Rozdział 1 "Prosto w paszczę wiewiórki"
Ding dong, bing bong! To był dźwięk, który mnie obudził. Co do...?
-Dzień doberek wszystkim! Oficjalnie jest siódma rano, co znaczy, że cisza nocna się skończyła. Wychodźcie z domków i cieszcie się kolejnym pięknym dzionkiem na Obozie Fortuny!- z głośników w mojej kabinie dobiegł głos Monorisu. Skierowałem wzrok w tamtą stronę. Oprócz głośnika była przyczepiona do ściany jeszcze kamera.
Jęknąłem coś niezrozumiale i zakryłem sobie twarz poduszką. Jednak to nie był sen. Cała ta pokręcona sytuacja z zostaniem tu na zawsze, czy zabiciem kogoś, by uciec była prawdziwa. Po chwili wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki, by pochlapać swoją twarz wodą. Gdy to zrobiłem, od razu poczułem się bardziej pobudzony. Patrząc na moje odbicie w lustrze, poprawiłem swoje włosy i spostrzegłem, że widocznie zasnąłem w swoich normalnych ciuchach. Westchnąłem i po kilku minutach byłem już przebrany w nowe ubrania, wyglądające tak samo jak poprzednie.
Odblokowałem swoje drzwi frontowe i wyszedłem z kabiny. Zaburczało mi w brzuchu, więc skierowałem się w stronę pawilonu jadalnego. No tak. Oczywiście, że byłem głodny. Nie dość, że wczoraj prawie nic nie jadłem, to Bóg wie jak długo byłem nieprzytomny w Wielkim Domu. Nagle poczułem jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Podskoczyłem przestraszony.
-Oh! Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć, Darron- wszędzie rozpoznałbym ten niski głos. To był Derward.
-Nie, nie. Nic się nie stało- obróciłem się i spojrzałem w twarz drwala.
-Czy dobrze spałeś?- Derward zaczął powoli iść w stronę pawilonu jadalnego. Znaczy... zapewne dla niego to było wolno, bo musiałem truchtać, by dotrzymać mu kroku.
-Na pewno nie bombowo, ale jakoś spałem- odpowiedziałem wielkoludowi, na co ten po chwili wybuchł śmiechem. -Co cię tak śmieszy?- spytałem się zmieszany.
-Przepraszam za to. Po prostu mnie rozśmieszyło to „bombowo"- drwal ledwo co wstrzymywał śmiech. -Brzmisz jakbyś był z jakiejś reklamy przeciwko narkotykom z lat '80.
Nie mogłem na to nic odpowiedzieć, bo usłyszałem głośne tupanie stóp. Zatrzymałem się i obróciłem się wraz z drwalem, który przestał się śmiać. Zbliżała się do nas dobrze mi znana dziewczyna z burzą rudych włosów. Talulla. Zanim cokolwiek mogłem zrobić, szczęściara rzuciła się na nas, w celu przytulenia.
-Cześć chłopacy!- mogłem przysiąc, że jej przytulasy były na poziomie siły Derwarda.
-Serwus Talulla- odpowiedziałem dziewczynie, ledwie oddychając.
-Hej Talulla- zwrócił się do szczęściary drwal. -Przepraszam, ale możesz nas puścić? Proszę? Chcę jeszcze żyć- Derward zaśmiał się słabo, po czym wziął głęboki oddech, gdy dziewczyna nas puściła.
-Ach tak, tak. Sorki- Talulla uśmiechnęła się szeroko i ruszyła szybkim krokiem w stronę pawilonu jadalnego, nie czekając na nas. Nie mając innego wyboru, ruszyliśmy za szczęściarą. -Jak się czujecie?
-Nawet dobrze. Dziękuję za troskę. A ty?- Derward odpowiedział dziewczynie.
-Czuję się świetnie! Jestem cała przepełniona energią!- „Czy tak nie jest zawsze....?" dopytałem się w myślach.
Po chwili wreszcie dotarliśmy na pawilon jadalny. Okazało się, że przy wielkim stole siedział już każdy z moich nowo poznanych znajomych.
