P-1 Przedstawienia
Przez kilka minut stałem jak jakiś imbecyl pośrodku pawilonu jadalnego. Potrząsłem głową, by obudzić się z moich zamyśleń. Ruszyłem w stronę pulchnej dziewczyny z różowym fartuchem kucharskim. Po bliższym przyjrzeniu się mogłem ujrzeć na jej nosie kilka piegów. Jej włosy były związane w dwie kitki, a na jej głowie znajdowała się mała różowa czapka kucharska. Była do mnie odwrócona tyłem, więc dotknąłem lekko jej ramienia. Szatynowłosa podskoczyła i szybko się obróciła, trzymając przed sobą drewnianą łyżkę, którą zaczęła wymachiwać. Dostałem nią kilka razy po głowie.
-Aua! Hej! Stój! Nic ci nie zrobię!- powiedziałem, kryjąc rękami głowę.
-Hm?- dziewczyna otworzyła mocno zaciśnięte oczy i szybko schowała łyżkę do kieszeni fartuchu. -Na wszystkie biszkopty świata! Tak mi przykro! Myślałam, że jesteś tym pluszakiem- dziewczyna ponownie podskoczyła.
-Nic się nie stało. Każdy jest teraz przez to zestresowany- mruknąłem i pomasowałem swoją głowę. Mimo jej pozornie wątłej postury, dziewczyna miała bardzo dużo siły w rękach. -Jestem Darron Caten. Niebywały Dziennikarz- przedstawiłem się.
-Tak. Racja. Przedstawienia- dziewczyna nerwowo wygładziła swój fartuch. -Jestem Jagoda Malinowska i mój talent to Niebywała Piekarka. Jeśli chciałbyś coś słodkiego to zgłoś się do mnie, dobrze, pierniczku?- szatynowłosa podniosła wzrok i nieśmiało się uśmiechnęła.
-Pierniczku?- zdziwiłem się na przezwisko, nadane mi przez piekarkę.
-Nie smakują ci pierniki? Może chcesz być sernikiem? A może nie lubisz przezwisk? Mogę nie mówić do ciebie po przezwisku- zestresowała się dziewczyna.
-Nie, nie. Po prostu nie często się słyszy takie... niebywałe przezwiska- lekko się zaśmiałem, by ukoić nerwy dziewczyny.
-Ach. To bardzo dobrze. Jeśli ci to nie przeszkodzi to chciałabym poznać innych- Jagoda mi pomachała i szybkim krokiem odeszła ode mnie.
Nie chciałem długo się zastanawiać nad Jagodą. Wydawała się miłą dziewczyną, która po prostu była lekko zestresowana tą sytuacją. Podszedłem do chłopaka z czarnymi włosami, którego onyksowe oczy były zakryte przez prostokątne okulary z ciemnymi oprawkami. Był ubrany bardzo elegancko.
-Serwus! Jestem Darron Caten i jestem Niebywałym Dziennikarzem- podałem dłoń chłopakowi. Niestety ten nic długo nie mówił, tylko oceniał mnie wzrokiem. Westchnął ze zdenerwowaniem.
-Widocznie jestem zmuszony do przedstawienia się. Moje imię to Elroy Bêcheur. Niebywały Krytyk Kulinarny. A teraz chyba musisz stąd iść, nieprawdaż? Tylko zajmujesz niepotrzebną przestrzeń przed moim wzrokiem.- odpowiedział z niechęcią chłopak. Miał wyrazisty francuski akcent. Nawet nie chciał podać mi ręki, więc ją opuściłem i speszony odszedłem.
Po tym niezręcznym spotkaniu, wszedłem do kuchni. Stał tam chłopak z bardzo jasnymi włosami związanymi w luźną kitkę. Swoimi szarymi oczami badał każdy zakamarek kuchni. Stanąłem koło niego.
-Hej. Jestem Darron. Dziennikarz- uśmiechnąłem się lekko w stronę chłopaka.
-Halvor Kjelland. Niebywały Rzeźbiarz lodu- chłopak poprawił swoją długą kurtkę z futrzanym kapturem. Dalej nic nie powiedział.
-Rzeźbiarz lodu? To bardzo ciekawy talent. Pewnie wygrałeś wiele konkursów- próbowałem ciągnąć dalej rozmowę, lecz ten nic nie odpowiedział. -Powiedz mi... nie jest ci ciepło w tej kurtce?
-Czasami- odpowiedział lakonicznie Halvor. Okej. Ta cisza mnie dobijała.
-To ten... to... ja pójdę... miło było cię poznać- powiedziałem niezręcznie i powoli się wycofałem na co rzeźbiarz nie zareagował.
