23 → calm

Minęło jednak trochę czasu zanim udało im się wydostać ze świątyni. Najpierw musieli dostać się z powrotem na powierzchnię, a dopiero stamtąd udać się do wioski. Było ciężko. Zważając chociażby na to, że obydwoje nie byli w zbyt dobrej pozycji. Nathan zaczął narzekać na bolące plecy, głowę oraz ramię, a Larze doskwierał ból kostki. Zastanawiała się nawet czy to zwichnięcie, czy już skręcenie lub złamanie. Drake pomagał jej jakoś kuśtykać do przodu, co nieco ją denerwowało, bo wiedziała, że doskonale dawała sobie radę sama, ale postanowiła pozostawić to bez komentarza i jedyne, co robiła, to posyłała mu dziękujące za pomoc uśmiechy. Na szczęście pogoda im sprzyjała. Nie padało, nie zanosiło się na burzę, czy kolejną dawkę śniegu, a niebo w dalszym ciągu pozostało czyste. Choć wzrok niesamowicie męczył się przez biel puchu, który odbijał promienie, to dało się to znieść. 

Nie były wtedy za bardzo rozmowni. Tak naprawdę obydwoje po prostu towarzyszyli sobie nawzajem, starając się dojść do siebie pod względem psychicznym po tym wszystkim, co się stało. Nadal nie dotarł do nich fakt, że Całun po prostu zniknął i nie było na to żadnego naukowego wyjaśnienia. To samo tyczyło się Constantina. W jednej chwili był jeszcze gotów posłać ich do diabła, a w drugiej patrzyli się w pustą przestrzeń, bo mężczyzna zniknął. Larę naprawdę to ciekawiło, a z drugiej strony wiedziała, że im mocniej się w tym zagłębi, tym gorzej na tym wyjdzie. Trójca na jakiś czas została sparaliżowana i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nic jej nie grozi i może spać spokojnie. A przynajmniej taką miała nadzieje. Macki organizacji wnikały wszędzie tam gdzie nie powinny i było ich pełno, przez co ciężko było się czasami zorientować, kto był sojusznikiem, a kto wrogiem. Tych drugich było oczywiście znacznie więcej. Do tego cała śmietanka z półświatka archeologów, którzy pysznili się swoimi tytułami za cudze odkrycia. Ojciec nigdy nie przepadał za tymi wszystkimi wystawami, kongresami czy bankietami. Nawet wtedy nie była do końca pewna, jak to dokładnie się nazywało bo Lord Croft na ogół odrzucał zaproszenia. Jeden jedyny raz pojawił się na czymś takim, wtedy poznał Anę, a potem wszystko zaczęło zmierzać ku nieuchronnemu końcowi. 

Nathan z kolei próbował oswoić się z faktem, że pozwolił, aby kolejny artefakt przepadł. Oczywiście nie miał na to wpływu, bo nie miał bladego pojęcia, co sprawiło, że człowiek, z którym walczył tak po prostu rozpłynął się w powietrzu. Pomimo to coś tam w środku zaczęło go gryźć. Kolejny raz nie udało mu się dopiąć swego i chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że Sully nie będzie go za to winił, bo za bardzo cenił sobie ich przyjaźń, to jednak osobiście czuł się przez to coraz gorzej. Nie winił za to wszystko nikogo innego poza sobą, bo nie był w stanie, poza tym doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli chciał wyjść z tego wszystkiego z twarzą, to nie mógł zachować się jak idiota i powiedzieć, że to wszystko stało się przez Croft. Miał jeszcze w sobie na tyle godności, aby zachować się jak facet w swoim wieku. Choć chodziła opinia, że mentalnie miał nie więcej niż piętnaście. 

  ━━━━━ 🔥 ━━━━━  

- Całun tak naprawdę sam w sobie był destrukcyjny. Nie wpadałam jeszcze na to, dlaczego Ramzes żył jeszcze tyle lat, po tym jak się go pozbył, ale myślę, że to raczej była kwestia szczęścia niż jakiegoś racjonalizmu. O Nefertari nie można było tego powiedzieć, poza tym wszystkie zapiski podają, że była słabego zdrowia. Pierwsze dziecko, jakie urodziła zmarło po pół roku na skutek chorób, a ona sama potem długo dochodziła do siebie. Podobno stanowczo za długo. Czynniki mogły być równe, ale myślę, że jeśli mamy wierzyć w teorię nadludzkich właściwości, to całkiem normalne będzie stwierdzenie, że Serce Egiptu wyssało z niej życie - Lara usadowiła się wygodniej na oparciu kanapy i spojrzała na zgromadzone wokół siebie twarze. - Poza tym uważam, że Ramzes doskonale zdawał sobie sprawę - ewentualnie poznał się na Całunie - i podjął decyzję o pozbyciu się go jeszcze wiele lat przed tym. Po pokoju z Hetytami nastały już spokojne rządy, których nikt już mu nie zakłócał. Nie potrzebował czegoś takiego. Egipcjanie i tak go uwielbiali. Niewielu faraonów z wcześniejszych czy późniejszych dynastii dorastało mu do pięt.

- Lara ma rację - Nathan przytaknął, po czym przeczesał palcami włosy. - Co nie zmienia faktu, że nadal nie mamy pojęcia, co się stało. To było bardziej niż dziwne. Dobra zagadka dla fizyków, chemików czy cholera wie kogo jeszcze.

- Szczerze mówiąc mam daleko gdzieś, co zniknęło, kto razem z tym i jak to się stało, że Nefertari zmarła. Bardziej mnie ciekawi, dlaczego ty, ptaszyno, zniknęłaś - Jonah wskazał palcem na Croft i przybrał dosyć poważną minę. 

