Chapter 4

Od razu go rozpoznałam. Wiedziałam, że to on. To był Aron. Mój były, znaczy się mój chłopak, bo tak praktycznie nie zerwaliśmy ze sobą. Pewnego dnia wyjechał i 'ślad po nim zaginął'. Jak to profesjonalnie brzmi. Ja jednak nigdy nie wierzyłam, że go zobaczę. Minęły trzy lata.
- Myślałam, że już nigdy się nie spotkamy - chrząknęłam
- Ja też w to nie wierzyłem. Długo nie potrafiłem pogodzić się, że zostawiłem cię bez słowa - uśmiechnął się, a na jego twarzy pojawiły się dołeczki. Nate też ma, ale o wiele głębsze. Dla mnie to słodkie. No, ale ja takich nie posiadam. Żadna nowość. Hehe.
- Przejdziemy się? - spytał
- Jasne - ruszyłam w jakąkolwiek stronę - Dlaczego tak właściwie wyjechałeś?
- Rodzice... Pierwotnie był jeden powód wyjazdu. Praca rodziców, ale potem na jaw wyszły używki i... Sama wiesz - westchnął
- Wiem - nie chciałam dłużej go męczyć - A... Na ile tu jesteś?
- Na stałe - ucieszył się
- Serio?! - prawie krzyknęłam
- Serio serio - rzuciłam się na niego i mocno przytuliłam. Zdarza mi się to strasznie rzadko.
- Tęskniłam... - wyszeptałam dalej go tuląc
- Ja też. Masz kogoś? - odczepiłam się od Arona
- Nie było cię prawie trzy lata... Mam chłopaka, ale między nami nie jest tak jak było kiedyś - mimowolnie posmutniałam
- Znam to uczucie. Ja nie mam nikogo. Za bardzo cię kochałem. Nie potrafiłem być z inną dziewczyną, wiedząc, że to nie ty - powiedział
- No wiadomka, bo ja to ja - zaśmiałam się - Ale może święta pora zapomnieć o przeszłości i iść do przodu? - spytałam
- Ok, idziemy do przodu. Za chwilę będzie mój dom, więc zapraszam - uśmiechnął się
- Tęskniłam - sama nie wierzyłam, że to powiedziałam
- Ja bardziej - złapał mnie za rękę
- O nie! Uważaj, bo będzie gównoburza - parsknęłam

***

Gdy wróciłam do domu była może pierwsza w nocy. Wróciłam sama, bez Arona. Jeszcze Nate, by go wystraszył pytaniami. Nie zdziwiłabym się. Zwłaszcza, że na moim podjeździe stoi nie moje Porsche, więc no. Weszłam do domu. Pusto. Cicho. Ciemno. Niemożliwe. Ściągnęłam buty i kurtkę. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam coś do picia. Podreptałam na górę. Wiedziałam, że on nie śpi.
- Gdzie byłaś? - stanął w drzwiach
- U byłego - odparłam obojętnie
- Czemu mi nie powiedziałaś? - dopytał
- Powiedziałam. Jak głuchy to istnieje takie coś jak lekarz - ściągnęłam bluzę i stałam w samej koszulce.
- Nie denerwuj mnie. Czemu nie powiedziałaś, że idziesz do byłego? - warknął
- Ja go spotkałam. Po długim czasie. Tęskniłam za nim, więc poszłam do niego - podeszłam do drzwi, ale ten debil zablokował mi drzwi - Chcę iść do łazienki - powiedziałam
- Ja nie skończyłem - lekko odepchał mnie od futryny
- Chcesz mi coś zrobić? Hę? Dostanę karę, bana, szlaban? - wymachiwałam trochę idiotycznie tymi rękami, ale cóż.
- Nie rób tego więcej. Mów mi gdzie idziesz. Nie bój się mnie - powiedział łagodniej
- Jakbym ci powiedziała to nie puściłbyś mnie - warknęłam i mocno go popchnęłam, bo kurde chciałam przejść. Burknął coś pod nosem i poszedł do swojego pokoju. Szybko się umyłam i przyszykowałam do spania. Jutro sobota. Jestem ciekawa co jutro będę robić. Zapewne pizza, cola, koc i film. Albo zakupy. Zakupy to podstawa. Ale jestem w stanie poświęcić zakupy dla Arona. Niby taka zimna suka jak ja, ale tęskniłam za nim. Jak go zobaczyłam to serce mi stanęło, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Położyłam się do łóżka i szybko zasnęłam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top