Ugh. Czemu poznawanie nowych ludzi jest tak trudne? Stanąłem przed pawilonem jadalnym i zdałem sobie sprawę, że nie wiem jakie są inne miejsca w tym „obozie". Wyjąłem swój identyfikator i kliknąłem w ikonę mapy. Okej. Aktualnie jestem przy pawilonie jadalnym, a najbliżej mnie znajdował się ogród. Postanowiłem się tam skierować i przy pomocy identyfikatora trafiłem do gigantycznego miejsca, gdzie główną „atrakcją" była duża studnia w środku.
Obróciłem się kilka razy, by zbadać teren i zobaczyłem dziewczynę, która klęczała przy rabatkach kwiatowych i grzebała w ziemi. Podszedłem do niej i lekko kaszlnąłem.
-Hej. Jestem Darron Caten. Pochodzę ze Szkocji i jestem Niebywałym Dziennikarzem- uśmiechnąłem się lekko, gdy dziewczyna wstawała.
-Wybacz mi za moją nieuwagę. Jestem Melissa Veilchen. Jestem Niebywałą Architektką Krajobrazu. To przyjemność ciebie poznać, Darron- dziewczyna wytarła ręce ukryte w rękawiczkach ogrodniczych w swoje ogrodniczki, poprawiła swoje jasnobrązowe włosy ułożone w kok na głowie i podała mi dłoń, którą uścisnąłem. -Jestem z Holandii. Opowiesz mi później o Szkocji? Bardzo chciałabym do niej pojechać, gdyż tam jest bardzo zielono- na swoje ostatnie zdanie dziewczyna cicho się zaśmiała.
-Ach. Pewnie! Tylko przypomnij mi o tym później, bo pewne zapomnę- lekko się zarumieniłem i puściłem rękę Niebywałej Architektki Krajobrazu. -Teraz pójdę poznać innych. Lepiej ich wpierw poznać, a później wszystko przedyskutować- uśmiechnąłem się lekko, na co Melissa kiwnęła głową i wyjęła z kieszeni swoich ogrodniczek kopaczkę i znowu uklęknęła przy rabatkach.
Po tym dosyć miłym spotkaniu podszedłem do chłopaka, który siedział na ławce i nerwowo gniótł swoją niebieską chustę. Co chwilę zdmuchiwał ze swojego zielonego oka falowane brązowe włosy. Podniósł wzrok i szybko wstał z ławki. Dopiero teraz ujrzałem jego prawe miodowe oko. Nerwowo poprawił swoją fioletową koszulę z krótkimi rękawami i swój rozpięty kitel.
-Ch... chcesz się prze...przedstawić, prawda?- chłopak ponownie poprawił swoją chustę i wystawił nienaturalnie prosto rękę. -Moje... moje imię to Clement Reynolds. Po... pochodzę z Anglii i... i jestem Niebywałym We...Weterynarzem.
-Jestem Darron. Pochodzę ze Szkocji i jestem dziennikarzem- lekko się zaśmiałem i potrząsnąłem delikatnie dłoń weterynarza.
-Och? Czy... czy powiedziałem coś... coś źle?- Clement szybko schował buzię do chusty i zaczerwienił się.
-Co? Ach! Nie, nie. Po prostu... lekko rozśmieszyło mnie twoje zachowanie- nawet nie zdałem sobie sprawy, że to powiedziałem. Nie brzmiało to za bardzo... miło?
-To jeszcze go...gorzej!- jeśli Clement by potrafił to schowałby się cały we swojej chuście.
-Mogę cię nazywać Clem?- chciałem jak najszybciej odciągnąć uwagę weterynarza od tego tematu, więc powiedziałem co pierwsze mi wpadło do głowy.
-T... tak- po chwili ciszy chłopak odpowiedział i znowu usiadł na ławce, grzebiąc w swoim kitlu. Pomachałem mu i czym prędzej wycofałem się stamtąd. Nie chciałem go bardziej zdenerwować.
Ostatnią osobą, którą widziałem była dziewczyna o niskim wzroście. Stała przy małej szopie z narzędziami ogrodniczymi. Dotknąłem jej lekko w ramię, na co ta obróciła się na jednej nodze i uśmiechnęła się szeroko. Teraz zdałem sobie sprawę, że to była ta dziewczyna z oliwkowym kolorem skóry i brokatowymi piegami. Jej oczy były koloru fiołków, za to jej włosy były zafarbowane na kolor pudrowego różu i były ułożone w formie dwóch koków na głowie z luźnymi włosami z tyłu sięgającymi do ramion. Kolor jej ubioru można było określić jako pastelowy. Dziewczyna miała na sobie zakolanówki do kolan w kropki, krótką spódniczkę w kwiaty, podkoszulkę w pastelowym fiolecie oraz żakiet w serca. Poprawiła swoją jasną apaszkę i zrobiła dłońmi gest serca.
-Cześć kochaneczku! Wita cię amor we własnej osobie! Jestem Aurora Motta. Niebywała Swatka! Mam nadzieję, że strzała amora kiedyś cię sprowadzi do mnie lub do mojego domu w Wenecji!- dziewczyna widocznie szybko się otrząsnęła po tym, co się stało na pawilonie jadalnym.
