Rozdział 30: w dobrych rękach

Ta cała sprawa z bratem Łukasza była dziwna i strasznie mi się to nie podobało, bo...

Czemu pojawił się tak nagle?

Dlaczego akurat teraz?

Dlaczego nie po naszym ślubie?

Bo go planujemy, ale... Sami jeszcze nie wiemy kiedy to ma być, ale już trochę o tym rozmawialiśmy.

Miałem dziwne wrażenie, że on nie tyle chce upokorzyć w jakiś sposób mojego Łukasza, ale chce mu zrobić krzywdę.

Nie zniszczyć jego interesy, ale go zabić.

Chciałem trochę wypytać o niego Łukasza, ale wiem, że to dla niego ciężki temat. Aczkolwiek nie możemy tego ignorować, tak? Musimy o tym rozmawiać.

— Hej, kochanie — rzuciłem, stając w drzwiach gabinetu, gdzie Łukasz akurat w rzucił telefon na biurko.

— Cześć — westchnął i przesunął dłońmi po twarzy.

— Coś nowego? — wszedłem do środka i przymknąłem drzwi.

— Rozmawiałem z Hiszpanem. Ma tu być za 20 minut — wstał zza biurka i przeszedł przed nie, aby oprzeć się o nie pośladkami.

— Tutaj? — zdziwiłem się, bo Łukasz starał się nie sprowadzać tu ludzi, z którymi współpracuje. Przynajmniej ostatnio.

— Tak... Muszę się dowiedzieć, czego od niego chciał Angelo — założył ręce na piersi, a granatowa koszula którą miał na sobie opięła się na jego barkach. Podszedłem do niego i przesunąłem delikatnie palcami po odsłoniętych przedramionach, bo wywinął rękawy koszuli.

— Mogę cię o coś zapytać? — podniosłem wzrok i spojrzałem w jego błękitne oczy.

— Oczywiście, skarbie — uśmiechnął się delikatnie, unosząc kącik ust.

— Dlaczego Diablo i Angelo? — szepnąłem, a Łukasz uniósł brwi.

— To nawiązanie do Bibli. Michał i Lucyfer... W Lucyferze Bóg pokładał wielkie nadzieje, był jego ulubieńcem... Ukochany syn... A okazał się bezwzględnym skurwysynem — powiedział spokojnie.

Za spokojnie.

— Nie opisałbym tego w ten sposób... — szepnąłem ostrożnie. — I ciebie też nie nazwałbym bezwzględnym skurwysynem — ułożyłem dłonie na jego szyi.

— Bo o wielu rzeczach nie masz jeszcze pojęcia... — uniósł kącik ust w uśmiechu.

— Na przykład? — zdziwiłem się, a on tylko spojrzał na mnie drwiąco.

— To co spotkało Kubę, to nie jest pojedynczy przypadek — oznajmił, a mi na chwilę serce stanęło.

Zabijał ludzi?

Miałem świadomość, że jest przestępcą. Kurwa, jest szefem jednej z największych i najgroźniejszych mafii na Starym Kontynencie, ale... Chyba nie uświadamiałem siebie, że mógł zabijać ludzi.

— Wiesz po czym najłatwiej odczytać człowieka? — szepnął.

— Po spojrzeniu — odparłem. Mówił mi to kiedyś.

— Widzę, że się przestraszyłeś, skarbie — rozplótł ramiona i spuściły je wzdłuż ciała.

— Nie boję się ciebie! — oburzyłem się, zakładając ręce na piersi.

— Nie powiedziałem, że się mnie boisz — roześmiał się. — Ale że przestraszyłeś się tego, co powiedziałem.

— Ale ty odwracasz kota ogonem — mruknąłem, a on położył dłonie na moich biodrach.

— Już się tak nie oburzaj — pocałował mnie, a ja się cofnąłem. — Oj chodź do mnie — przyciągnął mnie do siebie i mocno przytrzymał, ale nie dałem mu się pocałować, więc w końcu zaśmiał się tylko i oparł czoło o moją skroń. — Masz focha?

