Jedenaście
-----> Grace "G" Garcia.
Brooklyn's POV:
Kelly, Bryce i ja wsiadłyśmy do auta, gdy mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na numer, to była Ace.
- Co jest, laska?
- Mamy problem - powiedziała po tym, jak włączyłam na głośnomówiący.
- Co jest? - Kelly odpaliła auto.
- Danger robi interes z The Kings, by znaleźć informacje o nas.
- Kurwa, dobra. Pogadamy o tym, gdy będziemy na miejscu. Do zobaczenia - rozłączyłam się.
Kelly zaczęła jechać.
- Kings, ci z zachodniej części miasta?
- Yep.
- Malekai, Ashton, Lance...
- Tak, Kelly. O co chodzi?
- Nic - patrzyłam, jak ściska kierownicę.
Wróciłam myślami do momentu, kiedy powiedziała mi, że została zgwałcona.
- Kto to był? - Zapytałam, patrząc jak prowadzi.
- Malekai.
- Ta cipka? - powiedziała Bryce niedowierzając.
- Wiecie, nie zawsze wiedziałam, jak się bronić - warknęła Kelly.
- To po prostu zaskakujące, to znaczy, okradałaś jubilerów i kopałaś ochroniarzy. Mog-
- Cóż, kiedy masz prawie stu pięćdziesięcio kilogramowego gościa, trzymającego dziewczynę mniej, niż połowę lżejszą od niego. Ma trochę przesrane, Bryce.
Mogłam poczuć napięcie.
- Woah, spokojnie. Wyluzujcie. Po prostu dostańmy się do magazynu.
Kelly przewróciła oczami i wciąż jechała. Spojrzałam we wstecznym lusterku na Bryce, która patrzyła na mnie, po czym opadła na swoje siedzenie krzyżując ramiona.
Dziesięć minut później zaparkowałyśmy pod magazynem i wsiadłyśmy z auta. Grace otworzyła garaż, Ace wyszła z pokoju technicznego.
- Powiedzieli coś jeszcze?
- Nie przesłuchałam jeszcze całej taśmy, zamierzałam zaczekać, aż wrócicie - powiedziała, zanim usłyszałam trzask drzwi samochodu.
- Kelly, uspokój się - obróciłam się, by na nią spojrzeć, a ona szła do tylnego pokoju.
- The Kings są dla niej delikatnym tematem - zaśmiała się Bryce.
- Myślisz, że to zabawne? - Kelly zawróciła, stukając szpilkami.
- Myślę, że zabawne jest to, że tak długo czekałaś, żeby się na nich zemścić. Zabiłabym ich, gdybym tylko miała szansę.
- Oczywiście, że byś to zrobiła, bo jesteś impulsywna - Kelly przewróciła oczami.
- Oh, ja jestem impulsywna? Sądzisz, że jestem impulsywna, bo nie umiesz strzelać z pistoletu - odparła Bryce.
Kelly odwróciła się i rzuciła się na Bryce, która chwyciła jej ramię, by je wykręcić i wzięła nóż, znajdujący się w jej podwiązce. Kelly z powrotem wykręciła ramię Bryce i zabrała nóż z jej dłoni.
Podbiegła Ace.
- Hej! - złapała je za włosy i odciągnęła od siebie. Grace złapała Bryce, która wciąż próbowała się do niej dostać.
- Obie jesteście niewiarygodne! - krzyknęłam, wtedy Ace wskazała na Bryce.
- Przestań ją prowokować. Robisz to z każdym. Wiedz, kiedy się zamknąć, albo zostaniesz zabita - krzyknęła Ace. - Teraz wszystkie się uspokójmy i wejdźmy.
- Dziękuję Ace.
Była zdecydowanie największą, w sensie, najsilniejszą z nas. Miała donośny głos i staje się naprawdę zastraszająca. Ma na imię Ariel, ale nienawidzi tego, bo to dziewczyńskie imię. Nienawidzi też Małej syrenki.
Bryce odepchnęła Grace I ruszyła za nami do pokoju.
