17 → collaboration
Lara w zasadzie dalej nie wierzyła, że to wszystko miało miejsce, po prostu nie. Siedziała na parapecie okna, spoglądając przy tym na wszystkich zebranych w pokoju i później rozsiadła się wygodniej. Cóż, wszystko zaczęło się od wiadomości Victora, jaką dostała po tym, gdy Nate wrócił z Sercem Egiptu. Udało mu się je wykraść, ale dostał przy tym swoje, kiedy próbował uciekać przez większość Rzymu zupełnie sam, bez niczyjej pomocy. Właśnie wtedy Sullivan postanowił wziąć pewne sprawy w swoje ręce. Po tym jak Drake zwierzył mu się, że byłby w stanie zamknąć się i znieść towarzystwo Croft, byleby to wszystko jakoś popchnąć do przodu. Starszemu mężczyźnie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać i kiedy tylko znalazł pretekst do tego, aby sprowadzić Brytyjkę i jej ekipę do Włoch, zrobił to bez zastanowienia. Parę telefonów, kilkanaście minut normalnej rozmowy i wszystko było załatwione. Poza tym Lara też musiała się z kimś skonsultować, czy tego chciała czy nie, tym bardziej, że doskonale zdawała sobie sprawę, że jej zawziętość dawała już we znaki wszystkim po kolei. Już nie tylko Rothowi i Jonah, ale na pewno Samanthcie i Reyes. One w szczególności miały już dość całej tej szopki i Lara w duchu zaczynała żałować, że w ogóle je w to wszytko zaangażowała. Potrzebowała kogoś, na kim będzie mogła polegać i choć nie do końca ufała Drake'owi, to musiała zaryzykować. Czasem bez ryzyka nie dało się niczego osiągnąć i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Kiedy jednak patrzyła się na posiniaczonego na twarzy Nate'a, zaczynała się wahać nad tym, czy to aby na pewno był dobry pomysł.
- W normalnych warunkach zaproponowałbym kieliszek czegoś dobrego, ale umówmy się, że to nie są normalne warunki - Sully postawił na stoliku przed Rothem swoją ulubioną whisky i roześmiał się pod nosem. W prawdzie był to dosyć nerwowy śmiech, ale chyba nikt nie zwrócił na to uwagi.
Victor i Conrad znali się praktycznie od szczenięcych lat i byli dobrymi znajomymi. To właśnie przez Rotha, Sully zorganizował to wszystko. Inaczej raczej nie byłoby na to szansy. Poza tym też jako najstarsi mieli w gronie jako takie poważanie i szacunek do siebie, więc czasem mogli sobie pozwolić na wtrącenie swoich trzech groszy. Ponadto od czasu do czasu jeden czy drugi ubiegał się o jakieś spotkanie, czy chociażby wypad na piwo, ale nie było to możliwe na tyle, na ile by chcieli, aby było. Jakby nie patrzeć to znajdowali się po dwóch przeciwnych sobie obozach rywalizacji o sekrety tego świata.
- To ja może pójdę zrobić coś na obiad, co? - Jonah roześmiał się nerwowo, przecierając przy okazji swój kark dłonią. Nie miał pomysłu na to, co ze sobą zrobić, więc uznał, że gotowanie będzie na tyle w porządku i nie będzie tym nikomu przeszkadzał. A przynajmniej na to liczył. - Jakieś szczególne życzenia?
- Jak stworzysz coś z tego, co jest w lodówce, to po prostu będzie bosko - Victor zerknął na Jonah, po czym rozsiadł się wygodniej i rozpiął guzik w swojej hawajskiej koszuli. Nikt nie wiedział skąd tak właściwie była, ale wyglądała na tyle hawajsko, że przyjęto właśnie taką wersję pochodzenia.
- Ja może wniosę wasze graty na górę, co? - Nathan podciągnął rękawy w swojej koszulce i odepchnął się od ściany, o którą się opierał. Nudził się coraz bardziej, a średnio mu się uśmiechało wysłuchiwanie niezliczonych wspomnień z czasów dzieciństwa, czy bycia nastolatkami przez Sully'ego i Rotha. Owszem, mogłoby to być całkiem śmiesznie, aczkolwiek nie miał na to zbyt wielkiej ochoty.
- Lara może ci pomóc - Roth wskazał na Brytyjkę, która siedziała cicho, raczej rozglądając się przy tym po pomieszczeniu niż uważając odnośnie rozmowy. Chyba znowu zaczynała się zamykać w swoim małym świecie myśli, a tak zawsze było, gdy wpadała na coś nowego.
- Co?
- Pomóż Nathanowi z naszymi rzeczami. Trzeba je wnieść na górę.
- No dobra, niech stracę - przewróciła teatralnie oczami, po czym zaśmiała się i zeskoczyła na ziemię. W domu było duszno przez brak klimatyzacji, ale pootwierane okna i lekki wiatr, który dostawał się przez nie do środka sprawiał, że dało się to wszystko ścierpieć. Lara obrzuciła Nathana krótkim spojrzeniem, a później już ruszyła w stronę korytarza, gdzie zostawili swoje bagaże. Najbardziej chciała upilnować swojej torby z dokumentami. Wolała, aby Drake nie dotykał jej, kiedy jeszcze nie była tego wszystkiego pewna. Choć w zasadzie można było powiedzieć, że ona pewna była, tylko nie miała pewności jaka będzie reakcja tej drugiej strony i czy przypadkiem jej nie wyśmieją i nie powiedzą, że coś po prostu sobie ubzdurała.
