanowczo za dłoń. Pierwszy raz widziałam tak bezpośredni kontakt między tą dwójką. Nie miałam jednak czasu, by myśleć o tym teraz.

– Nawet nie wiesz jak bardzo ucieszyła mnie wieść o tym, że ma chrześnicę. – Wycelowała zadowolona palec prosto we mnie – mała Sakurka, mieszkająca z bogatymi rodzicami. Ukrył Cię bardzo zręcznie. Musiałam stracić aż dziesięć lat na znalezieniu Ciebie – jej twarz wykrzywił niezadowolony grymas – ale o to jesteś. – Rozłożyła ręce na boki, jak by chciała zaprezentować niezwykły okaz – mam nadzieje, że nie gniewasz się o tamtą kobietę? Chciałam Cię mieć skarbeńku, tylko dla siebie – westchnęła teatralnie. Wzdrygnęłam się domyślając, że chodzi jej o moją ofiarę – miałaś zostać przechwycona w więzieniu, ale nie przewidziałam, że ktokolwiek może się wplątać. Mój błąd – zaszczebiotała – nie sądziłam, że tak wiele szumu narobisz. Ale status Twoich rodziców zobowiązuje – stanęła bezpośrednio przed ekranem. Przycisnęłam mocniej dłonie do siebie czując tak ogromny niepokój i strach, że aż ciężko oddychałam. Nie wiedziałam czego ona ode mnie oczekuje, przesyłając tę wiadomość. Jaki był jej cel?

– A teraz nie mam Ciebie – przeczesała swoje krótkie włosy niby w zirytowaniu. Nie wiedziałam, jak tak piękna kobieta mogła być aż tak niegodziwa. Zachichotała krótko i rzuciła kolejne bezpośrednie spojrzenie prosto we mnie – ale popatrz co znalazłam – tło za nią rozbłysło, na moment prześwietlając ekran. Gdy jednak przywrócono ostrość myślałam, że zaraz upadnę. Powstrzymało mnie przed tym jedynie ramię Itachiego, które nagle złapało mnie w pasie. Nie miałam nawet głowy by w pełni się tym przejąć, gdy widziałam coś tak przerażającego. Z tyłu, za jej plecami, na ścianie rozciągnięte było zakrwawione ciało Yuri. Niezidentyfikowany dźwięk wydostał się z mojego gardła, gdy zacisnęłam dłonie w pięści. Chwyciłam się za głowę i zaczęłam potrząsać nią na boki.

- Obiecałeś! – Krzyknęłam przez łzy – mówiłeś, że jest pod ochroną! – Nienawiść i rozpacz przeplatały się ze sobą. Nie wiedziałam na kogo dokładnie jestem wściekła. Czy na Nagato, czy na tę kobietę, która tak bezwstydnie miała czelność śmiać się mi prosto w twarz. Oblicze Yuri rozciągnięte było w cierpieniu i z tej odległości nie mogłam w zupełności ocenić, czy oddychała. Śmierć byłaby dla niej o wiele łaskawsza. Zająknęłam się, uświadamiając to sobie. Czułam się wytrącona z jakiejkolwiek równowagi, którą posiadałam. Miałam ochotę krzyczeć, płakać i zniszczyć coś. Żałość, która mnie przepełniała była niczym w porównaniu do tego, co miałam kiedykolwiek możliwość poczuć. Płakałam w czyjeś męskie ramię i jedyne na czym mogłam się skupić, to jej poturbowane ciało. Zaraz potem obraz przesunął się w bok, ukazując drugą osobę powieszoną w łańcuchach. Jego głowa kiwała się na boki, a ciało było równie rozszarpane. Wciągnęłam ze świstem powietrze uświadamiając sobie, że to Michio. Chłopak, z którym chodziłam na laboratoria z genetyki. Był zawsze roztrzepany, ale pełen uśmiechu. Patrząc teraz na nich w takim stanie, coś wewnątrz mnie tak bardzo się rozdzierało.

