14 - o tym, jak marzyli o przyszłości

— Aithne! Schowaj się!

Krzyk Heimdalla odbił się echem w głowie kobiety, która wciąż szukała swojego przyjaciela. Wtedy usłyszała huk, po czym dostrzegła armię Heli, powstrzymującą statek przed odlotem. Ogarnęła ją wściekłość i gdyby nie waleczność Skruge'a, biegnącego z wrzaskiem na hordę bogini śmierci, sama gotowa była rzucić się z pomocą.

Szykowała się do skoku, jednak przeszkodziła jej kamienna ręka.

— Hej, ognista pani, jestem Korg, to jest Meik. — Wskazał na postać, którą trzymał w drugiej ręce. — Nasz przywódca prosił, byśmy pilnowali cię, bo wiedział, że będziesz starała się pomóc. — Chwycił ją za ramię, odciągając od wyjścia. — Nie wiem, co to wszystko ma na rzeczy, ale zostań tutaj i nie wykonuj żadnych sztuczek.

Aithne posłała mu srogie spojrzenie, jednakże spodziewała się takiego ruchu po Lokim. Zadziwiające, jak dobrze znał każdy jej czyn. Kobieta chciała ruszyć z miejsca, ale sterta kamieni o imieniu Korg wycelował w nią swoją bronią. Ognista wiedźma uniosła brwi zdumiona, a on jedynie wzruszył ramionami, mówiąc, że Loki kazał używać wszystkiego, byle ją zatrzymać.

Westchnęła, kiwając głową. Jedyną słuszną decyzją, do której została przymuszona, było czekanie na cud. Jednakże Aithne nigdy nie była do końca posłuszna. Wstała z miejsca, kierując się do okna, skierowanego w stronę Asgardu. Oddalali się, przez co kobieta miała słabą widoczność, nie mogąc dokładnie dostrzec tego, co dzieje się na dole.

Zauważyła Hulka, którego trudno było przeoczyć. Obok niego stała najprawdopodobniej Walkiria, a przed nimi Hela i Thor. Ognista wiedźma chciała znać szczegóły konwersacji, w którą wdała się siostra z bratem, ale kiedy została oświetlona przez wydobywający się z centrum Asgardu ogień, nie potrzebowała żadnych wyjaśnień.

Surtur zionął ogniem, nie szczędząc żadnego budynku. Ten widok fascynował Aithne, jednocześnie przyprawiając o dreszcze. Niewiarygodne, że gdyby nie dobroduszna kobieta, która wykradła Aithne z Muspelheimu - prawdopodobnie stałaby się podobnym potworem. Zatracenie się w ogniu połączonym z żądzą władzy i brakiem konsekwencji może powodować okropne skutki. Zwłaszcza kiedy nie ma się przy sobie kogoś, kto pomoże opanować palące serce.

Wiedźma odsunęła się od szyby; nie potrafiła dłużej obserwować tragedii, która spadła na Asgard. Dopadły ją wspomnienia, kiedy to sama doprowadziła do ogromnych zniszczeń. Strach ponownie opanował jej duszę, odbierając dech w piersiach.

Usiadła na miejscu, wskazanym przez Korga, chcąc złapać oddech. Rozejrzała się wokoło, ludzie byli przerażeni i zmęczeni. Odebrano im wszystko.

Walka Surtura i Heli trwała, a przyjaciele Aithne wciąż nie pojawili się na statku. Powoli zaczynała tracić nadzieję. Łzy zgromadzone w oczach zaczynały piec, a pięści, w których tłumiła iskry, parzyły wewnętrzne części dłoni. Chciała ruszyć na pomoc, ale wiedziała, że nie jest wystarczająco silna. Z wyjątkiem swoich umiejętności - nie miała niczego. Nieraz walka przychodziła jej z trudem, ponieważ potrafiła jedynie niszczyć.

Aithne tak naprawdę przez całe życie prowadziła tylko jedną poważną walkę... tę z samą sobą.

A nawet ta nie zakończyła się sukcesem.

— Thor — szepnęła do siebie, gdy przyjaciel dostał się na statek.

Wyskoczyła z miejsca, jak z procy, rzucając się bogu na szyję. Walkiria stojąca obok, poklepała wiedźmę w plecy, dając o sobie znać. Hulk zaś rozglądał się dookoła, badając sytuację.

