Dwadzieścia dziewięć
Z punktu widzenia osoby trzeciej:
Brooklyn, Jason i pozostali postanowili wrócić do magazynu około czwartej nad ranem. Większość z nich odpłynęła myślami. Myśli Jasona krążyły wciąż wokół chwili, którą przeżył z Brooklyn. Nie wiedział, czy to było dobre, ale szczerze mówiąc, nie obchodziło go to. Może to nie był najlepszy seks jaki miał w życiu, ale był pierwszym, który naprawdę czuł. Wyciągnął telefon i zaczął wybierać numer Tanka, by dać mu znać, że już wraca.
Brooklyn kierowała autem, gdyż Jason i pozostali byli pijani. Nie zwróciła nawet uwagi, że ściskała kierownicę tak mocno, aż pobielały jej kostki. Jej umysł pędził sto mil na minutę. Tak wiele pytań.
Co ona zrobiła?
Dlaczego go nie zabiła?
Sądziła, że naprawdę chciała uprawiać z nim seks?
Chciała to zrobić?
Martwiło ją to, sprawiało, że czuła się źle.
Zaparkowała samochód przed magazynem. Pozostali wysiedli, śmiejąc się i rozrabiając. Jason został w środku, tak samo jak Brooklyn.
- Hej... - Spojrzał na nią we wstecznym lusterku. - Wszystko okej?
Brooklyn spojrzała na niego i wymusiła uśmiech.
- Tak! Jestem tylko zmęczona, to wszystko. Chodźmy. - Wysiadła, patrząc na magazyn i dostrzegła, że drzwi były wyłamane.
- Hej, spójrzcie... - Wskazała.
Jason i reszta odwrócili się.
- Co do diabła? - zapytał, wyciągając pistolet zza paska, naładował go i wyszedł przed wszystkich.
Brooklyn wiedziała co się stało i wiedziała też, że to nie będzie najlepszy widok. Ace lubiła czasami przekroczyć granicę.
Ruszyła za nim, tak samo jak pozostali. Kopnął drzwi, a jego oczy powiększyły się.
- Co tu się stało?! - Skinny krzyknął, wchodząc do środka.
- Nie mam pojęcia... - wymruczał Jason.
Grace pisnęła i pobiegła na drugi koniec pokoju.
-BROOKE!
Jej serce nabrało tempa, mając nadzieję, że Tank nie dostał od niej wszystkiego i uciekł.
Ciało Ace było pocięte, posiniaczone i połamane. Była ledwo przytomna, a krew ciekła jej z głowy.
- Kto to zrobił? - Jason podszedł do nich i przyklęknął.
- Oni... nie widziałam ich t-twarzy. - sapnęła, próbując się podnieść i skrzywiła się, gdy nacisnęła na ramię.
- Nie ruszaj, jest złamana. - Brooklyn zalała się łzami. - Przepraszam, nie powinniśmy...
- J! - krzyknął Red.- To Tank!
Podniósł się i ruszył w kierunku salonu. Odchrząknął, widząc poszarpane ciało Tanka.
- Nie żyje. - Westchnął Red.
Brooklyn spojrzała na pozostałe dziewczyny, a następnie na Jasona, który patrzył na nią z nienawiścią w oczach. Podszedł do niej, chwytając za gardło i przycisnął ją do ściany. Kaszlnęła, próbując odciągnąć jego ręce, ale na próżno.
- TO BYŁAŚ TY! - krzyknął, przykładając pistolet do jej głowy.
- To... to nie ja... - próbowała mówić.
Uścisk Jasona zacieśnił się, a jego oczy zaszkliły.
- Wiedziałem, że nie mogę ci ufać...
- Możesz... ja... moja przyjaciółka...też jest ranna...
Nie chciał jej wierzyć, jego umysł był rozdarty. Nie mógł zmusić się do pociągnięcia za spust, więc odpuścił.
Brooklyn opadła na podłogę. Od kaszlu miała w oczach łzy. Uniosła głowę, a on patrzył na nią.
- Zabierzcie ją do szpitala. - powiedział bez emocji, odwracając się.
Brooklyn i pozostali pomogli Ace wsiąść do auta.
- Zabierzcie ją do szpitala... muszę się upewnić, że nie podejrzewa nikogo innego.
- Jesteś pewna? Jest czterech na jedną... nie będziemy w stanie pomóc. - odparła Six.
- Załatwię to. - Skinęła głową, zamykając drzwi.
Kelly opuściła szybę.
- Zaopiekuj się swoim chłopakiem.
Dziewczyny odjechały, a Brooklyn westchnęła, kładąc dłoń na czole. Weszła z powrotem do środka, a chłopcy zawijali ciało Tanka. Jasona nigdzie nie było.
- Dokąd poszedł?
- Um... - Skinny przetarł oczy. - Jest na tarasie.
- Okej. - Podeszła do nich. - Potrzebujecie pomocy.. ja...
- NIE. - Red spiorunował mnie wzrokiem.
Brooklyn cofnęła się odruchowo.
- Przepraszam... - Wyszła na zewnątrz, zastając Jasona na odludziu kopiącego dół.
Chwyciła łopatę i zaczęła mu pomagać. Uniósł głowę.