Bryce jest piekielną wojowniczką. Dorastała w Chinach, gdzie jej ojciec stacjonował w armii. Była uczona jak strzelać z pistoletu, walczyć i tym podobne rzeczy, podczas, gdy była dzieckiem. W końcu stała się mistrzem w używaniu pistoletu, wtedy jej ojciec został zabity pewnego dnia podczas swoich obowiązków. Uciekła z domu u ruszyła na poszukiwania zabójcy swojego ojca. Miała tylko szesnaście lat. Kiedy go znalazła, weszła i zabiła sześciu ochroniarzy pięcioma kulami. Nigdy mi nie powiedziała, jak to zrobiła. Szóstej kuli użyła, by zabić mordercę jej ojca. Przeniosła się do Stanów, wtedy sześć lat później znalazłam ją i poprosiłam, żeby do mnie dołączyła, a ona na początku nie chciała. Ale wtedy stwierdziła, że nie ma nic lepszego do roboty. Prawdopodobnie ma najmniej interesującą historię z nas wszystkich, ale to wciąż niezła przestępczyni. Jest piekielnym strzelcem, to mogę o niej powiedzieć.
Reszta z nas weszła do pokoju, a ja stanęłam na przeciwko białej tablicy.
- Więc, co zamierzamy zrobić z The Kings? - Ace usiadła na krześle.
- Cóż, co możemy zrobić? - Zapytałam.
- Możemy zabić ich wszystkich... albo... zabić ich wszystkich - uśmiechnęła się Grace.
- Dobry pomysł - przytaknęła Bryce. - Ponieważ jeśli zostawimy jednego, mogliby wiedzieć, kim jesteśmy.
- Mam pomysł... - uśmiechnęłam się. - Grace, masz jeszcze ten hak?
- Tak - uśmiechnęła się. - Potrzebujesz jakichś materiałów wybuchowych?
- Zobaczmy, czy możemy im wysłać wiadomość. Może wystraszy ich na tyle, ze się wycifają - uśmiechnęłam się i zaczęłam realizować plan, by się ich pozbyć.
Jason's POV:
Wróciłem do magazynu i udałem się do piwnicy ze Skinnym. Zapach krwi był w powietrzu taj szybko, jak schodziłem po schodach. Otworzyłem drzwi, nie zaskoczony widokiem martwego ciała. Ale byłem zaskoczony raną postrzałową.
- Nie skończyłeś? Co za nowość - próbowałem ominąć zakrwawioną podłogę. Założyłem moje dobre buty.
- Wiem. Była taka piękna i błagała mnie, żebym ją zabił. Zacząłem czuć... coś złego do niej i ją zastrzeliłem - Skinny brzmiał na totalnie wstrząśniętego.
Jest zazwyczaj brutalny, kiedy obdziera kobiety ze skóry, ale zazwyczaj są to członkinie gangu, albo odurzone prostytutki. Więc, jak sądzę, nigdy w ten sposób nie skrzywdził niewinnej dziewczyny.
- Była naprawdę irytująca - zaczął wyciągać jej dłonie z zatrzasków na niedźwiedzie. Boże, nienawidziłem myśli o byciu złapanym w pułapkę na niedźwiedzie. Brzmiało to cholernie boleśnie, kiedy było zamykane.
Uwolnił obie stopy dziewczyny i zaczął podnosić kawałki skóry pozostawione na podłodze.
Starałem się jak mogłem, żeby nie zwymiotować. To tak kurewsko paskudne.
- Co jest nie tak z twoją głową, stary... - westchnąłem, biorąc wąż, by zmyć całą krew do odpływu.
- Cały czas zadaję sobie to pytanie. To jest jak obsesja - powiedział Skinny, wrzucając ostatni kawałek skóry do worka.
- Tak, jedna z makabrycznych... - wzdrygnąłem się na myśl o byciu obdartym ze skóry na żywca i włączyłem wodę.
Patrzyłem jak podłoga zmienia kolor z czerwonego na biały podczas, gdy wszystko spływało do odpływu.
- Pomóż mi - powiedział Skinny, otwierając torbę.
Podszedłem i wlałem trochę nafty na ciało do worka.
Skinny z powrotem związał worek i przerzucił go sobie przez ramię. Musiała być lekka, ponieważ sam Skinny ważył około 60 kilogramów.
- Pamiętaj, by spalić wszystko, wtedy wyjść - powiedziałem, wręczając mu zapałki.
- Wiem - powiedział wychodząc tylnymi drzwiami z piwnicy.
