Szesnaście


Jason's POV: 


Dochodziła piąta po południu i wszyscy powoli zaczęli opuszczać plażę. Ja, chłopaki, Brooklyn i jej dziewczyny byliśmy jedynymi ludźmi tam, no i jeszcze kilka rodzin. Usiadłem na ręczniku Brooklyn, podczas gdy ona, Ace, Bryce i Kelly siedziały na lini brzegowej. Parzyłem jak chłopcy byli w wodzie próbując namówić dziewczyny, by weszły i dostają odmowę wielokrotnie. 

Spojrzałem wzdłuż plaży i dostrzegłem matkę, budującą z synem zamek z piasku. Pomyślałem o mojej matce. Wszystko dookoła mnie było ciche, a ja skupiłem się na niej i jej synie. 

Żadnych mew, żadnego uderzenia wiatru, żadnego śmiechu. 

Tylko cisza. 

Patrzyłem jak chłopiec ładuje piasek do wiaderka w kształcie zamku, uśmiecha się i doprowadza go do wody. Wlał do wiaderka trochę wody, po czym wrócił do swojej mamy, która tworzyła fosę. Jak sądzę po to, by powstrzymać od niego intruzów... chroniło jej syna przed każdym, kto chciał go skrzywdzić. Mały chłopiec naładował wiaderko piaskiem i namoczył go w wodzie. Przewrócił je i podniósł wiaderko, tworząc idealną piaskową kolumnę.  Uśmiechnąłem się do siebie, gdy matka umieściła flagę wielkości wykałaczki na środku. Mały chłopiec uśmiechnął się i zaklaskał, gdy jego mama wypełniała fosę wodą, dopóki nie była pełna. 

Wróciłem myślami do mojego pierwszego wyjścia na plażę z mamą i tatą. 

- Jason, kochanie, zaczekaj na mnie! 

Mama upewniła się, że nie straci mnie z oczu, byłem trochę jak odkrywca jako dziecko. Pamiętam, jak mama chwyciła mnie lekko za rękę i poszła ze mną do wody. Pamiętam uśmiech i skoki w zimnej wodzie, gdy wychodziłem na brzeg. Nie zwróciłem uwagi na wielką falę, która mnie powaliła, woda dostała się do mojego nosa i ust, a ja spanikowałem i zacząłem płakać. Mama podniosła mnie i lekko podrzuciła, a ja zobaczyłem tatę zmierzającego w naszym kierunku. 

- Postaw go na ziemię, Pattie! Przestań go niańczyć! - Krzyknął. 

- On jest dzieckiem, Jeremy, pozwól mu być! To go przestraszyło! - Kłóciła się. 

Nienawidziłem, kiedy ze sobą walczyli, to było przerażające. Mój tata mógłby krzyczeć w twarz mojej mamy ze wszystkich sił, a moja mama by płakała i krzyczała. Zawsze dbała o mnie bardziej, niż on, co było zrozumiałe. 

- Musi być mężczyzną, albo będą nim pomiatać, a wtedy wyrośnie na małą cipkę. 

Oczywiście wtedy nie wiedziałem, co to znaczy, ale sądząc po tym, jak moja mama się zdenerwowała, to nie było nic miłego. 

- NIE... - Moja mama zniżyła głos. - Nie nazywaj go tak, ani nie używaj przy nim takiego języka! Co jest z tobą nie tak?! 

Ale tym razem płakałem z powodu ich kłótni, a nie incydentu z oceanem. 

Tata chwycił ramię mamy i  szarpnął nią, pozbawiając mnie wsparcia i upadłem na pisaek. Coś w moim ramieniu przeskoczyło i zacząłem krzyczeć. 

Mama ruszyła, by mnie podnieść, ale on odepchnął ją i chwycił moje ranne ramię i postawił na nogach. Krzyknąłem znów przez ból, który przeszedł przez moje ciało. 

Mama odepchnęła go i mnie podniosła. 

- ZOSTAW GO W SPOKOJU, JEREMY! Musimy zawieźć go do szpitala! 

- Nie, nie mam zamiaru go nigdzie wieźć! Musi to przetrwać i być mężczyzną! 

- ON MA PIĘĆ LAT, PALANCIE! 

Patrzyłem dookoła na obserwujących nas ludzi, a kilka dziewcząt podeszło, pytając czy wszystko ze mną w porządku. 

Pamiętam, że jedna z nich była ładna. Oczywiście byłem dzieckiem i to było trochę słabe, jak dziecko i jego opiekunka. 

- Zabierzemy was do szpitala. - Zaoferowała, a moja mama przytaknęła. 

- Zobaczymy się w domu. Nawet nie chcę cię widzieć w szpitalu. - Powiedziała mama, gdy mnie zabrała. 

