3 → unnecessary deal
Śródziemnomorski klimat, jaki panował we Włoszech już niejednego skusił do zapędzenia się w najdalsze zakątki kraju. Pogoda przez większość roku była wspaniała, wręcz idealna do spędzania czasu na dworze, zwiedzaniu zabytków starożytnych cywilizacji i cieszeniu podniebienia rodowymi przysmakami z widokiem na basen Morza i nie tylko. Wiele miast, czy miasteczek czekało otworem, aby poznać ichniejsze tajemnice, czy sekrety, ewentualnie kusiło urokiem wąskich uliczek i niewielkich restauracji. Poza tym Pompeje, czy inne archeologiczne ośrodki były pożywką dla archeologów i małym rajem na ziemi, gdzie wciąż starano się odkryć coś nowego, goniąc się w wyścigu o sławię i nie tylko.
Słońce lało swój żar z nieba, a temperatura wydawała się rosnąc bez końca. Na zegarach było blisko dwunastej i wszyscy schronili się przed upałem w zaciszu swoich domów. Świat wydawał się zatrzymać i jedyne, co zakłócało panującą wokoło ciszę był śpiew ptaków w koronach drzew i szum wiatru, który poruszał gałęziami. Czasem, gdzieś na horyzoncie po wodzie przesunął się statek z rozwiniętymi żaglami, czy też nie, choć przeważnie tak, bo w taką pogodę, aż grzech było nie skorzystać dogodnych warunków. Właściciele jachtów korzystali tylko z tego, podwyższając nieznacznie ceny rejsów po zatokach. Pomimo tego, że to jeszcze nie był sezon, a turystów nie było, aż tak dużo, to i tak miejscowi zaczynali na nowo się wzbogacać, a ich interesy się rozkręcały.
Nadine Ross jednak nie przyjechała do tego miejsca na wakacje. Nigdy nie odpoczywała, nie wybierała zaległych urlopów, bo leniuchowanie w skąpych kawałkach stroju kąpielowego na plaży pełnej ludzi nie należało do ulubionych sposobów spędzania czasu. Poza tym jej opalone ciało i burza kręconych loków wydawały się być przystosowane do panujących na zewnątrz warunków atmosferycznych. Brunetka dzięki swoim korzeniom stała teraz pod dachem wiekowej willi obserwując uważnie bramę. O dziwo nie miała na sobie roboczych ubrań, a materiałowe spodnie i przewiewną, lnianą koszulę. Wyczekiwała swojego gościa, ale zasoby cierpliwości, jakie w sobie miała wydawały się powoli zanikać.
Ross prowadziła firmę Shorline, prościej rzecz ujmując ponad przeciętnych najemników. Na ogół nie zajmowali się niczym szczególnym i po prostu pilnowali porządku na wykopaliskach - głównie w Pompejach - bo światowi archeolodzy niekiedy potrzebowali ochrony od natrętnych reporterów albo konkurentów, którym na samą myśl tylko ciekła ślinka. Czasem jednak Nadine oferowała ochronę poszukiwaczom skarbów, dzięki czemu jej nazwisko stawało się powszechnie znane i nie tylko. Zyskała dzięki niemu należy jej szacunek i to właśnie jej ludzie dowiedzieli się o istnieniu Sercu Egiptu. Tak, Ross wiedziała, że drogocenny kamień znajduje się gdzieś w grobowcu Nefertari. Miała coś w rodzaju małej siatki szpiegowskiej i dzięki swoim ludziom, którzy tamtego wieczora podsłuchali rozmowę Victora i Nathana była dwa kroki przed nimi. Na razie. Dowiedział się także Konstantin. Wielki przywódca Trójcy, którego Lara znała, aż za dobrze i nie była to ta dobra i przyjemna znajomość. To na niego czekała Nadine i to oni mieli połączyć swoje siły, aby razem zdobyć skarb i zostawić Drake'a bez niczego. Najlepiej bez tlenu w płucach, całkowicie martwego, tak aby już nikomu w niczym nie przeszkodził, jak to miewał w swoim zwyczaju.
