v71
Kolejnego dnia z rana Fū ubrała na nowo swój strój kunoichi. Nie tęskniła za nim, lepiej czuła się w ubraniach przeciętnej, wiejskiej dziewczyny. I zamierzała do nich wrócić. Na pożegnanie przytuliła Yurikę. Czuła jak ta zaciskała na niej kurczowo ręce. Bała się, lecz nie miała czego - Fū nie zamierzała z niczym walczyć i szczerze wierzyła, że Akatsuki już sobie ją odpuściło albo szukało gdzieś indziej. Może to było nieco naiwne podejście, ale nie zamierzała dać się zatrzymać z powodu możliwości, że akurat gdzieś tutaj będą. Na takiej zasadzie chcieli ją zatrzymać w Takigakure, jednak teraz była swoim własnym sterem i miała coś do zrobienia.
Nie szczędząc na zapewnieniach, powtórzyła Yurice parę razy, że wróci i że to obiecuje, ponieważ jest tego pewna. Dostała od kobiety plecak, w który ta spakowała chyba wszystko, o czym nigdy by nie pomyślała sama dziewczyna. Miała tam rozpałki na ognisko, śpiwór, prowiant na jakiś tydzień i inne przydatne gadżety. Coś ją ścisnęło w wnętrzu - nikt nigdy wcześniej nie zadbał tak o nią, jak zrobiła to Yurika w tamtym momencie. To niby tylko taki drobiazg, ale o ogromnym znaczeniu. Obiecała sama sobie, że jeśli nie wróci do tego domu, to do diabła z nią. Potem wyszła i nie przeciągając (bo wtedy pewnie by została), pobiegła w ślad za rodzeństwem.
Nie posiadała żadnych wybitnych talentów łowieckich w przeciwieństwie do Ryoko, więc nawet nie trudziła się na udawanie - po prostu puściła się pędem, zgodnie z własną intuicją. Domyślała się, że będą się kierować do rodzinnej wioski, a do tego unikać głównych tras i taki kurs obrała. Tyle się zmieniło od czasu, kiedy to błąkała się po tym lesie bez celu, z strachem i jednocześnie rozkwitającą ekscytacją z powodu, że sama została zbiegiem, a co za tym się równało - była wolna.
Nie zamierzała wydać Ryoko. Wręcz przeciwnie. Zamierzała im pomóc, by uniknęli tego losu. Jak jeden skazaniec drugiemu skazańcowi.
Po południu zrobiła sobie przerwę. Zjadła wtedy drobny posiłek, zastanawiając się, jak daleko mogli zajść. Miała nadzieję, że obstawiła dobry kurs oraz że mała Rie spowalniała pochód wystarczająco mocno, by Fū szybko ich dogoniła. Dzielił ich calutki dzień drogi. To dużo, dlatego niebieskowłosa śpieszyła się jak nigdy. W pewnym momencie, kiedy las przyjemnie się rozrzedził, postanowiła kawałek polecieć na wiernych skrzydłach Nanabi. To w sumie była jedyna rzecz, której jej brakowało, gdy mieszkała u Yuriki - latanie. O Mędrcu Sześciu Ścieżek, jak ona kochała latać! To uczucie wolności, jakie ją wówczas ogarniało było nie do opisania!
Równie dobrze czuła się tylko wtedy, gdy spędzała czas z Yuriką po pracy. Brakowało jej Yuriki. Bardzo jej jej brakowało, mimo że minęło raptem parę godzin.
*
Wieczorem dziewczyna położyła się spać tak niechętnie, że aż sama była tym zdziwiona; ona wręcz czuła cały ten czas, który ucieknie, kiedy ona będzie odpoczywać. Jednak nie mogła zaniedbać własnych potrzeb fizjologicznych. Cały dzień szybkiego marszu (i latania!) po tak długim czasie siedzenia w wiosce był wykańczający, więc mimo całej tej niechęci zasnęła szybko i zbudziła się dopiero chwilę przed świtem za sprawą Nanabi.
- Wstawaj, już pora na nas - powtarzała w jej głowie Bijuu. Pewnie budziła ją od paru minut.
- Dziękuję, Chōmei - odpowiedziała, przeciągając się. Czuła twardość w mięśniach, więc poruszała ramionami i jeszcze mocniej się przeciągnęła, by rozruszać ciało. Zaraz ponownie zjadła niewielką porcję (nie chciała zjeść za dużo i potem przez wibracje spowodowane szybkim biegiem, zrzygać się). I pognała dalej.