- Danger? - Głos Grace wyrwał mnie ze wspomnień. 

Powoli obróviłem głowę. 

- Co? 

- Wszystko w porządku? Na co patrzysz? 

Nie zauważyłem, że miałem przykre olśnienie na twarzy. 

- Na nic. Mam do ciebie sprawę, pójdziesz ze mną do mojego samochodu? 

- Okej? - Powiedziała niepewnie. 

Oboje się podnieśliśmy i ruszyliśmy w stronę samochodu. Gdy tylko doszliśmy na miejsce, otworzyłem auto i wyciągnąłem pistolet ze schowka. 

Usłyszałem, jak Grace bierze wdech. 

- Co? Nigdy wcześniej nie widziałaś pistoletu? - Zaśmiałem się z odrobiną sarkazmu. 

- Nie prawdzwego?! - Pisnęła. 

- Więc cię przeraża? - Uśmiechnąłem się. 

- Tak! Mógłbyś mnie zabić! 

- Dobre spostrzerzenie. Więc nie okłamałabyś mnie, gdybym cię o coś zapytał. 

Wyglądała na zmieszaną. 

- Wiesz o Hellhounds? 

- O czym? - Uniosła brwi. 

- Oh, wiesz, gang, który zaatakował kogoś z moich, podczas gdy ty z nim rozmawiałaś? - Wzruszyłem ramionami. 

- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - Jęknęła. 

- Jesteś pewna? Bo wydaje mi się, że to byłaś ty, starając się go rozproszyć.

- Danger, nie mam pojęcia o czym ty czy ktoś tam mówisz, przysięgam. 

- Jakiś problem? - Usłyszałem Ace zza mnie. - Dlaczego ją przesłuchujesz? Co musiałaby prawdopodobnie zrobić z twoją... okupacją? - Splunęła. 

- Nic. Nic nie wiesz. - Westchnąłem i odłożyłem pistolet, po czym wróciłem do miejsca, gdzie wszyscy siedzieli. 

Usiadłem na ręczniku i sapnąłem. Przebiegłem palcami po włosach i uniosłem wzrok, by zobaczyć coś niesamowitego. 

Brooklyn leżała na piasku, a woda ją otaczała. Odrzuciła włosy do tyłu, ale kilka kosmyków zostało na jej twarzy. Ciało było wygięte w łuk, pokazując jej krzywiznę w doskonały sposób. Zobaczyłem, jak odchyla głowę w moją stronę, sprawiając, że zamarłem. Jej spojrzenie było hipnotyzujące. Moja szczęka opadła, a moje usta się otworzyły. Jeden z kącików jej ust się wykrzywił i przygryzła dolną wargę. 

Uśmiechnąłem się, a ona mrugnęła. Podniosłem się i ruszyłem w jej kierunku, a ona również się podniosła. 

- Jesteś złośliwa. - Uśmiechnąłem się. 

- Jestem striptizerką, czego oczekiwałeś? - Zaśmiała się. 

Wszedłem powoli do wody, a ona ruszyła za mną tylko po to, by wskoczyć mi na plecy. 

Owinąłem ramiona wokół jej nóg, by ją podtrzymać, a ona owinęła swoje wokół mojej szyi. Opuściła głowę na moje ramię i delikatnie ucałowała mój kark. Uśmiechnąłem się i dostrzegłem zbliżającą się falę, więc odwróciłem się do niej plecami, a fala uderzyła w dziewczynę, sprawiając, że pisnęła. 

Zacząłem się śmiać, a ona zaczęła łaskotać mnie po bokach, sprawiając, że zacząłem wykonywać nagłe ruchy. 

- Oh, masz łaskotki? - Krzyknęła, gdy zaczęła ponownie mnie łaskotać. 

- Przestań! Lyn! Cholera! - Zaśmiałem się i chwyciłem jej ręce. 

Stała tak przede mną i patrzyła w moje oczy. 

-  Twoje oczy są piękne... są jak miód. 

Poczułem, jak moja trwarz robi się czerwona. 

- Uh, dziękuję. Nikt mi nigdy tego nie powiedział. 

- Nie ma za co. - Uśmiechnęła się i podeszła bliżej. 

Spojrzałem w dół na nią, ponieważ była ode mnie trochę niższa, a ona prześledziła rzymskie cyfry na mojej klatce piersiowej. 

- 19...75. - Przechyliła głowę. - Co to za data? 

Westchnąłem. 

- To nic takiego, nie chcę o tym rozmawiać. 

- Oh, okej. - Powiedziała i wydeła swoje idealne wargi. 

