v7
Przygotował się do wyskoku.
I po chwili skoczył na sypki piasek. Od razu popędził w stronę, gdzie rozgrywała się cała akcja. Jego umysł pracował na wysokich, jak na niego, obrotach. Musiał obmyślić jak dołączyć do walki, która rozgrywała się nad jego głową. I to nie metr, tylko kilkadziesiąt, jeśli nie setka. Członek Akatsuki latał na białym ptaku i rzucał jakimiś kulkami, które wybuchały. Gaara stał na swoim piasku, jak i nim atakował. Nie wątpił w umiejętności przyjaciela, ale wiedział, że nie wolno lekceważyć przeciwnika. Tym bardziej, że był silnym, poszukiwanym ninją.
Spojrzał jeszcze raz w górę, na dachy. Niestety żaden nie sięgał pola walki. Dodatkowo ludność Suny zaczęła pomału wypływać z domostw, pędzona ciekawością, co się dzieje. Widział również ludzi, którzy byli jeszcze na dworze i teraz wlepiali gały, w najprawdopodobniej jedną z najbardziej zapierającej dech w piersiach potyczce, jaką spotkali i spotkają w swoim życiu. Ich Kazekage właśnie walczył o bezpieczeństwo wioski, ale również o własne życie. Naruto widział ich szok na twarzach. On sam nie był jakoś specjalnie zdziwiony. Targały nim różne emocje, głównie niszczący zapał strach i ognista złość. Bał się o Gaarę, nie chciał by został on pojmany przez Akatsuki. Musiał mu pomóc... ale jak? I to właśnie rodziło wściekłość. Nie mógł pomóc. Nie wpadał mu do głowy żaden pomysł, jak wzbić się tyle metrów w górę i brać czynny udział w akcji. Czuł się bezradny.
*
Dziewięć, pięknych, mocarnych ogonów zafalowało. Kyuubi przebudził się z jednej z licznych drzemek. Wiedział, że kiedyś do tego dojdzie. I wiedział również, że zaczną iść po kolei - albo on pierwszego, albo ostatniego. Lecz wybrali zły dzień, na atak. W wiosce przebywało dwóch jinchuuriki. W tym, u jednego z nich rodziła się wewnątrz furia. Ogoniasty zamierzał to wykorzystać. Może trochę osłabi pieczęć? Ale.. jeśli już ją osłabi na tyle, aby wyjść, to czy dalej będzie chciał to zrobić?
Nadal miał wątpliwości, te cholerne niepewności. Powiedzieć mu? Pomóc?...
Prychnął.
Dlaczego niby miałby pomagać jakiemuś dzieciakowi?
A co gorsza - dlaczego nie pragnął już jego śmierci? Zaczęło mu zależeć..?
Nie. To nie to.
O wiele trafniejsze jest stwierdzenie, iż on miał w sobie coś. Nie, nie chodzi tutaj o Ogoniastego, tylko o coś.
I jakby tego było mało, wszystko się już zaczęło. Najlepszym na to dowodem był ból w oczach i dziwne uczucie przygnębienia, które nękały blondyna.
Zacisnął zęby i zaczął się przyglądać działaniom Uzumaki'ego. Pomóc, nie pomóc? Pogorszyć, czy ułatwić sytuację?
Kyuubi sam ze sobą zgodził się, iż obserwacja jest najciekawszą i niezwykle kuszącą opcją. Ale to nie oznacza, że najlepszą.
Ogony zafalowały ponownie. Przypominały krwisty ogień.
- Niech cię diabli, Uzumaki - zaśmiał się.
W końcu sam był Lisim Demonem.
*
Sasori miał poczekać, aż Deidara skończy robotę i przyjdzie z jinchuurikim.
Lecz plotki o tym, że drugi sakryfikant, obecnie jest w wiosce, mogły być prawdziwe. I mogły skutecznie zniszczyć ich plany. Członek Akatsuki w pojedynkę nie poradzi sobie z dwoma bestiami, noszącymi niewinny wyraz twarzy.
Lekko niepocieszony, ruszył w głąb Suny. Jego dawnego domu. Nie miał w zwyczaju narzekać, tylko działać. A teraz właśnie przystąpił do działania.
*
Blondyn ciągle krążył po piasku, aż wskoczył na dach jednego z domu i ponownie spojrzał w górę.
Przeciwnik Gaary zdawał się mieć jakąś przewagę nad Kazekage. Jak ma pomóc przyjacielowi?!
Zaczął przeskakiwać z dachu na dach, ciągle będąc w ruchu. Nagle został zmuszony, do zatrzymania się. Dokładniej mówiąc, to przed nim zmaterializowała się postać, na którą nie chciał wpaść.
Była.. zgarbiona? Przynajmniej taka się wydawała. Miała zdecydowanie za duży płaszcz, który swoją drogą był czarny w czerwone chmury. Pół twarzy zakrywała chusta, miał ciemnawą skórę, okrutne spojrzenie i dziwaczne, szare włosy. Natomiast zza niego wyrastał metalowy ogon, jaki występuje u skorpionów.
Naruto zacisnął ręce w pięści. A więc przyszło ich dwóch. Pytanie tylko, czy ten tu ma go schwytać, czy tylko trzymać z dala od Kazekage. Zapewne jedno i drugie. A nawet i trzecie. W takich chwilach, człowiek zwykł pytać sam siebie "Co robić?!", oczekując, iż odpowiedź spadnie sama. Z nieba, najlepiej.
Jego tępiciel stał przed nim, a gdzieś tam w górze Gaara unosił się na piasku atakując postać, stojącą na białym ptaku. Wolałby mu pomóc w jego walce, niż toczyć własną.. lecz życie zwykło robić wszystko byśmy nie mieli, tego, czego chcemy. I tak było i tym razem.
