Dwadzieścia siedem

Danger's POV:

- Wątpię, że Tank będzie chciał iść. - powiedziałem do Brooklyn przez telefon.

- Dlaczego... nadal myśli, że jestem mordercą? - brzmiała na rozzłoszcząną.

- Yeah... próbowałem go przekonać, ale jest na ten temat trochę złośliwy. - Zaśmiałem się, a ona mi zawtórowała.

- Cóż... ty i reszta możecie przyjść i możemy wyjść. Wyślę do was Ariel, żeby dotrzymała mu towarzystwa, jeśli wiesz, co mam na myśli... - Brooklyn zachichotała.

- Yeah, możesz to zrobić. Więc, mamy po was przyjechać?

- Nie, my was zgarniemy, chłopcy.

- Okej, do zobaczenia w takim razie.

Rozłączyłem się i wszedłem do salony, chłopaki wylegiwali się.

- Więc, dziewczyny dziś po nas przyjeżdżają.

- Nigdzie z nimi nie idę. Nie ufam tej dziwce.

- Ta "dziwka" nie próbowała mnie zabić. Byłeś pijany, mogłeś widzieć różne rzeczy. - Jęknąłem. - Ale w porządku, możesz tu zostać.

- No dawaj, stary. Zachowujesz się jak mała dzidzia. Nawet jeśli próbowała go zabić, co z tego? Dla mnie to dosyć gorące. - Skomentował Skinny.

Zaśmiałem się.

- Tak, to gorące, ale się nie zdarzy.

- Nieważne. Zostaję tu, mam parę rzeczy do zrobienia i tak. - powiedział Tank, po czym wstał i poszedł do pomieszczenia z bronią.

W pokoju panowała cisza jeszcze przez dobrą minute bądź dwie po tym jak wyszedł. Pamiętam, że przeszukałem ten pokój, nic tam nie było. Prawdopodobnie był zjarany, czy coś.

- Jason! - Alex zawołał mnie z garażu.

Wstałem i ruszyłem do garażu, a on trzymał w dłoni pluskwę, która była w aucie. Stał w ciszy, tak jakbym miał się domyślić, co próbuje powiedzieć. Przewrócił oczami i położył ją na metalowym stole przede mną.

- Co ja mam z tym zrobić?

- Ta pluskwa, to jest gówno na poziomie wojskowym, stary. Szczerze, mamy szczęście, że to znaleźliśmy. Nie znam zbyt wielu miejsc, w których to sprzedają, nie mówiąc już o materiałach, z których są zrobione. Co więcej, nie sprzedają tego zwykłym ludziom. Więc wyklucza to, że kto-

- To niczego nie wyklucza. Ktokolwiek w nas celuje, nie jest zwykłym, głupim członkiem gangu z jakąś osobistą wendettą. To jest profesjonalista.

- Profesjonalny członek gangu? - Alex się uśmiechnął.

- Jesteś wkurwiający. Nie, mam na myśli, jakieś siły specjalne. Nie mamy do czynienia już z FBI.

Alex stał, mogłem wywnioskować, że jego umysł próbował rozgryźć, z kim mamy do czynienia.

- Poza tym, jedziesz spotkać się z dziewczynami, nie?

- Jeszcze nie wiem. Być może będę musiał odwiedzić starego znajomego.

- Kogo?

- Nie musisz wiedzieć? - Alex zaśmiał się i wrócił do salonu.

Stałem tam, patrząc na urządzenie leżące na stole. Wziąłem je w dłonie, gdy usiadłem na krześle. To było zbyt niechlujne na wojskowe. Jeśli byłoby wojskowe, zdecydowanie byśmy tego nie znaleźli. To jest ktoś taki jak ja.

Ace's POV:

- Ruszcie się, chłopcy. Jesteście tak cholernie wolni... - Brooklyn krzyknęła do chłopców, gdy wychodzili z magazynu. Obróciłam się do niej zaraz po tym, gdy zobaczyłam w progu Tanka.

- Zadzwonię, gdy będzie po wszystkim. - powiedziałam, wychodząc z tylnego siedzenia.

Chłopcy wyszli zaraz po rozmowie z Tankiem i wsiedli do aut.

Podeszłam do Tanka, a on wzruszył ramionami, po czym spojrzał na samochód Brooklyn z blaskiem w oczach. Odchrząknęłam, obracając się w jego kierunku. Minutę później Brooklyn i reszta odjechali.

Weszłam z Tankiem do magazynu. Wydawał się być zaniepokojony moją obecnością.

- Co to było za spojrzenie?

- Jakie spojrzenie? - zadrwił.