Jednak w tej grupie brakowało jednego członka.

Aithne oderwała się od Thora, a wyraz jej twarzy mówił wszystko. Nie musiała zadawać pytania, ponieważ syn Odyna udzielił odpowiedzi wcześniej:

— Jeśli nie pojawił się tutaj, to zapewne uciekł — powiedział z przekonaniem, ściskając ramię Aithne. - Przykro mi.

— Nie... Jest w porządku.

Nic nie było w porządku.

∆∆∆

Aithne nie była w stanie obserwować, jak miejsce, w którym się wychowała ginie w płomieniach. Dlatego Thor odesłał ją do pokoju, prosząc, by nie przejmowała się niepotrzebnie. Wyglądała fatalnie, stres całkowicie wykończył jej umysł. Potrzebowała chwili oddechu.

Siedząc na jednej z wielu kanap znajdujących się w pomieszczeniu, zaczęła patrzeć w przestrzeń. Przyciągnęła nogi do klatki piersiowej, po czym z głębokim westchnięciem oparła głowę o kolana.

Była zmęczona i samotna. Wszyscy zgromadzeni omawiali dalszy plan działania, a Aithne myślała jedynie o swoim sklepiku z antykami, w którym zostawiła część siebie. Chciała ponownie przejść przez dzielnice, do której przyzwyczajała się latami. Pragnęła znaleźć się na krześle za biurkiem, nie przejmując się, że mężczyzna w czarnym garniturze wpadnie przez drzwi, zaburzając dotychczasowy spokój.

Nie mogła powiedzieć, że żałuje, ponieważ ponowne spotkanie Lokiego i Thora, a w rezultacie poznanie Walkirii i Bruce'a nauczyło ją tego, czym naprawdę jest wsparcie oraz przyjaźń.

Szkoda, że niektórzy nie potrafili uszanować innych, uciekając od problemów, pokazując tym samym tchórzostwo. Aithne nie powinna być zdenerwowana, ponieważ rozumiała, że kiedy Loki ucieka, ma swój indywidualny powód. Miała nadzieję, że gdziekolwiek się znajdzie, będzie wiódł lepsze życie, gdzie nikt nie będzie oceniał go przez pryzmat pochodzenia.

Najwidoczniej Aithne nie zrobiła wystarczająco wiele, by zatrzymać bożka. Nie dała pozorów osoby, której można zaufać, a Loki zapewne miał dość opieki nad osobą, która nigdy nie powstrzyma siedzącego w niej potwora.

Mimo wszystko ognista wiedźma nie mogła znieść pustki, którą pozostawił.

Przeklinała się w myślach, za to, że zbyt późno zrozumiała, jak bardzo potrzebowała go w życiu.

— Tutaj się chowasz.

Usłyszała męski głos, dobiegający z oddali. Odruchowo spojrzała na sylwetkę, na którą padało światło. Zmrużyła oczy, a serce zaczęło bić szybciej. Jednakże natychmiastowe uświadomienie sobie, że pojawienie się postaci jest pożegnaniem, nieco ocuciło kobietę.

— Tym razem chcesz się pożegnać przed odejściem, tak? — spytała, na co Loki uśmiechnął się półgębkiem. — Szkoda, że nie miałeś tyle odwagi, by pojawić się we własnej osobie.

Mężczyzna obszedł jedną z kanap, kierując się w stronę wiedźmy. Aithne usiadła po turecku, obserwując zachowania bożka. Loki przysiadł przy niej, nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego. Kobieta uchyliła lekko usta, zaciekawiona przebiegiem sytuacji.

Loki odwrócił wzrok, spoglądając na dłoń przyjaciółki, którą trzymała na kolanie. Bez wahania chwycił po nią, a kiedy uświadomił Aithne o swojej obecności, przeszedł ją dreszcz. Patrzyła tępym wzrokiem na ich złączone dłonie, po czym przełknęła gulę zgromadzoną w gardle.

— Jestem — powiedział cicho, robiąc dłuższą pauzę, tym samym dając Aithne chwilę na zapoznanie się z obecną sytuacją. — Nie jestem aż tak złym bratem, żeby zostawiać Thora samego z tobą. — Dodał, śmiejąc się. — Wątpię, by zniósł twoje zmienne humory.