-Um... hej. Jestem Darron Caten, Niebywały Dziennikarz i też mam nadzieję, że kiedyś coś cię sprowadzi do mojego biura w Szkocji- lekko się zaśmiałem.
-Och! Jesteś dziennikarzem? To takie super! Musiałeś kiedyś się wspinać po drzewach, by zdobyć jakieś supertajne informacje? Może prowadziłeś wywiad z jakimiś gwiazdami?- mogłem przysiąc, że w oczach swatki pojawiły się gwiazdy.
-Nie wydaje mi się, bym cokolwiek takiego robił- podrapałem się po policzku i lekko się zaśmiałem. -Niestety muszę teraz iść. Chcę jak najlepiej poznać ten... obóz.- dodałem po chwili.
-Aw. Szkoda. Daj mi znać, gdy będziesz chciał ze mną spędzić czas! Może nawet mogę cię z kimś spiknąć!- Aurora zrobiła znak pokoju i przymknęła oczy, uśmiechając się.
Na to pomachałem dziewczynie i po bliższym zbadaniu ogrodu, jedyne co było warte mojej uwagi to była głębokość studni w środku. Nie chciałem myśleć, jak ktokolwiek mógłby to wykorzystać. Potrząsnąłem głową i wyszedłem z ogrodu.
Spojrzałem na mapę w identyfikatorze. Postanowiłem skierować się do „Wielkiego domu", jak to ujęła mapa. Po dotarciu na miejsce, zdałem sobie sprawę, że ten „Wielki dom" to tak naprawdę było miejsce, w którym się obudziłem. Przed drzwiami stała Taululla i Derward, którzy ze sobą rozmawiali. Pomachałem im, gdyż nie chciałem im przeszkadzać w konwersacji.
Środek domu nie zmienił się drastycznie. Nawet w ogóle. Nadal była ta sama mahoniowa podłoga, ściany wyłożone boazerią oraz... metalowa brama przy schodach. Podszedłem do niej i potrząsnąłem nią kilka razy, myśląc, że sama bramka jest zablokowana. Niestety szybko puściłem bramkę i odskoczyłem od schodów, bo sam metal mnie lekko poraził prądem.
-Aua! Co u diabła?- spytałem się sam siebie, machając ręką.
-Afufufufu! Ten teren jest zablokowany!- nagle znikąd wyskoczył Monorisu, prawie przyprawiając mnie o zawał serca.
-Co? Czemu?- spytałem się maskotki, przy okazji sprawdzając sobie tętno.
-Afufufufu! Ten teren jest zablokowany!- powtórzył się opiekun obozu i gdy się spytałem o to ponownie, znowu mi odpowiedział tak samo.
Postanowiłem odpuścić i skierowałem się do pomieszczenia za schodami. Otworzyłem drzwi i zostałem powitany przez dosyć mały pokój z ladą, na której znajdowała się kasa naprzeciwko drzwi. Mogłem też ujrzeć półki z różnorakimi drobiazgami sięgające od podłogi do sufitu. Ba! Nawet mogłem tutaj znaleźć rzeczy, które niejednemu kolektorowi wpadłyby w oko. Podszedłem do lady i zadzwoniłem w dzwonek, który często jest widywany w hotelach. Od razu na miejscu stanął Monorisu. Jak?! Przecież dosłownie przed chwilą znajdował się przy schodach. Nieważne.
-O co znowu chodzi?- mruknąłem niechętnie do pluszaka.
-Ach. Czemu tak agresywnie, dziecko? Chciałem ci tylko przekazać kilka monomonet- odpowiedział mi opiekun obozu. W tym momencie mój identyfikator zadrżał, więc wyjąłem go i spojrzałem na lewy dolny róg. Znajdowała się tam ikonka monety z twarzą Monorisu na niej. Widocznie posiadałem ich teraz dziesięć.
-Czym są „monomonety"?- spytałem się sceptycznie.
-Monomonety to waluta Obozu Fortuny, dziecko. Możesz za nie kupić wiele drobiazgów tutaj dla twoich przyjaciół... lub broni, jeśli sobie tak zażyczysz, dziecko- odpowiedział mi Monorisu. -Niestety nie mogę ci powiedzieć jak możesz je zdobyć. Musisz dowiedzieć się sam, dziecko.
-Dzięki...- podrapałem się po skroni i wyszedłem ze sklepu. Okej. Jedno z pięciu drzwi mam zaliczone.
