13 - o tym, jak lód chronił ogień
— Wszystko w porządku, Aithne?
Ciągle to samo pytanie, które powoli zaczynało przerażać kobietę. Sposób, w jaki każdy martwił się o jej zdrowie, był wręcz nachalny. Zwłaszcza kiedy nie wiedziała do końca, czy wszystko było w porządku. Na dodatek zmartwienie zniknięciem Lokiego wcale nie polepszało jej stanu.
Gdy walka w Sakaar dobiegła końca, a uciekinierzy znaleźli się w drodze do Asgardu - Aithne odczuła zmęczenie. Nigdy nie potrzebowała snu tak namiętnie, jak w tamtej chwili.
Powiadomiła Thora o swoim stanie. Mężczyzna poprosił Walkirię, by ta zaprowadziła jego przyjaciółkę do miejsca, gdzie mogłaby poukładać myśli. Kobieta nie zawahała się, oddając swoje stery Bruce'owi. Wzięła Aithne pod ramię, posyłając jej promienny uśmiech.
— Jesteś bardzo silna — zagaiła Walkiria, gdy znalazły się w miejscu, w którym Arcymistrz miał kąt przeznaczony do swoich osobisty spraw, których Aithne wolała nie poznawać. — Takie zużycie energii na pewno wiele cię kosztowało.
Aithne uśmiechnęła się słabo, kiwając głową. Chociaż polubiła ją, nie sądziła, że rozmowa o nieopanowaniu drażniącym ognistą wiedźmę na każdym kroku jest odpowiednim tematem do konwersacji.
— Nie chcę cię urazić, ale naprawdę potrzebuję chwili na pozbieranie sił — rzekła.
Walkiria była wyrozumiała, może nie znała dokładnie całej historii Aithne, jednakże czuła z nią nieprzerwalną więź. Jakby znalazła na nowo przyjaźń, o której zapomniała już lata temu. Ta myśl dała jej cichą nadzieję.
Skinęła głową, dodając przyjaciółce otuchy poprzez pogładzenie jej ramienia.
Aithne odprowadziła ją wzrokiem, po czym zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Będąc w Sakaar, polubiła przepych, dlatego panujący wokół chaos zaczął sprawiać pozory sztuki. Jednakże wśród tego bałaganu brakowało jednego czynnika, uzupełniającego każdy ubytek. Osoby, dzięki której krajobrazy stawały się piękniejsze.
W tamtej chwili chciała znaleźć się przy bogu, który wysłuchiwał każdej jej modlitwy i ochraniał ją kosztem utraty swoich zmysłów. Nie doceniła go, dlatego pogodzenie się z błędami było niewiarygodnie trudne.
Po dłuższym rozmyślaniu poddała się potędze snu. Nie śniła o niczym, co w rzeczywistości było najpiękniejszą wizją, jaką do tej pory mogła sobie wyobrazić.
∆∆∆
Obudził ją gwałtowny manewr, przez który spadła z łoża. Przez chwile odzyskiwała kontakt z rzeczywistością, po czym bez zastanowienia wstała, kierując się do sterów.
Kiedy w pomieszczeniu dostrzegła jedynie Walkirie, przetarła oczy, mając nadzieje, że nie ma jakichś omamów. Jednak po wykonaniu czynności wciąż widziała jedną osobę, czyli wzrok nie szwankował.
— O, Aithne, właśnie miałam cię obudzić — powiedziała, uśmiechając się głupkowato. — Radziłabym ci zmykać, bo niedługo ten statek pozostanie tylko kupą części.
— Gdzie Thor i Bruce? — Zignorowała ją.
— Walczą na dole... A! Ten twój chłoptaś z zaburzeniami psychicznymi też się pojawił.
Aithne poczuła, jakby ktoś pchnął w nią życie. Zasalutowała Walkirii, która przewróciła oczami. Spojrzała w dół, nie będąc pewną, czy skoczy z takiej wysokości. Kobieta, dostrzegając wahanie wiedźmy, podleciała bliżej mostu.