- Nie martw się, żyją – chrypa w jej głosie powróciła. W ogóle nie odzywała się do tego momentu, na pewno napawając się świadomością, co ten obraz musiał we mnie wywołać. – Możesz ich uratować – niby to w zaskoczeniu przykryła swoje usta – och! – Myślałam, że nienawiść, którą czułam nie może być większa, ale teraz wręcz kipiała ze mnie – Ale nie masz dużo czasu. Za dwa dni o północy, w dzielnicy Yujo. Masz być sama. Zapraszam na przedstawienie do starego teatru – ukłoniła się z szyderczym uśmiechem, a obraz zniknął.

Czułam, że nie wytrzymam tych wszystkich emocji. Chciałam płakać, płakać tak mocno, że aż opadłabym z sił. Jednocześnie pragnęłam kogoś zmiażdżyć. Wyrwałam się z czyjegoś mocnego uścisku i stanęłam prosto przed Nagato, krzycząc mu prosto w twarz:

- Musimy po nią iść!

- Uspokój się – położył mi dłonie na ramionach. Jego dotyk palił mnie. Strąciłam gwałtownie jego ręce, wkładając w to tak wiele nienawiści, jak tylko mogłam. Nie obchodziło mnie to, że nie byliśmy sami. YURI była najważniejsza.

- Mam się uspokoić? – Zaśmiałam się żałośnie odsuwając się na krok od niego. Nie chciałam czuć żadnego dotyku na sobie – mówiłeś, że jest bezpieczna – wytknęłam mu po raz kolejny. Widziałam w jego spojrzeniu, że ugodziło go to dogłębnie. I dobrze. Niech Cię boli tak, jak mnie. Nie obchodziło mnie czyjeś cierpienie. Teraz liczyłam się tylko ja i to, co ona musiała przejść. Zacisnęłam mocno powieki, a nienawiść zmieniła się w zimną furię.

- Znaleziono dzisiaj jej ochroniarza martwego. Reiji nie zdawał raportu od wczoraj, więc posłałem kogoś do kontroli. Przy jego ciele było tylko to nagranie – prychnęłam i przetarłam powieki z łez. Nie mogłam powstrzymać rozpaczy, która rozdzierała się wewnątrz mnie. Mało widziałam, ale nie dbałam o to. Chciałam tylko odzyskać Yuri, całą i zdrową.

- Nie obchodzi mnie to. Zmaltretowali ją. – głos mi się załamał – z mojego powodu. Wiesz jaka ona jest delikatna? Ona już wystarczająco dużo przeszła nie znając mnie. Musi mnie nienawidzić – oplotłam się ramionami i skuliłam. Po chwili jednak warknęłam i opuściłam ręce, będąc wściekła na siebie. Złapałam się za głowę. Jak mogłam pokazywać, że jestem tak słaba? Współczucie, które dostrzegłam na twarzy Hinaty było tylko gwoździem do mojej trumny. Sunąc wzrokiem po innych widziałam obojętność Shikamaru i twarde oblicza Nagato oraz Itachiego. Jedynie Konan patrzyła na mnie w sposób, który bym nigdy się nie spodziewała.

Z troską.

Odwróciłam się do wszystkich plecami nie chcąc, by widzieli więcej tę stronę mnie.

- Odzyskamy ją – ostry głos rudowłosego przeciął ciszę – jednak nie za dwa dni. Nie będzie nam dyrygować swoich zasad. Nie puszczę Cię samą – sapnęłam i odwracając się gwałtownie, spojrzałam na niego wściekła.

- Przecież oni ją zabiją – wysyczałam między zębami. Zignorowałam kroki oraz mocny uścisk na łokciu, gdy Itachi podszedł i przytrzymał mnie. Tym razem nie pozwolił mi się oswobodzić. Rzuciłam mu ostre spojrzenie, które wytrzymał. Nawet nie drgnęła mu powieka.

- Kim ona jest?

- Ihara Matsuri – odpowiedział mi Uchiha, trzymając dalej w mocnym uścisku – odpowiada za Twoje aresztowanie.

- Jakbym się nie domyśliła – parsknęłam, a w odpowiedzi poczułam, jak jego place wbijają mi się w skórę. Syknęłam, patrząc na niego nienawistnie – puścisz mnie? – Warknęłam. On jedynie podniósł brew do góry i odparł spokojnie:

- Nie – przymknęłam powieki i wzięłam głęboki oddech. Czułam jak ten huragan emocji nieco opada, ale dalej pod powierzchnią byłam przerażona tym, co widziałam. Ona musiała przetrwać, musiałam zapewnić jej bezpieczeństwo. Nie po to daję się zmordować dzień w dzień, aby pozwolić jej umrzeć.

