Rozdział 1-1 Codzienne Życie


Przez bardzo długi czas nikt się nie odzywał. Wreszcie wstała jedna osoba, po której nie spodziewałem się takiego ruchu. Jagoda. 

-Słuchajcie, wszyscy. Wiem, że to co teraz wszyscy widzieliśmy jest bardzo trudne do pogodzenia się, ale nie możemy tak łatwo poddać się Monorisu!- piekarka powiedziała dosyć głośnym głosem, który miał w sobie pewność siebie. -On tylko tego chce! Chce, byśmy wzajemnie siebie pozabijali dla jego przyjemności!- ciągnęła dalej pulchna dziewczyna.

-M...masz rację!- kolejna niespodziewana osoba. Clement. -Nie możemy tracić nadziei!
-Racja... Myślę... Nie... Ja wiem, że moi bracia sobie poradzą!- dodała swoje pięć groszy Melissa, na co piekarka się uśmiechnęła.
-Dokładnie! Nasi bliscy na pewno sobie poradzą. Przecież znają nas... Niebywałych!- Jagoda nie przestawała utrzymywać swojego pewnego tonu. -Chcę odwrócić naszą uwagę od tego... motywu, jak to ujęła ta maskotka, dlatego, więc postanowiłam urządzić dzisiaj ucztę wypieków!- Jagoda uśmiechnęła się, patrząc na nasze twarze, na które powracała mała część nadziei. -Mimo mojego talentu potrzebuję kilka osób, które mi pomogą. Między innymi w kuchni, czy, by przynieśli mi jakieś świeże składniki. Ktoś się zgłasza?
-Ja móg...mógłbym pomóc w kuchni. Babcia coś mnie na...nauczyła o pie...pieczeniu- zgłosił się Clement.
-Ja- podniósł rękę Halvor.
-Tak. Ja mogłabym!- Aurora wytarła łzy i słabo się uśmiechnęła.
-Och, och! Kiedyś występowałam w jednym odcinku, sławnego programu kucharskiego! Ran Tatsumi się zgłasza!
-Ja zajmę się świeżymi składnikami z ogrodu- Melissa wstała i podeszła do cyklisty. -Ces. Ty też pomożesz mi z tym- zanim chłopak cokolwiek mógł odpowiedzieć, dziewczyna spiorunowała go wzrokiem, tak, że nawet sam cyklista się przestraszył i ledwie kiwnął głową.
-Ja mogę pomóc wam to przenieść- Derward podszedł do dwójki.
-Zrobiłam kiedyś filmik o ogrodnictwie, więc chyba mogę pomóc...- zaśmiała się charakterystycznie April.
-Chyba będziemy potrzebować talerzy i sztućcy, prawda? Ja, ja mogę się zgłosić!- Talulla wysoko podniosła rękę. -A ty Darron idziesz ze mną!- szczęściara wskazała na mnie. Nie chciałem zaprzeczać, bo bardzo polubiłem pomysł Jagody, więc kiwnąłem głową.
-Nie zapominajcie o mnie! Z moimi cudnymi umiejętnościami mogę łatwo unieść wiele talerzy!- Lev się podniósł z krzesła i ponownie rzucił konfetti. Czy on w swojej kabinie ma jakiś tego dożywotni zapas?
-Będzie trzeba też przygotować stół. Możesz się tym zająć Elroy?- spytała się Jagoda.

-Mogę, ale nie spodziewaj się, że będę jadł twoje koszmarne wypieki- mruknął niechętnie krytyk kulinarny i wstał z krzesła. -Kaiholo, Gaura, Clara. Za mną i bez dyskusji- chłopak ruszył szybkim krokiem w stronę Wielkiego Domu. Nie mając innego wyboru trójka ruszyła za krytykiem.
Popatrzyłem ze zmartwieniem na Jagodę, która była widocznie urażona przez Elroy'a. Jej oczy się zaszkliły, ale dziewczyna i tak się uśmiechnęła.
-T... to ja pójdę przygotować przepisy... Pamiętajcie, że... spotkamy się tutaj popołudniu... i zostajemy do... wieczora- piekarka to powiedziała, powstrzymując się od płaczu i pobiegła w stronę kabin. Aurora smutno westchnęła i podążyła za piekarką, chwytając Halvora (którego o wiele bardziej zimne spojrzenie podążało za Elroy'em) za rękaw.
Wziąłem głęboki wdech, by coś powiedzieć, ale wszyscy już dawno rozeszli się w swoje strony. 