-Wreszcie się zjawiliście. Gdy będzie mieli ochotę znowu się spóźnić, dajcie mi znać, bo nie chcę znowu tu czekać wieczność- mruknął niechętnie Elroy w naszą stronę.
-Ale my nawet nie wiedzieliśmy, że tutaj powinniśmy się zjawić...- obroniłem się, siadając koło Jagody i Halvora.
-Lepiej odpuść. Naskoczył tak na każdego, który tutaj się zjawił po nim... lub nawet przed nim- szepnęła do mnie piekarka, która podsunęła mi babeczkę, na co wdzięcznie pokiwałem jej głową.
-Ugh. Nieważne! O co ci chodzi?- Gaura zwróciła się do Elroya, nawijając swoje włosy na palec.
-Musimy przedyskutować to co wiemy i ustalić jakieś zasady. Nie chciałbym spędzać czasu z jakąś bandą nieogarniętych ludzi- Elroy zastukał w blat stołu palcami.
-Może zacznijmy od tego co odkryliśmy?- zaproponowała Talulla. -Kto mówi pierwszy?
-Ja mogę zacząć- powiedziała lekko nieśmiało Jagoda po chwili ciszy, wstając z krzesła. -Właściwie dowiedziałam się tego od Halvora, ale chyba on nie chce nic mówić- dziewczyna skierowała swój wzrok na rzeźbiarza lodu, który nie wykazywał żadnych uczuć. -Chodzi o zapas jedzenia. Lodówki są codziennie uzupełniane przez Monorisu. Podobno on sam tak powiedział Halvorowi... To tyle- Jagoda usiadła po swoim wygłoszeniu nowych wieści.
-To mo...może ja następny, jeśli nikomu nie przeszkodzę?- Clement powoli podniósł rękę i wziął głęboki wdech. -Ła...łazienki publiczne są do... dostępne jedynie, gdy ze... zeskanujesz swój iden... identyfikator- weterynarz widocznie z trudem powiedział te słowa.
-Widocznie nikt nie zauważył tego, że woda w łazienkach jest wyłączana na noc- powiedziała niechętnie Gaura. -Moim zwyczajem jest branie gorącego prysznica przed spaniem, ale widocznie ta idiotyczna maskotka nie chce byśmy marnowali wody, czy coś w tym stylu...
-Ohohoh? Gorący prysznic? Opowiesz mi o tym „zwyczaju" później w detalach?- Kaiholo nagle ożywił, gdy Gaura tylko wspomniała o prysznicu, na co tancerka brzucha zdegustowana odwróciła od niego wzrok.
-Ja też mam jakąś wieść albo bardziej pytanie. W szufladzie mojego biurka znalazł się „Zestaw morderstwa Monorisu" z listem od samego „opiekuna obozu". Czy u was też się znalazł?- spytałem się grupy.
-Jak teraz o tym wspomniałeś, to tak. W mojej kabinie znalazł się taki zestaw- odpowiedział mi Derward, za którym podążyły ciche pomrukiwania zgody.
-Rozumiem. Czy ktoś ma jeszcze jakieś wiadomości...?- Elroy spytał się grupy, na co Aurora podniosła rękę. -...warte mojej uwagi?- dodał po chwili krytyk, na co swatka zawiedziona obniżyła rękę. -Wspaniale. Teraz powinniśmy ustalić jakieś zasady- chłopak zastukał palcami o stół, mierząc nas wzrokiem. Najwyraźniej nie miał zamiaru podsunąć nam jakiegokolwiek pomysłu.
-Mo...może ustalmy za... zasadę, by się nie zabijać?- po chwili ciszy odezwał się Clement.
-Ta... jasne. Powodzenia z tym- mruknął zgryźliwie Ces, przymykając oczy.
-Prze... przepraszam. To był głupi po... pomysł- weterynarz zasłonił swoje usta chustą, na co siedzący koło niego Derward położył mu na ramieniu swoją rękę, by go trochę uspokoić.