- Hinata, Shikamaru. Zbierzcie tylu ludzi ilu potrzebujecie i opracujcie plan. Musimy działać szybko – otworzyłam oczy. – Za trzy dni musimy ruszyć, by nie miała czasu zareagować na naszą ignorancję. Dziewczyna powinna przeżyć tak długo – spojrzał na mnie – a my musimy porozmawiać. Sami – wzdrygnęłam się, a Itachi na pewno musiał to wyczuć. Jego kciuk delikatnie przejechał po mojej skórze, w uspokajającym geście. Odwróciłam się w jego kierunku, lecz on nawet nie spuścił wzroku na mnie. Przez sekundę dłużej pieścił mnie, ale zaraz potem odsunął się uwalniając.

- Nie sprzeciwiaj mi się tak otwarcie – zdenerwowany głos Nagato dotarł do mnie zaraz po tym, jak zamknął mosiężne drzwi do gabinetu.

- O co Ci chodzi? – Warknęłam i oparłam się plecami o czerwony fotel, postawiony zaraz przed biurkiem – jakoś wcześniej Ci to nie przeszkadzało. – Widziałam, jak westchnął ciężko i przeczesał swoje rude włosy placami. Odwrócił się w moją stronę.

- Traktuj to jak trening nerwów – podszedł i założył mi znów ręce na ramiona, i zacisnął tak mocno, że nie przyszło mi przez myśl, aby się odsunąć. Skrzywiłam się, bo zabolało – musisz zacząć kontrolować emocje. W innym przypadku zgubi Cię to – tłumiony gniew ponownie we mnie zawrzał, podsycany smutkiem. Prychnęłam, widząc, że nie mogę zrobić nic więcej – o tym mówię.

- Mów jednoznacznie! – wykrzyczałam w niego – o co Ci chodzi?

- Nie możesz iść tam na pewną śmierć – zaśmiałam się zgorzkniała.

- Nawet, jak bym chciała, to nie mogę – spojrzałam na niego – wyszłabym na zewnątrz, to po pięciu minutach byś mnie ściągnął z powrotem. – Kiwnął głową z zadziornym uśmiechem, który zirytował mnie niesamowicie. Jak on mógł się cieszyć, gdy życie Yuri było w każdym momencie zagrożone?

- Nic nie zrobimy bez solidnego planu – odgarnął mi kosmyk włosów, wałęsający się obok moich oczu. – Musimy czekać.

- Ale oni ją zabiją – wyszeptałam, a mój głos zadrżał. Miałam dosyć. Wtuliłam się w jego tors, a potok łez ponownie się ze mnie wylał. Jego dłonie gładziły mnie po głowie kojąco.

- Jest zbyt cenna dla niej – oparł podbródek o moje włosy – nawet jeśli nie zjawisz się, zostawi ją przy życiu. Będzie próbować Cię wywabić w inny sposób – czułam, jak przyciska swoje usta do mojego czoła.

Tak wiele emocji spowodowało, że powoli zaczęłam odczuwać... pustkę. Szlochałam, ale mój płacz zmieniał się w ciche łkanie. Silne ramiona obejmowały mnie za plecy i przyciskały do siebie opiekuńczo.

- Kim jest dla Ciebie Konan? – Wymamrotałam w jego pierś, nie będąc nawet pewną, czy zrozumiał. Przypomniał mi się jej wzrok, pełen wręcz matczynego przejęcia. Moja własna matka nigdy nawet nie udawała, że interesuje się czymkolwiek, co jest ze mną związane. Oczywiście do czasu, gdy nie szkodziłam jej reputacji. Poczułam jego ciepły oddech, gdy westchnął.

- Jest moją żoną – powiedział cicho, a mnie jakby coś sparaliżowało. Odepchnęłam się od niego na odległość ramion, mając cały czas dłonie na nim.