- Wiesz, powinniśmy mieć dom, żeby tam zamieszkać, czy coś - zasugerował Tank, siadając na kanapie.
- Ta? Jak, kiedy jesteśmy poszukiwanymi przestępcami?
- Kupimy działkę. Mamy mnóstwo pieprzy, Jason. Może być gdzieś w lesie.
- Powiem ci tak: znajdziesz ją, a ja się wtedy nad tym zastanowię.
- Okej, bo wariuję przez te nudne, pieprzone ściany. Cały cholerny czas - wypowiedział to zdanie z naciskiem.
- Yeah, słyszę cię - wyciągnąłem piwo z mini lodówki i usiadłem obok niego na kanapie.
Włączył telewizor i zaczął oglądać boks.
Tank jest... nie tym, kim mógłbyś myśleć. Tak, jest dużym, muskularnym facetem z głębokim głosem, ale jest ostatnią osobą, którą można by było podejrzewać o bycie przestępcą. Wszystko, co zrobił, gdy go znalazłem było zamordowanie jego żony. Miał mętlik, kłócili się, a on ją popchnął, zbyt mocno uderzył ją w głowę i to wszystko. Przyszedł do mnie, by zostawić za sobą wszystkie wspomnienia.
Jedyny, którego tu znalazłem to Red. Technicznie to on mnie znalazł.
Skinny był w Chicago, Tank był w Atlancie, Bullet był w Las Vegas.
Jestem poszukiwany w 32 stanach, wliczając Californie. Gliny tutaj są zbyt przerażone, by po mnie przyjść.
Spojrzałem na zegarek i była 2.35 w nocy. Usłyszałem jak Bullet i Red wracają zza domu z workami na śmieci.
- Wiesz, dzięki za pomoc, Tank. Naprawdę to doceniamy - Powiedział sarkastycznie Bullet, rzucając worki na podłogę.
- Poważnie, wrzuciłeś jedną butelkę po piwie do worka, po czym poskarżyłeś się na ramię i wszedłeś do środka - dodał Red, wrzucając worek do śmietnika.
Tank zignorował ich, a ja usłyszałem strzał i butelka w dłoni Tanka się roztrzaskała. Usiadł zszokowany.
- Hej! - podniosłem się. - Uważaj.
Wzruszył ramionami.
- Chciałem mu tylko przypomnieć, że mógłbym go zabić, gdybym chciał.
- Mogę cię zabić, jeśli będę musiał. Więc wyluzuj Tank, też musisz wziąć w tym udział.
- Ta, jasne, cokolwiek - podniósł się, wyłączając TV i poszedł do swojego pokoju.
Red pokręcił głową i zdjął kurtkę. Bullet wziął swoje worki i wrzucił je do śmietnika, gdzie Red wrzucił swoje.
Wszyscy są po prostu zmęczeni i zestresowani.
- Muszę zaczekać, aż wróci Skinny - stwierdziłem, zanim Bullet i Red przytaknęli i odeszli każdy w swoją stronę.
Zacząłem myśleć o Brooklyn, gdy sprzątałem kawałki szkła z kanapy i podłogi.
Zdecydowanie chcę ją znów zobaczyć, nie wiem, kiedy teraz będzie z powrotem w klubie ze striptizem. Chcę zobaczyć, jak naprawdę tańczy, do muzyki klubowej. Z ubraniami na niej. W tym samym czasie chcę ją zobaczyć nago. Wiem, że będzie wyglądała niesamowicie.
Bylem tak blisko, by mieć ją w łóżku... potrzebuję mieć ją w łóżko. Jest naprawdę czymś.
Położyłem się na kanapie i włączyłem telewizor z powrotem, włączyłem kanał filmowy i znalazłem Battleship. Jest to staromodny film, ale akcja nie jest zła. Jest trzecia nad ranem, co innego może być, niż porno i informacje?
Poczułem, że zaczynam przysypiać, gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
Skiny wszedł i postawił litr oraz naftę na blacie.
- Wszystko okej? - usiadłem, a on przytaknął.
- Yeah, popiół - usiadł na krześle.
- Myślałeś kiedyś o twoim ojcu? - zapytałem.
- Nie. Nie chcę więcej o tym rozmawiać - powiedział, po czym ściągnął buty.