-Chodź, Darron! Nie traćmy czasu na stanie i nie robienie niczego- o naszym zadaniu przypomniała mi Talulla, która już ciągnęła mnie w stronę Wielkiego Domu, za to Lev gnał z przodu.

Niezadziwiająco środek budynku nie zmienił się w ogóle. Uchyliłem drzwi magazynu i wszedłem wraz ze szczęściarą do środka. Tam już stał Lev, Elroy, Gaura, Kaiholo oraz Clara. Niebywały Akrobata obracał już na swoich palcach talerze, próbując zwrócić uwagę czwórki, szukającej obrusu. Pokazując kciuka w górę Lev'owi, podszedłem do pudła, z którego najprawdopodobniej pochodziły naczynia. Zajrzałem do środka, co potwierdziło moją spekulację. Podniosłem karton i popatrzyłem w stronę Talulli, która już znalazła sztućce. 

-Pomóc wam?- podszedłem do Elroy'a, który widocznie nie mógł znaleźć żadnego nakrycia stołu.
-Właściwie to...- Kaiholo zaczął zdanie, obracając się do mnie.
-Nie potrzebujemy żadnej pomocy. A teraz idźcie stąd, bo nam przeszkadzacie- Elroy przeszkodził surferowi i odgonił nas ręką.
Westchnąłem, po czym głową wskazałem Lev'owi i Talulli, byśmy wyszli. Po chwili dotarliśmy do pawilonu jadalnego i odłożyliśmy pudła. Elroy i jego grupa powinna się zająć nakryciem stołu.
-Co teraz?- spytałem się szczęściary i akrobaty.
-Ja jako wielki Lev Medved muszę poćwiczyć w swoim domku- odpowiedział mi chłopak, po czym skierował się w stronę kabin.
-Ja chyba pomogę reszcie w ogrodzie. Jeszcze nie wrócili, więc może powinnam tam pójść. Jeśli chcesz możesz pójść ze mną.- zachęciła mnie rudowłosa.

-Nie, nie. Ja może jeszcze sprawdzę kto inny potrzebuję pomocy- odparłem, kierując wzrok na kuchnię.
-Och. W takim razie do popołudnia, Darron!- dziewczyna mi pomachała i odbiegła w stronę ogrodu.

Wszedłem do kuchni, gdzie od razu uderzył mnie zapach najróżniejszych zapachów produktów wykorzystywanych przy pieczeniu. Ekstrakt z wanilii, czekolada, imbir, cynamon... Po prostu jakbym już nie znajdował się na tym obozie, tylko w prestiżowej piekarni dla jakiś snobów. Podszedłem do Jagody, która widocznie była zajęta mieszaniem ciasta drewnianą łyżką w misce.
-Hej Jagoda. Potrzebujecie pomo...- nie dokończyłem zdania, ponieważ piekarka od razu wsadziła mi do ust srebrną łyżkę z rzadkim ciastem. Jak ona ją tak szybko zamieniła drewnianą na srebrną? Nigdy nie spodziewałem się, że poczuje aż tak wiele smaków na języku ze zwykłego ciasta. 

-Co o tym sądzisz?- dziewczyna zmrużyła oczy i zaczęła badać moją twarz wzrokiem.

-To... to jest w dechę!- uśmiechnąłem się szeroko, na co Jagoda zaczerwieniła się.
-Czyli dobre, tak? Niby wiem, że jestem Niebywałą Piekarką, ale nadal się boję, że komuś nie zasmakuje moje ciasto. Wiesz o co mi chodzi, prawda?- z policzków dziewczyny zniknął rumieniec, a ona sama powróciła do energicznego mieszania łyżką.
-Oczywiście, że tak mam! Zawsze się boję, że jakiś wywiad, czy artykuł, napisany przeze mnie nie wyjdzie- odpowiedziałem.

