Rozdział 12: mogę być dzisiaj

Nie spałem całą noc. Nie mogłem zasnąć. Bałem się, że tu wróci i będzie chciał jeszcze raz...

Nie potrafiłem zasnąć.

Słyszałem, jak Pablo koło szóstej zaczął się kręcić po domu. Chyba nie był świadomy, że Ochroniarz mu czegoś dosypał. Pewnie jakieś leki nasenne, ale nie wiem.

Kilka minut po 9 chłopak zapukał do moich drzwi. Nie odezwałem się, ale on zajrzał do środka.

— Robię śniadanie, chcesz coś? — zapytał, ale pokręciłem głową, nawet nie patrząc w jego stronę.

— Rozmawiałeś wczoraj wieczorem z Ochroniarzem? — spytałem.

— No tak. Przyszedł na chwilę. A co tam? — słyszałem jego kroki, więc zapewne wyszedł w głąb pokoju. Podniosłem głowę z kolan, na których ją opierałem i spojrzałem na niego żeby mógł zobaczyć jak miałem obitą twarz. — Kurwa... Ale jak...?

— Dosypał ci czegoś. Przyznał mi się — oznajmiłem cicho.

— Ale... Czy on...? — nie dokończył pytania, ale wiedziałem o co chodzi. Pokiwałem głową. — Marek... — usiadł na łóżku. — Tak bardzo cię przepraszam... Powinienem być bardziej czujny i... Ale nie spodziewałem się, że posunie się do czegoś takiego.

- To nie twoja wina, że on ma coś nie tak z głową. Chciał mu udowodnić, że jestem dziwką i może mnie sobie wziąć, kiedy ma ochotę — mój głos się załamał.

Rozległy się dźwięk telefonu. Namierzyłem smartfon wzrokiem. Leżał na komodzie.

— Podasz mi? — poprosiłem.

Pablo wstał z łóżka, podszedł do komody i odpiął go od ładowarki.

— To Łukasz... U niego jest trzecia w nocy — zauważył.

— Zostawisz mnie samego?

— Tak. Jasne - podał mi smartfon i wyszedł, a ja patrzyłem przez chwilę na ekran. Nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć, jak odbiorę.

Od razu opowiedzieć, że Kuba... 

Telefon przestał na chwilę wibrować, a ja odetchnąłem. Bałem się tej rozmowy. Poza tym... Dlaczego teraz dzwoni. U niego jest środek nocy. Coś się stało?

Smartfon znowu zaczął wibrować w mojej dłoni. Wziąłem głęboki oddech i odebrałem.

— Hej... Wszystko dobrze? — zapytałem cicho.

— Cześć, skarbie. Tak, jest ok. Po prostu nie mogę spać, więc pomyślałem, że trochę pogadamy... — szepnął. — Nie obudziłem cię?

— Nie, nie... Nie śpię już jakiś czas — oznajmiłem. Nie mogę mu teraz powiedzieć.

— Wszystko w porządku, Marek? — zaniepokoił się.

— Tak, po prostu słabo spałem — skłamałem. Nie chciałem mu teraz mówić. Wolę to zrobić, jak wróci.

— Pogadamy przez kamerkę? Chcę cię zobaczyć — poprosił, a we mnie zaczęła rosnąć panika. Jak mam mu się pokazać w takim stanie?!

— To zły plan... Nie wyglądam teraz najlepiej — wyszeptałem.

— Zawsze wyglądasz pięknie, skarbie — oznajmił, a ja się uśmiechnąłem lekko.

Zwłaszcza z obitą twarzą pełną siniaków i otarć.

— Muszę ci coś powiedzieć — mój głos się załamał. — Chciałem poczekać aż wrócisz, ale... — i już sam nie wiem, czy mu powiedzieć, czy nie.

— Co się dzieje skarbie?

— Łukasz... Ja... — mówić, nie mówić, mówić, nie mówić. — Bardzo za tobą tęsknię - nie mówić. Opowiem mu, jak wróci.

— Ja za tobą też, skarbie... Chciałbym cię teraz przytulić, dotknąć — mówił, a w moich oczach stanęły łzy, które popłynęły mi po policzkach, a ja pociągnąłem nosem. — Kochanie, proszę nie płacz...

— Chciałbym żebyś już wrócił — załkałem. I nie chodzi o to, że za nim tęsknię, chociaż tęsknię, jak cholera, ale... Bez niego nie czuję się tu bezpiecznie. I wiem, że nie jestem bezpieczny.

— Jutro wieczorem już będę w domu, kochanie... Proszę, nie płacz... — szepnął.

— Wiem — otarłem łzy. — Już nie płaczę — oznajmiłem, starając się uspokoić.

— Postaram się złapać wcześniejszy lot, ok? Bo tak naprawdę to załatwiłem już wszystko... — mówił, a ja usłyszałem jakiś hałas w tle. — Nawet teraz posprawdzam loty. Zanim się położyłem patrzyłem, ale nic nie było... Dobrze mnie słyszysz teraz? — zapytał, a w tle słychać było klikanie o klawiaturę.

— Tak, czemu pytasz?