- Możemy uniknąć osobistych pytań? - Zapytałem, odsuwając kosmyk włosów, który był na jej nosie. 

- Pewnie. - Powiedziała, zamieniając wydęte wargi na uśmiech. 

- Fala. - Powiedziałem spokojnie i odwróciłem się do niej plecami. Brooklyn chwyciła mnie i obróciła dokładnie w czasie, by mogła mnie uderzyć wprost. 

- Oh, to koniec. Chodź tu! - Krzyknąłem, a ona zaczęła płynąć w kierunku wybrzeża. 

Płynąłem za nią, a ona dopłynęła do wybrzeża i zaczęła biec. Wyszedłem z wody i zacząłem biec za nią. Dziewczyny uśmiechały się do niej. 

- Dorwij ją, Jason! - Usłyszałem krzyk Bulleta. 

Wciąż za nią biegłem, a ona mogła odwrócić się i uniknąć mnie wiele razy, ale zdołałem złapać ją za dół bikini, następnie talię i wywróciłem ją na ziemię, trzymając ją na dole. 

Zdołała mnie obrócić i usiadła na mnie okrakiem. Próbowałem ją zepchnąć, a ona ruszyła ramionami w pewien sposób i zdołała mnie między nimi zamknąć. 

Chłopcy ucichli, a dziewczyny, a dziewczyny zaczęły świętować, wtedy usłyszałem Tanka. 

- Tak, skop mu tyłek, Brooklyn! - Zaśmiał się. 

Oh, to koniec. 

Wykręciłem ramię, by się wydostać i ponownie udało mi się przypiąć ją do dołu. Była bardzo silna jak na dziewczynę, byłem zaskoczony. Walczyła by się wydostać i szarpała się. 

Puściłem ją. 

- Nie prowokuj mnie, Lyn. 

Zaśmiała się. 

- Dostanę cię innym razem, McCann. 

- Oczywiście, że tak. - Wzruszyłem ramionami. Wciąż się nad nią wznosiłem, a ona leżała pode mną. 

- Masz zamiar wstać? Czy... - Uśmiechnęła się. 

- Nie. - Wzruszyłem ramionami. - Poza tym nie chcesz, żebym wstał. 

- Dobra uwaga. - Wydeła wargi. 

Dziobnąłem jej wydęte wargi, a ona się usmiechnęła. 

- Zero całowania!!! - Zachichotała i odsunęła moją twarz. 

- Dlaczego nie? - Zacząłem muskać jej policzki i szyję wielokrotnie, podczas gdy ona chichotała i skręcała się. 

Wydostaliśmy ją spode mnie i wskoczyła na moje plecy. Chwyciłem ją pod nogi i przewiozłem ją na barana. 

Podszedłem do reszty, a Tank i Ace rozmawiali o ćwiczeniach. Figura. To jedyne o czym mówi. 

Red siedział obok Kelly, która czytała książkę i kompletnie go ignorowała. 

Zaśmiałem się pod nosem. Biedny Red. 

- Jesteście gotowi? - Zapytałem.

- Jesteś pewien, że chcesz iść? Wygląda na to, że świetnie się bawisz. 

- To znaczy, chciałam zostać dłużej. - Usłyszałem głos Brooklyn. 

- My jesteśmy zmęczone, więc spadamy do domu. - Bryce wstała, strzepując piasek z tyłka. 

- Może spotkamy się w naszym magazynie? - Zasugerował Bullet. Spojrzałem na niego. - Ufasz im, nie? 

- Stary, są nieszkodliwe. Poza tym, nie sądzę, by komukolwiek cokolwiek powiedziały, ponieważ mogę je zabić zanim przejdą przez drzwi. - Wzruszył ramionami, a dziewczyny zamilkły. 