— Tak — powstrzymywałem uśmiech. Lubię, kiedy Łuki ma dobry humor i każda taka chwila jest na wagę złota. Zwłaszcza ostatnio.

— Mam cię jakoś przeprosić? — musnął ustami moje ucho.

— Zabierz mnie na randkę — oznajmiłem.

Jeśli chcę żeby coś zrobił, to muszę mu to powiedzieć wprost. Raczej się nie domyśli. Sprawdzone i przetestowane. Polecam, Marek Kruszel.

— Dobrze, kochanie — pocałował mnie w czoło. — Co sobie moja księżniczka życzy — dodał.

Pocałowałem lekko Łukasza i odsunąłem się od niego. Pogłaskałem go po policzku i uśmiechnąłem się.

— Może... — zacząłem, ale przerwało mi pukanie. Zrobiłem krok w tył i odsunąłem się od narzeczonego. W sumie nigdy mi się nie oświadczył, ale wspominaliśmy już o ślubie, więc chyba mogę go tak nazwać.

— Proszę — odezwał się szatyn. Obaj odwróciliśmy się w stronę drzwi, które otworzyły się i zobaczyliśmy Pablo.

— Hiszpan przyjechał — oznajmił blondyn.

— Przeprowadź go — mruknął Łukasz, a Pablo pokiwał głową. — Idź na górę — Łukasz skupił swój wzrok na mnie. Uniosłem brwi, dziwiąc się, bo ostatnio wszystkie sprawy załatwiał przy mnie.

— Na pewno?

— Nie chcesz na to patrzeć — zapewnił mnie.

— Nie zabij go. Może nam się jeszcze przydać... W końcu twój brat się z nim kontaktował... Przez niego może chcieć, więc dotrzeć do ciebie — zauważyłem.

— Nie nazywaj go moim bratem — poprosił, a ja pokiwałem głową.

— Ok... Wezmę Erica i pojedziemy na miasto — oznajmiłem, bo nie chciałem być w domu podczas tej przepychanki. A Eric robił ostatnio za mojego ochroniarza.

— Jasne.

Wyszedłem z gabinetu, na korytarzu mijając się z Hiszpanem. Patrzyłem na niego z wyższością i widziałem, jak Pablo się na to uśmiechnął.

Założyłem trampki i poszedłem do domku ochrony, gdzie zastałem wysokiego, barczystego chłopaka w kuchni, pijącego kawę.

— Cześć, sam jesteś? — zdziwiłem się, bo Łukasz zatrudniał piętnastu ochroniarzy, z czego siedmiu mieszkało tutaj, a reszta... Kiedy nie byli potrzebni do ochrony wykonywali dla niego inne zadania.

— Tak, Diablo wysłał chłopaków na miasto po coś, ale nie znam szczegółów — wzruszył ramionami i odstawił kubek na blat. — Chcesz kawy? — zapytał, ale ja pokręciłem głową, siadając na stołku barowym przy blacie oddzielającym kuchnię od ogromnego salonu.

— Nie, dzięki. Przyszedłem cię zabrać na miasto — zażartowałem.

— Proponujesz mi randkę? — zapytał rozbawiony. — Romans z facetem szefa? Intrygujące — roześmiał się głośno.

— I jaka adrenalina — zauważyłem. — Łukasz by zabił nas obu.

— Jak Romeo i Julia... Śmierć z miłości — żartował. — Dobra, to ubiorę się i możemy jechać — dopił swoją kawę. Popatrzyłem na jego ubiór.  Miał na sobie białą koszulkę polo, która na jego latynoskiej skórze wyglądała obłędnie, i jasne dżinsowe szorty.

— Zostań tak — poprosiłem. — Jak ubierzesz ten głupi garnitur, to będziemy strasznie uwagę zwracać — zauważyłem. Ja też nie byłem elegancko ubrany, więc takie rozwiązanie wydawało mi się dobre.

— Diablo będzie zły... Wścieknie na mnie, jeśli nie dostosuję się do umowy — zauważył.

