v63
Kobieta, która zaproponowała nocleg Fū, nazywała się Yurika. Miała raptem z czterdzieści lat, lecz już jej głowę zdobiła dość liczna liczba siwych (póki co cienkich) pasm. Wyraz oczu nie był zbyt wesoły, a pod nimi kwitły sińce od niewyspania. Usta ściągnięte miała w ponurym grymasie, ramiona przygarbione, jakby od dawna dźwigała wielki ciężar.
Jinchuuriki nie domyślała się, co to może oznaczać, dopóki nie przekroczyła progu jej domu. Domu, który nosił ślady dawnych, radosnych lat, po których dzisiaj zostały jedynie puste ściany.
- Prześpisz się w pokoju mojego syna - zakomunikowała głosem bez emocji.
Syna, którego już nie było.
Yurika nie była stara, więc i jej syn tym bardziej nie mógł być posunięty w wieku. Zginął młodo, za sprawą jakiejś choroby albo nieszczęśliwego wypadku. I zostawił matkę samą, w czterech ścianach domu, który odbijał ciszę. Kobieta nie należała do osób przejętych tym, czy dożyją jutra - w końcu gdyby była, to nie zaprosiłaby do siebie obcej dziewczyny, która przybyła nie wiadomo skąd. Oczywiście Fū nie zamierzała nikomu czegokolwiek robić, ale tak czysto hipotetycznie to przecież mogłaby być seryjnym mordercą czy kimś takim. Lecz zamiast planowania morderstwa, niebieskowłosa zastanawiała się, czyby się nie wycofać. Nie chciała kłaść się na łóżku zmarłego chłopca i towarzyszyć matce bez dzieci, jednak... Nikt inny nie oferował jej noclegu, a wizja snu w domu była zbyt kusząca. Więc została i z ciężkim sercem kładła się w jego łóżku.
Ciekawe jaki był?
*
Mimo początkowych obiekcji i myśli o zmarłym chłopcu, kiedy Fū wreszcie usnęła, to spała niczym niedźwiedź w samym środku zimy. Gdy w końcu się wybudziła ze swojego snu, to przez chwilę nie pamiętała nawet, jak się nazywa, gdzie i dlaczego tu jest. Ten stan rzeczy trwał przez parę minut. Potem dziewczyna wstała, jako tako się ogarnęła i wyszła z pokoju, by trafić do głównej części domu - do połączenia salonu, kuchni, przedpokoju i korytarzu w jednym. Tam spotkała Yurikę, robiącą coś na śniadanie. Fū bezpośrednio zaproponowała swoją pomoc. Kobieta ją przyjęła.
Następnie zjadły wspólnie śniadanie, jednocześnie mało przy tym rozmawiając. Może nie miały o czym, a może po prostu nie wiedziały, jak zacząć rozmowę. Potem Yurika powiedziała, że musi iść do pracy. Fū się speszyła. W końcu niczym jej za to nie płaciła, a kobieta najwidoczniej nie miała wcale tak dużo pieniędzy, by siedzieć sobie i urozmaicać czas płaczem za synem oraz przyjmowaniem pod dach obcych dziewcząt na zimne noce. Dziewczyna poczuła się odrobinę jak taki pasożyt, który kosztuje masę energii i pieniędzy, ale w zamian nic nie oferuje. Nie chciała się tak czuć. Co Fū mogła zrobić w tej sytuacji? Oczywiście spytać, jak może pomóc czy raczej „spłacić dług".
Skończyło się na tym, że już czysta i wyspana Fū błądziła między domami wioski, w celu znalezienia jakiejś dorywczej pracy na parę dni.
Yurika coś napomknęła o tym, że dziewczyna może zostać dłużej niż na jedną noc, a jinchuuriki... Cóż, a jinchuuriki nie miała, gdzie pójść, a poza tym niezbyt się polubiła z dzikim trybem życia. A spanie w pokoju zmarłego chłopaka nie musiało być tragedią, o ile ten nie postanowi jej nawiedzać co noc.
A chyba nie zamierzał. Może nie chciał, by jego matka została całkiem sama i postanowił zaakceptować jej obecność?
*
Jak zapewne łatwo się domyślić - Fū znalazła się w bliżej nieznanej lokalizacji na mapie, z jednej strony otoczona lasem, a z drugiej morzem. Droga, którą przybyła, była drogą na oślep i łutem trafu znalazła to miejsce. Co prawda do wioski wiódł pewien trakt, ale był on odgałęzieniem od tego głównego i nie należał do zbyt zadbanych czy znanych.
Innym słowem miejsce to było dość mocno zapomniane przez rządzące głowy, a ludzie wiedli w nim spokojne życie. Jednocześnie wioska umiejscowiona była zbyt daleko od Wioski Ukrytej w Wodospadzie, by ktokolwiek wpadł na pomysł, żeby sprawdzić czy to nie tu przypadkiem znajdzie się jinchuuriki. A skoro ona trafiła to tego punktu zero, to oczywistością jest fakt, iż nie udało się jej znaleźć.