Uderzyła go w ramię z impetem, marszcząc brwi, ale po chwili sama wybuchła nieopanowanym chichotem. Stres i strach przepadły, a ona wróciła do pięknego snu o przeszłości. Chwila ta przypomniała jej pierwsze spotkanie, kiedy Loki wyśmiał strój wiedźmy, na co ona pchnęła pięścią w jego bark i oboje zaczęli się śmiać. Szczegóły, które wydają się w życiu nieistotne, zazwyczaj mają potężną moc.

— Mam przez to rozumieć, że zostajesz?

Skinął głową, wciąż trzymając dłoń kobiety. Aithne westchnęła, przysuwając się bliżej i kładąc głowę na jego barku. Przymknęła oczy, nie pozwalając łzom spłynąć po rumianych policzkach. Wiedziała, że jeszcze w życiu zapłacze nie raz, a ten moment był nieodpowiedni do ukazywania słabości.

— Dlaczego milczysz? — spytał po chwili Loki, kiedy w ich uszach dudniły jedynie rozmowy asgardczyków w sali głównej.

— Bo jestem szczęśliwa — odpowiedziała, wzruszając ramionami. — Wiesz... w końcu zrozumiałam, jak bardzo potrzebuję cię w życiu. — Wyprostowała się, parząc na ścianę znajdującą się przed nimi. — Pamiętam, jak matka kazała znaleźć mi punkt zaczepienie, który zniweluje siedzący we mnie ogień. Zawsze sądziłam, że nigdy go nie odnajdę, ale z perspektywy czasu pojęłam, że to od początku byłeś ty. — Zerknęła na Lokiego, który nie wiedząc co odpowiedzieć, uśmiechnął się, chyląc czoła. — Ale zanim zakończymy tamten okropny okres, chcę o coś zapytać. — Patrzyła w oczy bożka, chcąc wyłapać kłamstwo w ostateczności. — Obiecujesz, że nigdy więcej nie znikniesz i nie zostawisz mnie na pastwę demonów?

Przez chwile w pomieszczeniu panowała kompletna cisza, nawet hałasy dobiegając z oddali, nie potrafiły przerwać jej kojącego odgłosu. Aithne zwątpiła, obawiała się, że swoim pytaniem przestraszyła mężczyznę.

— Tak — odpowiedział wreszcie. — Obiecuję, że nigdy nie zniknę i nie pozwolę żadnym demonom nękać twoich myśli.

Na twarzy Aithne zagościł ogromny uśmiech, nie mogąc powstrzymać się dłużej, po prostu rzuciła się na szyję bożka. Zazwyczaj unikała takich kontaktów, wiedząc, że Loki nie przepada za uściskami, ale ogarniająca ją euforia i nadzieja przeważyły nad rozsądkiem.

Spodziewała się szybkiego uścisku, który przerodziłby się w niekończący się wykład Lokiego na temat tego, żeby wiedźma nie postąpiła tak ponownie, ale doznała miłego zaskoczenia. Bożek przycisnął ją bliżej siebie, najostrożniej, jak potrafił, jakby bał się, że może zrobić jej krzywdę. Ułożył głowę w zagłębieniu szyi kobiety, kołysząc się lekko.

— Powoli zaczynam dostrzegać bezpieczną przyszłość dla nas wszystkich — powiedziała, wciąż znajdując się w objęciach bożka.

— Bezpieczna przyszłość — powtórzył Loki, odrywając się od Aithne. — Czy taka w ogóle istnieje?

— Zapewne nie, ale choć przez chwilę bądźmy dobrej myśli.

Ponownie oparła głowę o jego ramię. Loki delikatnie objął kobietę, a jego serce wydawało nierówny rytm. Aithne mogła trwać w tym momencie nieskończoność. Wszystkie złe wspomnienia odeszły, piekące rany ostygły i nawet zdawało się, że wyrządzone na jej duszy szkody zostały uleczone.

Aithne nareszcie zobaczyła prawdziwy promyczek nadziei,którego nie potrafiła dostrzec przez lata.







---

UWAGA, WAŻNE INFO: nie, to jeszcze nie koniec! (no może koniec, jeśli chodzi o ragnarok) ale! jutro postaram się dodać przygotowany bonus z infinity war, który będzie całkowitym zakończeniem tej historii, just wait for it.

love.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top