infinity war bonus + podziękowania

o tym, jak złamał obietnicę.

Ostatnim czego mogła się spodziewać była rzeź, czyhająca na bezbronnych ludzi. Zagłada uczuć, kreowanych przez tak długie lata. Bezwzględna katorga, mogąca ochłodzić ogień oraz roztopić lód poprzez pstryknięcie palcami.

Aithne starała się opanować oddech, jednakże zaistniała sytuacja niestety uniemożliwiała jej dojście do ładu. Nie mogła nawet mrugnąć, ponieważ czyn ten mógł spisać na straty ich wszystkich. Ze łzami w oczach obserwowała największego antagonistę we wszechświecie oraz dwójkę swoich przyjaciół, którzy byli zmuszeni stawić czoła złu.

Nie potrafiła skupić się na czymkolwiek, ponieważ przed oczyma miała broń Proximy Midnight wycelowaną w Lokiego. Czekała na moment, w którym będzie mogła zareagować, może nie była zbyt silna, by unicestwić Thanosa, ale zawsze mogła go unieszkodliwić.

Usłyszała wrzask Thora, przyłożyła dłoń do ust, by nie wydać żadnego dźwięku. Spojrzała w stronę bożka kłamstw, dostrzegła w jego oczach łzy. Tego jednego nie mógł ukryć - zależało mu na Thorze, za którego był gotowy oddać wszystko. Może nawet życie.

— W porządku, przestań! — wykrzyknął łamiącym się głosem.

Ognista wiedźma przestała słyszeć bicie własnego serca. Obawa, która dręczyła ją od wielu lat, powróciła, a narastający stres doprowadzał ją do manii. Obserwowała Lokiego, który niechętnie uniósł dłoń, w której po chwili pojawił się Tesseract. Do oczu Aithne napłynęły łzy. Jak mógł być takim głupcem, by wykraść jeden z kamieni nieskończoności?

Nie przysłuchiwała się konwersacji, prowadzonej przez bożka i Thanosa. Emocję wzięły górę, myślała intensywniej niż dotychczas, starając się opracować plan, który uratowałby jej przyjaciół.

Wychyliła się odrobinę, by lepiej dostrzec przebiegające wydarzenie. Szukała Walkirii, obawiając się najgorszego. Omiotła wzrokiem również resztę ciał, leżących bezwładnie na szczątkach statku. Nie zasłużyli na tak okrutny koniec. Wspomnienie płonącego Asgardu ponownie wkradło się do jej umysłu, który powoli zaczynała tracić.

Dopiero krzyk ocucił ją z zastoju, dostrzegła Hulka, rzucającego się na potężnego tytana, a sama odskoczyła do tyłu, mając nadzieję, że nikt jej nie zauważył. Syknęła z bólu, spoglądając na lewą dłoń, która została przecięta. Próbowała zatamować krwotok, rozrywając kawałek swojej szaty.

— Aithne.

Uniosła głowę, słysząc swoje imię. Zauważyła Lokiego, którego wyraz twarzy wyrażał cierpienie. Chociaż żałowała go, nie mogła zignorować głupiego występku, którego temat musiała poruszyć.

— Jak mogłeś zachować się tak nieodpowiedzialnie? — spytała, ledwo powstrzymując łzy.

— Przepraszam — odpowiedział, a ton jego głosu naprawdę wyrażał skruchę. Zerknął na jej dłoń. — Zraniłaś się?

Spojrzała mu w oczy, mówiąc, że to nic takiego. Bożek chwycił zranioną rękę, a kobieta zaczęła podejrzewać, iż planuję jakąś intrygę. Westchnęła cicho, kiedy łzy samoistnie spływały wzdłuż policzek. Miała świadomość tego, do jakiego czynu gotowy był posunąć się Loki.

— Nie, Loki. Nie musisz tego robić. Nie — mówiła przez łzy, ale on wydawał się nie słuchać.

Oboje usłyszeli krzyk Thora. Aithne zerknęła przez ramię Lokiego, dostrzegając Thanosa stojącego nad ciałem Heimdalla. Chciała krzyczeć, ale wewnętrzny demon nakazał milczeć. Czuła się okropnie, a jedynym, o czym pomyślała, to jak wielki popełniła błąd, nie zostając z Lokim w Sakaar.

Mogli zacząć życie na nowo. Mogli być szczęśliwi.

— Nie zapominaj o swoim ogniu, Aithne. Tylko on potrafi zrozumieć, kim naprawdę jesteś. — Słowa brzmiące, jak pożegnanie odbiły się echem w głowie kobiety. — Nie daj się zabić. Aithne, proszę.