-Ktoś ma jeszcze jakiś beznadziejny pomysł na zasadę?- powiedział Elroy, stukając palcami o blat. Po długiej ciszy, krytyk westchnął z irytacją. -W takim razie, może ja was oświecę... zarządzam, by każdy z nas nie wychodził z kabin przez okres ciszy nocnej- po zdziwionych spojrzeniach ze strony niektórych ludzi, krytyk chwycił nasadę swojego nosa i ponownie westchnął zdenerwowany. -Wtedy dla mordercy byłaby świetna okazja, by kogoś zabić i nie zostać zdemaskowanym. To jest dla nas najważniejsza zasada- Elroy dokończył. -Kolejną zasadą będzie to, że każdy będzie musiał się tutaj rano zjawić. Wtedy sprawdzimy kogo brakuje i jeśli rzeczywiście tak się stanie... rozpoczniemy poszukiwania- mimowolnie zadrżałem. Nie chciałem sobie wyobrazić takiej sytuacji, ale ta ohydna myśl już na dobre zagnieździła się w mojej głowie.
-Spotkanie skończone. Możecie się rozejść- powiedział Elroy, wstając z krzesła.
-Ale, El... ja jeszcze mam jakąś propozycję- April próbowała coś zaproponować, ale krytyk ją zignorował, na co dziewczyna smutno westchnęła.
-Możesz nam powiedzieć jaki miałaś pomysł, April- powiedziałem z lekkim uśmiechem do dziewczyny.
-Teraz jak o tym myślę to może głupi pomysł, ale... może powinniśmy chodzić w parach, by pilnować siebie nawzajem?- April zrobiła dzióbek i postukała się po policzku.
-W parach? Co my jesteśmy? Przedszkolaki?- Ces przymknął oczy i zaczął kiwać się na krześle.
-Ja myślę, że to bardzo dobry pomysł- stwierdził Derward.
-Skąd będziemy wiedzieć, że druga osoba nie zabije pierwszej?- zaproponowała nieśmiało Jagoda. -Zn... znaczy nie proponuje, że takie coś się stanie, ale co jeśli...?
-Wtedy oczywiście będziemy wiedzieć, kto zamordował kogo- Gaura na chwilę skierowała swój wzrok na pulchną dziewczynę.
-Nie aż tak oczywiste...- powiedziała cicho Clara. -Co jeśli morderca po prostu zabije dwie osoby? Na przykład zabije obu w parze?
To zdanie spowodowało u nas ciszę. Nikt nie zgodził się z tym. Clara miała rację. Nie moglibyśmy być pewni, czy ktoś nie będzie chciał zamordować więcej niż jednej osoby... Potrząsnąłem głową. Nie! Nie mogę tak myśleć! Na pewno się nie zabijemy! Wydostaniemy się stąd! Wierzę w to! Po chwili wszyscy rozeszli się w swoje strony. Niektórzy podążyli za radą April, a niektórzy nie. Ja tylko stałem w środku pawilonu jadalnego.
Po chwili zastanowienia, wszedłem do kuchni i jedyną osobą, którą tam zobaczyłem był Derward, który stał przy czajniku i stukał stopą po podłodze. Obrócił się, gdy tylko usłyszał skrzypnięcie starych drewnianych drzwi z okienkiem na górze.
-Och! Cześć Darron! Jak się czujesz?- drwal uśmiechnął się ciepło i ruchem ręki, wskazał, bym podszedł do niego.
-Serwus Derward. Jest... klawo. Dzięki za troskę. A ty jak się czujesz?- zrobiłem to co chłopak mi kazał ręką i popatrzyłem na czajnik. -Co robisz?
-Też się czuję... klawo, jak to ująłeś- drwal ledwo wstrzymał śmiech. -Mam zamiar zrobić herbatę. Masz ochotę? Czy jednak wolisz kawę?
-Wolę herbatę, dzięki- uśmiechnąłem się i skierowałem wzrok na piszczący już czajnik, który został zdjęty z gazu przez Derwarda. Chłopak wlał do obu kubków gorącą wodę.