— Czas na zabawę! — krzyknęła wesoło.
Ognista wiedźma uśmiechnęła się, nie mogąc uwierzyć w szybki przebieg misji. Zazwyczaj najpierw planowała, jakie działa podjąć, nie licząc wydarzeń spowodowanych epizodami manii. Gdy zachowywała czystość umysłu, przestrzegała wyznaczonych sobie granic. Jednak tym razem nie obowiązywały.
Wolność oraz samowola najwidoczniej działały na nią w dość nietypowy sposób, wzbudzając nieznaną dzikość.
Wylądowała na Bifroście, nie zwlekając z rzuceniem się w stronę tłumu. W oddali dostrzegła Lokiego, walczącego ze zgrają wojowników Heli. Ruszyła naprzód, czuła jak stopy płoną od intensywnego biegu. Z okrzykiem na ustach utworzyła z dłoni pięść i przyciągnęła do piersi.
Zatrzymała się obok bożka psot, który wydawał się odetchnąć z ulgą.
W tym samym momencie Aithne wypuściła z rąk kule ognia, ciskając w przeciwników. Kilkunastu padło, jednakże niektórzy, choć z płonącymi szatami, posuwali się na nich.
— Nieźle— skwitował Loki. — Tylko uważaj, żeby nie przesadzić.
— Spokojnie, poradzę sobie. — Odgryzła się, marszcząc nos.
Cieszyła się w duchu, ponieważ te mało znaczące chwilę zazwyczaj przynosiły najwięcej ciepła. Krótka konwersacji przypomniała o dawnych docinkach i rywalizacjach pomiędzy dwójką. W pewnym sensie Aithne była wdzięczna Heli za swoje przybycie.
Wyrzuciła kolejną ognistą kulę w zgromadzenie, po czym dostrzegła błysk, mający miejsce w centrum Asgardu. Obserwowała błyskawicę z ekscytacją, mając nadzieję, że Thor jest cały.
Zerknęła na Lokiego, który poganiał mieszkańców do wejścia na statek, którym najprawdopodobniej przyleciał. Skrzyżował spojrzenie z Aithne, a jego twarz była łagodna. Kobieta mogła przypominać sobie do końca życia zdarzenia z przeszłości, ale nigdy nie widziała tak błogiego wyrazu twarzy u mężczyzny. Połączenie nadziei i bólu zmieszanego ze spokojem oraz ciekawością dalszych wydarzeń.
Kiedy szukali siebie nawzajem po raz kolejny, zrozumiała, że tak naprawdę znaleźli siebie wieki temu. Po prostu utwierdzali się w tym stwierdzeniu poprzez ponowne doszukiwanie niedoskonałości.
Nagle ich wzrok skierował się w stronę nieba, na którym zawisła sylwetka boga.
Dla Aithne ta scena była wręcz przepiękna, mogłaby odtwarzać ją do końca życia. Książe Asgardu, walczący o swój dom, potężny bóg piorunów, pragnący sprawiedliwości. Zaskakujące, jaką przeszedł przemianę na przestrzeni lat.
— Aithne, idź na pokład — powiedział Loki, nie racząc jej spojrzeniem.
— Ale-
— On ma rację, przydasz się tam. — Przybiegł do nich Thor, któremu brakowało oka. — A ty, spóźniłeś się. — Skierował słowa do brata, który nachalnie wpatrywał się w jego oczy.
— Za to ty zgubiłeś oko.
— A ja stracę godność, jeżeli nie pomogę wam w walce z Helą. — Aithne uniosła dłoń, chcąc przypomnieć o swojej obecności, przy okazji przypominając, jak bardzo upartą jest osobą.
Loki przewrócił teatralnie oczyma, doskonale wiedząc, że Aithne będzie chciała się postawić. Niestety w tej kwestii nie mógł zmienić zdania, nie chciał, by ktoś ją skrzywdził. Mając na uwadze też fakt, że po zgromadzeniu większej moc, musi mieć chwilę odpoczynku, co było kłopotliwe dla przebiegu walki.