– Gdzie on jest? – wymamrotała brunetka, spoglądając na markowy zegarek, który leżał na jej nadgarstku. Było już dziesięć minut po dwunastej, a umówili się na jedenastą trzydzieści. Damska Omega przekręciła się, gdy Nadine opuściła dłoń i bezceremonialnie zaczęła przechadzać się w tę i z powrotem. Stukot obcasów odbijać się echem od ścian rezydencji, a jej zaczął przeszkadzać nawet szum wody z fontanny, którą ozdabiała figura Wenus. Konstantin miał zaoferować jej swoje warunki, a raczej konkretny podział pieniędzy, jakie zarobią na Sercu i odnalezieniu go. Ross nie miała zamiaru pracować za byle jakie pieniądze, a z tego, co już zdążyła się powiedzieć, sam kamień był wart miliony.
Po jakiś dodatkowych minutach w końcu terenowy samochód pojawił się na podjeździe. Był opancerzony i wyglądał jak jakiś wojskowy pojazd, a nie taki, którym można będzie spokojnie poruszać się po mieście. Nadine bezwiednie uniosła brwi, podejrzewając, że będzie mieć do czynienia z jakimś maniakiem kontroli i za chwilę miało okazać się, że ma rację. Założyła dłonie na piersi, czekając, aż Konstantin wysiądzie i podejdzie bliżej. Nie miała zamiaru zgrywać miłej i padać przed nim na kolana, bo także miała swoje do powiedzenia, a podlizywaniem się niczego nie osiągnie. To nie była metoda, którą praktykowała.
– Konstantin – przedstawił się, gdy znaleźli się w odległości wyciągnięcia ręki od siebie. Zmierzył nową wspólniczkę wzrokiem, tak samo jak ona jego.
– Ross – odpowiedziała gładko, a jej ton zdradzał wyjątkową pewność siebie. – Długo kazałeś na siebie czekać – dodała wymownie, sprawdzając przy okazji jego reakcję. Nadine nienawidziła spóźnialstwa z całego swojego serce. Chyba nawet bardziej niż Nathana.
– Mieliśmy drobne kłopoty podczas podróży – wyjaśnił, a brunetka mogła zauważyć, jak mięśnie na jego szyi napinają się, jak przełyka ślinę. – Ale nie o tym mowa, chyba mieliśmy ustalić warunki naszej współpracy – dodał, przechodząc niemalże od razu do gruntu zawodowego.
– Zapraszam – wskazała dłonią na lewo, aby poprowadzić ich do swojego biura na drugim piętrze rezydencji.
Było dosyć obszerne i utrzymane w starodawnym stylu. Całą jedną ścianę zajmował regał z książkami z najprzeróżniejszych zakątków świata i w najróżniejszych językach. Często były to pierwsze wydania, czy też jedne z pierwszych, warte kilka, czy czasem nawet kilkanaście tysięcy. Można powiedzieć, że Ross szczyciła się tą kolekcją i na wielu zrobiła już ona spore wrażenie. Konstantin także zainteresował się księgozbiorem. Nadine w tym czasie usiadła za hebanowym biurkiem na obitym czarną skórą fotelu i przysunęła się bliżej do niego.
– Powiedziałaś, że możesz zapewnić mi i moim ludziom ochronę – zaczął mężczyzna, kartkując białego kruka, jakim był ❝Hamlet❞. – Więc słucham, jakie ty masz wymagania odnośnie mnie.
– Chce równego podziału zysków - powiedziała, obracając w dłoni wieczne pióro. Układ dla niej był wyjątkowo prosty. Nie było żadnych odcieni szarości, a biały i czarny. – Poza ochroną mogę zaoferować ci jeszcze swoją własną pomoc. Czasem lubię posiedzieć w skarbach, czy ich poszukać. Trochę już widziałam i słyszałam, mam wrażenie, że ci się przydam – dodała, uważnie obserwując swojego gościa.