-To o tyle dobrze, że nie jestem sama- piekarka się zaśmiała cicho. -Dobrze się z tobą rozmawia, pierniczku. Niestety nie mam czasu na rozmowę, ale może Aurora będzie chciała pogadać? Pewnie się gdzieś tu krząta- Jagoda dopowiedziała i wyszukała wzrokiem swatki. Ruchem głowy mi ją wskazała.

Podziękowałem Jagodzie i skierowałem się do dziewczyny o brokatowych piegach. Nie spodziewałem się, że swatka tak szybko do mnie podbiegnie.

-Darron! Chodź, chodź! Jesteś mi potrzebny!- Aurora chwyciła mój nadgarstek i wręcz wyciągnęła mnie z pawilonu jadalnego, tylko rzucając innym pożegnanie.
-Hej, hej! Nie tak szybko!- ledwie co nadążałem za niską dziewczyną, która była zadziwiająco szybka i mocno trzymała mnie za nadgarstek. -Gdzie idziemy? Po co?- dopytywałem się swatki, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi.

-Jesteśmy już tutaj!- Aurora puściła mnie dopiero w magazynie Wielkiego Domu. Muszę przyznać, że swatka miała w sobie dużo pary. -Wiesz po co tu jesteśmy? Wiesz, wiesz? Zgadnij!
-Um... to może jesteśmy tu po...- nie dokończyłem swojego zdania przez podskakującą swatkę.

-Dobra! Nie będę cię trzymać w napięciu! Jakoż iż, ponieważ, albowiem Monorisu nie był tak miły, by dać mi... jak i pewnie wam ładnych piżam, tylko jakieś tandetne szlafroki to postanowiłam, że...- dziewczyna przerwała, gdyż przed nami pojawił się nie kto inny jak sam Monorisu. Razem z Aurorą podskoczyliśmy zaskoczeni.

-No wiesz co?! Ja męczę się, by wam zrobić, a nawet uszyć własnoręcznie te piękne szlafroki, a wy je krytykujecie?! Bardzo zraniliście moje uczucia, wiecie?- maskotka spuściła głowę, a sam mógłbym przysiąc, że przynajmniej jedna łza poleciała z jej oka.
-Hej! Ja nie...- znowu zostałem przerwany przez swatkę. Ona chyba lubi przerywać innym, co?
-Ty umiesz szyć? Z takimi łapkami?- Aurora założyła ręce i zrobiła dzióbek.

-Oczywiście, że umiem! Te łapki potrafią robić wiele rzeczy. Gotować, szyć, szydełkować, bić własne i czyjeś dzieci...- dziewczyna z brokatowymi piegami przeszkodziła maskotce wyganiają ją gestem dłoni, a jeszcze chwila to by doszło do rękoczynów, sądząc po zdenerwowanej minie dziewczyny. -Okej. Nie to nie. Nie chcecie słuchać o moich świetnych umiejętnościach to nie. Łaski bez- Monorisu widocznie się obraził, założył łapki i zniknął w kłębie dymu.

-Ach ten przeklęty pluszak!- swatka nabrała powietrza w policzki i tupnęła nogą w podłogę ze zdenerwowaniem.

-H... Hej. Spokojnie... Może dokończysz swoje zdanie. Czemu tutaj jesteśmy?- podniosłem ręce, by uspokoić Aurorę, na co ta wzięła głęboki wdech i po chwili szeroko się uśmiechnęła.
-Masz rację. Postanowiłem, że sama wybiorę wszystkim piżamy, a ty mi w tym pomożesz!- Aurora ponownie podskoczyła podekscytowana.
-J...ja?! Ja wcale nie jestem dobry w wybieraniu strojów!- zdziwiłem się na słowa dziewczyny.