Łamiący głos, serce pękające w połowie. Potrafiła myśleć tylko o tym. Kręciła głową, trzymając go za obie dłonie. Nie zamierzała puszczać. Nigdy.

— Zostań tutaj, Thanos dostał to, czego chciał. Przetrwamy to razem — powiedziała półszeptem, nie mogąc znieść dalszego bólu.

Loki pociągnął nosem, siląc się na słaby uśmiech. Wyzwolił rękę z uścisku Aithne, przykładając ją do policzka kobiety. Patrzył w głąb jej czekoladowych oczu, kręcąc głową. Następne działania były wręcz impulsywne. Zerknął na poranione usta, które zawsze mówiły mądrze. Nie zastanawiał się dłużej. Pochylił się wystarczająco blisko, by złożyć pocałunek na zimnych wargach. Kobieta na początku lekko zdezorientowana, po chwili zaczęła oddawać pocałunek, który dla niej trwał nieskończoność.

Chciałaby, żeby trwał wieczność.

W końcu oderwał się od niej, ścierając zaschnięte łzy.

— Kocham cię.

Dwa spokojnie wypowiedziane słowa, wywołujące dreszcz na młodych skórach. Jedno zdanie, które wwierciło Aithne w grunt. Nie mogła wstać, nie mogła mówić. Widziała jedynie cień Lokiego, ruszającego na walkę o śmierć. Jakaś jej część dawała złudne nadzieje na to, że plan bożka może zadziałać, chociaż nie była do końca pewna jego działań. Loki był gwałtowny w swoich czynach, dlatego nie wiedziała, czego ma się spodziewać.

Otrząsnęła się, powoli przesuwając do przodu. Dostrzegła uwiązanego Thora, który również zauważył jej obecność. Kobieta wychyliła się za blachy i nieuszkodzoną dłonią dyskretnie, zaczęła roztapiać metal.

Wykonując tę czynność, cały czas słuchała słów Lokiego. Ciągle mówił i mówił, i mówił. Zdania, które układał, wychodziły prosto z serca. Wiedziała to, co czyniło ją równie dumną. Kiedy powiedział, że jest synem Odyna, ledwo powstrzymała uśmiech, który był nieodpowiedni, zważając na zaistniałe zdarzenie.

Nagle przestał mówić. Aithne odruchowo spojrzała za siebie, a widok, który zastała przeważył nad rozsądkiem.

— Nie! — wrzasnęła, podnosząc się gwałtownie.

Proxima Midnight wymierzyła w nią swoją bronią, ale ona odepchnęła ją za pomocą swojej mocy. Podobnie uczyniła z pozostałymi dziećmi Thanosa, stawiając stanowcze kroki. Gotowa była rzucić kulą zgromadzonej energii w tytana, jednakże została powstrzymana przez Proximę. Wdały się w bójkę, którą przerwał Thanos.

— Wystarczy! — krzyknął, po czym jego dziecko szarpnęło Aithne, nakazując jej klękać i trzymać ręce przy sobie. Potężny tytan wciąż ściskając gardło Lokiego rękawicą nieskończoności, zaczął przyglądać się kobiecie, po czym uśmiechnął się chytrze. — Ty zapewne jesteś ostatnią zrodzoną z ognia. Najsłabsze ogniwo... — Wpatrywał się w nią, jakby chciał przeniknąć do jej umysłu. — Najsłabsza, ale mogąca spalić tysiące miast. To ona miała być planem, z którego zrezygnowałaś, napadając na Midgardzkie miasto, tak? — Zwrócił się do Lokiego.

— Nie waż się jej tknąć — odpowiedział Loki z ogromnym wysiłkiem.

Aithne nie mogła uwierzyć, że nawet wisząc na szubienicy, był gotowy ją bronić. Jednakże nie miał prawa odpowiadać za jej życie. A ona musiała podjąć decyzję jak najszybciej.

— Zabij mnie, ale oszczędź jego — błagała. — Puść go, proszę.

Na twarzy Thanosa pojawił się uśmiech.

— Och. — Westchnął. — Miłość. To uroczę, jak bardzo pragniecie uratować swoje zniszczone dusze. Rozumiem wasze zachowanie. — Obdarował ich krótkim spojrzeniem, po czym utkwił wzrok w Aithne. — Musisz jednak wiedzieć, dziecinko, że on nigdy nie był cię godzien. Ciebie i twoich mocy, sztuczki, którymi cię mamił, były jedynie pokazem talentów. Nie zależało mu na tobie, a na władzy. — Słowa te uderzyły kobietę w serce, czując, jak cała wykrusza się po kawałeczku. — Zresztą, nie muszę ranić cię cieleśnie, ponieważ...