– Myślałem, iż fakt, że dzielimy się po połowie jest wyjątkowo jasny. Ale tylko wtedy, gdy ten cały Drake nie dostanie tego skarbu w swoje łapy. A najlepiej, jeśli nie dotknie już niczego w swoim życiu – powiedział, a jeden z jego ochroniarzy zrobił dziwną minę na dźwięk usłyszanego nazwiska. Nie uszło to uwadze Nadine.
– O to nie musisz się martwić. Od tego jestem, aby usuwać niedogodności i niepotrzebnych ludzi – ułożyła swoje łokcie na nawierzchni biurka i oparła głowę na swojej pięści. Na jej twarz wpełznął uśmieszek, który nie wróżył niczego dobrego. A przynajmniej nie dla Drake'a. On sam jeszcze nie miał pojęcia, o tym, że widmo śmierci zaczyna nad nim wisieć i jeszcze przez pewien czas miał żyć w takowej nieświadomości.
– Bardzo mnie cieszy ten fakt – przyznał, po czym usiadł w fotelu i założył nogę za nogę. – Chce zacząć najszybciej, jak to możliwe – dodał, a brunetka przytaknęła tylko głową.
– Spokojnie, moi ludzie właśnie się przygotowują. Wszystko potrwa jeszcze jakiś czas, ale obiecuje, że nie będziesz musiał za długo czekać – uspokoiła go, a jej głos wydawał się być dziwnie wyrafinowany i spokojny. W duchu Nadine jednak była podekscytowana co najmniej, jak jakaś mała dziewczynka i tylko czekała, aż ta przygoda się zacznie. – W Egipcie będziemy mieć wszystko pod kontrolą i nawet Drake niczego nie zepsuje – dodała, bo tak naprawdę miała już do czynienia z Nathanem.
Jednego razu, kiedy chodziło o hiszpański skarb inkwizytorów. Wpadli na siebie, o mało się przy tym nie zabijając, a złoto oczywiście przepadło. Historia była dosyć krótka, ale Nadine wyjątkowo długo ją rozpamiętywała. Choć minęło już ładnych kilka lat, to ona nie mogła pogodzić się z tym, że dała się mu wykiwać, a ten jego urok ją w jakiś sposób zauroczył. Tym razem nie miała zamiaru popełnić tego samego błędu i postanowiła sobie, że wpakuje mu cały magazynek w brzuch, jeśli tylko jej się napatoczy przed lufę.
– Nie chce, aby ktokolwiek nam przeszkodził – zastrzegł sobie. – Muszę dotrzeć do Serca pierwszy, bez względu na wszystko. Absolutnie na wszystko – dodał, a jego głos był prawie śmiertelnie poważny.
– Ma się rozumieć, ale spokojnie, tak jak powiedziałam, wszystko będzie pod kontrolą – zapewniła go, wstając. Wsunęła dłonie do kieszeni spodni i przespacerowała się przed biurko. Oparła się później na nim i założyła dłonie na piersi. – Czy coś jeszcze? – dodała, unosząc brwi. Wolała ustalić wszystko na raz, aby uniknąć później niepotrzebnego stresu. I konsekwencji niedomówień.
– Wydaje mi się, że wszytko jest jasne – również wstał, a koszula jaką miał na sobie opięła się na jego mięśniach. Nadine musiała przyznać, że miał zadbaną sylwetkę, a jej ciało bezwiednie na to reagowało. – Do zobaczenia, panno Ross – dodał, podchodząc do niej. Ujął jej dłoń i musnął ustami wierzch skóry.
– Do zobaczenia, Konstantinie – kiwnęła głową z uznaniem i razem ruszyli w stronę drzwi. Brunetka chciała odprowadzić go do samochodu. Dobre maniery, jakie miała w sobie zakorzenione czasem uaktywniały się, a to była jedna z tych chwil. – Mam nadzieje, że dobrze będzie nam się współpracować.
– Ja również, moja droga, ja również.
~*~
to już ostatni taki wyjaśniający rozdział, od następnego będzie już ciekawiej i w dodatku pojawi się chloe!
a co sądzicie na temat trójeczki, a także o nowej okładce?:")
all the love, red x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top