-Ach przestań! Przecież to będzie proste- dziewczyna machnęła ręką. -A teraz właź na drabinę, bo założę się, że na tamtej półce są piżamy!- Aurora popchnęła mnie w tamtą stronę i zanim to wiedziałem, to wspinałem się na sam szczyt półki. Dobrze, że nie mam lęku wysokości.

Po kilku próbach szukania wreszcie znalazłem odpowiednie pudła z ładnie poskładanymi piżamami. Zeszedłem na dół, gdy Aurora już siedziała w siedzie skrzyżnym i grzebała przez pudła. Usiadłem naprzeciwko niej i zacząłem robić to samo, od czasu do czasu pokazując jej niepewnie moje propozycje.

-Hej, Darron? Mam takie pytanko. Wiem, że to bardziej twoja robota, by pytać innych i te sprawy. Znasz jakiś sposób na problemami ze snem?- spytała się mnie nagle swatka, odrywając wzrok od piżam, które teraz już chowaliśmy do ozdobnych torebek.
-Och... Przepraszam, ale niestety nie znam żadnych sposobów, chociaż raz słyszałem od jednego z moich współpracowników, że stres może wpływać na bezsenność, a jej pomagały jedynie leki.- odpowiedziałem dziewczynie, odkładając spodnie od piżamy.
-Ach. Nic nie szkodzi. Przez tą całą sytuację jakoś nie mogę spać, chociaż mam tak już od dawna- powiedziała swatka, wracając do przeszukiwania pudeł z ubraniami.

-Może gdzieś w gabinecie pielęgniarki będą jakieś leki?- zaproponowałem dziewczynie.
-Och! To bardzo dobry pomysł!- podekscytowała się dziewczyna, nagle wstając. Ona chyba bardzo szybko się ekscytuje, co?

Nagle w naszych kieszeniach coś zabrzęczało. Oboje wyjęliśmy nasze identyfikatory, próbując zignorować naszych bliskich na ekranach głównych. Wcisnąłem ikonkę wiadomości. Jagoda właśnie wysłała nam informacje, że uczta się zaczyna i każdy ma być na miejscu.

-Ojej! Już? Widzisz jak szybko nam zlatuje czas, gdy fajnie się spędza z kimś czas?- Aurora uśmiechnęła się, chowając identyfikator od kieszeni żakietu. -Możesz spokojnie beze mnie iść. Ja jeszcze muszę przygotować resztę piżam. Zostały mi tylko dwie osoby- zanim mogłem zaprotestować, swatka wypchała mnie z magazynu.

Westchnąłem i wyszedłem szybkim krokiem z Wielkiego Domu, po chwili znajdując się na pawilonie jadalnym, gdzie siedziało już kilka osób. Elroy z Kaiholo, Clarą i Gaurą rzeczywiście się postarali. Stół był przykryty ładnym obrusem, a przy każdym krześle znajdował się talerz wraz z sztućcami. Nawet serwetki zostały ułożone w kształty łabędzi. Gdzieniegdzie już stały tace z ciastami, a jeszcze więcej było donoszonych. Przysiadłem koło April, która była wpatrzona w lusterko. Poprawiała sobie makijaż. Wreszcie kaszlnąłem cicho, na co dziewczyna spojrzała na mnie i szybko zamknęła lusterko.

-Ron! Wybacz mi za to, ale nie mogłam znieść tej źle nałożonej szminki. Mogę ci mówić Ron?- blondynka schowała lusterko do kieszeni dżinsów. Szczerze mówiąc tylko raz ją widziałem bez makijażu i to było w jednym z jej filmików. Moim zdaniem nadal bez niego olśniewała pięknością.
-W sumie mi obojętne. Możesz do mnie mówić jak chcesz- odpowiedziałem jej, wygodniej się usadawiając na krześle. -Jak tam zbieranie składników?

