Rozdział 2: realizacja planu
DIABLO
Siedziałem na kanapie w domu Hiszpana. Miałem dla niego dobrą propozycję. Wiedziałem, że do tej pory nigdy to się nie zdarzyło, ale zawsze musi być jakiś pierwszy raz i wyjątek. I wiedziałem też, jak mam go przekonać, aby osiągnąć to, czego chcę. A ja zawsze dostaję to, czego chcę. I wiem, że tym razem też tak będzie.
— Wybacz, że kazałem ci czekać — mężczyzna podszedł do mnie i podał mi rękę. — Co to za sprawa? — chciał wiedzieć.
— Nietypowa, ale obaj wiemy, że za odpowiednią sumę zgodzisz się na wszystko — zauważyłem, a Hiszpan usiadł w fotelu na przeciwko mnie.
— Słucham — rzucił, patrząc na mnie z ciekawością.
— Wykupię od ciebie Marka... Tego dzieciaka z Polski — poprawiłem mankiet marynarki, którą miałem na sobie.
— Nie sprzedam go — roześmiał się. — Wiesz jakie mam nim zainteresowanie?
— Nie obchodzi mnie to. Ile za niego chcesz? — zapytałem. Czy ja nie wyraźnie mówię? Powiedziałem, że go wykupię, więc to zrobię.
— Nie sprzedam go. Kurwa, zrozum, że mam za niego dużo kasy — tłumaczył.
— Nie zapominaj z kim rozmawiasz — warknąłem, bo już zaczynał mnie denerwować, a Javier od razu usiadł sztywno.
— Nie mogę ci go sprzedać — mówił.
— 400 — oznajmiłem, jakby tyle pieniędzy nie robiło na mnie wrażenia.
— Nie mogę. Obiecałem go już na dziś jednemu kolesiowi. Na całą noc — próbował mnie przekonać.
— 600 — podbiłem cenę.
— Dasz za niego tyle kasy? To tylko głupi dzieciak. Mała dziwka — zauważył.
— 800, to moje ostatnie słowo. I nie radzę ci dyskutować, bo obaj wiemy, że jeden telefon i z tego klubu nic nie zostanie - warknąłem. Nie miałem ochoty ciągnąć tej dyskusji dłużej niż to konieczne.
— 800 tysięcy będzie idealnie. Dzieciaka możesz zabrać w każdej chwili.
— Ochroniarz dziś po niego przyjedzie — wstałem z fotela. — Tak jak klub zaczyna pracę, Mały ma być gotowy, łapiesz? Kubańczyk do mnie zadzwoni, że ma chłopka, ty dostajesz pieniądze — wyjaśniłem. — Nie radzę ci kombinować. Masz za dużo do stracenia — wskazałem na zdjęcie jego żony i córki stojące na komodzie w salonie.
— Nie będę kombinował, Diablo. Znasz mnie. Lubię dobre interesy. A na tych z tobą zawsze wychodzę dobrze — zauważył, chcąc się wybielić w moich oczach.
— Świetnie. Kubańczyk będzie o 20 w klubie. I ani minuty później. Jasne? — mruknąłem.
— Tak, oczywiście. Będzie już czekał. Zaraz wszystko załatwię.
Wiedziałem, że kupowanie tego chłopaka było lekkomyślne, a nawet głupie, ale chcę go mieć na wyłączność. Podoba mi się fizycznie i nie zamierzam tego ukrywać. I nie ukrywałem. Ten cały Marek jest całkowicie w moim typie.
Ale to, że sprowadzę go do domu jest trochę głupie. Przecież ja w tym domu załatwiam wiele interesów, zawsze coś może pójść nie tak... Ale w tym momencie nie myślałem o wszystkich złych konsekwencjach.
Po powrocie do domu, którym była pokaźnych rozmiarów rezydencja na obrzeżach Barcelony, musiałem wykonać jeszcze kilka ważnych telefonów w sprawie zbliżających się sprzedaży mojego... "Asortymentu".
Przyjemności są ważne, ale najpierw interesy, abym mógł sobie na te przyjemności pozwolić.
W domu służbę ograniczyłem do minimum. Były tu tylko Clara i Bianca. Były to dwie kobiety po 40-stce. Ta pierwsza zajmowała się gotowaniem, zakupami i tym podobnym, a Bianca odpowiadała za porządek w domu. Nie miała tylko prawa wstępu do gabinetu i sypialni, gdy mnie nie było.
W domu była jeszcze ochrona, ale oni mieli swoje miejsce w domku za główny budynkiem. Szefem ochrony był mój najlepszy przyjaciel, a zarazem osobisty ochroniarz, czyli Kuba, na którego wołali różnie. Albo Kubańczyk, albo Ochroniarz.