- Co? – Zapytałam niedowierzając. Przez łzy, jego twarz była nieco rozmazana, ale widziałam, jak zamyka oczy, a wyraz ulgi rozpływa się po jego obliczu – jak, co? – Zająknęłam się – przecież nigdy nie widziałam u was obrączek! – Na dowód chwyciłam jego dłoń i wyciągnęłam ją pomiędzy nas. On jedynie pokręcił głową na boki i odgarnął koszulkę z ramienia. Czarna obręcz znaczyła jego biceps. Zachłysnęłam się.

- Tatuaż Przysięgi.

- Pięć lat temu je zrobiliśmy. Nikt nie wie – spojrzał porozumiewawczo w moją stronę – oprócz Ciebie.

- Ale przecież ta cała... Matsuri – wysyczałam z pogardą – zlekceważyła ją. – Nagato opuścił głowę w dół, przez co nie mogłam dostrzec dokładnie wyrazu jego twarzy. Zaniepokoiło mnie to, bo nigdy nie okazywał tego rodzaju uczuć. Wydawał się bać. Przestąpiłam z niepokojem w miejscu.

- Dwa lata po naszym Zaprzysiężeniu udało jej się ją zniewolić. Braliśmy to pod uwagę, dlatego byliśmy przygotowani – widziałam, jak mięśnie na jego rękach się napinają, gdy zacisnął dłonie w pięści. – Nie przyszedłem po nią – jego wzrok pociemniał, gdy podniósł go na mnie – Konan jest twardą kobietą. Nie ratując jej, dałem poświadczenie, że nic dla mnie nie znaczy – następne słowa warknął tak dobitnie, że przez chwilę obawiałam się, czy czegoś mi nie zrobi. – Wyrzuciła ją na skraju życia do jakiegoś zaułka. Myślałem, że rozniosę każdego, kto spróbuje choćby podejść – zamachnął się gwałtownie i uderzył pięściami w ścianę. Farba lekko się skruszyła, opadając na podłogę. Wpatrywałam się w niego przestraszona i odsunęłam się nieco dalej – to była najgorsza decyzja w moim życiu. Pozwoliłem przez moją nieuwagę, uwięzić najważniejszą dla mnie kobietę – wpatrywał się uważnie w moje spłoszone oczy – ale gdybym pozwolił się omamić własnym emocjom, ona by nie żyła. Nie dopuszczę do tego, abyś i Ty znalazła się w jej rękach – odsunął się gwałtownie i przetoczył głową dookoła. Widziałam, jak zaciska oczy, najpewniej chcąc się uspokoić. Nie wiedziałam. Nie chciałam nawet myśleć co wtedy czuł. Jak mocno musiał cierpieć. Niepewna podeszłam do niego, a moje własne emocje na moment odeszły. W tym momencie zrozumiałam, że jest po prostu kimś, kto został zmuszony do przyjęcia tej roli, jaką grał. Nie obchodziło go ludzkie życie, byłam już tego dobitnie pewna, ale był w stanie poświęcić wszystko dla swoich bliskich. Jak ja. Położyłam mu dłoń na ramieniu i wtuliłam. Odwzajemnił mój uścisk i mogłam wręcz wyczuć, jak niewidzialny ciężar schodzi z jego barków. Jak ja... Echo tych słów rozbrzmiewało w mojej głowie. Wiedziałam, że nie mogłam tu zostać. Nie ważne, jak bardzo mu ufałam. Wiedziałam, że Yuri nie przeżyje dnia dłużej. Dlatego z ogromnym żalem odsuwałam się od niego. Moje emocje jednak zamroziły się i wewnątrz przyjęłam postawę chłodnej kalkulacji. Może mało ćwiczyłam, ale byłam pewna, że wiele mi to dało. Byłam w stanie ją uwolnić, nawet jeśli zagram tak, jak ta cała suka zechce.

- Idź do Itachiego. Chyba dasz sobie radę? – Zapytał z wyzwaniem w głosie. Wiedziałam co mi proponował: chciał bym spróbowała stać się w końcu niezależna. Kiwnęłam głową, będąc pewna swego. Musiałam zadbać sama o siebie. Zauważyłam, jak sięgnął za pas i odpiął klamrę z kaburą. Wyciągnął do mnie ramię z bronią. Zawahałam się.

