04 - o tym, jak lód żywił się ogniem

Aithne uchylając powieki, nie spodziewała się, że jasne światło zaatakuję ją niczym zwierzę w obliczu zagrożenia. Odruchowo zasłoniła oczy przedramieniem, po czym jęknęła z bólu, który przeszył ją od szyi aż w okolice kostek. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, ale gdy tylko poczuła znajomy zapach kłamstwa unoszącego się w powietrzu – pomyślała, iż to kolejna sztuczka Lokiego.

Chciał ją omamić, by ponownie mogła być jego własnością. Może i nigdy nie powiedział głośno, czego oczekuję od wiedźmy – jednak było to zbyt oczywiste. Aithne manipulowała ogniem, a płomień może spalić wszelkie mosty. Szkoda jedynie, że kobieta nie pozostawiła w ogniu tego, za którym szedł bożek psot.

W jednej chwili uświadomiła sobie, że nie liczyła się dla Lokiego w taki sposób, w jaki chciała. A myśl o tym, że znów zaufała kłamcy przyprawiła ją o mdłości. Wprawdzie, mężczyzna nigdy nie skrzywdziła swojej przyjaciółki – świadomie – jednakże była to kwestia czasu.

Mimo wszystko Aithne postanowiła zachować milczenie. Wolała upewnić się co do swoich przypuszczeń. Głównie dlatego, iż miała nadzieję na cud. Pragnęła, by srogie domysły były kłamstwem.

Chociaż na ten moment nic nie wydawało się prawdziwe.

Kobieta w końcu zdecydowała rozejrzeć się po pomieszczeniu. Pierwszym przedmiotem, który ujrzała, był przepiękny żyrandol, najprawdopodobniej zrobiony z kamieni szlacheckich, ewentualnie bardzo dobrych podróbek. Następnie jej wzrok przeniósł się na lustro kolosalnych rozmiarów, zajmujące prawie całą powierzchnie ściany. Dostrzegła w nim swoje odbicie oraz ogromne łóżko, na którym obecnie leżała. Na oko zmieściłoby się w nim około pięciu, może nawet sześciu rosłych mężczyzn.

Przymrużyła oczy, dalej rozglądając się po pomieszczeniu. Była zadowolona z doboru koloru położonego na ścianach. Pragnęła pogratulować dekoratorowi tego wyboru. Nic więcej nie przykuło szczególnie jej uwagi, może z wyjątkiem oszklonej ściany zewnętrznej, przez którą widać było zarysy budynków. Pozostała dekoracja pokoju to kilka szafek, stolik, parę krzeseł i obrazów, poza tym nic ciekawego.

Ziewnęła ospale, drapiąc się po głowie, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Dlatego wtuliła się w dość wygodną poduszkę, pragnąc raz w życiu zasnąć spokojnie. Chociaż nie miała bladego pojęcia o swoim położeniu, stwierdziła, że na wyjaśnienia przyjdzie czas, ponieważ wiedziała, iż Loki żyje.

Loki żył i właśnie, dostojnym krokiem, wkroczył do pomieszczenia, nie dopuszczając kobiety do drzemki.

— Och, obudziłaś się.

— Och, jednak mnie nie zostawiłeś.

Słowa, które wyleciały z jej ust, same ją zaskoczyły. Czyżby tak bardzo bała się utracić truciznę, która była jednym z czynników utrzymujących ją w opanowaniu?

— Zabawne. Chociaż wizja zostawienia cię na obcej planecie była kusząca – postanowiłem jednak zostać i dopilnować, byś nie spaliła kolejnego miejsca.

Kobieta prychnęła, nawet nie spoglądając w jego kierunku. Była jednak pewna, że na twarzy maluje się mu chytry uśmieszek, ten sam, który nosił, gdy chciał coś spsocić. Najwidoczniej nie zdążył z tego wyrosnąć.

Aithne wyskoczyła z łóżka, stając na równe nogi, a jej wzrok utkwił w centrum miasta, widocznym z okna. Zdążyła zauważyć, że znajdują się dość wysoko, a zważywszy na fakt, iż nie miała pojęcia, co działo się podczas, gdy była nieprzytomna – postanowiła zebrać w sobie resztki dawnej siebie i wypytać mężczyznę o miejsce ich położenia.

Jednakże, zanim zdążyła wypowiedzieć słowo – cisnął w nią ubraniami, jakby brakowało mu rozrywki.
Posłała mu srogie spojrzenie, podnosząc odzież z podłogi.

— To szczyt bezczelności — stwierdziła, oglądając kombinezon. — A biel to zdecydowanie nie mój kolor, nie było nic żółtego? — Spojrzała na niego przelotnie, dostrzegając, że również ma na sobie inny strój. — Ten granat nie pasuje do ciebie w żadnym wypadku. Stanowczo lepiej ci w odcieniach zieleni.

