07 - o tym, jak ogień chciał przełamać lód

Kiedy Loki opuścił pomieszczenie, Aithne nie śmiała poruszyć się choćby o centymetr. Wpatrzona w drzwi, wyczekiwała na powrót bożka. Po dłużących się w nieskończoność minuta zaczęło dopadać ją zmęczenie. Sama nie była pewna, co jest przyczyną jej znużenia, ponieważ wprawdzie przespała praktycznie cały poprzedni dzień. Możliwe, że odczucie senności spowodowała zmiana czasu na Saakar. Kobieta obróciła się obojętnie, spoglądając na świat znajdujący się za szybą. Słońca powoli zachodziło, kiedy ona przymknęła powieki.

Opadła na materac.

∆∆∆

Przewracając się na prawy bok, poczuła rażące ciepło na twarzy, które było dość przyjemne. Uśmiechnęła się samoistnie, uchylając powieki. Słońce przedostające się do pokoju przypomniało jej pewną rutynową sytuację z przeszłości. Mianowicie, poranki w sypialni z dzieciństwa, gdzie wbudowane miała spore okno, ustawione tak, że wpadające przez nie promienie, padały centralnie na jej oblicze. Uwielbiała być budzona w ten sposób.

Gdy przyzwyczaiła wzrok do jasności, intuicyjnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Westchnęła głośno, kiedy dostrzegła osobę siedzącą przy stole, wczytaną w książkę. Aithne nie chciała mu przeszkadzać, dlatego przewróciła się na plecy, obserwując przepełniony malunkami sufit.

— Wiem, że nie śpisz. — Usłyszała, na co wychyliła głowę, by zerknąć na towarzysza, który nie zmienił swojej pozycji.

Na początku nie chciała nic odpowiadać. Zagryzła dolną wargę, odkrywając koc, pod którym leżała. Olśniło ją, ponieważ przypomniała sobie wczorajsze wydarzenie. Była pewna, że zasnęła w zupełnie innej pozycji, a jedynym racjonalnym wytłumaczeniem było to, że Loki musiał ją przenieść. Nagle poczuła wstyd, zbadała okolice dookoła łoża, byle nie patrzeć w stronę przyjaciela.

— Gdzie wczoraj poszedłeś? — pytanie samo wyleciało z jej ust. Nie potrafiła ukryć swojej ciekawości, pewność siebie wpłynęła do niej znienacka.

Wstała z łóżka, szukając swoich butów, zszokowana zachowaniem Lokiego. Była pewna, że jak wróci, to zrzuci ją z materaca i sam pójdzie się położyć. Przysiadła się na przeciwne krzesło, próbując wytrącić go ze skupienia. Wpatrywała się dość nachalnie, czekając na odpowiedź, której niestety nie uzyskała.

Opadła na oparcie, krzyżując ręce, co na chwilę przykuło uwagę bożka. Kobieta uniosła brwi, wciąż wyczekując jakiejkolwiek reakcji, ale ponownie odpowiedziała jej cisza. Nie zamierzała mówić nic więcej, chciała pokazać, że nie da sobą pomiatać. Chociaż wczorajszy teatrzyk, który wystawiła, przedstawiał jej zachowanie z zupełnie innej strony. Fakt, Aithne wciąż nie potrafiła pojąć swoich zachować, czuła okropny dyskomfort, który raz był większy, a następnym razem malał. Gubiła się w swoich myślach, ale udawała, że potrafi zapanować, nad swoją rządzą.

— Wiesz, że nie lubię się powtarzać. Dlaczego denerwowanie mnie sprawia ci taką przyjemność? — Poddała się, ponieważ panujący wokół spokój był wręcz nieznośny.

— Przyjemność sprawia mi dźganie ludzi z zaskoczenia, denerwowanie ciebie traktuje raczej jako hobby — powiedział znad książki.

Aithne wytrzeszczyła oczy w oniemieniu, ale zdziwienie szybko przeistoczyło się w lekki uśmiech. Niespodziewanie przypomniała sobie czasy, kiedy siedzieli razem na łące, wpatrzeni w bezkres, raz po raz szturchając się łokciami. Tęskniła za tymi momentami, a siedząc naprzeciw Lokiego, czuła, jakby był obcą osobą, z którą dopiero wchodzi w relacje.