– Bierz. Potrzebujesz jej – niepewnie chwyciłam ciężkie, skórzane pasy. Wyciągnęłam pistolet i przejechałam po nim palcem. Czułam znów wewnątrz siebie ten nieopisany niepokój, gdy śledziłam zawiłe pnącza róży, wygrawerowane na rączce. Wyraźny pąk wyżłobiony był zaraz obok wylotu lufy.

- Piękny – wyszeptałam mimo własnych odczuć. Nagato kiwnął głową w potwierdzeniu.

- Teraz należy do Ciebie. Używaj jej mądrze – spojrzałam na niego i zaczęłam zapinać pasy wokoło bioder. Czułam, że będzie mi potrzebna. Wychodząc widziałam tylko, jak stał odwrócony do mnie plecami.

Byłam sama w ciemnym korytarzu. Zostawiałam za sobą każdy zakręt, ale cisza nie była łaskawa dla mnie. Zamykając oczy znów widziałam poharatane ciało zawieszone na ścianie. Miała liczne rany nożem na ramionach, a ubranie było porozdzierane w niektórych miejscach. To był okropny obraz. Nigdy nie widziałam, by ktokolwiek był tak pokaleczony. Zrobiło mi się niedobrze. Musiałam zacząć gwałtownie mrugać, aby odgonić od siebie przybywające łzy. Skończ, nie możesz. Zrugałam samą siebie i idąc napięta jak struna, powstrzymywałam się od żałości.

To było dziwne uczucie idąc samej po tych tunelach. Młoda pewność siebie rozkwitała wewnątrz mnie. Nie spotkałam nikogo, ale mimo to obawa i tak towarzyszyła mi przez cały ten czas. Drzwi siłowni były tymi nielicznymi, które nie zawierały zabezpieczenia. Każdy mógł wejść, w każdym momencie. Pociągając za klamkę czułam się tak bardzo przetoczona przez wyrzynaczkę uczuciową, że pozostało mi tylko iść.

Itachi stał oparty o ścianę z jedną ręką w kieszeni, natomiast w drugiej trzymał telefon. Wpatrywał się w ekran ze zmarszczonym czołem. Znałam ten wyraz twarzy. Myślał nad czymś intensywnie. Nie podniósł na mnie wzroku, dopóki nie podeszłam bliżej. Wiedział dobrze, że to ja. Nauczył się mojego chodu przez te tygodnie bardzo dokładnie. Spojrzenie które mi posłał było przeszywające. Zatrzymał je na moim pasie. Jednym ruchem nadgarstka odłożył urządzenie do kieszeni spodni i wyprostował się. Oceniał mnie. Widziałam, jak niby to od niechcenia odbiera każdy mój najdrobniejszy ruch.

- Jak ją nazwiesz? – Spojrzałam zdezorientowana na jego twarz.

- Kogo?

- Broń – kiwnął podbródkiem w jej stronę – każda dobra broń posiada imię. Wybierz – spuściłam wzrok na pistolet. Podniosłam do niej rękę i pogładziłam przez kaburę. Nie wiedziałam o tym. Wcześniej Nagato powiedział jej. Więc nazwał ją damskim imieniem.

- Yuri – powiedziałam cicho. To nią miałam ją odbić, więc nadam jej właśnie to imię. Nie odpowiedział nic, ale podniósł swoją rękę do mojej. Dreszcz przeszedł mi po palcach, gdy odsunął je na bok i wyciągnął Yuri. Pozwoliłam mu na to i obserwowałam, jak obraca ją w dłoniach. Badał każde jej wyżłobienie.

- Dbaj o nią – oddał mi broń do ręki.

Dzisiaj uderzałam zdecydowanie mocniej niż na co dzień. Napędzana wcześniejszą złością i przerażeniem, które zmieniły się w twardą determinację. Itachi stał w lekkim rozkroku i trzymał gardę. Wyprowadziłam prawy cios, chcąc uderzyć go w lewy bok, ale odsunął się gwałtownie i sam odpowiedział. Poczułam ból w ramieniu, gdy zacisnął swoją rękę na nim. Chciał mnie wykręcić, ale wyślizgnęłam się z jego uścisku. Zrobiłam obrót i wkładając w to tyle ile miałam siły, uderzyłam nogą w jego udo. Zachwiał się, ale zrobił kilka kroków w bok utrzymując pozycję. Jeszcze miesiąc temu nie mogłam choćby unieść ręki na niego. Teraz udawało mi się czasem trafić celnie. Głównie były to jego drobne niedopatrzenia, ale mimo wszystko i tak czułam triumf.

