11 - o tym, jak wszyscy zapragnęli zemsty

— Wydostaniemy się stąd i lecimy odbić Asgard. — Thor uśmiechnął się dumnie, podczas gdy Aithne i Bruce spojrzeli na niego pytającym wzrokiem. — No co? Może macie lepszy plan?

Kobieta uniosła ręce w geście poddanie się, ponieważ wiedziała, że sprzeczka z Thorem nie ma większego sensu. Zwłaszcza kiedy sama nie miała w zanadrzu mądrego planu. Bóg piorunów posłał im triumfalny uśmiech, po czym okrył twarz kocem.

— Myślisz, że dzięki temu nikt cię nie rozpozna? — spytała Aithne, wspierając ręce na biodrach. Mężczyzna zamierzał odpowiedzieć, jednak wiedźma go uprzedziła. — Gdzie zniknął ten doktorek?

Gromowładny spojrzał za siebie pełen niepokoju. Gwałtownie złapał przyjaciółkę za ramię, a następnie lekko pociągnął za sobą. Niczego nieświadoma chciała dorównać mu kroku. Podążali przez tłum pod prąd, Thor kurczowo trzymał swoje nakrycie głowy jedną dłonią, a drugą zaciśniętą miał na ramieniu Aithne, nie chcąc jej zgubić.

— To jeden z tej twojej bohaterskiej grupki, prawda? — zapytała, nie będąc jednak pewną, czy przyjaciel dosłyszał to pytanie. — On jest Hulkiem?

— Na litość... Aithne, nie tak głośno. — Zatrzymali się. — Tak, Bruce to Hulk i jest częścią Avengers  — potwierdził ciszej, ciągle rozglądając się za doktorem.

Wiedźma uśmiechnęła się, ponieważ wiedziała, że skądś kojarzyła tę postać. Jednakże nie była do końca przekonana czy ufać swoim przypuszczeniom. Szczególnie wtedy, kiedy świadomość ją oślepiała i dawała fałszywe znaki. Wprawdzie Thor nie wspominał dużo o Mścicielach, głównie dlatego, że po spotkaniu owej grupy, odwiedził kobietę jedynie raz. Po tamtej wizycie nie pojawił się przed jej sklepikiem z antykami nigdy więcej. Zapewne pomyślał, że przez swoją obecność wzbudzi w Aithne wspomnienia, których ta za wszelką cenę pragnęła się pozbyć.

Chociaż wszystkie starania przepadły, ponieważ pewnego dnia przez drzwi przeszła osoba, która była głównym powodem całej tragedii.

— Chyba go widzę. — Kobieta wskazała na mężczyznę łudząco podobnego do Bruce'a.

Obydwoje podeszli do mężczyzny, który odetchnął z ulgą, gdy ujrzał znajome twarze. Thor zaczął naskakiwać na Hulka, mówiąc mu, że zachowuje się nieodpowiedzialnie, po czym ten w odwecie odpowiedział, iż jego przyjaciel jest roztargniony. W taki sposób powstała krótka kłótnia, którą przerwała Aithne głośnym odchrząknięciem.

— Co?! — Obaj unieśli się w tej samej chwili, na co kobieta odskoczyła.

— Po pierwsze, powinniście zachowywać się odrobinę ciszej, jeżeli jesteście zbiegami. Po drugie, gratuluje zdradzenia swojego położenia, za wami stoi Walkiria.

Thor zamarł, mając nadzieję, że kobieta nie mówi poważnie, jednakże wyraz jej twarzy głosił inaczej. Odwrócił się, spoglądając na Walkirię, która stała spokojnie z dłońmi podpartymi na biodrach.

— Wiesz, że widzę twoją twarz — powiedziała obojętnie.

— Może — zaczął, okrywając twarz płachtą. — ale nie, kiedy zrobię tak. — Aithne i Walkiria uniosły brwi w zdumieniu, a Bruce jedynie westchnął z żałości. - W porządku, nieważne.

Walkiria uśmiechnęła się półgębkiem, chyląc głowę w stronę Aithne, która odwzajemniła gest. Zarówno Thor, jak i Bruce, stojący pomiędzy nimi poczuli lekkie zakłopotanie. Jednak bóg piorunów oprzytomniał, stwierdzając, że nie potrzebuje zagłębiać się w znajomości przyjaciółki.