— ...zabicie jego, zaboli cię bardziej niż śmierć. — Proxima dokończyła zdanie Thanosa z wrednym uśmiechem.

Przyłożyła swoją włócznię bliżej szyi kobiety, unosząc jej podbródek. Aithne musiała wyczuć moment, żeby uwolnić swoją żądzę. Zerknęła na Thora, który pokręcił głową.

— Jeśli zrobisz mu cokolwiek, obiecuję, że spalę cię aż do kości — powiedziała przez zaciśnięte zęby, patrząc w oczy w zabójcy.

Jego twarz przybrała dziwnie spokojny wyraz. Wziął głębszy oddech, zaciskając rękawicę mocniej na krtani Lokiego. Aithne westchnęła żałośnie, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa. Przeszedł ją dreszcz.

— Gdzie podziała się twoja zawziętość, ognista wiedźmo?

Łzy ponownie zgromadziły się w oczach kobiety. Panująca wokół atmosfera zaczęła ją przytłaczać. Leżące wokoło ciała, uwięziony Thor, tracący oddech Loki, zniknięcie Walkirii i Bruce'a. Poczuła się samotna, jakby ktoś zrzucił ją do próżni. Sama zaczynała tracić dech w piersiach.

— Nigdy... nie będziesz... Bogiem.

Dłoń tytana zacisnęła się na gardle bożka, dźwięk łamiącego się kręgosłupa odbił się głuchym echem w odłamach umysłu Aithne. Serce, które do tej pory jedynie pękało, w końcu dokonało samozniszczenia, a jego pęknięcie było głośniejsze niż dzwony bijące w Walhalli.

Zamarła, dosłyszała tylko stłumiony krzyk Thora. Czuła, jak jej żołądek się zwęża , a język ponownie zapomniał, jak formułować słowa. Wędrowała wzrokiem za Thanosem, który rzucił ciałem Lokiego obok boga piorunów, jakby był nic nieznaczącym śmieciem. Tym czynem wywołał w Aithne niewyobrażalnie wielki gniew, który w połączeniu ze smutkiem zwiastował bardzo złą kompozycję.

Ogień opanował całe ciało wiedźmy, bez zastanowienia cisnęła ogniskiem w Proximę, a następnie w resztę dzieci Thanosa, które pozbierały się po ostatnim upadku. Ciężko dysząc, podniosła się z miejsca, spoglądając na tytana.

— Dotrzymuję obietnic — powiedziała stanowczo, kumulując ogromną kulę czystego ognia. — Szykuj się na śmierć, tytanie! - wrzasnęła, rzucając zgromadzoną energią z impetem.

Odepchnął atak, a ogień, zetknąwszy się z rękawicą, przemienił się w bańki mydlane. Uśmiechnął się kpiąco, chyląc czoła. Przywołał swoje dzieci, które posłusznie stanęły przy jego boku. Następnie zniknęli w czarnym dymie, pozostawiając po sobie chaos.

Aithne przez dłuższy moment patrzyła w nicość, czując ogarniającą ją bezsilność. Nie zrobiła nic, by uratować niewinnych, nie zdołała nawet obronić Lokiego. Negatywne myśli zaczęły spływać na nią niczym ulewa, w głowie odtwarzała słowa bożka i słyszała ostatni wdech. Dźwięk łamiących się kości na zawsze pozostanie jej koszmarem.

W końcu oprzytomniała, spoglądając w stronę Thora, który usiłował wyzwolić się z nałożonej przez Thanosa zbroi.

Podbiegła do niego, ale zanim zdążyła wykonać choćby krok bliżej, zatrzymała się przy zwłokach. Widok martwego bożka wywołał u niej dreszcz. Bezwładnie upadła na kolana, kładąc obie dłonie na zimnej klatce piersiowej.

— Hej. — Zaczęła go lekko szturchać. — Możesz przestać udawać — powiedziała przepełniona nadzieją; nie uzyskała odpowiedzi. — Nie będę zła, jeżeli znów użyłeś iluzji. Po prostu otwórz oczy i powiedz, że wszystko będzie dobrze. — Głos łamał się z każdym kolejnym słowem; zrobiła dłuższą pauzę. — Lo- Loki? — Brak odzewu. — Chodźmy oglądać gwiazdy, ten ostatni raz. Nie będę cię o nic obwiniać, po prostu wróć. — Ułożyła głowę na jego ramieniu; w tym czasie bóg piorunów uwolnił się z kajdan. Aithne zerknęła na niego, kręcąc głową, po czym wróciła do poprzedniej pozycji. — Ja... Ja też cię kocham, słyszysz? Bardziej niż kogokolwiek czy cokolwiek przez całe swoje życie — mówiła szeptem, nawet nie starając się powstrzymywać łkania. — Wstań! Proszę, wstań! — krzyknęła żałośnie, nie dostrzegając przy tym Thora, który przypełzał do nich, układając dłoń na torsie swojego brata. — Kto inny będzie w stanie poskromić moje demony? — Rozpacz w jej głosie była zbyt wielka. — Obiecałeś. Obiecałeś, że tym razem nie znikniesz.