Tańczyliśmy w około siebie, a każdy ruch był dozowany w odpowiednich ilościach. Przegrywałam czując, jak napiera na mnie z każdą sekundą co raz mocniej. Nie dawał mi ani chwili wytchnienia, wyprowadzając każdy cios co raz celniej. Ramiona pulsowały mi bólem, a pas ściągał mi się, gdy czułam każdy jego trafiony odcinek. Trzymałam się poznanego mi schematu i udawało mi się na ostatkach unikać silniejszych ciosów.

Wiedziałam, że jestem skończona, gdy nagle chwycił mnie za przegub. Pociągnął mocno, a ja straciłam równowagę. Chwycił za drugi nadgarstek i nagle znalazłam się na macie, a on siedział na mnie. Wykręcał mi ręce do tyłu. Próbowałam się oswobodzić i szarpałam nogami na tyle, na ile mogłam. On jednak się zabezpieczył przed tym i udami zablokował je. Byłam całkowicie obezwładniona. Przycisnęłam czoło do podłogi i warknęłam.

- Lepiej – ścisnął mocniej swoje dłonie na chwilę. Sekundę później byłam wolna. Przewróciłam się na plecy i spojrzałam w górę. Stał nade mną, obserwując dokładnie co robię. Ręce miał założone na klatce piersiowej. Z tej perspektywy jego sylwetka wydawała się przerażająco ogromna. Przymknęłam na moment oczy nie mogąc wytrzymać tego napięcia. Przed oczami ponownie mignął mi obraz powieszonej dziewczyny. Wypuściłam ciężko powietrze z płuc.

- Wstawaj – otwierając oczy widziałam wyciągniętą dłoń przed sobą. Chwyciłam ją mocno, a zaraz potem stałam na prostych nogach. Sięgałam mu zaledwie do ramion, więc musiałam podnieść podbródek do góry.

- Dzięki – mruknęłam i odsunęłam się o krok masując nadgarstki, które przed momentem krępował. Przez chwilę pozostawała cisza.

- Chcesz o tym porozmawiać? – Wiedziałam co ma na myśli. Zagryzłam wargę nie dając sobie możliwości ponownie się rozkleić bezsensownie. Ścisnęłam ręce w pięści.

- O czym tu mówić? – Odwróciłam się do niego bokiem i zaczęłam odchodzić. Nie zaszłam daleko, gdy poczułam jego dłoń, która zaciska się na moim ramieniu. Wywinęłam się, ale dostrzegłam jak drugą ręką sięga do mnie. Druga runda.

Ponownie zaczęliśmy walczyć, tym razem bardziej zażarcie. Lawirowałam między jego ruchami, będąc cały czas zepchnięta do defensywy. Ruszałam nogami odskakując wciąż i wciąż na boki. Itachi był osobą, która wymagała od drugiej całkowitego zaangażowania w tym, co się robi. Wkładałam w te treningi całą siebie, bo wiedziałam, że jeśli chce cokolwiek osiągnąć musiałam na to zapracować. Zwłaszcza teraz, jeżeli chciałam odbić Yuri sama.

Nie wiedziałam jednak jak wydostać się z tej twierdzy. Dostałam pozwolenie by chodzić samemu, ale do większości pomieszczeń wymagane były odpowiednie uprawnienia. Może i posiadałam je, jednak kart dostępu już niestety nie.

Nagato również kontrolował cały teren dookoła na powierzchni i z pewnością dostawał natychmiastowe raporty, jeżeli coś wykraczało poza normę. Albo ktoś. Pozostawało mi jedno wyjście: potrzebowałam kogoś, kto miałby odpowiednie przywileje by mnie wypuścić, a jednocześnie by mnie nie zatrzymał.

Niemożliwym było wydostanie się stąd.