Od razu poszedłem do drugiego pomieszczenia znajdującego się koło sklepiku obozowego. Otworzyłem drzwi i moim oczom ukazał się dosyć wielki pokój z szarą wykładziną i białymi ścianami. Pośrodku pomieszczenia stał wielki stół bilardowy, a pod ścianą znajdował się kineskopowy telewizor z odtwarzaczem na kasety, leżącym na nim. Mogłem też ujrzeć kilka półek z najróżniejszymi rzeczami. Od gier planszowych, przez magazyny, aż do kaset z filmami. Pod oknem zasłoniętym białą firanką stał mały stolik z kilkoma krzesłami do niego przystawionymi, a dosłownie naprzeciwko niego na ścianie znajdowała się tarcza do rzutek. Widocznie to całe pomieszczenie to był jakiś pokój, w którym moglibyśmy się zrelaksować. Nie wiem jak mielibyśmy to zrobić, jeśli jesteśmy uwięzieni tutaj. Przynajmniej według zeznania Monorisu. Jedyną osobą, która znajdowała się w tej świetlicy była dziewczyna z długimi blond włosami. Gdy tylko usłyszała za sobą kroki szybko się odwróciła i po chwili odetchnęła z ulgą, widząc moją twarz. Nie za bardzo znałem się na modzie, ale byłem pewny, że dziewczyna zna ostatnie trendy. Po bliższym przyjrzeniu się jej szafirowym oczom, wreszcie zrozumiałem skąd znałem tą twarz. Przecież to była...!
-Hej, hej, piękny! Jestem sławna April Clifton. Niebywała Vlogerka!- dziewczyna potwierdziła moje przekonanie. To była TA April Clifton, która w zaledwie ciągu roku zdobyła pół miliona obserwujących, a po dwóch już dwa miliony! Sam musiałem przyznać, że nie była stereotypową vloggerką, która korci wszystkich na kasę lub tworzy konwenty-niewypały, ale miło mi się ją oglądało od czasu do czasu.
-Och! Jestem Darron Caten, Niebywały Dziennikarz. Jestem fanem!- potrząsnąłem rękę dziewczynie.
-Jestem zaszczycona poznać kolejnego fana. W sumie to prawie dla mnie codzienność- vlogerka zaśmiała się lekko, wydając charakterystyczne dla niej chrumknięcie. -Mimo tego mógłbyś mi coś obiecać? Traktuj mnie jako zwykłą dziewczynę. Uczennicę, która do Akademii Fortunny dostała się za pomocą szczypty szczęścia i uśmiechnięcia losu- April uśmiechnęła się przyjaźnie i puściła moją rękę.
-Okej. W takim razie, także jestem zwykłym uczniem- zaśmiałem się lekko i po chwili rozmowy wyszedłem z świetlicy.
Naprzeciwko pokoju relaksu, znajdowały się lekko obdarte drzwi, które uchyliłem, by spojrzeć co się znajduje w środku. Pomieszczenie to zostało podzielone na dwie części przez metalową bramę sięgającą aż do sufitu. Po mojej stronie znajdowały się kubły do segregacji, czy różne narzędzia do zbierania odpadów oraz worki na śmieci, za to po drugiej- wielki piec który, z tego co wywnioskowałem służył do spopielania odpadów. W śmieciarni nikogo nie było, więc zamknąłem drzwi i skierowałem się do kolejnych.
Już po wejściu do pomieszczenia mogłem poczuć zapach proszku do prania, czy płynu do płukania. Pod lawendową ścianą stał szereg pralek, a pod drugą- regały z wszystkim czego byś potrzebował do prania. Od płynów do płukania najróżniejszych marek do rozkładanych suszarek. Akurat pod jedną z nich stała dziewczyna z jaskrawo rudymi włosami, która miała na sobie srebrną cekinową sukienkę do kolan. Jej charakterystyczną cechą była przerwa pomiędzy jedynkami. Dziewczyna, widząc mnie od razu ożyła.
-Doooobry wieczór wszystkim! Wita was wasza ulubiona gospodarka teleturniejów we własnej osobie! Ran Tatsumi! Jakiego tutaj mamy uczestnika?- dziewczyna podała mi niewidzialny mikrofon.
-Ach... um... tak. Jestem Darron Caten. Niebywały Dziennikarz- lekko speszony odpowiedziałem na pytanie Ran, która wydawała mi się być Japonką.
-Pan Caten! Proszę o brawa dla niego!- gospodarka teleturniejów najwyraźniej zwróciła się do nieznanego mi chłopaka, który stał przy pralkach i po chwili zaczął wolno klaskać ze zmieszaną miną. -Niech mi pan powie, panie Caten. Czy widział pan kiedyś jeden z moich teleturniei?
-Nie trzeba się do mnie zwracać po pan...- podrapałem się po policzku i lekko się zaśmiałem. -Ale co do twojego pytania to tak. Widziałem chyba „Koło Fortuny" prowadzone przez ciebie.