— Bo odłożyłem telefon i wziąłem na głośnik... Hmmm... O 12:15 — mruknął. — W Barcelonie 18... — mówił do siebie. — Mogę być dziś koło 23, skarbie.

— Przebukuj, wracaj już — poprosiłem, a on zaśmiał się lekko.

— Uwielbiam cię, skarbie — oznajmił, a ja się lekko uśmiechnąłem.

— Chcę się już do ciebie przytulić — wyszeptałem, bo naprawdę tak było.

— Wieczorem, kochanie... Będę cię przytulał ile zechcesz, kochanie.

— Łukasz? — szepnąłem.

— Tak?

— Może połóż się jeszcze? U ciebie jest środek nocy... Nie chcę żebyś był niewyspany.

— Za chwilę się położę... Chcę jeszcze posłuchać twojego głosu, skoro nie chcesz mi się pokazać — westchnął.

— To nie tak... Po prostu...

— Spokojnie, skarbie... Nie jestem na ciebie zły.

— To dobrze.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, a po rozłączeniu się, zszedłem na dół do Pablo.

— Łukasz będzie dziś koło 23 — powiedziałem, opierając dłonie na blacie.

— Wie? — spojrzał na mnie.

— Nie. Powiem mu, jak wróci — usiadłem przy stole i skrzywiłem się lekko, bo wszystko mnie bolało.

— Przepraszam za to, jak to zabrzmi... Przynieść ci poduszkę? — zapytał, ale pokręciłem głową. — Oczyściłeś te otrcia na twarzy?

— Tylko wodą - szepnąłem.

— Zjedz coś, a ja pójdę po apteczkę.

Blondyn wyszedł, a po kilku minutach wrócił ze środkiem odkażającym i gazikami. Czekałem na niego, nie ruszając się z miejsca.

Chłopak oczyścił moje rany na twarzy i nadgarstku, a potem dokończył śniadanie.

Cały dzień nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Z jednej strony bałem się, co wyjdzie jak Łukasz wróci i mnie zobaczy w takim stanie, a z drugiej... Cholernie chciałem go zobaczyć i się do niego przytulić.

Od 20 siedziałem, jak na szpilkach na kanapie, co wywoływało kilka razy śmiech Pablo. Bawiło go to, jak nie mogę się doczekać żeby zobaczyć Łukasza.

— Jeśli on tęsknił chociaż w połowie tak bardzo jak ty... To, to już będzie na zawsze — oznajmił.

— Daj spokój. On mnie nie kocha — powiedziałem.

— A ty go kochasz? — zapytał, patrząc mi w oczy. Odwróciłem wzrok i popatrzyłem na okno tarasowe.

— Kocham — przyznałem.

— Może... Wiesz... Powiedz mu to.

— Nie, bo on mnie nie kocha. Nie chcę o tym mówić — zakończyłem temat.

— Ok, ale... Moim zdaniem tak nie zachowuje się człowiek, który nie kocha...

— Nie wiem już sam — schowałem twarz w dłoniach. — Nie mam głowy żeby o tym myśleć... Niech on już będzie w domu — westchnąłem. I nich coś zrobi z tym skurwielem.

Resztę czasu mało rozmawialiśmy. Raczej dotyczyło to tego, co akurat oglądaliśmy w tv i nie miało jakiegoś większego znaczenia.

— Nie obwiniam cię, wiesz? — szepnąłem, a Pablo spojrzał na mnie zaskoczony. — Więc Łukasz też nie będzie.

— A powinieneś mnie obwiniać. Miałem cię pilnować i straciłem czujność. To moja wina.

— Nieprawda... To on ma coś nie tak z głową... Powiedział... Że fajnie było i jeszcze kiedyś to powtórzymy.

— Nigdy nie spodziewałbym się tego, że on... — urwał, bo trzasnęły drzwi wejściowe.

Moja pierwsza myśl to była, że to Ochroniarz, ale spojrzałem na zegar i zobaczyłem, że dochodziła już północ. Zerwałem się z kanapy i wybiegłem na korytarz, gdzie zobaczyłem Łukasza. Był zaszokowany, gdy dostrzegł, jak pobijany jestem. 

Rzuciłem się na niego, dosłownie w niego wbiegając. Objąłem jego szyję ramionami i przytuliłem się do niego mocno, a kiedy szatyn odwzajemnił uścisk z moich oczu popłynęły łzy.

— Skarbie, spokojnie — pocałował mnie w skroń. — Już przy tobie jestem — wyszeptał mi do ucha. — Teraz już będę cały czas w domu — dodał i musnął ustami moje czoło. — Możesz już iść, Pablo.

— Jasne. Dobranoc — powiedział i wyszedł.

— Powiesz mi co się stało? Mieliście jakiś wypadek? — pytał, a ja pokręciłem głową.

— Kuba... Zmusił mnie żebym mu... — zawahałem się.

— Do czego cię zmusił? — odsunął się i wziął moją twarz w dłonie.

— Żebym mu obciągnął, a wczoraj — spuściłem wzrok.

— Co wczoraj? — zapytał. — Marek — podniósł delikatnie głos.

— Zgwałcił mnie — wymamrotałem, a on zamarł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top