Sześć lat potrafi naprawdę wiele zmienić w młodym umyśle, zwłaszcza kiedy został zniszczony na kilkaset sposobów.

— Musisz koniecznie poszukać sobie nowego hobby — stwierdziła Aithne, śmiejąc się pod nosem.

— Niestety, ale to jest mi najbardziej bliskie. — Wzruszył ramionami, nie zdając sobie sprawy z tego, jak dwuznacznie zabrzmiało to zdanie. Dopiero kiedy dostrzegł skrępowanie malujące się na twarzy kobiety, postanowił zmienić temat. — Rozmawiałem z Thorem, wiesz? — Zerknęła nań z zainteresowaniem. — Nie był zbyt hardy do rozmowy, ale kazał przekazać, że masz się o niego nie martwić. — Zamknął książkę, wzdychając ciężko.

Aithne uśmiechnęła się ciepło, opierając łokcie o blat, kładąc podbródek na złączonych dłoniach. Wpatrzona w bożka, starała się odgadnąć jego myśli. Wyglądał, jakby nie przejmował się niczym, chociaż wiedziała, że tak naprawdę sam zamartwia się o wiele rzeczy. Po prostu potrafi się świetnie zamaskować.

— Przepraszam za to, że była dla ciebie taka oschła. Zapomnijmy o wczorajszym incydencie   — wypaliła nagle, zwracając tym uwagę bożka. — Po prostu mam przeczucie, że niedługo stanie się coś niewyobrażalnie złego, a mam już dość ciągłego strapienia.

— Nie musisz mnie przepraszać — powiedział, formując usta w cienką linię. Wstał od stołu, starając się nie spojrzeć w oczy Aithne. — Zasłużyłem sobie na gorsze obelgi. — Posłał jej smutne spojrzenie, na co ona przechyliła głowę, nie wiedząc, co skłoniło go do refleksji. — Przy okazji, w szafie masz nowy strój, przebierz się, a ja niedługo wrócę — powiedział, drapiąc się po karku.

— Loki-

Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, ponieważ mężczyzna rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając po sobie jedynie zieloną powłokę. Pokręciła głową z poirytowaniem. Bolało ją, że nie potrafił porozmawiać z nią szczerze, jak kiedyś. Wygadać się, wypowiedzieć na jakikolwiek temat, nawet jeżeli miałby czepiać się o włosy, które mu się nie układają.

Ogarnęła ją wściekłość. Nabuzowana podeszła do szafy, w której miał znajdować się nowy ubiór. Gdy tylko otworzyła drewniane drzwiczki, cała złość przeszła, ponieważ jej oczom ukazał się cudowny żółty kombinezon i dodająca uroku, dopasowana, turkusowa peleryna.

Gdy przyodziała się w strój, postanowiła wdać się w lekturę, którą Loki zostawił na stole. Nie sądziła, że gustuje w książkach obyczajowych, ale ostatnio coraz trudniej było jej zrozumieć jego poszczególne stany. Następne parę godzin spędziła samotnie, wczuwając się w historie przelaną na papier. Gdy doczytała ostatnie zdanie na stronie, w drzwiach pojawił się mężczyzna, który gestem ręki zaprosił ją do wyjścia.

∆∆∆

Aithne i Loki nie zamienili ani słowa, dopóki nierozsiadli się na kanapie, mając idealny widok na całą arenę. Siedzieli dość daleko od siebie, co mogło wydawać się komiczne i faktycznie, dla niektórych osób, jak na przykład Arcymistrza ta sytuacja wydała się zabawna. Wypytywał kobietę o różne rzeczy, czasem nawet zaśmiała się z jego poszczególnych anegdotek. Komplementował ją praktycznie co chwilę, a Loki jedynie wysłuchiwał pustych zdań, przewracając przy tym oczyma. Wiedźmie spodobała się taka taktyka, nie sądziła oczywiście, że bożek jest zazdrosny, ale był na pewno zniesmaczony zajściem.

— Drogie dzieci, zaczynamy zabawę! — wykrzyczał entuzjastycznie Arcymistrz, kiedy wprowadzono Thora na plac.

Aithne od razu skupiła całą swoją uwagę na władcy piorunów. Ich spojrzenia skrzyżowały się z daleka, dlatego kobieta posłała mu uśmiech dodający otuchy. Wtedy poczuła szturchnięcie w ramię, po czym spotkała się ze srogim wzrokiem osoby siedzącej obok niej.