- Mój błąd - uniosłem ręce w geście obrony.
- Więc o której jutro jedziemy załatwić ten interes?
- Zadzwonię później do Malekaia, by ustalić czas i miejsce.
- Dobra. Hej, myślisz, że ta dziewczyn, Brooklyn, jest tobą zainteresowana?
- Nie ma mowy, że nie.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Po prostu... W klubie poczułem, że chce ze mną iść.
- Jest striptizerką. Ma za zadanie wywołać to uczucie w każdym gościu.
- Rzuciła dla mnie swoje łap dance.
- Okej, w takim razie nieważne - zaśmiał się Skinny. - Zaprosisz ją w poniedziałek na plażę? Powiedz jej, żeby zabrała swoje przyjaciółki, jeśli nie chce przyjść sama. Dlaczego nie, prawda?
- To znaczy, chyba tak. Tank mógłby dostać jakąś dupę. Mam dość słuchania jego skowytu na ten temat - jęknąłem i podniosłem się. - Powinniśmy spać, w razie jakiejś bójki, bądź przerwy podczas spotkania z The Kings.
- Yeah, musimy być wyspani.
Brooklyn's POV:
Zdecydowałyśmy złożyć wizytę dla the Kings dziś. Kelly i ja włożymy nasze ciuchy z napadu na bank, Grace była rozproszeniem, podczas gdy ja z Kelly miałyśmy zamiar podłożyć bombę pod auto Malekaia.
- Grace, wiesz co masz robić? - uśmiechnęłam się, biorąc mój czarny kask motocyklowy.
- Yep - uśmiechnęła się i wsiadła do pick upa.
Ace skończyła ładować czarne motocykle ba przyczepkę i je zabezpieczyła.
- Ace, kiedy do ciebie zadzwonię, dasz im wiadomość.
Malekai udawał twardego, ale powinien wiedzieć, kiedy się wycofać.
Malekai's POV:
Wyszedłem przed dom, by zapalić papierosa, gdy ta dziewczyna wyszła zza rogu. Miała czarne spodenki, crop top z czerwonymi wysokimi butami. Jej włosy były ciemnobrązowe, a kiedy światło oświetliło jej twarz, mogłem stwierdzić, że była hiszpanką.
- Hej, skarbie - krzyknąłem. - Podejdź tu... - Powiedziałem, a ona zawahała się, ale podeszła.
Zaczęliśmy rozmawiać przez chwilę, a ja dałem radę owinąć ramiona wokół jej talii i mocno ją pocałowałem. Odwzajemniła mój pocałunek, a ja ścisnąłem mocno jej tyłek, zgarniając od niej pisk.
Nagle coś wybuchło za budynkiem. Dziewczyna ześwirowała i uciekła, gdy podbiegłem, by sprawdzić co wybuchło. Wszystko, co widziałem to mój samochód w płomieniach i dwóch kolesi na czarnych motocyklach, czekających po drugiej stronie.
- Kim wy, kurwa, jesteście?! - krzyknąłem, wyciągając mój pistolet.
Jeden z nich wyciągnął broń i strzelił mi w nogę.
Drugi trzymał rękę, jakby rozmawiał z kimś przez telefon. Ruszyli motocyklami i odjechali, gdy usłyszałem dźwięk telefonu.
Spojrzałem na wiadomość.
Od: Zastrzeżony
Nie wkurzaj Hound, Malekai.
Ścisnąłem moją nogę i patrzyłem, jak ekran mojego telefonu zrobił się niebieski, po czym czarny i telefon się wyłączył.
Spojrzałem wzdłuż ulicy, jak motocykle jadą główną ulicą, znikając z zasięgu mojego wzroku.
Wybacz, McCann. Oni są Twoim problemem, nie moim.
_________
Witam uprzejmie, ponownie! Wrzucam rozdział wcześniej, a co lepsze, dziś jeszcze spróbuję dodać zwiastun, który obiecałam Wam już x czasu temu.
Zapraszam do wyrażania swoich opinii względem opowiadania w komentarzach, wszelkie komentarze mile widziane :)
Kolejny rozdział wrzucam jakoś na weekend!
Dziękuję za wszystkie głosy, komentarze, wyświetlenia, kocham, kocham, kocham! :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top