-Ach. Nawet nie pytaj- zaśmiała się cicho dziewczyna, przykrywając dłonią usta. -Okazało się, że robienie filmiku o ogrodnictwie, a samo ogrodnictwo to dwie różne sprawy. Nawet nie wiedziałam, że zbieranie warzyw to taka trudna sprawa! Dlatego jedynie przydałam się do noszenia kilku marchewek- teraz dziewczyna odsłoniła dłoń od ust i zaśmiała się charakterystycznie.
-Przynajmniej w czymś pomogłaś. Ja tam tylko zaniosłem naczynia, ale też...- zostałem przerwany przez głos Aurory, która się do nas zbliżała z rękami pełnymi toreb dekoracyjnych. Ona przerywa nawet o tym nie wiedząc, co?
-Hej wszystkim!- powiedziała dziewczyna, przysiadając się koło Ran.
-Aurora? Co to za torebki?- dopytała się Tallula, która przerwała swoją rozmowę z Lev'em.

-Ach to? To jest niespodzianka na ucztę!- powiedziała podekscytowana swatka i jak na zawołanie z kuchni wyszła Jagoda, która położyła ładnie ozdobiony tort na środku stołu i klasnęła w ręce, zwracając naszą uwagę. Na chwilę zamilkła, szukając w głowie odpowiednich słów.

-Bardzo miło mi tutaj wszystkich widzieć! Tak samo miło mi, że nie odrzuciliście mojej propozycji- uśmiechnęła się szeroko Jagoda, poprawiając swój ubrudzony fartuch. -No cóż... co mam innego mówić? Podano do stołu i smacznego!- piekarka poszerzyła swój uśmiech i usiadła na miejscu. 

Większość z nas, w tym ja wzięła pierwszy kawałek ciasta jaki zobaczyła. U mnie to było akurat ciasto marchewkowe za którym szczerze mówiąc nie przepadałem, ale by nie ranić Jagody wziąłem kawałek do ust i modliłem się, by tego nie wypluć. Nawet nie miałem go po co wypluwać! On był wspaniały! Dosłownie rozpływał się w ustach. Nie ten, który moja ciocia zrobiła. Był cały spalony i jedynie można było czuć spaleniznę, niż marchewkę. Wtedy mi się przypomniał motyw Monorisu. Czy na pewno wszyscy sobie poradzą? Przecież nie każdy jest tak samo odporny na różne przeżycia. Zacząłem się martwić, ale szybko te myśli zostały schowane przez wstającą Aurorę, która zastukała widelcem w swój talerz.

-Uwaga wszyscy! Mam ważne ogłoszenie!- swatka zwróciła uwagę innych, zarazem ich uciszając. -Jest ono ważne, ponieważ wiąże się oto z tymi torebkami- ciągnęła dalej dziewczyna, wskazując na prezenty. -Wraz z Darronem postanowiliśmy sprawić wam...- Aurora wstrzymała wdech, by dodać dramaturgi. -... piżamy! Prawda, że super?- dokończyła wreszcie.
-Co za idiotyczny pomysł...- mruknął cicho Ces, za co dostał kuksańca od Melissy, piorunującej go wzrokiem.
-Ja myślę, że to dobra myśl. Akurat marudziłam tutaj Derwardowi o braku komfortu w spaniu w zwykłych ubraniach...- skomentowała to Talulla.
-Ja i tak śpię nago- dorzucił Kaiholo, ruszając brwiami i sugestywnie skierował wzrok na Gaurę, która wyglądała jakby miała zwymiotować.
-Ciągnąc dalej... teraz rozdam wszystkim wasze piżamy i powiecie mi później co o nich sądzicie, dobrze?- uśmiechnęła się dziewczyna o brokatowych piegach i zaczęła rozdawać torebki. 

Niepewnie otworzyłem swój prezent i zajrzałem do środka. Beżowe długie spodnie i zapinana brązowa koszula z kieszonką na piersi. Nawet dostałem jeszcze zwykłe kapcie! Skąd ona wiedziała, że to polubię? Wiem, że sam tego nie wybierałem, a to jest zdecydowanie mój styl. Inni widocznie też mieli je dobrze dopasowane, bo mogłem usłyszeć zadowolone pomruki lub podziękowania pełne podziwu w stronę Aurory. 