W drodze do domu przekazałem Kubie, co ma dziś zrobić. Ochroniarz był w szoku, ale nie skomentował tego. Zna mnie już od lat i wiedział, kiedy lepiej milczeć. Wiedział, że różnie mogłoby się to dla niego skończyć. I dopóki nie zapytam go o zdanie, wolał się nie wyrywać.
Widziałem, że to mu się nie podoba. Mogę sobie nawet wyobrazić co mi mówi. Na pewno uznałby, że sprowadzam do domu dziwkę, a to może zaszkodzić interesom. Ale cóż... To moje interesy. I nic im nie zaszkodzi. A na pewno nie to z kim się pieprzę.
MAREK
Nie rozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi. Dziewczyna, która zazwyczaj informowała nas, że klient już czeka, kazała mi się zebrać i powiedziała, że się przenoszę, ale nic więcej nie wiedziała. Krystian też był zaskoczony, mówił, że jeszcze się tu z tym nie spotkał.
Dopiero później dowiedziałem się od szefa, że Łukasz mnie kupił. Powiedziałem o tym Krystianowi, który tylko się uśmiechnął.
— Co za różnica, czy będziesz się kurwił tu czy tam? — wzruszył ramionami. — Przecież wiesz, po co on to zrobił. Bo nie chce żeby ktoś inny cię miał. A tak tylko on się będzie z tobą bawił... Nie chcę cię straszyć, ani nic... Ale... Nie rób sobie zbędnych nadziei. Nie chcę żebyś się przejechał, bo cię lubię, Marek — oznajmił.
— Więc co? Będę jego prywatną dziwką? — zdziwiłem się
— Tak. Tylko będziesz mieszkał w wili za miastem i pewnie będziesz miał więcej luzu niż tutaj. Ale to nadal będzie puszczanie się za kasę. Bo on na pewno będzie chciał się z tobą pieprzyć. Inaczej by cię nie kupił... I to nie były małe pieniądze... A w zamian za to że będziesz mu dawał dupy on spełni wszystkie twoje zachcianki. Wyjazd na Malediwy, ubrania Gucci...
- Myślisz, że... — przerwałem mu. — Mógłby... Mnie zgwałcić? - zapytałem cichutko.
— Nie wiem. Nie mam pojęcia. Ty z nim miałeś kontakt, a nie ja — przypomniał.
— Mi się wydawał naprawdę w porządku... W sensie... Nie robił nic... Co by mi nie odpowiadało — zarumieniłem się lekko.
— Pozwoliłeś mu się dotknąć, co? Jak tańczyłeś? — zaśmiał się.
— No tak i... Wiem, że to wbrew zasadom, ale... Podobało mi się, bo...
— Bo co?
— Robił to tak delikatnie... Jakbym miał stamtąd uciec — poczułem rumieńce na policzkach na samą myśl o tym.
— Kurwa... Tylko się w nim nie zakochuj... Ja pierdolę... Widzę te twoje maślane oczy... Nie zapominaj, że to tylko klient, ok? To nie jest twój chłopak i nigdy nie będzie. Będziesz się z nim pieprzył, a w zamian będziesz miał wszystko. Będziesz żył w złotej klatce. To coś jak sponsoring. Ty mi dajesz seks, a on spełnia twoje zachcianki.
— Wiesz... Myślę, że nie będzie tak źle jak tutaj — wskazałem na swoją twarz, gdzie miałem siniaka na policzku i rozciętą górną wargę.
— Pewnie tak. Jak będziesz robił, co ci każe to będzie w porządku.
— Myślisz, że zmusi mnie do seksu, jeśli nie będę chciał?
— Myślę, że nie masz prawa nie chcieć. Tak jak tu. Nie masz wyjścia i...
Nie dokończył, bo do pokoju weszła zielonooka brunetka.
— Ochroniarz Diablo po ciebie przyjechał. Zbieraj się, Mały - rzuciła, a ja przełknąłem głośno ślinę.
Czy się bałem? Jak cholera. Bo nie wiedziałem, co go czeka.
Mężczyzna czekał na mnie pod głównym wejściem. Wsiadłem na tylne siedzenie auta, kładąc obok torbę z rzeczami, których nie miałem zbyt wiele.
— Cześć — rzuciłen do mężczyzny, który tylko spojrzał na mnie wrogo w lusterku wstecznym i wziął telefon do ręki.
— Jedziemy już — rzucił do słuchawki. - Tak... Powiem jej... Oczywiście... — rozłączył się. — Diabla nie ma, ale Bianca cię oprowadzi po domu i pokaże pokój, który zajmiesz — poinformował mnie. Nie powiedział tego zbyt miło. Już wiedziałem, że się nie polubimy.
— Ok — szepnąłem. Wyglądałem przez boczną szybę, podczas jazdy. Czułem, że Ochroniarz obserwuje mnie w lusterku wstecznym, ale nie odzywał się do mnie. Chyba nie był zachwycony tą całą sytuacją.