Zdegustowany przewrócił oczyma.

— Stanowczo za dużo czasu spędziłaś wśród midgardczyków — wycedził, wspierając dłonie na biodrach.

— Tak właściwie, to dlaczego mam się przebrać? — Zmieniła temat, odkładając ubranie na najbliższe krzesło. — I wiesz, że grzeczniej z twojej strony byłoby powiedzenie mi, gdzie, do cholery, się znajduje? A Thor? Gdzie on jest?

— Musisz zadawać tyle pytań? Jesteś uciążliwa.

Uchyliła usta, słysząc obelgę ze strony Lokiego.

Powolno kroczyła w jego kierunku, na co ten wydawał się niewzruszony. Kiedy już wymierzyła wystarczającą odległość, którą było dosłownie kilkucentymetrowa przestrzeń między nimi – zrozumiała, że nie da sobą pomiatać. Niewidzialna siła dała jej moc, by postawić się truciźnie.

Czy byłaby to słuszna decyzja?

Musiała zebrać myśli, zanim powiedziałaby o kilka wyrazów za dużo. Z jednej strony nie chciała psuć ich relacji, która pomimo tego, iż była nieco oschła, to jednak nie ukrywając – zawsze taka była. Aithne i Loki w przeszłości kłócili się dość często, zazwyczaj o głupstwa, a czasem potrafili nie odzywać się do siebie przez kilka dni. Choć żadne z nich nie potrafiło przyznać głośno tego, co kryło się w ich sercach – to odpowiedź naprawdę była wręcz banalna.

Bo pod maską obelg, oschłych słów, cichej rywalizacji oraz ogromnego tupetu wynikającego z obydwu stron – ukryta była potężna moc, której oboje potrzebowali, a zarazem obawiali.

Nie przypuszczali, że ich znajomość może przeistoczyć się w tak zawiłą więź, gdzie jedna dusza oddzielona od drugiej popadała w zamęt i obłudę.

— Powiesz mi, chociaż gdzie mogę się przebrać? Nie mam zamiaru stać przed tobą roznegliżowana.

Wiedziała, że wraz z tą wypowiedzią – została stracona.

∆∆∆

Gdy Aithne przejrzała się w lustrze, nie dostrzegała swojego odbicia. Pomimo tego, że praktycznie codziennie widziała te same czarne tęczówki, skryte pod długimi rzęsami, gęste i falujące włosy w odcieniu kory drzewnej oraz duży nos, który od dziecka był jej kompleksem – nie potrafiła odnaleźć tej siebie, którą stała się po wygnaniu.

Dostrzegła tam Aithne, która pragnęła nie być postrzeganą jako wyrzutka, niechcianego dziecka. Aithne, która robiła wszystko, by przypodobać się synom Odyna. Aithne, nieumiejącą odmówić Lokiemu. Aithne, która spaliła pół Asgardu, ponieważ została zraniona i oszukana.

A zbyt jasny odcień jej stroju wcale nie poprawiał sytuacji.

— Nienawidzę bieli  — powiedziała, spoglądając obojętnie na Lokiego stojącego tuż za nią.

— Powinnaś się cieszyć, że wziąłem biały, a nie brązowy, który mi zaoferowali. Pewnie nigdy nie namówiłbym cię, żebyś się w niego przebrała.

Uśmiechnęła się półgębkiem, kiedy zrozumiała, że Loki nie zapomniał niektórych wydarzeń z ich wspólnego egzystowania. Jak właśnie tego, iż Aithne nie znosiła brązu, ponieważ kolor ten kojarzyła z cierpieniem i bólem, którego miała wystarczająco wiele w swoim bycie.

Zapanowała niezręczna cisza, w której dwa spojrzenia krzyżowały się lub patrzyły po sobie. Nieznośny moment, przyprawiający wiedźmę o zakłopotanie.

Przez chwilę poczuła, jakby Loki był jej zupełnie obcą osobą.

Lata rozłąki spowodowały, że swoboda ich konwersacji i magia, towarzysząca dwóm młodym sercom – wygasła. W pomieszczeniu unosiła się aura skonfundowania, która trwała przez ponad trzy minuty.

— Chyba powinienem przedstawić cię Arcymistrzowi. — W końcu przemówił Loki, spojrzawszy ostatni raz w stronę kobiety. Szybko odwrócił wzrok, kierując do wyjścia. — Podążaj za mną.

Aithne nie posiadała innego wyboru, jak dać kierować sobą po raz kolejny.

Miała jedynie nadzieję, że nowa odsłona Lokiego zawiera w sobie, choć odrobinę werwy sprzed czasów ich rozłąki. Inaczej zrozumienie toku jego myślenia będzie jeszcze trudniejsze, niż mogłoby się wydawać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top