— To powiesz, że ja ci kazałem. Na mnie nie będzie się wkurzał... Wyluzuj — wzruszyłem ramionami.

— No dobra, to chodźmy — rzucił i wyszliśmy z kuchni. Brunet założył buty i i wyszliśmy do domku ochrony. A raczej domu, bo tu było od cholery miejsca. Na dole kuchnia, salon łazienka i jedna sypialnia, należąca do Pablo, który jest szefem ochrony. Na górze dwie łazienki i sześć pokoi. Które były naprawdę duże i każdy miał swoją mini garderobę.

A dom, w którym mieszkałem z Łukaszem metrażowo był jeszcze większy, ale jednej trzeciej nigdy nie widziałem, bo... Jak to powiedział Pablo "tam się załatwia brudne sprawy i interesy".

Weszliśmy z Ericiem do domu, z szuflady komody wziąłem kluczyki od jednego z aut Łukasza. Raczej, gdy jechałem gdzieś z ochroną korzystaliśmy z aut "służbowych", ale wiem, że Łukasz nie będzie miał nic przeciwko, że wziąłem jego prywatne.

Weszliśmy z brunetem do garażu, gdzie chłopak otworzył mi drzwi od pasażera srebrnej audi A8. Zająłem miejsce, a chłopak usiadł za kierownicą.

— Gdzie jedziemy? — zapytał brunet, wyjeżdżających na ulicę.

— Na lody — oznajmiłem, a on spojrzał na mnie z głupim uśmiechem. — Ej! — uderzyłem go w ramię. — Takie do lizania.

— To nie poprawiło sytuacji — zaśmiał się.

— Łukasz otacza się idiotami — westchnąłem.

— Też należysz do jego otoczenia — roześmiał się, a ja mu zawtórowałem.

— Masz mnie.

— Nie śmiałbym... Ale jeśli chcesz — puścił mu oczko. Zaśmiałem się i pokręciłem głową.

Dlatego lubię Erica. Ma dystans i można z nim fajnie pogadać i powygłupiać się.

Skończyliśmy w kawiarni, jedząc desery lodowe i rozmawiając o jakiś pierdołach.

— Kelnerka wzięła nas za parę — szepnąłem, pochylając się nad stolikiem.

— Serio? — zdziwił się i spojrzał na dziewczynę, która przyniosła nam lody.

— Tak...

— No cóż... Nic na to nie poradzę... Wyglądamy, jak na randce i jeszcze tak szepczemy między sobą — zauważył. — Może cię pomiziać? — położyły dłoń na mojej, ale ja swoją cofnęłam.

— Bez przesady... Wiesz, że wszędzie są oczy i uszy Łukasza, a to by dziwnie wyglądało.

Siedzieliśmy tam jeszcze długo, a gdy zdecydowaliśmy się w końcu wyjść, zapłaciłem za nas i opuściliśmy lokal, wychodząc na chodnik. Szliśmy w kierunku pasów, gdy nagle Eric złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie, przyciskając do swojego ciała, a tuż przy mnie przemknął rowerzysta, zaczepiając mnie lekko, ale nawet się nie zachwiał na rowerze i pojechał dalej.

— W porządku? — ochroniarz mnie puścił i obejrzał moje ramię.

— Tak. Ok — odparłem cicho.

— Nic ci nie będzie, to tylko otarcie... Zaraz nie będzie śladu.

— Wracajmy już do domu — poprosiłem, a chłopak pokiwał głową. Poszliśmy do auta i zajęliśmy miejsca w środku.

W milczeniu wracaliśmy do domu, stęskniłem się już za Łukaszem przez te kilka godzin i chciałem się do niego przytulić.

Gdy Eric wjechał na posesję, zobaczyłem, że nie ma już auta Hiszpana, które stało, gdy wyjeżdżaliśmy. Całe szczęście, nie chciałbym wpaść na niego. Nie lubię typa.