Thor wiedział, że to koniec. Nie mógł zrobić nic więcej, a zdruzgotany obraz przyjaciółki oraz martwy brat, ostatni członek jego rodziny, jedynie pogarszały niekomfortową sytuację. Uniósł głowę, czując depresję emanującą od kobiety.

— Aithne! — powiedział dość głośno, lecz ona go zbyła. — Musimy uciec, jeszcze mamy szanse. — Nie mógł pozwolić zginąć najpewniej ostatniej żywej osobie, na której mu zależało.

Kobieta obróciła się do niego twarzą, na której malował się smutek i cierpienie. Nigdy wcześniej nie widział jej w tak złym stanie. Gromowładny, potężny bóg został złamany przez okrucieństwa, na które została skazana jego przyjaciółka.

— To koniec, Thor. — Ponownie zwróciła się w stronę Lokiego, siląc się na przepełniony bólem uśmiech.

Złożyła krótki pocałunek na czole bożka, po czym wtuliła w jego ramie. Oczy miała tak zmęczone, że nie produkowały już wody. Zaczerwienione policzki piekły od zaschniętych łez, a unoszący się wokoło dym drażnił jej płuca.

Wszystko przepadło. Thanos pozbawił ją miłość w jednej sekundzie, a teraz za cel obrał sobie zniszczenie ludzkości. Może to samolubne, ale Aithne gotowa była poświecić ludzkość, byleby Loki znów powrócił.

Przeklinała los za to, że dał jej drugą szansę, po czym bezczelnie odebrał ją od niej. Została w całkowitym rozbiciu, z piekącymi od ognia żyłami, przy ciele osoby, którą kochała.

Nie powinna ignorować swojego przeczucia, mogła uciec wraz z Lokim zaraz po zniszczeniu Asgardu. Wtedy może, gdyby mieli więcej czasu... mogła jedynie spekulować. Czasu nie cofnie, a skaza w umyśle pozostanie na zawsze.

— Jestem martwa — wyszeptała, mając nadzieję, że bóg piorunów ją usłyszy. — Nikt nie zdoła ponownie naprawić moich uszkodzeń.

Zamknęła oczy, poczuła ciepło, które wywiercało w jej wnętrzu dziurę. Ogień, rozpraszający się po całym ciele nigdy wcześnie nie sprawiał tak ogromnych boleści. Krzyknęła donośnie, ponieważ pieczenie było nie do zniesienia. Z kącików oczu popłynęły łzy.

Nie daj się zabić.

Gdy ból minął, ogarnęła ją pustka.

Aithne, proszę.

Była bardziej odległa niż ta, która towarzyszyła jej przez życie.

Kocham cię.

W tej nicości dostrzegła czyjąś sylwetkę.

Nie waż się jej tknąć.

Mogłaby przysiąc, że przez moment widziała obraz uśmiechniętego mężczyzny.

Nigdy nie będziesz Bogiem.

Oblicze beztroskiego i wolnego Lokiego, rozmazujące się na tle czerni, które po chwili przepadło na zawsze.






KONIEC







Wciąż nie dowierzam, że zaszłam z tym opowiadaniem do końca. Jestem naprawdę wdzięczna każdej osobie, która znalazła chwilę na przeczytanie moich wypocin. Cieszę się, że mogłam przedstawić historię Aithne, którą kreowałam od obejrzenia trzeciej części Thora.

Co do samego one shota; był - dosłownie - tworzony godzinę po wyjściu z kina, a gdy tylko przypominałam sobie szczegóły z filmu, moje serce ponownie pękało. Przepraszam wszystkie osoby, którym przypomniałam o tragedii, która miała miejsce na samym początku iw (wciąż nie wierzę, że bracia Russo nam to zrobili)...

Przechodząc już do podziękowań: szczerze dziękuję za wszystkie opinie, porady i miłe słowa, za wyświetlenia, gwiazdki oraz dodawanie mojej pracy do listy lektur. Nie sądziłam, że spotkam się z tak pozytywnym odbiorem i wspaniałymi czytelnikami! Bez was to opowiadanie na pewno nie dotrwało końca.

Wysyłam wirtualne przytulasy, love.

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top