- Co ty dzisiaj tak cicho? Nie wyzywasz mnie ani nic, mam się czuć zaszczycony? - Drake uniósł brew, gdy zerknął na brunetkę. Był ciekawy, ale z drugiej strony stresował się tą współpracą i duetem, jaki mieli stworzyć. Nie miał pojęcia jak to będzie wyglądać i czy przypadkiem tego nie pożałują.
- Po prostu muszę przespać się z jedną sprawą i to wszystko.
- Już myślałem, że ze mną.
- Wolałabym z Konstantinem niż z tobą, jakoś więcej w tym byłoby godności - zerknęła na niego z zniesmaczoną miną, po czym obydwoje wybuchnęli szczerym śmiechem. - No co? Skąd miałabym wiedzieć, że żadna laska z portu cię czymś tam nie zaraziła, co?
- Nie wiedziałem, że potrafisz być taka sprośna, Croft. Cały czas mnie zaskakujesz, cały czas - spojrzał na nią spod przymrużonych powiek, po czym podniósł jakieś pudełka z zaklejonymi wiekami przed obawą, że podczas podróży ich zawartość mogłaby się wysypać i narobić bałaganu.
- Czasem się zdarza, naucz się z tym żyć, jeśli masz robić za mojego przydupasa.
- Chyba ty za mojego, wypraszam sobie.
Lara zdziwiła się, że nastawienie Drake'a potrafiło się tak zmienić w tak niewielkim odstępie czasowym. Nie miała pojęcia, o co chodzi i czy to przypadkiem nie była wina zbyt mocnych bęcek, które to dostał od tej całej Nadine, ale wolała nie pytać. Nawet jej to odpowiadało, poza tym nie pamiętała, kiedy miała okazję pośmiać się tak po prostu, nie mając przy tym wyrzutów sumienia, że marnuje czas. Poza tym, chcąc czy też nie, musiała przyznać, że poczucie humoru Nate'a było dosyć specyficzne i trafiało w jej gust.
━━━━━ 🔥 ━━━━━
- I co? Tak po prostu miałby to wysłać w świat, a nie zostawić w Egipcie, jak to zrobił z Sercem? Nie, nie łapie tego - Nathan pokręcił głową, gdy cała podłoga została przykryta dokumentami które należały do niego, ale w większości też do Lary. Brunetka przełamała się - choć obiecała, że nie zrobi tego tak łatwo i szybko - po czym zaczęła opowiadać swoją teorię odnośnie pozostałych artefaktów starożytnej cywilizacji.
- Dla mnie to całkiem logiczne - poprawiła kucyka na swojej głowie. - On miał do dyspozycji Całun, a Nefertari Serce. Nefertari zmarła, to Serce Egiptu również przestało istnieć. Oczywiście w przenośni. Natomiast Całun dalej funkcjonować. Myślę, że to właśnie dzięki niemu wygrał Bitwę pod Kadesz i w ogóle skłonił Hetytów do zawarcia pokoju.
- No nie wiem, może i masz rację. Ale dalej mi to wszystko po prostu śmierdzi. Egipt był ogromny. Spokojnie mógł go schować gdzie tylko chciał, w najmniej oczywistym miejscu, ale wciąż w granicach państwa. Po co miałby kazać je wywieźć i dopiero dobrze ukryć?
- Może był na tyle samolubny, że nie chciał, aby ktoś odebrał mu sławę? Do tej pory przecież mówi się tylko o nim, o Tutanchamonie i o Kleopatrze. Reszta faraonów nie jest aż tak bardzo doceniana, o ile w ogóle ktoś o nich wspomina poza archeologami czy egiptologami. Daj spokój, Drake. To był facet. Wy jesteście samolubni, czy tego chcecie czy nie. Zwłaszcza jeśli chodzi o pieniądze, władzę, czy kobiety.
- No dobra, dobra - uniósł do góry ręce, dając tym samym za wygraną. - Może i masz rację. Ale będę musiał to sam jeszcze poczytać. Może znajdę jakiś punkt zaczepienia. Co z tego, że mamy fakt, że Ramzes wywiózł z Egiptu Całun, skoro nie wiemy, gdzie to zrobił. Nic nam to nie daje. Kompletnie. Chyba, że na Sercu coś będzie. Nie ruszałem go od dwóch dni i wolę, aby tak zostało. Jest cholernie ciężkie, nieporęczne i chyba rzeczywiście tylko sobie leżało w jakiejś świątyni, bo nic się z nim nie daje zrobić. Przysięgam - wskazał gdzieś za siebie, gdzie prawdopodobnie miał pokój i drogocenny kamień.
- Może to jednak znak, aby się wziąć za siebie, co? - zaczęła się śmiać, wytykając tym samym końcówkę języka w stronę Amerykanina.
- Spadaj - przewrócił teatralnie oczami, po czym oparł swoje dłonie za sobą, aby było mu wygodnie siedzieć. Nie miał pojęcia, ile czasu spędzili na wspólnym dyskutowaniu i snuciu nowych teorii odnośnie Ramzesa, jego żony oraz artefaktów, ale zdążyło się już zrobić ciemno. A Sully i Roth z dołu stawali się coraz głośniejsi. - Nie podskakuj mi tutaj.
- Bo co? Duma ci spadnie na poziom poniżej zera? Wybacz, ale jeśli tak, to będzie to moje hobby.
- Bo jesteśmy na moim terytorium i ja tu rządzę, czy ci się to podoba, czy nie.
- Znalazł się samiec Alfa - prychnęła, po czym parsknęła tak głośnym śmiechem, że z pewnością usłyszeli ją na dole i zastanawiali się, o co tak naprawdę chodzi. - Wybacz, ale nie widzę cię w takiej roli.
~*~
jest! co sądzicie?
poza tym to takie troche tik tok, bo zbliżamy się do 20;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top