-Ach tak. Jedno z moich pierwszych. Klasyka- przez moment mogłem zobaczyć normalną Ran, która nie udaje, że jest przed reflektorami. -Mimo tego dziękuję panu za udział w mojej grze pytań! Do zobaczenia w następnym programie!- na to Japonka opuściła pralnię.
Odetchnąłem z ulgą i podszedłem do chłopaka, który stał przy pralkach. Miał on ciemnobrązowe oczy i czarne włosy ostrzyżone na jeża. Chłopak miał na sobie niebieski podkoszulek i czerwone dresy. Dodatkowo jego charakterystyczną cechą było to, że na policzku miał wymalowaną gwiazdę. Gdy tylko zobaczył, że się zbliżam to od razu się wyprostował i z kieszeni wyciągnął konfetti, które rzucił w powietrze.
-Czy to ptak? Czy to samolot? Ne! To wielki Lev Medved! Niebywały Akrobata!- chłopak po swoim przywitaniu z rosyjskim akcentem, zrobił gwiazdę na ziemi i ukłonił się.
-Och. To było... świetne- skomplementowałem wyczyn chłopaka i poklaskałem w dłonie. -Jestem Darron. Niebywały Dziennikarz.
-Wiem, że jestem wspaniały. Temu tłumy mnie kochają- Lev przyłożył sobie dłoń do klatki piersiowej i udał, że śle całusy. -To pewnie zaszczyt mnie poznać, Darron, da?
-T... Tak. Wielki zaszczyt- szczerze mówiąc, nigdy o gościu nie słyszałem. Znaczy... słyszałem jedynie chyba raz, czy dwa razy, ale jedynie o cyrku w którym występuje. -Muszę już iść. Chciałbym poznać innych- pożegnałem się z akrobatą i wyszedłem z pralni.
Nie zawracając sobie głową niepotrzebnymi myślami otworzyłem kolejne drzwi z gwiazdą życia na nich. Według moich podejrzeń to był gabinet pielęgniarki. Nie myliłem się. Już kiedy postawiłem stopę na sterylnie białych kafelkach mogłem poczuć zapach typowy dla szpitali, czy gabinetów lekarskich. Pod ścianą stały dwa łóżka z żelaznymi ramami, a koło nich stały szafki z szybą w drzwiach, przez które można było zobaczyć artykuły medyczne. Mogłem też wymienić znajdujących się tam wiele przyrządów do mierzenia, czy ważenia, czy nawet sprawdzania wzroku, ale nie wiem, czy byłoby to dla was przydatne. Pod oknem znajdowało się biurko i krzesło obrotowe, na którym siedział z wyłożonymi na biurko nogami chłopak z długimi szatynowymi włosami, przewiązane czerwoną chustą, która zapewne powstrzymywała je od opadania ich na włosy. Opalony chłopak miał też w ustach pogryziony patyk po lizaku. Jego dwa kolczyki w prawym uchu błyszczały w świetle lamp LED. Gdy wszedłem do gabinetu, szatynowłosy miał swoje dłonie w kieszeniach czerwonej kurtki rowerowej.
-Serwus. Jestem Darron. Darron Caten. Dziennikarz- podszedłem do biurka i dotknąłem lekko ramienia chłopaka.
-Nigdy mnie nie dotykaj bez mojego pieprzonego pozwolenia- odpowiedział mi chłopak, przymykając oczy i wstając z krzesła.
-Och... um... przepraszam. Chciałem się tylko przedstawić...- powiedziałem lekko speszony, na co chłopak znowu przymknął oczy i westchnął.
-Jestem Ces Nivison. Niebywały Cyklista. Zadowolony?- chłopak ponownie westchnął. Oczywiście! To był ten australijski cyklista, który w tak młodym wieku wygrał wyścig przez całą Australię! -A... i jeszcze jedno. Dla twojego bezpieczeństwa. Trzymaj się ode mnie z daleka.- dodał Ces po chwili.
-A to... um... czemu? Czy nie powinniśmy... no wiesz... współpracować... razem, by się stąd wydostać?- lekko zdziwiony spytałem się cyklisty.
-Pf... wy możecie się bawić w „wszystko będzie super i będziemy najlepszymi przyjaciółmi", ale... przyznaj. To na pewno się zwali. A jak na razie... ciesz się tą nieświadomością póki możesz- Ces na chwilę wyjął patyczek z lizaka z ust, by potem go znowu włożyć, po czym zostawił mnie samego w gabinecie pielęgniarki.
Po zbadaniu gabinetu, mogłem stwierdzić, że nie służył on jedynie do leczenia. Mogłem na półkach ujrzeć leki na receptę, czy kilka śmiertelnych trucizn. Nie było ich dużo, ale nadal... no cóż... były. Wychodząc z gabinetu, spojrzałem na ostatnie drzwi Wielkiego Domu. Na złotej tabliczce było wyryte: „Magazyn". Ciekawiło mnie to, co ten magazyn przechowywał. Może po prostu zakurzone zapasowe meble i połamane łuki? Był tylko jeden sposób, by się dowiedzieć. Wszedłem do pomieszczenia.
Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem w magazynie to były sięgające do sufitu regały i tony pudeł na ziemi. W sumie... to był cały magazyn. Jedne wielkie zbiorowisko półek i pudełek. Zajrzałem do jednego z nich i mogłem tam ujrzeć tonę przyborów szkolnych. Popatrzyłem się na półkę, a tam... ubrania. Eleganckie suknie, wygodne piżamy, czy nawet skąpe bikini! Pod jedną z półek stała dziewczyna z czarnymi włosami związanymi w warkocz. Mogłem zobaczyć na jej szyi czarno-białe korale. Dziewczyna miała czarną koszulę z białymi falbankami przy guzikach oraz szarą akordeonową spódnicę do kolan. Spojrzała na mnie i po chwili powiedziała:
-Clara Ros. Meksyk. Tyle powinieneś wiedzieć- dziewczyna przedstawiła się jakby czytając w moich myślach. -Nie powiem ci mego talentu, bo nie wydajesz się godny poznania go. Tak samo jak reszta z was- nie wiedziałem jak na to odpowiedzieć. Miałem się pytać czemu nie jestem godny? Może to zignorować i wyjść? Lepiej się wpierw przedstawić.
-J.. ja jestem Darron Caten. Niebywały Dziennikarz i pochodzę ze Szkocji- lekko się jąkając, przedstawiłem się.
-Nie obchodzi mnie twoje imię, ani twój przyziemny talent. Nie interesuje mnie on w tej chwili- odpowiedziała mi dziewczyna i zaczęła przeglądać rzeczy na półkach.
Po dłuższym badaniu magazynu i wielu próbach zagadania do Clary, wreszcie wyszedłem z Wielkiego Domu. Spojrzałem na mapę. Dwoma miejscami, których jeszcze nie zbadałem były kabiny i parking dla autobusów. Postanowiłem skierować się w stronę parkingu, gdyż tam... może będzie jakaś szansa ucieczki. Może te autobusy jeszcze działają? Była na to mała nadzieja, ale nadal jakaś, prawda? Skierowałem się w tamtą stronę, ale gdy już byłem bardzo blisko... zatrzymałem się. Zdałem sobie sprawę, że jeszcze nie było mnie w lesie, który otacza ten obóz.
Już kiedy miałem postawić kilka kroków naprzód, ponownie znikąd pojawił się Monorisu, znowu prawie przyprawiając mnie o zawał.
-A nie, nie, nie! Obozowiczom nie wolno wchodzić do lasu!- Monorisu pomachał łapką. -Tam jest bardzo niebezpiecznie, dziecko. Mógłbyś się zranić i stracić możliwość bycia mordercą, prawda?
-Przestań nam wmawiać, żebyśmy siebie wzajemnie pozabijali! To się nie stanie! Dopilnujemy tego razem! A teraz mnie przepuść, bo chcę tam zajrzeć!- odpowiedziałem troszeczkę za głośno niż się spodziewałem.
-Afufufu. Zobaczymy...- maskotka zaśmiała się szyderczo. -Nie mogę cię tam wpuścić, dziecko. Tam zawsze mam wstęp tylko ja, a żeby cię powstrzymać stworzę nową zasadę- Monorisu na chwilę się zatrzymał i wyglądał jakby był bardzo skupiony. Po chwili poczułem wibrację mojego identyfikatora. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na nowo dodaną zasadę.
Zasada 8
Wkraczanie na teren lasu jest dozwolone, tylko pod pewnymi warunkami.
-Skończone. A jak na razie... pa, pa!- w tym oto momencie Monorisu zniknął mi z oczu w kłębie dymu, zanim mogłem się spytać o te „pewne warunki".
Z tego co mogłem wywnioskować w lesie czeka nas coś, czego Monorisu nie chce byśmy zobaczyli. Jakoś nie wierzę, by tak dbał o nasze bezpieczeństwo. Może tam jest jakaś droga ucieczki? Niestety przez tą głupią zasadę, mogę tylko pomarzyć o zbadaniu lasu.
Wreszcie po kilku krokach, dotarłem na parking autobusów i ku memu zaskoczeniu trzy autobusy stały idealnie zaparkowane. Szybko podbiegłem do pierwszego pojazdu i wszedłem do środka, gdzie na miejscu kierowcy już siedział chłopak o ciemnej skórze z podniesionymi na żelu czarnymi włosami. Miał na sobie rozpiętą hawajską koszulę, krótkie beżowe spodenki oraz klapki. Mogłem też na jego ramionach zauważyć... tatuaże? Myślę, że to mogły być te nietrwałe lub z henny.
-Hej... Jestem Darron Caten. Niebywały Dziennikarz- przedstawiłem się chłopakowi, zwracając jego uwagę. -Czy ten autobus działa?- dopytałem się po chwili.