Uderzyłam widząc swoją szansę, gdy odsłonił gardło. Mój cios był szybki i mocny. Mężczyzna zakrztusił się dosłownie na moment, ale wystarczył mi, by zadać kolejny w brzuch. Zaraz potem zostałam szarpnięta, a moje ręce skrzyżowane i skrępowane. Oddychałam ciężko, łapiąc gwałtownie hausty powietrza. Czułam jak jego klatka piersiowa unosi się, gdy byłam do niej przyciśnięta. Nauczył się już, że nie należy mnie jedynie powalić, bądź zadać ostateczny cios, bo ja lubiłam grać nieczysto. Za co zostałam nie jednokrotnie pochwalona, będąc zaraz potem tak uwięziona, że nie mogłam ruszyć choćby paluszkiem u ręki.

Z premedytacją przyciskał mnie do siebie, wykorzystując swoje ciało do zablokowania mi każdego możliwego ruchu. Szarpałam się chcąc uwolnić choćby na ułamek sekundy cokolwiek, ale jak zawsze był irytująco niepokonany. Ramiona zaczęły mi drżeć, ale nie z wysiłku.

Tłumiłam w sobie szloch czując tak wielką beznadzieję, w jakiej się znalazłam. Nie mogłam stąd wyjść, kiedy tam gdzieś Ona była torturowana z mojego powodu. Tylko dlatego, że miałyśmy okazję się zaprzyjaźnić i być ze sobą w dwójkę, jako najlepsze przyjaciółki. Nigdy nie zapomnę naszych wspólnych momentów, gdy śmiałyśmy się z jakieś absurdalności, czy gdy pocieszała mnie po kłótni z rodzicami. Byłyśmy dla siebie zawsze trudnych chwilach. A teraz ona pozostawała sama, z dala ode mnie. Ranna.

Oparłam się całkiem o Itachiego, nie mając już siły stać w pełni o własnych nogach. Poczułam, jak sztywnieje, ale nie zrobił nic. Wciąż przytrzymywał mi ręce, ale uścisk zelżał.

- Jest tam sama, powieszona w tych łańcuchach – pokręciłam głową na boki – Boże, przecież ona tego nie wytrzyma.

- Da radę – poczułam jak jego oddech owiewa mi ucho, gdy wypowiedział przy nim te słowa pewnym głosem. Ścisnął nadgarstki nieco mocniej – musisz być cierpliwa. – Zaśmiałam się ironicznie.

- Gdybym tylko mogła się stąd wydostać... - mruknęłam pod nosem, ale zaraz potem zganiłam się. Nie powinnam wypowiadać tych słów na głos.

- Gdybyś...? – Powtórzył za mną, a ja westchnęłam z ulgą.

- Gdybym tylko mogła cokolwiek zrobić – przyjemnie było czuć to ciepło od jego ciała. Dawno nie czułam się tak dobrze, jak w tym momencie. Pachniał piżmem, nieco z domieszką mięty. Wzięłam głęboki, uspokajający oddech. Przymykając powieki i zaciskając pięści, zrobiłam krok do przodu odsuwając się.

- Robisz. Im dłużej ćwiczysz, tym bliżej jesteś do usamodzielnienia się. Nawet ochrony innych – kiwnął głową, gdy odwróciłam się do niego przodem – więc walcz.

Trzecia runda się zaczęła.

Po treningu byłam tak zdyszana, że ledwo byłam w stanie wziąć łyk wody. Mój organizm potrzebował tlenu. Idąc do stołówki z Itachim ziewałam tak mocno, że miałam łzy w oczach. Mimo wszystko czułam się usatysfakcjonowana i pewna siebie. Stawiając każdy krok czułam, że jestem w stanie zrobić wszystko. No, prawie.

Wchodząc do stołówki zauważyłam, że jest nieco pełniejsza niż ostatnim razem. Przy naszym stoliku, ku mojemu zaskoczeniu i szczęściu, siedziała Ino w towarzystwie Kiby.

Usiadłam naprzeciwko niej, a ona posłała mi pokrzepiający uśmiech i wyciągnęła dłoń przez stół. Chwyciłam ją.

- Słyszałam co się stało. Uratujemy ją – jej uścisk nieco się wzmocnił. Kiwnęłam jej tylko głową, nie chcąc ponownie się dać ponieść rozpaczy. Zwłaszcza w tym pomieszczeniu. Nie mogłam jednak nic poradzić na ukłucie bólu, żłobiące dziurę w moim sercu.