Metalowy ogon przeciwnika poruszył się. Teraz był ustawiony ostrą końcówką, prosto w blondyna. Uzumaki przygotował się do uskoku, oraz utworzył na prędce kilka klonów. Postanowił również zaatakować kata, tyle że swoją własną techniką - Jutsu-fū: Ame no tsubasa. Mimo, iż wietrzne ostrza nie wydają się niebezpieczne... to jednak uniknięcie ich jest prawie niemożliwe - są małe, niewidoczne i silne. Ofiara, zaatakowana tym ruchem, zawsze kończy z kilkoma, a nawet kilkunastoma cięciami, które mogą być głębokie, jak i płytkie. W dodatku, Naruto opanował już, mniej więcej, kontrolę nad atakami tą techniką. Siłę cięć, ich ilość, a nawet po części miejsca, gdzie mają uderzyć. Innym słowem - to bardzo silna technika którą można kontrolować. To dodaje jej tylko na niebiezpieczności.
Widział zbliżający się w jego stronę, ogon. Był gotowy na reakcję. Jego klony biegły w obie strony. One miały zaatakować Jutsu-fū: Ame no tsubasa, a oryginał ściągać uwagę, oraz robić uniki.
Gdy metalowa część, była na wyciągnięcie ręki od blondyna, on postanowił skoczyć do góry i zrobić unik. Broń przeciwnika leciała prosto w jego brzuch. Nie mógł zostać zraniony.
Ugiął nogi, tak, aby się jak najlepiej wybić.
Ale nie wyskoczył.
Zamiast tego gwałtownie zgiął się i upadł na twardy grunt. Nie zrobił tego celowo, w żadnym wypadku.
To ból go do tego zmusił.
Ból oczu.
Nagle cała uwaga niebieskookiego skupiła się właśnie na nieprzyjemnym uczuciu palenia jego oczęt rozżarzonymi kamieniami.
Jego ręce automatycznie powędrowały w miejsce zamkniętych powiek. Chciał przetrzeć oczodoły, mając nadzieję, iż to choć odrobinę zmniejszy ból.
- Ani mi się waż - usłyszał basowy głos, gdy dłonie były centymetry od jego twarzy. - Nie dotykaj. - Rozkazał. - Zignoruj to, wstań, otwórz oczy i walcz, dzieciaku. Przed tobą jest przeciwnik.
Naruto nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Czy Kyuubi właśnie mu dał wskazówki, co ma zrobić?... Nie. Demon ma rację. Przed nim znajduje się silny, bezwzględny nieprzyjaciel. A teraz ma za zadanie go pokonać.
Otworzył oczy, co zapodało mu nową dawkę łupania w oczodołach. Mrugnął szybko parę razy, następnie zignorował sprawę. Podniósł się, oraz spojrzał na swojego tępiciela. Co go zastanowiło, to był na pewno fakt, iż członek Akatsuki nie zaatakował. Przecież blondyn przez chwilę był odkryty, bezbronny. Ten tu, mógł spokojnie poharatać jego ciało. Dlaczego tego nie zrobił, tylko po prostu poczekał, aż dojdzie do siebie? I co było jeszcze bardziej zastanawiające - dlaczego ból w oczach tak szybko zelżał? Nie, teraz to nie jest istotne.
Uzumaki rozejrzał się wkoło. Jego klony poznikały. Szybkim wykonaniem odpowiednich pieczęci, stworzył dwa nowe. Od razu pobiegły na przeciwnika, a ten nic sobie z tego nie robiąc, zatrzymał najpierw pierwszy atak, potem drugi. To miał być jinchuuriki najsilniejszej z Ogoniastych Bestii? Ha! W życiu nie walczył z tak nieporadnym blondynem, a stoczył walk więcej, niż miał lat. O ilości odebranych żyć i stworzonych lalkach nie wspominając, nawet pół słowem.
- Jutsu-fū: Ame no tsubasa! - Usłyszał nagle krzyk.
Po chwili poczuł setkę uderzeń w swoją osobę. Czuł to wszystko tak, jakby z każdej strony nagle zaatakowały go kunai'e. Bronie których nie widział, a jednak zadały ciosy.
Szata podziurawiła się, wiązki nici czakry przecięły, nawet kilka uderzeń dosięgło jego.
Jakim cudem?...
Spojrzał na blondyna, który wraz ze swoją kopią tworzył jakąś kolejną technikę.
Po chwili w dłoni oryginału pojawiła się niebieska kula, wielkości pięści. Pojemnik Kyuubi'ego podbiegł do Sasoriego i zaatakował w miejsce, gdzie powinno znajdować się serce.
Dawny mieszkaniec Suny nie miał szans na obronę, w końcu nici czakry, za pomocą których kontrolował ogon, zostały jakimś cudem przecięte. A kukła była za ciężka.
Czy to jego koniec?...
Nagle ciało członka Akatsuki, potraktowane już techniką zostało pochwycone przez białego ptaka, zamiast spaść z dachu. Ptaka, który nie posiadał swojego jeźdźca. Zwierzę odleciało w kierunku drugiego, takiego samego stworzenia. Na tym drugim stał dumnie drugi człowiek w płaszczu, w chmury. A w pazurach jego ptaszydła, znajdowała się pewna postać.
Spanikowany Naruto rozejrzał się wkoło. Nigdzie nie widział Gaary. Czy to znaczy, że został... pokonany?
*
Długość części; 1347 słów
A teraz przyznawać się - kto spodziewał się rozdziału tak wcześnie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top