Bożek spojrzał na brata, który skinął głową. Aithne po raz kolejny poczuła się pominięta, chociaż pocieszała się tym, że ich trójka ponownie znalazła się w komplecie. Zatęskniła za nimi bardziej niż w mrocznych czasach jej wygnania.
W tym samym czasie Walkiria dołączyła do ich konwersacji, spoglądając na Aithne, jakby widziała ją pierwszy raz w życiu.
— Czemu jeszcze nie ma cię na tamtym statku?
Mieczem wskazała na pokład, do którego przedostawali się ostatni mieszkańcy.
— To jakiś spisek? — odpowiedziała pytaniem i skonfundowana uniosła brwi.
Loki złapał ją za ramię, odciągając od Thora i Walkirii. Aithne szła przy nim, nie mając pojęcia, co planuje. W końcu zatrzymał się przy wejściu, machając ręką do Heimdalla. Kobieta zerknęła za siebie, dostrzegając boginię śmierci. Czuła, jak żołądek skręca się, a powietrze nie dochodzi do płuc. Thor oraz Walkiria ruszyli naprzód, a zaraz dołączył do nich Hulk.
Przenikający ją strach o przyjaciół wydawał się wręcz nieprawdopodobny.
— Musisz ich ochronić, Aithne — powiedział Loki, łapiąc z nią kontakt wzrokowy i wskazując na statek. — Jesteś im to winna.
Nie odezwała się słowem, jedynie ścisnęła dłoń bożka, następnie obserwując, jak podbiega do reszty. Dosłyszała wołanie Heimdalla, dlatego już bez żadnych wymówek ruszyła na pokład. Nie odwróciła się, choć w jej uszach rozbrzmiały odgłosy walki.
Uścisnęła dłoń wszechwidzącemu na powitanie, po czym zerknęła na ludzi, którzy w większości podpierali ściany. Wyglądali na roztrzęsionych, byli przerażeni. Aithne wiedziała, że tym razem nie może ich zawieść. Musiała odkupić winy, ponieważ zapewne większości zgromadzonych odebrała osoby, które kochali. Może to też samolubne, ale zamiast myśleć o przyszłości ludu, zaczęła również martwić się o przyjaciół, walczących za wszystkich - a zwłaszcza o jednego.
— Wiesz wszystko, prawda? — zadała pytanie Heimdallowi dla upewnienia; potwierdził skinieniem głowy. — Czy on naprawdę chciał mnie bronić i dlatego postanowił odejść? Jak zachowywał się, kiedy wkroczyliśmy w mroczne czasy? Widzisz wszystko, musiałeś również widzieć zamianę w jego zachowaniu.
Sama nie była pewna, czy chcę to wiedzieć, czy też mężczyzna będzie zdolny odpowiedzieć na to pytanie.
Posłał jej kojący uśmiech, po czym przemówił:
— Myślę, że nie muszę odpowiadać, ponieważ wiesz, jaka jest prawda. — Statek uniósł się w górę. - Od kiedy zaczęliście się przyjaźnić, miałem przeczucie, że będziecie sobie bliscy, bez względu na okoliczności.
Zakończył swoją wypowiedź, po czym oboje upadli na posadzkę. Coś uderzyło w odrzutowiec, a Aithne pomimo bólu wywołanego zetknięciem z twardą blachą, wychyliła się, żeby ocenić sytuację na dole.
Zamarła, kiedy nigdzie nie dostrzegła Lokiego.
---
Jak można się domyślić, niedługo koniec całej tej zagmatwanej historii. Szczerze? Jestem w szoku, że pociągnęłam to fanfiction tak daleko i naprawdę, naprawdę dziękuję za wsparcie w postaci komentarzy czy gwiazdek, to bardzo motywuje do pisania.
Wiem, że ten rozdział nie należy do najlepszych, ale mam nadzieję, że i tak przypadł wam do gustu! Czekam na opinie!
+ jestem w trakcie pisania ostatniego rozdziału i mam nadzieję, że wstawię go do końca tygodnia, także wyczekujcie.
love you all!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top