- CZY PROSIŁEM O TWOJĄ POMOC? - Jad w jego głosie przyprawił ją o dreszcze.
- Ja... ja wiem, że myślisz, że to ja... ale ja... ja tego nie zrobiłam. Ktoś chciał zabić Tanka by dostać się do ciebie, nie rozumiesz tego?!
- Rozproszyłaś mnie. Ty... TO TWOJA WINA. Pojawiłaś się znikąd? Nawet odrobinę się mnie nie boisz... potem jeden z moich ludzi kończy mar... - Przygryzł wargę i wrócił do kopania.
Brooklyn rzuciła łopatę.
- Zawsze myślisz, że ktoś chce się do ciebie dobrać... w momencie, gdy ktoś chce pokazać ci coś innego, niż walkę, odpychasz go. Jason, ja nie widzę cię jako Dangera... widziałam zabójców z zimną krwią. Nie jesteś jednym z nich. Gdybyś nim był, śmierć Tanka nie bolałaby cię tak bardzo, jak to czujesz. Dlatego jestem przy tobie...
Jason się zatrzymał.
- Ja... ja muszę znaleźć tego, kto to zrobił.
- Pozwól mi sobie pomóc. - Brooklyn zbliżyła się do niego, chwytając jego dłonie.
Jason spojrzał na nią. Jego oczy były przepełnione bólem, nawet jeśli jego twarz tego nie pokazywała.
- Nie, to zbyt niebezpieczne. Nie stracę kolejnej osoby.
- Więc naucz mnie jak się bronić, albo... cokolwiek innego, nie obchodzi mnie to. Ktokolwiek to zrobił, zranił też moją przyjaciółkę... nie pozwolę im odejść. - Jej głos był bardziej asertywny.
Jason spojrzał na nią i westchnął.
- Dobra.
_____________
Około dwie godziny później, wszyscy stali na zewnątrz, pomagając spuścić ciało Tanka do grobu. Brooklyn stała obok Jasona, zastanawiając się nad tym, co zrobiła. To jej wina, że on nie żył, to był jej plan. To był dobry plan, ale jakaś część jej zastanawiała się, czy to było tego warte. Gdyby było na odwrót, nie chciałaby czuć tego bólu spowodowanego utratą przyjaciela. Jej brat był rodziną, ale była pewna, że Zack by tego dla niej nie chciał. Teraz Jason to czuł. Jej umysł się cieszył, podczas gdy serce było zmęczone.
- Słuchajcie. - Jason przerwał ciszę, gdy pozostali wsadzili już ciało Tanka do grobu. - Nie obchodzi mnie, kto co ma do kogo. Wszystko to kończy się dzisiaj. Wszyscy jesteście moją rodziną i nie stracę już ani jednego z was. Wszyscy zrozumieli? - Głos Jasona był ciężki.
Wszyscy przytaknęli, a Skinny zaczął zakopywać grób.
- Wracajmy do środka i sprzątnijmy ten burdel. - powiedział Red, drapiąc się po głowie.
- Muszę jechać do szpitala, nie będzie wam to przeszkadzać? - Brooklyn obróciła się do Jasona.
Chciał, żeby została, bardzo. Ale wiedział, że musiała być przy swojej przyjaciółce. Chwycił ją i przyciągnął w mocny uścisk.
- Co się dzieje? - Brooklyn była zmieszana jego nagłym gestem.
- Dziękuję. Nim przyszłaś tu by porozmawiać, myślałem, że zrobię coś głupiego. Nie wiem dlaczego cię oskarżałem, to znaczy, jesteś nieszkodliwa i niewinna, zignorowałem to.
- Ja... w porządku, rozumiem dlaczego. - Wydęła wargi, odsuwając się.
- Daj mi znać, czy z nią wszystko okej. - Westchnął.
- Dam. - Stanęła na palcach i ucałowała jego policzek.
Nie wiedziała, dlaczego go pocałowała. Chciała to usprawiedliwić, że przecież musi trzymać swoją maskę, ale wiedziała, że nie może.
Chwyciła klucze od innego samochodu i wyszła na zewnątrz. Otworzyła drzwi i wsiadła do środka. Spojrzała na siebie w lusterku.
Westchnęła i przekręciła kluczyk w stacyjce.
Nie możesz się w nim zakochać. - pomyślała.
____________________________________
Witam!
Wpadam z rozdziałem i choć myślałam, że będzie równie długi jak poprzedni, niestety jest krótszy, choć autorka obiecała, że następnego dnia wrzuci następny, prawdopodobnie z jakichś przyczyn nie dała rady. To ostatni rozdział, jaki napisała, więc niestety, znów robimy przerwę i mamy nadzieję, że teraz troszeczkę szybciej coś wrzuci.
Dziękuję, że zostaliście, choć ja zniknęłam na rok.
Dziękuję, że czytacie.
Dziękuję za głosy.
Dziękuję za komentarze.
Dziękuję za miłe słowa.
Dziękuję, że jesteście, bo bez was nie byłoby mnie ani tego opowiadania.
Milion buziaków i mam nadzieję, że widzimy się SOON.
P.S. W razie, gdyby ktoś dostrzegł poważniejsze błędy, proszę mi zwracać uwagę, bo nie wszystkie mogłam wyłapać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top