-Chodź. Napijmy się na pawilonie jadalnym- Derward wziął swoją herbatę, a ja podążyłem za nim.
Resztę poranka spędziłem z chłopakiem, opowiadając o najróżniejszych tematach i pijąc herbatę.
-Opowiedz mi Derward. Czy ty jesteś w naszym wieku?- spytałem się chłopaka, gdy wreszcie wypiłem napój, jednak po chwili zdałem sobie sprawę, jak to zabrzmiało. Na odwołanie tego było za późno.
-Och. Nie musisz się tym martwić. To rozsądne pytanie- lekko się zaśmiał drwal, gdy zobaczył moją twarz pełną niepewności. -Tak naprawdę mam dwadzieścia lat. Nie zdałem dwóch klas-chłopak powiedział to z zadziwiającym lekkim głosem.
-Nie zdałeś dwóch klas? Naprawdę? Czemu?- zdziwiony spytałem się chłopaka, podnosząc końcówkę kubka do ust, ale zdałem sobie sprawę, że w środku już nic nie ma.
-To w sumie niezbyt ekscytująca historia...- zaśmiał się chłopak. -Po prostu czasami aż tak wciągnąłem się w swoją pracę, że zapomniałem o kilkunastu testach, czy omijałem niektóre dni- na twarzy drwala mogłem zobaczyć zawstydzenie.
-Rozumiem. Przynajmniej za swoją ciężką pracę zdobyłeś tytuł Niebywałego, prawda?- uśmiechnąłem się do drwala i wstałem z krzesła, biorąc kubek. -Cóż... dzięki za spędzenie ze mną czasu. Miło się gadało.
-Już idziesz? Szkoda, ale rozumiem. Pa, Darron!- drwal pomachał mi, a po tym strzelił kościami w palcach.
Odłożyłem już pusty kubek do zlewu i spojrzałem na identyfikator. Była już godzina 12:00. Może odszukam Talullę? Na pewno będzie chciała teraz z kimś spędzić czas. Otworzyłem aplikację wiadomości i napisałem do szczęściary.
Darron: Serwus, Talulla. Chciałabyś spędzić ze mną czas?
Talulla: Darroooon!!!! Czeeeść! Pewnie, że chciałabym spędzić z tobą czas!
Talulla: Gdzie są emotki????
Darron: Wydaje mi się, że nie ma emotikon w tej aplikacji...
Talulla: Jak to nie ma?!?!?! Jeśli tak to sama je zrobię!!!!!
Talulla: (/*O*)/
Talulla: Aha!!! Widzisz?!?! Gdzie się chcesz spotkać?? =DD
Darron: Może Wielki Dom? W świetlicy?
Talulla: Ok!!! Już tam biegnę!!! =DD
Cicho się zaśmiałem na ekscytację Talullii zwykłymi emotikonami. Nie zważając na nic, ruszyłem w stronę miejsca spotkania. Po chwili dotarłem do Wielkiego Domu i wszedłem do świetlicy. W pomieszczeniu znajdowała się już Tallula, grzebiąca na półce z grami planszowymi. Obróciła się i podskoczyła ze szczęścia.
-Darron! Cześć! Co myślałeś o moich emotkach?- dziewczyna była bardzo podekscytowana i pełna energii.
-Myślę, że to było... bardzo kreatywne z twojej strony- odpowiedziałem szczęściarze z lekkim zakłopotaniem.
-Dzięki! Może powinnam być Niebywałą Twórcą Emotek?- zaśmiała się głośno dziewczyna. -Co chcesz robić?
-Taki talent byłby bardzo... oryginalny- uśmiechnąłem się. -Chciałabyś zagrać ze mną w jakieś planszówki?- zaproponowałem rudowłosej, patrząc na półkę.
-Pewnie! Chcesz pierwsze zagrać w Duopoly?- Talulla wyciągnęła pudełko do gry i rozłożyła je na ziemi.
-Czemu nie?- stwierdziłem i usiadłem na podłodze.