— Posłuchaj — zwrócił się do Walkirii. — Jeżeli chcesz nas pojmać, to śmiem twierdzić, że jest to zły pomysł. Asgard jest w niebezpieczeństwie, muszę wrócić, by chronić swoją ojczyznę. A swoją drogą, walczyłaś z Helą i jestem pewny, że chciałabyś wyrównać rachunki. Musisz nam pomóc.

Ognista wiedźma była zaskoczona postawą Thora, niewiarygodne, jak zmienił się przez wszystkie lata ich znajomości. Widziała w nim prawdziwego przywódcę, pragnącego sprawiedliwości i stojącego w gotowości za oddanie życia w celu uratowania swojego domu. Poczuła ukłucie w sercu, gdy w głowie odtworzyła scenę z przeszłości, w której wyruszyli do Jotunheim po nalocie olbrzymów na Asgard. Od tamtej pory wszystko uległo diametralnej zmianie. A zwłaszcza zachowanie trójki niegdyś nierozłącznych przyjaciół.

Aithne spojrzała na swoją nową kompankę, której twarz była nadzwyczaj spokojna. Nie chciała iść na kolejną wojnę, widziała to w jej oczach. Walkiria straciła bardzo wiele, to zrozumiałe, jeżeli odmówiłaby pomocy w odbiciu Asgardu. Jednakże zemsta głębiąca się w sercu była silniejsza. Aithne znała to uczucie, dlatego nawiązała emocjonalną więź z wojowniczką, choć poznała ją niecałą dobę temu.

Walkiria odeszła kilka kroków dalej, po czym odwróciła się, gestem głowy pokazując zagubionym duszą, żeby podążali za nią.

∆∆∆

Thor wraz z Bruce'em podążali za kobietami, które ruszyły przodem. Walkiria w tym czasie wyjaśniła swoje zachowanie, pobieżnie opowiadając Aithne o dziwnym uczuciu, kierującym nią od niedawna. Kobieta czuła się nieco zagubiona, choć sprawiała inne pozory, a ognista wiedźma rozumiała ją doskonale. Nie wiele osób przeżywa wojnę, nie wróciwszy z niej bez skazy w umyśle.

Dopytywała również o Bruce'a, który pojawił się znikąd. Aithne zerknęła na Thora, nie mając pojęcia, czy ta chwila była dobrym momentem na wyjaśnienia, jednakże Walkiria, choć nie uzyskała jasnej odpowiedzi, nie ciągnęła tematu, wprowadzając trójkę do pomieszczenia.

Idąc długim korytarzem, w końcu przystanęła, obserwując swoich kompanów.

— Jeśli umrę, chcę, żeby mój miecz przebił jej serce — stwierdziła z poważną miną, spotykając się z niezrozumiałymi spojrzeniami, więc wyjaśniła: — Mówię jedynie, że jestem w waszej drużynie. — Zmarszczyła nos, jakby nie będąc pewną swoich słów. — Macie jakąś sensowną nazwę?

Aithne otworzyła szeroko oczy, spoglądając na Thora, który rzucił przelotne spojrzenie Bannerowi, po czym zabrał głos.

— Re-revengers? — Jego odpowiedź brzmiała bardziej jak pytanie. Aithne skinęła głową, choć w jej głowie trwał obecnie mętlik. — Ponieważ wszyscy chcemy zemsty. — Dodał Thor, zerkając na Bruce'a, który wprawdzie nie miał powodów do wyładowania emocji, w przeciwieństwie do otaczających go osób. — Chcesz zemsty?

—Jestem niezdecydowany — stwierdził.

— A przy okazji. — Walkiria zmieniła temat. — Mam pokojową ofertę.

Nacisnęła przycisk, który otworzył drzwi. Aithne czuła, jak dławi się powietrzem, gdy ujrzała związaną postać, siedzącą centralnie przed całym zebranym towarzystwem.

— Niespodzianka! — wykrzyczał entuzjastycznie Loki.

Walkiria zignorowała swojego więźnia, podążając w stronę wystawek różnorodnych napoi alkoholowych. Aithne nie spuszczała wzroku z mężczyzny, chcąc zorientować się, czy jest tam we własnej osobie. Thor jednak znalazł lepszy sposób, wziął w dłoń bliżej nieokreślony przedmiot, ciskając nim w brata. Ten jęknął, niezadowolony z widoku boga piorunów.