Skupiła się na równomiernym stawianiu kroków, utrzymaniu kierunku, by się nie zgubić oraz na własnych myślach. Dlatego nie zauważyła, gdy niczym Filip z konopi z drugiej strony wyskoczył znikąd blondyn, z którym się widowiskowo zderzyła. Obydwoje zaplątali się kończynami, torsami, głowami. Próbowali jak najszybciej wstać, odskoczyć, przyjąć pozycję bojową, ale tym spowodowali tylko to, że jeszcze bardziej się poplątali.
W końcu, mozolnie chłopak wstał i podał dziewczynie rękę, by jej pomóc. Nie przyjęła tego gestu, tylko wstała o własnych siłach i odeszła parę kroków, mierząc blondyna oceniającym wzrokiem. Wtedy w dwóch głowach rozległy się dwa, donośne głosy.
- Kurama.
- Chōmei.
Oczywiście Ogoniaste Bestie nie mogły usłyszeć się nawzajem, jednak ich jinchuuriki spojrzeli na siebie z zaskoczeniem w oczach. Więc zderzyli się z... O rety...
- Naruto Uzumaki? - Spytała niedowierzająco. Był ostatnią osobą, której się spodziewała.
Chłopak podrapał się z zażenowania z tyłu głowy. Chyba do końca nie wiedział, jak zareagować na to, że spotkał kogoś, kto znał jego imię.
- Tak, dattebayo. Ja niestety, jak sądzę, cię nie znam...
- Jestem Fū.
Ogólnie Fū spodziewała się po jinchuurikim, który uciekł czegoś... bardziej złowrogiego. Jego Bijuu - Kyuubi - zgodnie z szczątkowymi opowieściami Nanabi był dość opryskliwy i po Naruto spodziewała się podobnego charakteru. Tymczasem chłopak uśmiechnął się przyjaźnie takim cholernie szerokim grymasem. Wydawał się nieco przybity, ale też wyraźnie zaintrygowany z powodu spotkania innego jinchuurikiego. Zażenowanie oraz niepewność, jakie odczuwał jeszcze przed chwilą, zniknęły beż śladu. Nie biła od niego żadna zła energia, a wręcz przeciwnie - był ostatnią osobą na świecie, którą Fū by w tej chwili posądziła o jakikolwiek zły zamiar.
- Miło mi poznać - odpowiedział na przedstawienie.
Z jakiegoś powodu postanowili uścisnąć sobie ręce, jakby spotkali się na targu i byli sąsiadami po pięćdziesiątce, a nie dwójką zbiegów z gigantycznymi, żywymi zbiornikami czakry w swoich organizmach.
- Więc co robisz? - Spytała niebieskowłosa z braku laku. O czym mieli rozmawiać? O tym, jak bardzo oberwali w przeszłości z rąk własnych krajan? Widzieli się pierwszy raz w życiu. Byli sobie jednocześnie obcy oraz tak dziwnie znajomi.
- Więc... - chłopak wyraźnie bił się z myślami, czy coś zdradzić. Z jednej strony jego rozmówczyni była jinchuuriki, więc z automatu chłopak jej ufał jakoś tak bardziej, ale z drugiej dalej była mu nieznaną osobą. Dziewczyna przewróciła oczami.
- Nie wydam cię, nie martw się. Sama jestem zbiegiem. I właśnie biegnę za takimi innymi zbiegami.
Blondyn spojrzał na nią z nową ciekawością. W oczach zajaśniało mu niedowierzanie.
- Nie mów, że nazywają się Ryoko oraz Rie.
Teraz i niebieskowłosa się zdziwiła.
- W takim razie nie powiem nic.
Czasami przypadek śmiesznie dyryguje ludźmi. Prowadzi ich na ścieżki niespodziewane, łączy losy ludzi, którzy nigdy nie mieli się spotkać. I którzy spotkali się tylko przelotem, by dopełnić swoich powinności. Zaraz potem para jinchuuriki rozstała się, mając w poczuciu, że ta historia może się dobrze skończyć.
Taka mała dawka optymizmu. Pozyskanie nowego przyjaciela. Spojrzenie w oczy, które kryły zrozumienie. I takie tam.
*
Dni w drodze mają to do siebie, że mijają szybko. Minął jeden, drugi, trzeci od kiedy złapali Sasuke Uchihę. I byli już blisko domu. Konohagakure.
Sakura ku zaskoczeniu dla samej siebie, wzięła sobie do serca radę od Lae i więcej nie zagadywała więźniów o powody, jak i starała się wyłączyć myślenie pokroju co kto czuje. Nie mogła się jednak całkiem odseparować - była wszakże związana z obydwoma więźniami emocjonalnie. Żal się jej robiło na myśl, że tak właśnie skończyli. Szkoda jej było tego, jak patrzyła na inne drużyny, które nierozbite dalej działały, a ich członkowie odnajdywali w sobie samych zaufanie oraz wsparcie. Tymczasem ona prowadziła dwóch z swoich kolegów, z czego jeden był z starej, a drugi z nowej drużyny, uwiązanych na linie. Bo nie mogli im zaufać i rozpleść tych więzów.