— Nie patrz się na niego, jak na mięso — powiedział, na co ona wyprostowała plecy.

Nie odpowiedziała, ponieważ jej uwagę przykuł Arcymistrz zapowiadający walkę. Z niecierpliwością wyczekiwała przeciwnika Thora, obserwując każdy jego ruch.

W końcu bestia wyłoniła się ze swojej jamy, a bóg na arenie wydał okrzyk radości.

Aithne zmarszczyła brwi, nie mogąc pojąć, co tak ucieszyło jej przyjaciela. Zerknęła na Lokiego, który był bledszy niż zazwyczaj. Wyglądał jakby, zobaczył coś naprawdę przerażającego, a przeciwnik Thora nie wydawał się aż taki okropny. Wiedźma widziała straszniejsze potwory.

— To przyjaciel z pracy! — krzyknął wesoło Thor, zaczynając opowiadać rywalowi historię ze swojego życia. — ...a! Loki! Loki żyje. — Wskazał na brata. - Loki, zobacz, kto tutaj jest!

Aithne zaśmiała się mimowolnie, spoglądając na Lokiego.

— Muszę opuścić tę planetę  — powiedział przerażony.

Wstał gwałtownie, ruszając do wyjścia. Kobieta odwróciła się na kanapie, obserwując jego poczynania z uniesionymi brwiami. Nie potrafiła pojąć jego zachowania, coraz bardziej czuła, że są sobie obcy.

Na szczęście - lub nieszczęście - Arcymistrz zatrzymał swojego towarzysza, nalegając, by został do końca widowiska.

Mężczyzna usiadł naburmuszony, niczym dziecko, któremu zabrano lizaka. Aithne pokręciła nosem, wpatrując się nachalnie w oblicze bożka. On jednak nie zamierzał patrzeć w jej kierunku, zbyt przejęty następującymi wydarzeniami. Przyłożył dłoń do ust, nerwowo podrygując nogą. Zmierzyła go wzrokiem kilkakrotnie, po czym wróciła do oglądania widowiska.

Wiedziała, że Thor sobie poradzi, jednak nie czuła się za dobrze ze świadomością, że mogłaby mu pomóc. A spisana była na bycie obserwatorem, siedząc pomiędzy zakompleksionym bożkiem, niewiedzącym czego chce od życia a władcą, który nie wie, gdzie zaczyna się strefa prywatna. Zadowalał ją jedynie fakt, że ten drugi siedział odrobinę dalej.

— Ouch — wyszeptała, widząc, jak przeciwnik Thora wgniata go w ziemię.

— Tak! — wykrzyknął Loki, podnosząc się z miejsca. — Teraz wiesz, jak to jest!

Aithne wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Arcymistrzem, po czym oboje jednocześnie spojrzeli po mężczyźnie. Ten, jedynie lekko skonfundowany wskazał na arenę z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Wiedźma przechyliła głowę, na znak, że nie ma pojęcia, o co mu biega.

Zrezygnowany zasiadł z powrotem na podłużną kanapę.

Całe starcie trwało jeszcze przez parę minut, przeradzając się w niesamowicie zaciekłą zajawkę.

Zaniepokojona Aithne obgryzła prawie wszystkie paznokcie, przez ogarniający ją wątpliwości co do wygranej jej przyjaciela. A punkt kulminacyjny nastąpił wtedy, gdy Thor zaczął drżeć, po czym upadł na ziemię. Dotąd oparty Loki, zaczął uważniej przypatrywać się zajściu, a ognista wiedźma zmrużyła oczy. Spojrzała w stronę Arcymistrza, który trzymał w dłoni urządzenie, które wnioskując z jego miny, w jakiś sposób doprowadziło Thora do wstrząsu.

Chciała się odezwać, ale nie zdążyła, ponieważ zielony dryblas wyskoczył w powietrze, zwracając na siebie uwagę każdego widza. Aithne usłyszała, jak Loki bierze głęboki wdech, ona sama czuła, jakby jej serce zatrzymało się na sekundę.

Wiedźma zasłoniła twarz dłońmi, po czym usłyszała przerażający huk.

— Możesz otworzyć oczy, Aithne. — Westchnął po chwili Loki z nutą zawodu w głosie. — Przeżył.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top