Brunet wjechał do garażu i zgasił silnik. Wysiedliśmy z auta, wyszliśmy z garażu, stojąc chwilę na pojeździe i rozmawiając, i rozeszliśmy się w swoje strony. Ja od razu wpadłem na górę, szukając Łukasza i znalazłem go na balkonie, palącego papierosa.

— Hej — rzuciłem wesoło, przytulając się do jego pleców. — Stęskniłem się za tobą — dodałem.

— Mhymmm... Właśnie widziałem — mruknął tylko.

— Jesteś zazdrosny? — zażartowałem, a on się wyprostował i zgasił papierosa w popielniczce. Odsunąłem się, a Łukasz odwrócił się i spojrzał na mnie.

— Uważasz, że powinienem? — założyły ręce na piersi.

— Oczywiście, że nie. Podejrzewasz mnie o romans z nim? — zakpiłem, a Łukasz gwałtownie wyciągnął rękę i złapał mnie za twarz, palce i kciuk wbijając w moje policzki.

— Gdybym miał jakiekolwiek podejrzenia, to jego by tu już, kurwa, nie było — warknął, patrząc mi w oczy z bliskiej odległości. Złapałem go za nadgarstek. — A ty byś nie musiały głupio pytać, czy mam podejrzenia — dodał i przcisnął mnie do ściany.— Możesz być pewien, że czegoś takiego, jak nawet pierdolony flirt przede mną nie ukryjesz — mruknął, a ja go odepchnąłem jego rękę.

— Nie jestem twoją zabawką żebyś mnie tak traktował! — podniosłem głos. — Nie masz żadnych podstaw! — odepchnąłem go od siebie i wszedłem do sypialni, a potem zszedłem na dół.

Wyszedłem na taras i usiadłem na krawędzi basenu, zdejmując buty i skarpetki, a potem mocząc nogi.

Nie wiem, jak długo siedziałem na ciepłych płytkach, ale w końcu usłyszałem kroki za sobą.

— Zostaw mnie — powiedziałem, bo doskonale wiedziałem, że to Łukasz. Poznawałem jego kroki.

Szatyn mnie oczywiście nie posłuchał i już po chwili usiadł obok mnie. Nie miałem zamiaru się znowu do niego odzywać, więc kilka minut siedzieliśmy w ciszy.

— Przepraszam — szepnął w końcu. — Naprawdę cię przepraszam, Maruś — dodał. Dawno się tak do mnie nie zwracał. — Wiem, że nie powinienem tak zareagować, ale... To wszystko się już tak skumulowało i...

— Odreagowałeś na mnie — oznajmiłem.

— Przepraszam — oparł czoło o moje ramię.

— Łukasz... To, że na mnie odreagowałeś mnie nie dziwi, ale nie w ten sposób... — szepnąłem. — Możemy się kłócić, wydzierać się na siebie, ale masz do mnie nie wyciągać łap w ten sposób, rozumiesz?

— Tak. To był pierwszy i ostatni raz — zapewnił mnie, a ja na niego spojrzałem.

— Jeśli zrobisz to jeszcze raz, to przysięgam ci, że więcej mnie nie zobaczysz — powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy.

— To się więcej nie powtórzy — oparł czoło o te moje. — Nie podniosę na ciebie ręki — dodał i objął mnie ramionami w pasie, a ja się do niego przytuliłem.

Między nami i tak już się troszkę sypało. Łukasz czasami bywał lekko oschły, ale to już przekroczyło wszelkie granice.

— Kocham cię i nie chcę cię stracić — wyszeptał. — Nie mogę cię stracić — dodał.

— Zachowuj się normalnie, jak ty i nie stracisz... Bo takie zachwianie, jak na balkonie, to zupełnie nie ty — zauważyłem. — Ja też cię kocham, Łukasz... Dlatego wiem, że dzieje się coś więcej niż mi mówisz... Ale skoro nie chcesz rozmawiać o tym, to ok... Nie będę naciskał... Ale nie zachowuj się tak — wtuliłem się w niego.

— Więcej nie będę — obiecał.

No mam nadzieję. Ale i tak nam złe przeczucia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top