Reszta popołudnia minęła nam na przyjemnych rozmowach i śmianiu się. Clement rozdawał nawet własnoręcznie zrobioną lemoniadę, która była przepyszna! Myślę, że jeśli będziemy się trzymać razem to Monorisu nam nic nie zrobi. Jestem pewien, że pokonamy go i wszyscy tutaj ujdziemy z życiem! Wreszcie nastał wieczór.

-Elroy, wszystko dobrze? Wyglądasz... blado...- spytał się krytyka kulinarnego zmartwiony Derward.
-Tak. Nic mi nie jest...- odpowiedział słabo Francuz. Coś mu dolegało. Może to z tego powodu, że nie jadł nic od rana? Nie widziałem, by ten zjadł jakikolwiek wypiek Jagody.
-Clement? Mógłbyś go odprowadzić do jego kabiny? I tak za chwilę wszyscy skończymy jeść, bo...- Derward nie dokończył zdania, bo w głośnikach zabrzmiał głos Monorisu, ogłaszający ciszę nocną. -O właśnie.
-P... Pewnie. Ch...Chodź Elroy...- weterynarz wstał, pomagając krytykowi zrobić to samo i obaj ruszyli w stronę kabin.

-No cóż... Jagoda... wiedz, że to było przepyszne! Mogłabyś jeszcze raz takie coś zrobić, proszę?- April uśmiechnęła się szeroko do piekarki, wstając z krzesła. Inni pokiwali głowami na propozycję vlogerki.
-N... no dobrze... jeśli tego chcecie...- zaczerwieniła się Jagoda i zaczęła zbierać talerze. 

Okazało się, że jedynymi osobami, które zostały by pomagać piekarce byłem ja, Aurora i Halvor. Nie wymienialiśmy ze sobą dużo zdań. Jako pierwszy wziąłem stertę talerzy i spróbowałem otworzyć drzwi. Spróbowałem to było dobre określenie. Stare drewno za nic się nie chciało ruszyć z miejsca, jakby uparcie nie chciało byśmy weszli do środka. 

-Co do...?- nie dokończyłem zdania, gdyż jak na zawołanie znikąd pojawił się Monorisu, powodując u mnie podskoczenie z zadziwienia i pisk ze strony Jagody.
-Czego chcesz od nas? Nie możesz zostawić nas w spokoju?- Aurora tym razem nie owijała w bawełnę i z impetem położyła sztućce na stole, powodując ich brzęczenie.
-Ach. Czemu tak agresywnie, dziecko? Chciałem tylko wam powiedzieć, że drzwi do kuchni są zamykane na noc. Słuchanie ze zrozumieniem to bardzo dobra cecha, moje dziecko- powiedział spokojnie Monorisu i zniknął w kłębie dymu zanim łyżka rzucona przez Niebywałą Swatkę mogła go trafić. 

-Ach, ta głupia wiewióra! Nigdy nie dam na spokoju- szybko się zdenerwowała Aurora i wyruszyła w stronę kabin. Halvor i Jagoda podążyli za nią, rzucając mi tylko krótkie „Dobranoc".

Westchnąłem i odłożyłem talerze na stół, obiecując sobie, że umyje je jutro. Lepiej byśmy ustalili kto będzie kiedy mył naczynia, jeśli będziemy tutaj długo mieszkać... Pomachałem głową, odganiając paskudne myśli i ruszyłem w stronę swojej kabiny. Widocznie wszyscy już byli w swoich, bo nie widziałem nikogo, gdy szedłem w stronę swojego drewnianego domku. Wreszcie dotarłem do niego i wszedłem przez drzwi, zamykając je za sobą na klucz. Przetarłem oczy i zanim wszedłem do łazienki, przypomniałem sobie, że woda na noc jest odłączona w kabinach. Wzruszyłem ramionami i wyjąłem z torebki ozdobnej moją piżamę, podarowaną mi przez Aurorę. Nadal myślę, że to był bardzo miły gest od swatki. Nie musiała tego robić, a tylko zacieśniła nasze więzi. Przebrałem się w nowo nabyte ubranie i padłem zmęczony na łóżko. Zamknąłem oczy, zasypiając po krótkiej chwili.