Następnie Loki nawiązał kontakt wzrokowy z Bruce'em, którzy najwidoczniej nie przepadali za sobą. Aithne wiedziała, jak bożek psot zmanipulował doktora, Thor opowiedział jej tę historię.
Zawiesiła się na krótki moment, wpatrzona w ścianę, poczuła dziwnie niejasne uczucie. Jakby śmierć kroczyła za nią wielkimi krokami. Takie wrażenie miewała dosyć często, ale nigdy wcześniej nie czuła tego tak głęboko, zupełnie jakby otaczała ją ciemność i z każdą kolejną sekundą była coraz bliżej.

Loki dostrzegł zastój przyjaciółki, który bardzo dobrze znał, dlatego postanowił działać, nie chcąc, żeby ta ponownie zatraciła się w ogniu przeszłości.

— Hej, udało ci się, znalazłaś ich pierwsza — powiedział, chcąc zwrócić na siebie uwagę. — Aithne? — Nie dostał od niej żadnej reakcji, co nieco go zaniepokoiło.

Kobieta przełknęła gulę, gromadzącą się w gardle, po czym odrzuciło ją do tyłu, ale nie straciła równowagi. Otrząsnęła się, dopiero kiedy usłyszała huk rozbijanego szkła. Trzymając się za brzuch, spojrzała na Walkirię, która wyglądała na niezadowoloną. Próbowała uświadomić sobie, ile trwała w innej rzeczywistości, ponieważ wydawałoby się, że siedziała w niej wieczność. Czuła nieme otępienie, rozrastające się po organizmie niczym choroba w finalnym stadium.

— Wszystko w porządku, Aithne? — zapytał Thor, gdy zorientował się, że jego przyjaciółka nie wygląda najlepiej.

Nie odpowiedziała, a jedynie posłała nieobecne spojrzenie w kierunku Lokiego. Obserwowała, jak na twarzy gości ten sam uśmiech, który przywdziewał zawsze, gdy był strapiony. Szukała w jego oczach blasku. Tego samego, który miał w sobie przed odkryciem okropnej prawdy o swoim pochodzeniu. Chłopiec, z którym spędzała każdą wolną chwilę, dla którego gotowa była oddać życie. Aithne żałowała, że znalazł się w tak niekorzystnej sytuacji, gdzie prawie cały wszechświat chciał jego śmierci. A ona nie potrafiła ochronić go przed okrucieństwem, co on czynił w jej stosunku zawsze.

Wtedy zrozumiała, że przerażenie, które męczy ją tak długo, jest strachem przed utratą ostatniej osoby, umiejącej poskromić złe demony prześladujące ją od wieków. Zrozumiała, jak złą osobą była, przez swoje zaślepienie. Obwiniała się za to, że nie widziała skruchy Lokiego, choć ten pokazywał ją na każdym kroku.

Nie zatruwał jej życie, on tylko nieudolnie starał się ją uratować.

Nie ona była uszkodzona, tylko on.

Przełknęła głośno ślinę, czując na sobie czyjąś dłoń.

— Wszystko w porządku, Thor — odpowiedziała, wciąż patrząc na bożka psot. — Wszystko w porządku.





---

Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Wiem, że spóźniłam się z rozdziałem jakoś dwa tygodnie, ale mam wytłumaczenie! Przez cały poprzedni tydzień miałam ostatnie sprawdziany, których nie mogłam oblać i poprawiałam niektóre oceny + zaczęłam kursy, które niestety mam od południa do późnego wieczora, dlatego przez ostatnie dwa tygodnie przychodziłam do domu praktycznie jedynie po to, żeby się przespać.

Ale okej, to już nieważne, bo w piątek koniec roku, tak samo, jak koniec moich kursów, więc mam nadzieję, że rozdziały będą pojawiały się regularnie (choć nic nie obiecuje).

Przy okazji, jest tutaj ktoś jeszcze? I jak podobał się rozdział?

+ Dziękuję bardzo za ponad 1k wyświetleń, wszystkie gwiazdki oraz wspaniałe komentarze, które naprawdę motywują mnie do pisania! Jesteście wspaniali ludzie, love!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top