-Niestety, ziom. Ktoś naprawdę chce byśmy tu byli na zawsze. Nie ma ani benzyny, a nawet jeśli takową byśmy znaleźli to i tak te autobusy nie mają silników. Chyba są tylko na pokaz... albo ktoś je specjalnie wyjął. Nawet nie moglibyśmy iść na nogach do domu, bo trzeba przejść przez las, by dotrzeć do końca obozu i teraz przez jakiegoś idiotę nie możemy wchodzić do lasu- na ostatnie zdanie chłopaka, spróbowałem schować moje zawstydzenie. -W każdym razie... Hej, ziom. Jestem Kaiholo Kaiwi. Przez innych ziomów jestem znany jako Niebywały Surfer. Mam nadzieję, że w przyszłości poznamy się bliżej, ziom- po tym chłopak wystawił mi pięść, by przybić mi tzw. „żółwika". Nie mogłem odmówić, więc zrobiłem to co miał na myśli. Myślę, że skądś go znałem. Ach tak! To on już w wieku dwunastu lat miał zaliczonych kilka wygranych i drugich miejsc w różnych konkursach surferskich. Wierzę, że pochodził bodajże... z Hawai.
Po zbadaniu reszty pojazdów, prędko wyszedłem z parkingu i skierowałem się do ostatniej „stacji". Kabiny. Były dosłownie na drugim końcu obozu, więc musiałem przebyć dosyć długą drogę. Mimo tego zatrzymałem się w jeszcze jednym miejscu, które nie było zaznaczone na mapie. Wydawało mi się, że to... mała szklana kopuła? Wszedłem do jej środka i rozejrzałem się. Wyglądał naprawdę jak zwykły park. Kilka ławek i wielki dąb na środku. Coś jednak przykuło moją uwagę. Cztery metalowe bramy, uniemożliwiające przejście przez ścieżki za nimi.
-Hej! Monorisu!- zawołałem maskotkę. Żądałem odpowiedzi.
-Wzywasz i ja się zjawiam! Afufufu!- Monorisu wyskoczył spod ławki, ale tym razem byłem gotowy.
-Co to ma znaczyć? Czemu tutaj są te metalowe bramy?- spytałem się opiekuna obozu.
-Ach to? Wiedziałem, że ktoś oto zapyta, ale chciałem byście sami to odkryli- w tamtym momencie maskotka zmieniła swój charakter. -Widzisz, dziecko... Te dróżki prowadzą do innych części obozu.
-Innych części obozu? Dlaczego są w takim razie zablokowane?
-Co za dużo to niezdrowo, prawda, dziecko? Gdybym dał wam wszystkie tereny naraz, chcielibyście więcej i więcej i więcej. Wtedy to byłaby tragedia, dziecko.
-Czy to jest jedyna droga do innych części obozu?- dopytywałem się maskotki, ignorując jej zachowanie. Po chwili jednak zdałem sobie sprawę, że może ona dodać kolejną głupią zasadę.
-Oczywiście, że tak! Cały teren na którym wszyscy obozowicze się znajdują jest oddzielony płotem elektrycznym. Jedno dotknięcie i bzzzt! Już cię nie ma- mówiąc to, Monorisu robił wiele różnych gestów. Okej. Nie muszę się martwić o kolejną głupią zasadę dodaną przez maskotkę. Niestety nasz „opiekun obozu" bardzo lubił znikać, gdy byłem zamyślony, bo gdy powróciłem do rzeczywistości... maskotki nie było.
Myśląc nad tym wszystkim, wreszcie dotarłem do kabin. Były one podzielone na kabiny męskie i żeńskie. Kilka metrów za kabinami żeńskimi znajdował się... płot elektryczny, czyli Monorisu miał rację.
Po chwili zauważyłem jak przy palenisku stoi smukła dziewczyna z czarnymi włosami, ubrana w strój tancerki brzucha. Ach tak! To była ta dziewczyna, którą Monorisu zaatakował. Podszedłem do niej.
-Hejka. Wszystko okej? Chciałem się spytać, bo wcześniej zostałaś zraniona przez Monorisu- uśmiechnąłem się lekko do dziewczyny. -Jestem Darron Caten. Niebywały Dziennikarz. A ty to...?- dziewczyna przez chwilę nie odzywała się do mnie, aż wreszcie zwróciła głowę w moją stronę.
-Kolejny zalotnik?- dziewczyna westchnęła, bawiąc się swoimi włosami. -Nie dziwię się, ale dziwi mnie to, że nie znasz mnie. No cóż... Jestem Gaura Sanyal. Niebywała Tancerka Brzucha. Tylko nie chodź zawsze za mną jak jakiś szczeniaczek- mogłem wyczuć w jej głosie... pogardę lub chęć flirtu? Nie mogłem tego rozróżnić. Prócz tego Gaura miała indyjski akcent.