- Ten błysk? - Zaśmiałam się i usiadłam na kanapie.

- Słuchaj, nie zrozum mnie źle. Nie ufam tej dziewczynie, z którą się spotykasz.

- Której? - Zaśmiałam się. - Jest ich wiele.

- Brooklyn. - powiedział poirytowany.

Poczułam gęsią skórkę na ramionach.

- Dlaczego?

- Co o niej wiesz? Jak się poznałyście? - Uniósł brew, siadając obok mnie po tym, jak wręczył mi piwo.

- Spotkałyśmy się parę lat temu. Pracowałam w naleśnikarni. Często przychodziła i zawsze zamawiała to samo. Zaczęłyśmy dużo rozmawiać, potem się spotykać, a teraz się przyjaźnimy.

- Ma jakichś rodziców... nie wiem, pojawia się znikąd i wszystko się psuje. - Pokręciła głową, biorąc łyk swojej Corony.

- Jej rodzice zmarli, gdy była młodsza. Nie mówi o tym zbyt wiele.

- Jedyne dziecko?

- Brat. Też zmarł.

Tan przewrócił oczami.

- Wygodne.

- Mówię poważnie. To był wypadek samochodowy. Nie musisz mi wierzyć, sam sprawdź.

Tank się zaśmiał.

- Nie mówię, że ci nie wierzę, mówię tylko, że to byłoby coś, co złagodziłoby moje podejrzenia.

- Słusznie. - Zachichotałam.

- Zaraz wracam, muszę wziąć coś z góry. - Uśmiechnął się, wchodząc po schodach.

Wykorzystałam szansę, by rozejrzeć się dookoła w poszukiwaniu kamer lub czegokolwiek wyglądającego podejrzanie. Po tym, jak nic nie znalazłam, zaczęłam krążyć dookoła, jakbym tylko oglądała.

- Czego szukasz? - Jego spokojny głos wypełnił pokój. Jakby miał mikrofon.

Podskoczyłam i zaczerwieniłam się.

- Wystraszyłeś mnie! Jesteś taki cichy.

Wzruszył ramionami.

- Coś czego się uczysz, gdy zależy od tego twoje życie.

Tank usiadł przed komputerem i włączył Google. Zaczął wpisywać.

Rodzice zabici w wypadku samochodowym, osierocona dziewczyna.

- Co robisz? - Zapytałam, uświadamiając sobie, że będę musiała zabić go wcześniej.

- Jestem ciekawy. Może to sprawi, że będę jej nie lubić mniej. - Zaśmiał się, wciskając enter.

Włączył zakładkę "news" i wyskoczyło kilka historii.

- Dużo osieroconych dzieci... - westchnął.

- Masz jakieś rodzeństwo? - Próbowałam zmienić temat.

- Nie.

W takim razie...

- Oh, okej.

- Oh, mam coś... fatalny wypadek samochodowy zabija rodziców młodego rodzeństwa - powiedział, klikając w link.

W tym momencie wyskoczyło zdjęcie z wypadku. Żółta taśma, krew, karetki i reszta...

Zaczął czytać, a ja szybko czytałam zza jego ramienia.

-... zabijając rodziców Brooklyn i Zacha Marshall... mówiłaś, że on też zmarł?

- Tak myślałam... Nie wiem? Nie szukałam informacji na temat śmierci w jej rodzinie, Tank.

- Okej, okej... czekaj, tu jest napisane - powiedział, wskazując część tekstu na ekranie.

Odsunęłam się po cichu i chwyciłam moją pustą butelkę po piwie.

- Nekrolog Zacha... - kliknął w to i zaczął czytać. - Zachary Marshall został zamordowany w wyniku... - zatrzymał się, po czym czytał jeszcze szybciej. - w wyniku porachunków gangów, gdy doszło do eksplozji magazynu gangu znajdującego się w śródmieściu.

- Nie wiedziałam o tym. - skłamałam.

- Jest siostrą jednego z członków gangu, którego magazyn wysadziliśmy?! - Obrócił się i wstał.

Zaczęłam się cofać, wahałam się.

- Ja... Ona...

- Wiedziałem! - Rzucił się na mnie, a ja roztrzaskałam na jego głowie butelkę, dezorientując go odrobinę.

Chwyciłam jego ramię, wykręcając je za nim i pchnęłam go na biurko. Zwalił komputer i złamał biurko. Był w dole przez kilka sekund, a ja wyciągnęłam telefon z jego kieszeni, roztrzaskując go o ścianę.

- Pożałujesz tego. - powiedział, podnosząc się i obrócił kark w każdym kierunku.