Nie wiedziałem jak bardzo ten pomysł z grami planszowymi był zły. Nieważne jaką grę wybrałem, to Talulla i tak wygrywała. Może to była wina moich niskich umiejętności grania w takie gry? Lub może to było przez szczęście Talulli? Przecież jest Niebywałą Szczęściarą, prawda? W każdym razie grałem z dziewczyną aż do wieczora (oczywiście robiąc przerwy na jedzenie). Czasami ktoś się do nas dołączył, ale po chwili już wychodził.
-Chciałbyś jeszcze raz zagrać w Nengę?- szczęściara pokazała mi pudełko i wyszczerzyła swoje zęby.
-Może już dość gier jak na dzisiaj? Wszakże już jest 19:30, prawda?- tak naprawdę nie chciałem, by moja męska duma była bardziej zniszczona. -Może o czymś porozmawiajmy? Czym się interesujesz Talulla? Zbierasz coś?- chciałem odciągnąć uwagę szczęściary od gier.
-Ach tak! Zbieram! Kamienie szlachetne. Mam bardzo wielką kolekcję w domu. Od ametystów, do obsydianów, ale chyba moimi ulubionymi są perydoty... albo nie! Może akwamaryny? Opale też są świetne...- dziewczyna kilka minut wymieniała wiele innych kamieni, aż wreszcie się zatrzymała. -Chyba nie mam ulubionego- zaśmiała się rudowłosa. -Motyla noga! Już taka godzina?- Talulla spojrzała na zegar. -Muszę już iść! Pa, Darron!- rudowłosa szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia.
Po posprzątaniu świetlicy, skierowałem się do swojej kabiny. Zamknąłem drzwi na klucz i jeszcze kiedy był czas wziąłem długi, ciepły prysznic. Odświeżony popatrzyłem do szafy i przypomniałem sobie, że praktycznie nie mam żadnej piżamy, w której mógłbym spać. Postanowiłem jutro jej poszukać. Ding dong, bing bong! Oho. Jakaś wiadomość od Monorisu.
-Uwaga, uwaga! To jest ogłoszenie obozowe! Jest 22:00, co oznacza, że cisza nocna się rozpoczęła. Za chwilę niektóre obszary zostaną zamknięte. W takim razie, dzieci... dobranoc, pchły na noc, karaluchy pod poduchy, a szczypawki do zabawki!- widocznie spokojniejsza wersja Monorisu przemawiała do mikrofonu. Czyli tak maskotka ogłaszała ciszę nocną... Interesujące. Rozebrałem się do bielizny i wczołgałem się do łóżka, po czym zasnąłem.
Ding dong, bing bong! Coś czuję, że ten dźwięk będzie mnie denerwował codziennie.
-Uwaga, uwaga! To jest ogłoszenie obozowe! Niech wszyscy zbiorą się w pawilonie jadalnym. Mam dla was wiadomość! Nie każcie mi czekać, inaczej się zdenerwuję...- głos Monorisu zabrzmiał z głośników. Co do...? Czy każde ogłoszenie poranne jest inne? Sam Monorisu brzmiał zadziwiająco poważnie.
Nie chciałem tracić czasu, więc szybko się przebrałem i wyszedłem z kabiny. Nie spotkałem żadnego z moich znajomych na zewnątrz, co podnieciło mój niepokój. Postawiłem stopy w pawilonie jadalnym i zorientowałem się, że jestem jedną z niewielu osób, które znajdowały się przy stole. Tymi osobami były Jagoda, Elroy, Halvor i Clara. Usiadłem na swoim miejscu. Nigdzie nie mogłem zobaczyć Monorisu. Po kilku minutach, wszyscy dotarli na miejsce. Jak się mogłem spodziewać Monorisu pojawił się w kłębie dymu. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
-Jestem w was zawiedziony, dzieci- mruknęła spokojna wersja maskotki. -Mieliście się zabijać! Już się spodziewałem, że przynajmniej jeden z was padnie!- teraz to była ta agresywna wersja.