-Co? Nie, nie! Ja nie jestem jakimś zalotnikiem. Po prostu martwiłem się o ciebie. Dostałaś strzałami, prawda?- przyjrzałem się bandażowi na ręce dziewczyny. Po chwili kolejnej ciszy dziewczyna znowu się odezwała.
-Ten jąkający się szczeniak zajął się tym. Nie słuchałam go za bardzo, ale powiedział, że to nic poważnego- mruknęła cicho dziewczyna. -A teraz idź stąd. Nie potrzebuję twojej litości, zalotniku- Gaura odgoniła mnie ręką.
Widocznie dziewczyna nie chciała ze mną więcej rozmawiać, więc skierowałem się do swojej kabiny. Nie musiałem jej długo szukać, ponieważ drzwi kabin pokazywały... pikselowe twarze wszystkich obozowiczów? Czemu pikeslowe? To bardzo dziwny wybór jak na pokazanie kogo to kabina.
Nie zważając na to, otworzyłem drzwi do własnej kabiny. Środek domku był cały drewniany. Nie był on za duży, ale też nie był za mały. Pod oknem stało biurko z krzesłem obrotowym. Otworzyłem szufladę, w której znajdował się klucz do drzwi oraz jakieś... pudełko z doczepioną do niego kartką. Klucz schowałem do kieszeni, a kartkę podniosłem i przeczytałem.
„Drogi obozowiczu,
Witam Cię na Obozie Fortuny! Mam nadzieję, że czym prędzej dopadnie cię żądza mordowania. Dla ułatwienia Ci tego zadania dołączyłem do twojej kabiny „Zestaw morderstwa Monorisu"! Zawiera on najpotrzebniejsze dla Ciebie przyrządy mordowania, m.in. narkotyk, który sprawi, że twoja ofiara zostanie odurzona na pewien czas, nóż, którym możesz łatwo zasztyletować swoją ofiarę, mocną linę, która umożliwi ci unieruchomienie ofiary oraz wiele innych! Miłego mordowania!
Monorisu <3"
Krzywiąc się wyrzuciłem do kosza na śmieci, znajdującego się koło biurka zestaw oraz kartkę. Nie miałem zamiaru kogokolwiek zabijać. Obróciłem się i zauważyłem łóżko, które znajdowało się naprzeciwko drzwi. Z dwóch jego stron były stoliki nocne z lampami. Ostatnią rzeczą w domku była szafa, która znajdowała się niedaleko łóżka. Otworzyłem ją, po czym moim oczom ukazały się te same ubrania, które miałem na sobie. Skąd oni wiedzieli jak się ubieram na co dzień? Lekko zdziwiony zamknąłem szafę i obróciłem się. Zostały mi jeszcze tylko drzwi, które nie były wyjściowymi. Otworzyłem je i zobaczyłem prostą łazienkę z toaletą, umywalką z lustrem oraz z prysznicem. Przy prysznicu był wieszak z ręcznikiem oraz... szlafrokiem z nadrukiem Monorisu na sobie. Chyba ktoś tu miał zbyt duże ego.
Wyszedłem z łazienki. Niepewnie popatrzyłem się na drzwi frontowe i po chwili zastanowienia zamknąłem je na klucz. Nie chciałem wierzyć w to, że ktoś będzie chciał mnie zabić, ale... nigdy nie wiadomo. Popatrzyłem się na identyfikator. Mimo tego, że godzina nie była aż tak późna poczułem się bardzo zmęczony. Rzuciłem się na łóżko i na chwilę odganiając nieprzyjemne myśli, zamknąłem oczy, a po chwili zasnąłem.
POZOSTALI OBOZOWICZE:
April Clifton, Niebywała Vlogerka [Żywa]
Aurora Motta, Niebywała Swatka [Żywa]
Ces Nivison, Niebywały Cyklista [Żywy]
Clara Ros, Niebywała ??? [Żywa]
Clement Reynolds, Niebywały Weterynarz [Żywy]
Darron Caten, Niebywały Dziennikarz [Żywy]
Derward Tremblay, Niebywały Drwal [Żywy]
Elroy Bêcheur, Niebywały Krytyk Kulinarny [Żywy]
Gaura Sanyal, Niebywała Tancerka Brzucha [Żywa]
Halvor Kjelland, Niebywały Rzeźbiarz Lodu [Żywy]
Jagoda Malinowska, Niebywała Piekarka [Żywa]
Kaiholo Kaiwi, Niebywały Surfer [Żywy]
Lev Medved, Niebywały Akrobata [Żywy]
Melissa Veilchen, Niebywała Architektka Krajobrazu [Żywa]
Ran Tatsumi, Niebywała Gospodarka Teleturniejów [Żywa]
Talulla Collins, Niebywała Szczęściara [Żywa]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top