Obudziło mnie mocne stukanie w drzwi i ciągle naciskany dzwonek. Przetarłem oczy, nie mogąc ujrzeć na zegarku godziny, chociaż mogłem się założyć, że o takiej godzinie każdy śpi. Nieprzytomnie wstałem i podszedłem do drzwi. Zawahałem się, jednak przy klamce. Co jeśli...? Nie przecież to niemożliwe, prawda? Nikt nie chciałby... zabić, prawda? Jeśli już, to czemu ja byłbym ofiarą? Czy wydawałem się słaby? Moje przemyślenia przerwało narastające pukanie i szloch z drugiej strony drzwi. Co jeśli teraz ktoś jest atakowany i próbuje się schować?! Przy takiej myśli, otworzyłem jak najszybciej drzwi.
W progu ujrzałem zapłakaną Aurorę, która była ubrana w spodnie do spania w serduszka, pastelowo różową cienką koszulkę z długim rękawem, na stopach miała futrzane kapcie, a na głowie była umieszczona maska do spania.

-Aurora! Co się dzieje?- spytałem się zmartwiony dziewczyny, przybliżając się do niej.
-Darron... wydarzyło się... Derward już tam jest i... i...- swatka mówiła przez łzy, szlochając od czasu do czasu.
-Co? Co się wydarzyło?- spytałem się coraz bardziej nerwowy.
-Chodź... szybko...- dziewczyna z brokatowymi piegami wzięła mnie za nadgarstek i pociągnęła mnie mocno, prowadząc na wprost. Nie byłem pewien, czy to nie był jej chytry plan do zabicia mnie. Chociaż nie wierzę, by ona była do tego zdolna. Czy jednak wreszcie...? Nie. Nie mogło! To coś innego. Na pewno.

Wreszcie zatrzymaliśmy się w ogrodzie. Aurora mnie puściła i drżącą ręką wskazała na studnię. Nie mogłem nigdzie znaleźć wzrokiem Derwarda, co tylko pogłębiało moje zmartwienia. Potrząsłem głową, odganiając coraz bardziej okropne myśli i lekko się nachyliłem, niepewnie patrząc w głąb studni.

Nigdy nie zapomnę tego co zobaczyłem na dnie. Czułem się jakby cała nadzieja ze mnie wypłynęła i zastąpiła ją rozpacz. To nie mogło być możliwe... prawda?

Na samym dnie studni, leżąc w płytkiej wodzie w zakrwawionym ubraniu był... Elroy Bêcheur, Niebywały Krytyk Kulinarny.

POZOSTALI OBOZOWICZE:
April Clifton, Niebywała Vlogerka [Żywa]
Aurora Motta, Niebywała Swatka [Żywa]
Ces Nivison, Niebywały Cyklista [Żywy]
Clara Ros, Niebywała ??? [Żywa]
Clement Reynolds, Niebywały Weterynarz [Żywy]
Darron Caten, Niebywały Dziennikarz [Żywy]
Derward Tremblay, Niebywały Drwal [Żywy]
Elroy Bêcheur, Niebywały Krytyk Kulinarny
[Martwy]
Gaura Sanyal, Niebywała Tancerka Brzucha [Żywa]
Halvor Kjelland, Niebywały Rzeźbiarz Lodu [Żywy]
Jagoda Malinowska, Niebywała Piekarka [Żywa]
Kaiholo Kaiwi, Niebywały Surfer [Żywy]
Lev Medved, Niebywały Akrobata [Żywy]
Melissa Veilchen, Niebywała Architektka Krajobrazu [Żywa]
Ran Tatsumi, Niebywała Gospodarka Teleturniejów [Żywa]
Talulla Collins, Niebywała Szczęściara [Żywa]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top