- Wszyscy możemy, ale tylko pytałem. Idźcie, ja zostaję. - Skinąłem. 

~~~~

- Więc, mogę cię o coś zapytać? - Odwróciłem się do Brooklyn, która szła obok mnie. 

- To osobiste? - Zachichotała. 

- Nie. Nie jest. - Zaśmiałem się i podrapałem się po ramieniu w dziwny sposób. 

- Co, do diabła, jest z tobą nie tak? Stajesz się nerwowy, Jason? - Zarzucił mi mój mózg. 

- Jasne. Pytaj. - Uśmiechnęła się. 

- Dlaczego się ze mną spotykasz? To znaczy, jestem Jason McCann. Zamordowałem około 70 ludzi.. 

Przerwała mi. 

- I tylko 8 to kobiety. 

- Ale wciąż, zabiłem ich. Mam jeden z największych zespołów w kraju, kontroluję drugi największy handel narkotyków i broni. Wiem, jak zabić kogoś na 87 różnych sposobów za pomocą tylko moich rąk... 

- Dobra, McCann. Przestań się przechwalać. - Zaśmiała się. 

- Wybacz, ale to prawda. Więc, dlaczego chciałabyś być blisko mnie? Nie boisz się ani trochę? 

Wzruszyła ramionami. 

- Oczywiście, że się boję. Ale ja widzę to tak: nikt nie budzi się pewnego dnia i decyduje, by zostać kryminalistą. Musiało wydarzyć się coś, co spowodowało, że stałeś się Dangerem. Tak jak z większością twoich morderstw, miałeś motyw, tak? 

- Tak, za każdym razem. 

- Okej. Wiem, że nie jesteś z zimną krwią. Wiem, że dopóki cię nie wkurzę jestem bespieczna. Poza tym, jesteś całkiem słodki. 

- Jestem słodki? - Uniosłem na nią swoją brew. 

- Okej, okej, jesteś bardzo seksowny. - Zachichotała, 

- Dziękuję. - Skinąłem. 

Była 20.20, gdy po raz ostatni sprawdzałem telefon. Brokklyn i ja szliśmy wzdłuż plaży przez piętnaście minut, albo i lepiej. 

- Chcesz iść coś zjeść? - Zapytałem. 

- Jakie jedzenie? 

- Tam były promenadowe frytki. 

- Gdzie? 

Patrzyłem na nią. 

- Oh! Promena- dobra, łapię. - Zarumieniła się. 

Zaśmiałem się. 

- Jesteś słodka. 

- Jestem słodka? - Zadrwiła. 

- Tak, słodka. - Uśmiechnąłem się i zacząłem biec w kierunku promenady. 

- Hej! - Zaczęła biec za mną. 

Poszliśmy po frytki, a Brooklyn patrzyła na mnie. 

- Co? 

- Jestem po prostu słodka?  - Wydęła wargi. 

Zaśmiałem się. 

- Nie, tak właściwie jesteś piekielnie gorąca. Więc wyluzuj, shawty. 

Uśmiechnęła się i odrzuciła włosy, które były mokre, więc woda uderzyła w moją twarz. Pokręciłem głową, a ona zamówiła dla nas obojga. 

Wręczyła mi moje frytki i zaczęliśmy iść wzdłuż promenady. 

- Okej, mam dla ciebie pytanie. - Uśmiechnęła się, jedząc frytki. 

- Strzelaj. 

- Dlaczego ja? Jestem pewna, że to nie był pierwszy raz, gdy byłeś w klubie ze striptizem. Więc dlaczego spędzasz ze mną więcej czasu? Chyba, że coś pominęłam i wracasz codziennie do klubu? - Zaśmiała się pod nosem. 

- Cóż, nie krzyczy od ciebie "striptizerka", gdy nie pracujesz. Wyglądasz, jakbyś chciała czegoś więcej, niż to. Inne dziewczyny nie mają do siebie cszacunku. Nie lubisz tam pracować, prawda? 

- To znaczy, zarobki są dobre, ale to niemoralne. 

- Raczej nie powinienem mówić o moralności, morduję ludzi, ale łapię o co ci chodzi. Więc w takim razie, co chcesz robić ze swoim życiem? 

- Cóż, naprawdę nie wiem. Wiem, że chcę mieć rodzinę z ewentualnie jednym dzieckiem i mieszkać w domku na plaży. 

Skinąłem. 

- Brzmi miło. Nie jestem raczej rodzinnym kolesiem. Nie lubię dzieci... 

- Masz zamiar być samotny przez całe życie? - Wyrzuciła puste pudełko po frytkach i odwróciła się w moim kierunku. 

Staliśmy pierś w pierś, patrzyła na mnie swoimi pięknymi oczami. 

Wzruszyłem ramionami. 

- Nie jestem sam. 

- Jesteś pewien? 


_________________

Hej, Hej, Hej! 

Przepraszam, że rozdział pojawia się tak późno, ale przez ponad dwa tygodnie żyłam w nadziei, że rozdział się pojawił, aczkolwiek nie mam pojęcia jak to się stało i dopiero niedawno siostra zapytała mnie, czy dodałam ten rozdział, bo jej się nie wyświetla i cóż, okazało się, że się nie dodał, a mój telefon wysiadł i na moim obecnym złomie wattpad nie działa, tak więc z całego serca przepraszam za swoją głupotę. 

Kolejny rozdział postaram się dodać jak najszybciej, gdy tylko uda mi się go skończyć. 

Dziękuję za wszystkie głosy, wyświetlenia i ciepłe słowa, przepraszam za wszelkie błędy i literówki. 

Buziaki, do NN! <3 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top