- Czyżby? - Uśmiechnęłam się i zaatakowałam go, rzucając go na ziemię.

Zaczęliśmy walczyć, próbując ściągnąć drugiego w dół. Tank złapał mnie za szyję i obrócił mnie do siebie plecami, zaczął mnie dusić. Zaczęłam sapać, próbując złapać oddech i próbowałam się wydostać. Leżałam na nim, plecami do niego, a on ściskał moją szyję mocniej i mocniej. Zaczęłam widzieć mroczki przed oczami, więc odchyliłam głowę i uderzyłam go w nos. Stracił równowagę na tyle, bym mogła wstać. Jego nos krwawił, a ja kopnęłam go w klatkę piersiową. Przewrócił się, po czym zaczął wstawać. Zanim mogłam z powrotem go powalić, wyciągnął pistolet ukryty za bocznym stolikiem. Obrócił się i wystrzelił, ale zdążyłam ukryć się za kanapą. Zaczął ostrzeliwać kanapę, a ja wbiegłam po schodach. Ukryłam się za pół-ścianką, słysząc jak wchodzi po schodach, wstrzymał ostrzał. Dźwięk, jaki wydobył się z pistoletu dał mi znak, że nie ma już amunicji. Teraz albo nigdy.

Wybiegłam, spychając go ze schodów i jednocześnie uderzając się mocno głową o podłogę. Przez chwilę byłam oszołomiona. Czułam moją głowę, krwawiła wystarczająco, bym poczuła krew spływającą po moim karku, gdy usiadłam.

Jęknął, ściskając swoje ramię i próbował się czołgać. Wskoczyłam na niego i zaczęłam go uderzać z lewej i prawej. Zdołał uderzyć mnie na tyle mocno, by mnie zwalić. Złapałam się za twarz i podniosłam się szybko, stając nim twarzą w twarz. Nasze twarze krwawiły i były podrapane.

- Nie mogę pozwolić ci żyć. Jason jest moim przyjacielem.

- Jest tylko brudną pluskwą.

- Brudną pluskwą, której rodzice zostali zamordowani przez gang, którego bronisz!

- TO NIE MÓJ PROBLEM!

- Dokładnie, więc dlaczego jej pomagasz?!

- Ponieważ jest też moją przyjaciółką. Jeśli wyjdziesz żywy, zabijesz ją! - Złapałam kawałek pękniętego drewna ze schodów i zamachnęłam się, by uderzyć go w głowę. Obronił się i uderzył mnie w brzuch. Zgięłam się, a jego kolano uderzyło mój policzek. Spadłam na ziemię, próbując z powrotem wspiąć się na schody. Ruszył za mną, podczas gdy ja nie zdołałam czołgać się zbyt szybko. Wdrapałam się na górę i zasłoniłam się krzesłem.

- Staw temu czoła. Twój plan nawalił. Przestań uciekać.

Podniosłam się i spojrzałam na niego, krew spływała z mojego czoła i z okolic lewego oka. Dostrzegłam drewnianą balustradę na końcu ostatniego piętra, spuszczoną w dół do salonu.

- Ja... - wyplułam trochę krwi. - Nie mogę pozwolić ci ją zabić.

Rzuciłam się w jego kierunku, pędząc ze wszystkich sił. Złapałam go w pasie i przelecieliśmy przez drewnianą poręcz. Oboje spadliśmy na szklany stół pod spodem. Upadłam na niego i podniosłam się szybko w razie, gdyby był wciąż przytomny, co było mało prawdopodobne po takim upadku.

Otarłam twarz i spojrzałam w dół na niego.

Kawałek szkła był wbity w jego szyję, wykrwawiał się.

Jego ręce owinęły się wokół jego szyi, próbując zatamować krwawienie, ale nic z tego. Patrzyłam, jak próbował wstać i czołgać się w moim kierunku. Cofnęłam się, zamykając oczy i poczułam zimną ścianę na moich plecach.

- Umrzesz... za to... - Usłyszałam jego słowa.

Gdy otworzyłam oczy, by odpowiedzieć...

Był martwy.

____

Jest, jest, jeeeeest!
Nowy rozdział wjeżdża po rocznej przerwie!!!

Mam nadzieję, że się spodoba.

Jako iż był pozytywny odzew pod ostatnią notką, wrzucam rozdział tak jak obiecałam. ( Zrobiłabym to nawet dla jednej osoby, bez was nie ma mnie).

Jeszcze raz za wszystko dziękuję, życzę miłego czytania. Na dniach wrzucę następny rozdział. A tymczasem ENJOY!

Buziaki.











Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top