Na szczęście znajdowali się coraz bliżej Konohy. Niedługo już Sasuke zostanie odstawiony do Piątej, zaś Sai wróci do Korzenia i na tym się skończy ta historia.
Dziewczyna miała jedną nadzieję - nikt już nie będzie tworzył kolejnej drużyny 7..
*
Gaara wraz ze swoim rodzeństwem oraz kilkoma innymi zaufanymi shinobi wyjechał z Wioski Ukrytej w Piasku. Zmierzał w stronę miejsca, gdzie od dawien dawna odbywały się Szczyty Pięciu Kage.
- Nasz problem został w większości rozwiązany - odezwał się Kankurō, który znajdował się najbliżej Kazekage. Wcześniej, zanim w ogóle wyjechali, omówili wraz z radą cały problem, rozważyli różne sytuacje, przygotowali informacje o innych wioskach oraz ich Kage. Teraz jednak starszy z braci poczuł potrzebę rozmowy, podsumowania wszystkiego.
- Więc mamy czym się chwalić - uznał rudowłosy - ale szpiegów Karagi jest naprawdę dużo i trzeba złapać jak najwięcej, a nie wszyscy znajdują się w Kraju Wiatru.
- Dlatego też powiemy im o naszych ustaleniach, a potem zaprzątniemy do wyłapywania wrogów - przypominał marionetkarz. - Ciekawe, czy będą współpracować.
Gaara lekko się uśmiechnął, słysząc takie bezpardonowe ujęcie tematu. Skinął głową.
- Mówimy o głowach wiosek. Nie będą.
- I tu się zgodzę, braciszku - oznajmił Kankurō. - Ludzie zrobią wiele, by nie zrobić nic. Ale jeszcze więcej zrobią, by wyszło na ich.
*
Fū całkowicie padnięta przystanęła przy jakimś zwalonym drzewie. Zamierzała odpocząć godzinę albo parę, jeśli by zasnęła... a była niemalże pewna, że zaśnie, gdy tylko się położy i zamknie oczy. Narzucone wręcz mordercze tempo miało swoje konsekwencje. Ciało pomimo długoletnich treningów na kunoichi było zwyczajnie zmęczone, padnięte, niechętne do dalszego wysiłku fizycznego.
Dziewczyna wyjęła sobie kawałek mięsa oraz długą kromkę chleba i ochrzciła ten posiłek kolacją. Po nim zamierzała zasnąć i obudzić się rano, by kontynuować swoją gonitwę. Zamierzała jutro swój pościg oprzeć na lataniu, by dać nieco odsapnąć nogom. No i sama nie mogła sobie odmówić tej przyjemności.
Gdy zjadła, wzięła parę łyków wody z manierki (nawet to miała od Yuriki!), a następnie robiąc z powalonego konara leżankę - ułożyła się na nim i zamknęła oczy. Nie było najcieplej, ale już nie chciało jej się wypakowywać śpiwora z plecaka. A poza tym musiała go z rana zwijać i... I...
Po prostu zasnęła.
Rano ponownie obudziła ją Nanabi swoim donośnym głosem. Fū napiła się wodą, poklepała sobie policzki lekko wilgotnymi palcami i wstała, gotowa do dalszej drogi. Zgodnie z własną obietnicą, rozwinęła skrzydła i poleciała, plecak trzymając w dłoniach (to była jedyna niedogodność w tej sytuacji).
Leciała twarzą w dół, by wypatrzeć między drzewami dwójki ludzi. I w pewnym momencie się jej poszczęściło. Zobaczyła dwie głowy o brązowych włosach - jedną wyraźnie niższą od drugiej. Gwałtownie, niewiele myśląc, zanurkowała i wyskoczyła przed nimi, czym zasłużyła sobie na momentalne przyjęcie pozycji obronnej przez Ryoko oraz strach Rie.
- Hej, hej! To ja! Fū! - Zawołała, wyciągając przed siebie ręce.
- Ty masz skrzydła - odezwał się zdziwiony chłopak, usłużnie chowając broń. Wcześniej, w wioseczce, wyczuł, iż dziewczyna posiada czakrę, ale raczej myślał o niej w kontekście osoby, która po prostu posiadała potencjał, ale nie rozwijała się w kierunku shinobi.
- Albo raczej moja Bijuu ma - uśmiechnęła się przy tych słowach - swoją drogą Naruto pozdrawia.
