Chapter 3
Wstałam około godziny szóstej. To cuda się zdarzają? Wyszłam z łóżka, zmierzałam do łazienki. Jednak nie pociągnęłam za klamkę, ponieważ usłyszałam dźwięk lecącej wody. Widocznie Nate wstał wcześniej ode mnie. Chciałam umyć włosy, więc musiałam pogonić chłopaka.
- Nate! - krzyknęłam uderzając w drzwi
- Co? - on jest głupi czy po prostu głupi?
- Chcę umyć włosy! - odkrzyknęłam
- A ja chcę różowego jednorożca! Ja ci zwolnię łazienkę, a ty mi dasz konika, ok? - spytał zapewne sarkastycznie
- Pieprz się - odeszłam od drzwi
- Tylko z tobą - usłyszałam schodząc na dół. Nie dość, że głupi to jeszcze zaczynam się bać zboczeńca. W takim razie muszę najpierw coś zjeść, a potem zadbać o mój busz na głowie. Postanowiłam zrobić naleśniki z Nutellą. Zgaduję, że zapach ciasta wypędził Nate'a z łaźni. Oczywiście zrobiłam je tylko dla siebie. Nie jestem jego prywatną kucharką. Zabrałam się za jedzenie tych pyszności. Nate wszedł i zrobił zdziwioną minę.
- No co? - oblizałam się
- Jesteś podła - zrobił obrażoną minę
- Dlaczego? Jestem najwspanialszą dziewczyną w twoim życiu - uśmiechnęłam się teatralnie. Wstałam z krzesła i wzięłam talerz. Nalałam ciasto na patelnię.
- Dostajesz te naleśniki tylko dlatego, że zostało mi ciasta - powiedziałam obojętnie. Nate szeroko się uśmiechnął i usiadł na krześle obok mojego. Zdjęłam naleśniki i nałożyłam na nie czekoladę. Dałam trochę bitej śmietany i posypałam malinami oraz borówkami.
- Skyler? - popatrzył na mnie
- Dobra, tylko nie Skyler. Sky. - lekko się uśmiechnęłam co chłopak odwzajemnił.
- No więc Sky?
- No co? - chciałam się myć
- Dziękuję za to zajebiste śniadanie all inclusive - zaczął jeść. Na początek Nutella spadła mu na tors. Ogólnie teraz się zorientowałam, że chłopak jest bez koszulki. Miał tatuaże, których wcześniej nie zauważyłam. Ładne. Pff. Brzydkie.
- Jeśli się otrujesz wiedz, że byłeś najgorszym opiekunem ever - puściłam mu oczko i poszłam umyć włosy oraz ciało. Po wykonaniu tej czynności umyłam zęby, a następnie poszłam się ubierać. Dzisiaj trochę klasyku. Czarne spodnie z wysokim stanem, biała bluzka, którą wsadziłam do spodni oraz szeroki czarno - biały kardigan w stylu "boho". Wróciłam do łazienki i zrobiłam delikatny makijaż. Zeszłam na dół. Nate czekał już na dole. Szybki. Ale ja nie potrzebuję szofera.
- Co ty tu robisz? - spytałam
- Stoję - uśmiechnął się
- Oprócz stania co masz zamiar robić? - uniosłam brew
- Zawieść cię do szkoły, a potem coś załatwić - odparł
- Co załatwić? - dopytałam
- Coś, a teraz chodź, bo się spóźnisz - pociągnał mnie za ramię w stronę samochodu. Po około 10 minutach byłam w pod szkołą. Oschle pożegnałam się z chłopakiem i wyszłam z samochodu. Na samym progu, gdy tylko ujrzałam bandę dziewuszek z równoległej odechciało mi się iść dalej. Ale musiałam. Ktoś złapał mnie od tyłu i pocałował. Rush.
- Hej, piękna - uśmiechnął się tak słodko, że... Słodko, nie rozczulajmy się.
- Hej - krzywo się uśmiechnęłam ale również go pocałowałam, żeby nie było... - Ja lecę pa...
- Ale Sky! - odbiegłam
- Pa - weszłam do toalety. Ostatnimi czasy bardzo oddaliłam się od Rush'a. Nawet przed przyjazdem Nate'a było już coś nie tak. Nie wiem o co chodzi, ale to coś nie daje mi spokoju. Niby nie kocham go już tak jak wcześniej, ale ro nie znaczy, że mi już nie zależy. Tylko straciłam tą chęć i wiarę w to wszystko. Mniejsza o to, teraz j. angielski, a nie zajęcia do spraw sercowych złamanych dziewczyn. Już mam dość dzisiejszego dnia... Niech się skończy!
***
Po powrocie byłam wycięczona. Chciałam iść do wanny na dłuższą kąpiel i iść spać. Nate mi jednak nie pozwolił...
- Poszprztaj trochę - rzucił oschle
- Ty jesteś moją matką czy zjebanym opiekunem? - odparłam z wyrzutem
- A ja wyobraź sobie, że nie jestem sprzątaczką - palnął
- Jestem zmęczona - walnęłam
- Ja też - odpowiedział szybko
- Ciekawe po czym, to ja tu byłam w szkole - warknęłam
- Wydoroślej - powiedział
- Odezwał się jakże dojrzały 'mężczyzna' - gestem rąk wykonałam cudzysłów
- Ja nie siedzę cały dzień na dupie czekając, aż wrócisz - bąknął
- To ciekawe co takiego męczącego robiłeś - uniosłam brew
- Nie twoja sprawa gówniaro, musisz dorośleć - zszedł do piwnicy po schodach
- Wychodzę - krzyknęłam
- Ani mi się waż - odchrząknął z dołu
- Nara, nie wiem kiedy wrócę. Jest piątek, więc szybko nie wrócę - wzięłam kurtkę i trzasnęłam drzwiami. Aż się we mnie wszystko gotowało. Poszłam do parku. Robiło się coraz ciemnej, gdyż była jesień. Nie przeszkadzało mi to. Nie interesowało mnie. Z czasem było już ciemno. Szłam wzdłuż parku. Co prawda była dziś impreza u Rush'a. Nie chcę tam iść. Nie mam ochoty. Zapewne jakbym teraz przyszła to zobaczyłabym go z jakąś laską. Założyłam słuchawki i włączyłam Bring Me The Horizon. To pozwala rozładować mi emocje. Ktoś wpadł na mnie. Był to blondyn. Zielone oczy. O Boże.
- Aron? - wyszeptałam
- Sky? - odparł załamanym głosem
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top