Nie czekałam ani chwili dłużej i zabrałam rękę. Wzięłam się za nakładanie jedzenia.

- Jak tam Ino? – zapytałam udając luźną postawę.

- A daj spokój – machnęła ręką.

- Wyrobiliśmy się ze wszystkim co nam Pain dał, ale i tak pozostały prywatne zamówienia – wtrącił się Kiba i odgryzł kawałek udka.

- Może czekają nas maksymalnie dwa dni pracy – tym razem Ino kontynuowała – potem będziemy realizować wszystko na bieżąco. A właśnie – klasnęła w dłonie i zaniepokojona dostrzegłam, jak jej oczy zabłysły. – Dałaś mi sama listę jakiś czas temu, prawda?

- A co? – Nieufna jadłam sałatkę i obserwowałam z uwagą, jak na jej ustach uśmiech się poszerza.

- To idealnie się składa. Jutro wyjeżdżam na nieco inne zakupy, więc pojedziesz ze mną. E-e! – Pomachała mi karcąco palcem wskazującym ze swojego miejsca, kiedy chciałam zaprotestować – nie ma żadnych wymówek.

- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł – ku mojemu zaskoczeniu to nie ja wypowiedziałam te słowa, a siedzący po mojej prawej Itachi. – Patrząc na okoliczności...

- To właśnie idealny moment, aby oderwała się od tej karuzeli nieszczęść, nie sądzisz? – Przerwała mu bezprecedensowo blondynka. Nawet nie zwróciła uwagi na nieprzychylne spojrzenie, które jej posłał. Mimo wszystko nie odezwał się ani słowem.

- Skonsultuj to z Painem zanim zrobisz cokolwiek, kochanie – podpowiedział jej za to Kiba i pociągnął za jej długi kucyk.

- Dobrze, dobrze – machnęła ręką, ale puściła mi oczko. Wychyliła głowę w bok, aby wyciągnąć z uścisku szatyna swoje włosy i zakręciła nią wokoło.

Otwierałam usta, aby w końcu wyrazić swój sprzeciw, gdy nagła myśl prześliznęła się po mojej głowie. To była idealna okazja. Mogłam znaleźć odpowiedni moment, aby urwać się ze smyczy Ino i uciec im. Miałam szansę dostać się do teatru. Oczywiście potem kolejnym problemem było dotarcie do niego. Nie wiedziałam o co dokładnie chodziło jej, gdy mówiła inne zakupy, ale to było moją najmniejszą troską. Znalazłabym sposób, aby się tam dostać.

Więc ostatecznie ugryzłam się w język.

Przez całą kolację czułam na sobie uważny wzrok Itachiego, jednak ani on, ani ja nie rozpoczynaliśmy rozmowy. Byłam jednak zaniepokojona, bo jeszcze nigdy wcześniej nie czułam się tak wyraźnie przez niego obserwowana. Przez moment nawet zastanowiłam się, czy jednak nie usłyszał, jak mamrotałam do siebie. Zaraz potem odrzuciłam tę możliwość. Gdyby tak było, to właśnie dostawałabym dalszy wycisk, aż nie pokazałby mi, gdzie moje miejsce. Zdążyłam już go na tyle poznać.

Wieczorem, gdy w końcu zostałam sama pozwoliłam sobie całkowicie na rozpacz. Leżałam niczym mała dziewczynka, skulona na łóżku i wtulona twarzą w poduszkę. Tłumiłam swój płacz o nią, a ból, który musiała czuć Yuri docierał i do mnie. Była taka dobra, pełna uśmiechu i pogody ducha. Nigdy nie smuciła się, nawet gdy opowiadała mi takie rzeczy, przy których wręcz powinna być smutna. Pomimo drobnego ciałka, była tak mocno silna psychicznie. Była moją podporą. Była moją mocą.

A wtedy prezentowała obraz tak wielkiego cierpienia, jak nigdy nie miałam okazji zobaczyć u kogokolwiek. Nikt nie zasługiwał na to, a przede wszystkim nie ona. Miałam ochotę zabrać ją stamtąd natychmiast. Nie obchodziły mnie konsekwencje.

Jutro. Jutro będę miała szansę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top