-Przecież nawet nie minął tydzień!- zaprotestował Lev. -Poza tym mówiliśmy ci, że się nie pozabijamy!- dodał Derward.
-Po co nas tu zebrałeś?- spytała się lekko nerwowo Aurora.
-Widząc, że nie chcecie brać udziału w mojej grze, postanowiłem dla was coś przygotować, dzieci...- odezwał się Monorisu, a po chwili jego czerwone oko się zaświeciło niebezpiecznie. -Motyw!
-M...Motyw?- zająkał się Clement.
-O jaki motyw ci chodzi?- Elroy zastukał palcami w blat stołu, zniecierpliwiony.
-Tu, tu, tu, tu, tututu!- Monorisu zanucił jakąś zuchwałą melodię, a po chwili, poczułem jak mój identyfikator wibruje. Widocznie nie byłem sam, bo inni też popatrzyli na swoje kieszenie i powoli wyjmowali elektroniczne identyfikatory. Zrobiłem to samo i odblokowałem urządzenie. Zamiast mojego imienia i nazwiska na brzoskwiniowym tle z herbem szkoły, pokazało się... nagranie z jakiejś kamery monitoringu, które było... na żywo?! Środek pokazywał... pokój bez okien, który bardziej przypominał celę. Z jednej strony znajdowała się toaleta, wraz z umywalką, a z drugiej... łóżko, na którym ktoś leżał. Po bliższym przyjrzeniu się... zamarłem. To była... moja ciocia Flora! Co ona tam robiła?! Jak ona się tam znalazła?! Czy mogła mnie widzieć?! Pomachałem do identyfikatora, ale ona mnie nie zobaczyła. Podniosłem wzrok i spojrzałem na Monorisu. Czułem się jakby ktoś wylał wiadro zimnej wody na moją głowę.
-Co myślicie o tym motywie? Cudny, prawda? Wywiera wielkie wrażenie na was, prawda, dzieci?- Monorisu uśmiechał się złowieszczo i patrzył się na każdego z nas po kolei.
-Co z tobą jest nie tak, do kurwy nędzy?!- krzyknął Ces, podnosząc się.
-Co się z nimi dzieje? Czy wszystko z nimi w porządku?- zestresowała się Melissa.
-Jak go złapałeś?- nawet na twarzy Clary, można było ujrzeć lekkie zdenerwowanie.
-Wypuść ją! Co ona ci zrobiła?!- Aurora powstrzymywała się od dalszego wybuchnięcia płaczem.
-Afufufu! Czyli ten motyw zadziałał, co? Wspaniale! Jeśli chcecie się znowu z nimi spotkać...- Monorisu na chwilę „wstrzymał" oddech. -...musicie zabić.- maskotka dokończyła. -Róbcie co chcecie. A teraz muszę się z wami pożegnać! Pa, pa!- zanim ktokolwiek mógł jakoś zareagować, to Monorisu zniknął w kłębie dymu.
POZOSTALI OBOZOWICZE:
April Clifton, Niebywała Vlogerka [Żywa]
Aurora Motta, Niebywała Swatka [Żywa]
Ces Nivison, Niebywały Cyklista [Żywy]
Clara Ros, Niebywała ??? [Żywa]
Clement Reynolds, Niebywały Weterynarz [Żywy]
Darron Caten, Niebywały Dziennikarz [Żywy]
Derward Tremblay, Niebywały Drwal [Żywy]
Elroy Bêcheur, Niebywały Krytyk Kulinarny [Żywy]
Gaura Sanyal, Niebywała Tancerka Brzucha [Żywa]
Halvor Kjelland, Niebywały Rzeźbiarz Lodu [Żywy]
Jagoda Malinowska, Niebywała Piekarka [Żywa]
Kaiholo Kaiwi, Niebywały Surfer [Żywy]
Lev Medved, Niebywały Akrobata [Żywy]
Melissa Veilchen, Niebywała Architektka Krajobrazu [Żywa]
Ran Tatsumi, Niebywała Gospodarka Teleturniejów [Żywa]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top