Po dotarciu na miejsce, Ochroniarz zaprowadził mnie do domu, a raczej do niego wprowadził, ciągnąc mnie za ramię, gdzie przejęła mnie drobna brunetka, po 40-stce.
— Dzień dobry — powiedziała kobieta z uśmiechem. Byłem zaskoczony, bo nie spodziewałem się, że będą rozmawiać po polsku.
— Dzień dobry — odpowiedziałem jej z uśmiechem.
— Pokażę ci twój pokój — wzięła mnie pod rękę. — A potem wrócimy, bo Clara zrobiła kolację — mówiła, prowadząc mnie po schodach.
Rozglądałem się dookoła. Dom, a raczej dosłownie willa, był ogromny. Spodziewałem się pokaźnych rozmiarów rezydencji, ale nie spodziewałem się tak wielkiej hawiry.
— Ta rozcięta warga nie wygląda dobrze — oznajmiła, gdy weszliśmy do jednego z pokoi. — Pokój Łukasza jest na przeciwko twojego — uśmiechnęła się. — Zostaw torbę i wejdziemy do łazienki, tam obejrzę tą ranę.
— Dobrze — szepnąłem. Kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło, a ja położyłem torbę na ogromne łóżko, które stało na prawo od drzwi. Na przeciw łóżka była komoda nad którą wisiał telewizor, a obok ogromna szafa, a na ścianie obok okno i drzwi balkonowe. Pokój miał swoją łazienkę, więc tam skierowałem się z kobietą. — Długo pani dla niego pracuje? — zapytałem, gdy szukała wacików i środka odkażającego.
— Mów mi Bianca — uśmiechnęła się. — Pracowałam jeszcze dla jego ojca... Łukasz przejął to wszystko jakieś trzy lata temu... Jego ojciec zmarł na zawał... Bardzo to przeżył, byli blisko z ojcem — wylała środek odkażający na wacik i przyłożyła go do mojej wargi.
— Późno dziś wróci? — chciałem wiedzieć.
— Raczej tak... Zazwyczaj z takich spotkań w interesach wraca grubo po północy... Chodź, zjesz kolację, a potem tu wrócisz, ok? — zapytała z wyrzucając zużyty wacik.
— Ok — uśmiechnąłem się do Bianci. Chyba ją polubię.
Clara także okazała się sympatyczną osobą. Było mi bardzo miło, jedząc z nimi kolację. Kobiety miały świetne poczucie humoru, więc kilka razy rozbawiły mnie do łez.
Nasze rozmowy przerwało trzaśnięcie drzwi wejściowych i podniesiony głos Łukasza.
— Nie zaczynaj! Jutro to załatw, tylko porządnie i bez powiązań, jasne? — aż mnie ciarki przeszły, jak usłyszałem ten ton.
— Tak — to był ten Ochroniarz, który przywiózł mnie do domu Łukasza. Nie wydawał się sympatyczny.
— Możesz już iść — rzucił, a po chwili było słychać otwieranie i zamykanie drzwi oraz kroki, zbliżające się do kuchni, gdzie w towarzystwie kobiet zjadłem kolacje, a teraz piliśmy herbatę.
— Nie śpicie jeszcze? — zdziwił się szatyn, stając w drzwiach kuchni.
— Zajęłyśmy się twoim chłopcem — uśmiechnęła się Clara. Ona i Bianca wstały. — A teraz was już zostawimy. Chyba, że chcesz żeby ci odgrzać kolację?
— Nie, dziękuję — uśmiechnął się do niej. Bianca i Clara wyszły, życząc nam dobrej nocy. Łukasz obserwował mnie i usiadł na przeciwko. - Widzę, że dogadałeś się z Clarą i Biancą.
— Są miłe — szepnąłem cicho, skupiając wzrok na kubku, który miałem w dłoniach.
— Co ci się stało? — zapytał szatyn, dopiero teraz zauważając siniaka i moją rozciętą wargę.
— Nieprzyjemny klient — wyszeptałem nie patrząc na niego.
— Kto? — zapytał ostro.
— Chyba wołają na niego Papa, ale nie jestem pewien... Co to za różnica? - podniosłem wzrok i spojrzałem mu w oczy.
— Byłem ciekawy... Bianca pokazała ci sypialnię? — chciał wiedzieć.
— Tak... Łukasz... — zacząłem, ale zawahałem się. Nie wiedziałem, czy mam się zwracać do niego po imieniu. No, ale... Jak Inaczej? — Nie wiem dlaczego to zrobiłeś i nie wiem ile cię to kosztował, ale... Dziękuję, że mnie stamtąd wyciągnąłeś.
— Żaden problem... Przecież wiesz, że nie zrobiłem tego z dobrego serca — rzucił kpiąco. — Chcę cię mieć dla siebie. Więc będę miał — dodał i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samego. A ja coraz bardziej zaczynałem się bać tego, co może mnie tu spotkać i co się może stać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top