- To długa historia.

- Mamy czas. Chloe będzie tu dopiero jutro po południu. Jeśli pogoda dopisze - wtrącił się Sully, po czym odpalił cygaro. Brytyjka przewróciła oczami, a potem westchnęła. Nie chciała tego kolejny raz tłumaczyć, ale wiedziała, że nie ma wyjścia. Spojrzała na Jonah, który przyjął nieustępliwą minę i oczyściła gardło. 

- Zawsze noszę ze sobą jakieś zapiski ojca. Sama dokładnie nie wiem po co, ani dlaczego, ale naprawdę mi to pomaga. Kiedy tu jechaliśmy, trochę poczytałam o tym wszystkim, co zapisywał w swoim dzienniku i zorientowałam się, że był tutaj. Wiele lat temu, ale dotarł tutaj. Musiałam się upewnić, że to prawda. Pisał o licznych rozgałęzieniach w szczelinie, w którą weszłam razem z Nate'em. Dlatego mnie nie było. Po prostu musiałam się upewnić, że ojciec nie zwariował. On nigdy nie miał ze sobą problemów. W pewnym momencie po prostu nikt nie chciał mu w nic wierzyć, woląc się z niego śmiać niż pociągnąć temat. Został sam ze sobą. Resztę historii zna każdy z was, więc może daruje sobie puentę. Ale wiem, że był tutaj. Jeśli nie z całym swoim zespołem to sam, ale był - przyznała, po czym wyjęła spod swojej koszulki rzemyk, na którym coś się znajdowało. - To igła z jego kompasu. Był już cały rozbity i pordzewiały, ale jestem pewna, że zostawił to specjalnie dla mnie. Wygrawerował pod spodem datę moich urodzin. Jeśli nie jest to dla was pewnego rodzaju wiadomość, to nie wiem, co jest z wami nie tak. 

Wszyscy spojrzeli na siebie, a Roth mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Zawsze wierzył w Richarda i choć nie wiedział o wszystkich jego wyprawach, czy wojażach, to był przekonany do samego końca, że Lord nie był obłąkany. Nigdy. Po prostu stanowił ten niewielki odsetek archeologów, których jeszcze cokolwiek obchodziło, jeśli nie liczyć pieniędzy na kontach bankowych w Szwajcarii, czy gdziekolwiek indziej na świecie. Conrad cieszył się, że Lara odkryła sekret swojego ojca i wiedział, że to ją bardzo mocno podbuduje. Jako nastolatka, a jeszcze wcześniej mała dziewczynka, była w niego zapatrzona i od najmłodszych lat starała się podążać jego śladami. Wszyscy wiedzieli, że wyrośnie na wyjątkowo upartą i niezależną kobietę i rzeczywiście tak się stało. Roth mógł podziwiać jak staje się coraz bardziej zahartowana na przeciwności losu i pokonuje je z jeszcze większą łatwością niż się spodziewał. 

- Kolejny skarb przepadł, mam już tego dość - westchnął Sully, po czym odpalił swoje cygaro. Wszyscy przestali liczyć już to, ile tak naprawdę wypalił ich podczas całej wyprawy. - Robię się na to za stary. Myślałem, że tym razem będzie pewniak i będą pieniądze. Szukałem już sobie nawet domu na Lazurowym Wybrzeżu na emeryturę. 

- Zawsze możesz założyć burdel i się dorobić majątku w ten sposób - Nate wzruszył ramionami, po czym rozłożył dłonie, jakby to nie było nic takiego. - Nawet wyglądasz na rasowego alfonsa, więc nie będzie z tym problemu. 

- Grabisz sobie, Drake. Grabisz.

- Ja ciebie też bardzo lubię, Victorze. Bardzo - uśmiechnął się szeroko, po czym spojrzał na starszego mężczyznę. Lara wdała się w rozmowę z Samanthą, więc stracił szansę na zamienienie z nią kilku słów, ale zaczął liczyć na to, że mu się to uda. - Beze mnie miałbyś koszmarnie nudne życie, sam to przyznaj. 

- Czasami wolałbym to nudne życie i szarą egzystencję niż użeranie się z tobą. Możesz mi wierzyć. Naprawdę możesz mi wierzyć.

- Dzięki, to było bardzo miłe z twojej strony - prychnął Drake, po czym pokręcił głową. Sully posłał mu całusa w powietrzu, na co Nathan przewrócił oczami.

Po kilku godzinach opowieści, żartów i rozmów całe napięcie w końcu zniknęło. W prawdzie nadal całej grupie towarzyszyły jakieś nerwowe spojrzenia na okna czy drzwi, jakby chcieli się upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje i nie podgląda, ale aura bezpieczeństwa wsiąkała w nich coraz mocniej, aż doszło do tego, że każdy dał sobie po prostu spokój. Pojawiło się także jakieś whisky, choć młodsza część towarzystwa została w stanie trzeźwości. Nie licząc Jonah. Ten nie odmówił szklaneczki palącego gardła alkoholu. Potem zaczęły się wspomnienia, przekrzykiwanie i salwy śmiechów, kiedy któremuś ze starszych plątał się język. Oczywiście trzeba było jeszcze wiele więcej procentów, aby Victor czy Roth mieli zachwiany obraz, czy widzieli podwójnie, ale drobne przejęzyczenia czy słowa, które nie brzmiały tak jak powinny, pojawiały się nieśmiało coraz częściej. Nikt nie przejmował się tym, że za niedługo trzeba było już wracać i powoli zapominać o tym, co tak naprawdę stało się w Himalajach. 

~*~

mówcie co sądzicie, ja spadam uczyć się ruska x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top