- Naruto? - Podchwyciła Rie.
- Tak, zderzyłam się z nim po drodze. - Wyciągnęła coś z swojego pokrowca na broń. Był to niewielki zwój, który spokojnie mieścił się między kunaiami a shurikenami. - Dał mi to. Mówił, by przekazać to Mizukage albo Kazekage. Widać wasz Naruto ma niezłe znajomości.
- Okej, okej - odezwał się Ryoko, patrząc szarymi oczami to na zwój, a to na dziewczynę. - Chyba czegoś nie rozumiem? - Ni to się spytał, ni to oznajmił. - Możesz mówić mniej chaotycznie? Jeszcze raz. Jesteś jinchuuriki. - Fū skinęła głową. - I chcesz nam pomóc... bo?
- Bo kojarzę twoją twarz z książki Bingo. I widzę, że musieli tam naściemniać, bo nie jesteś złym człowiekiem. - Spojrzała na niego pomarańczowymi oczami z werwą. Widziała wyraźne zwątpienie w jego mimice. - Mówię serio. Znam się na tym, na rozpoznawaniu ludzi. Naruto nic wam nie opowiadał? To taka nasza specjalność. Mieliśmy tyle do czynienia z dobrymi ludźmi, którzy wcale dla nas nie byli dobrzy, że umiemy zdefiniować, kto naprawdę jest dobry. Naruto powiedział, że powinniśmy udać się na Szczyt Pięciu Kage i poprosić o wstawiennictwo najlepiej Mizukage, ponieważ ona jest w temacie. Tak to ujął. To co? Idziemy?
Niebieskowłosa sama się obróciła w kierunku (jak miała nadzieję) Szczytu Pięciu Kage i zrobiła zachęcające parę kroków.
- Co z Naruto? - W końcu odezwała się Rie, przejęta losem blondyna, który wkradł się w jej łaski.
- Ach, Naruto - mruknęła, jakby wcale przed chwilą nie mówiła o nim oraz ich „przypadłości". - Z nim wszystko dobrze - zapewniła Fū ochoczo. - Nie rozmawialiśmy zbyt długo, ale był cały zdrów. Ręce, nogi, wszystko sprawne.
- To dobrze - powiedziała dziewczynka. Sama ruszyła zza brata. Zdecydowała się zaufać Fū, skoro Naruto to zrobił. Ryoko zresztą też. Nie przyznałby się, ale jego plan był wręcz żałosny. Zamierzał po prostu wyjaśnić sprawę Raikage, jednak ten zatwardziały kretyn pewnie by nawet nie chciał słuchać, tylko od razu wtrąciłby go do więzienia na wieczność. A wstawiennictwo Mizukage mogła go ugłaskać. Przynajmniej dawało to nadzieję.
*
Zanim się różowowłosa skapnęła - już znajdowali się w bramach Konohy. Stojący przy bramie na posterunku shinobi zrobili aż okrągłe oczy, gdy zobaczyli, kogo złapali w swojej drodze powrotnej.
- Ulala, przecież to Sasuke Uchiha! - Odezwał się jeden. - Że też akurat Piąta musiała wybyć.
- Nie ma jej? - Podłapał temat Kakashi.
- Nie, jest Szczyt Pięciu Kage. Z dwa dni temu wyjechała.
- No cóż, nic z tym nie zrobimy - westchnął Hatake - moglibyście zawołać jakichś shinobi, by zabrali Uchihę do więzienia oraz by pilnowali jego celi dzień i noc?
Shinobi skinął głową i wysłał odpowiedni sygnał. Zaraz obok bramy pojawiło się kilku ninja, którzy przejęli Uchihę i zaczęli go prowadzić w kierunku więzienia. Kiedy tamci zniknęli im z pola widzenia, szarowłosy spojrzał na drugiego więźnia.
- Ach, Sai, chyba mogę cię puścić? - Spytał chłopaka, jakby ten miał szczerze się przyznać, gdyby coś knuł. - Nie będziesz próbować niczego głupiego oraz wrócisz od razu do...
- Korzenia, tak - przerwał mu czarnowłosy. - Czy mogę już...?
Sakura przecięła jego pęta, a ten od razu odstąpił parę kroków od nich. Uśmiechnął się, jak to miał w zwyczaju i do bólu grzecznie się pożegnał. Potem odszedł w swoją stronę. Lae patrzył za nim dziwnym wzrokiem, który podchwyciła zielonooka.
- O co chodzi? - Spytała bordowookiego.
- To śmieszne, ale mam wrażenie, że kłamał. - Przyznał się.
*
Długość części: 2280 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top