A złota zasada osób zaginionych mówiła, iż pierwsze dwa dni są najważniejsze. Potem szanse na znalezienie (żywej!) osoby maleją, oj maleją tak bardzo, że Hatake Kakashi zastanawiał się, jak przekazać swoim podopiecznym, iż Fū prawdopodobnie się nie odnajdzie. Minęło już trochę więcej niż te dwa dni, a oni nie mieli nic. Może żyła, może nie - tego nie wiedział i nie miał skąd się dowiedzieć. Pozostawała nadzieja, iż niebieskowłosa równie dobrze jak przed nimi, chowała się też przed Akatsuki, prawda?
Tylko jak to przekazać tej młodzieży? Nowa drużyna 7. posiadała w swoim składzie ponownie ambitne jednostki, które jak już sobie powzięły jakiś cel, to zamierzały go zrealizować. Co do joty.
Jednak tutaj alfabet skończył się już dwukrotnie i żadne zety, joty czy bety nie miały znaczenia. Misja skończyła się niepowodzeniem.
Sakura na jego słowa była przygnębiona, po Lae widział przebłyski złości (zapewne na samego siebie), zaś Sai posiadał w sobie mieszankę odczuć obu towarzyszy broni. Ni to był przygnębiony, ni to zły. A już wszyscy starali się utrzymać kamienną twarz.
- Cóż... Najpierw Naruto, teraz ona... - westchnęła zielonooka kunoichi. - Może sobie na to zasłużyliśmy, mistrzu Kakashi?
Użytkownik sharingana niezbyt rozumiał aluzję porównującą jednego jinchuuriki do drugiego. Ale tylko przez chwilę - potem już pojął, do czego piła jego uczennica z najdłuższym stażem.
A mianowicie - do braku zaufania na linii jinchuuriki-reszta. W końcu Naruto Uzumaki nikomu nie powiedział, co go dręczy. Wolał uciec. A w ucieczce pomógł mu rozważny Gaara, również jinchuuriki, ale też Kazekage wioski. Jaki odpowiedzialny człowiek pozwoliłby uciec jinchuuriki, gdy Akatsuki poluje? Ano taki, który potrafiłby zrozumieć, co siedzi w duszy blondyna. A teraz Fū, która z pewnością nie chciała zostać znaleziona przez kogokolwiek. Byli w końcu mniejszym złem (ale nadal złem), dlaczego więc nie oddzielić się za jednym zamachem od obu? Drużyna 7. nie mogła winić siebie za ten brak zaufania. Przynajmniej nie w kwestii Fū, ale z Naruto... Naruto był sprawą osobistą. Był uczniem, przyjacielem, niechcianym przez nikogo człowiekiem z łatką potwora.
- Miejmy więc nadzieję, iż obydwoje będą sobie w stanie poradzić i nie zostaną złapani przez Akatsuki - zawyrokował Hatake swoim spokojnym głosem. - Od teraz jednak nie mamy wpływu na los Fū, podobnie jak z Naruto.
Sai kiwnął głową, ale nie odezwał się. W jego mniemaniu nadzieja była najgorszym wyjściem. Nie dawała im niczego, pozostawiała w niewiedzy do momentu, aż pojawiały się łzy, gdy okazywała się płonna.
- Jeśli dobrze rozumiem, to wracamy do Konohy - uznał Lae, jednocześnie zmieniając temat.
- Tak. Ostatnio Jiraiya wyruszył z tajną misją związaną z szefem Akatsuki. Tsunade rozkazała wszystkim tym, którzy mogą, natychmiast wracać do wioski.
- Spodziewa się czegoś złego - domyślił się chłopak o tych dziwnych, bordowych oczach. Można by je porównać do koloru krwi, która zaczęła krzepnąć.
Kakashi potwierdził. Nastała przez niego absolutnie nie wyczekiwana pora na prawdę.
- Akatsuki ostatnio dostali parę razy po łapach i stracili paru członków. Poza tym teraz chowają się Nanabi i Kyuubi, których nie sposób wyśledzić, póki ci trzymają się na uboczu. Odejmując ich, został im do złapania tylko Hachibi, którego jinchuuriki nie należy do łatwych celów. Killer B umie kontrolować moc Ogoniastej Bestii, a nawet z nią współpracować. Innym słowem mają uszczuplone siły, a do złapania została im trójka najsilniejszych Bijuu, z czego dwójka chowa się w eterze, a trzeci jest sprawnym i doświadczonym przeciwnikiem. Według naszych przypuszczeń, Akatsuki muszą zacząć działać szybciej i sprytniej niż do tej pory, tym bardziej, że został zwołany Szczyt Pięciu Kage w związku z całą sytuacją.
- Muszą się spieszyć, bo jeśli ich uprzedzimy, to... - zaczął Lae, ale niestety ktoś mu postanowił przerwać.
- Przegrają tę wojnę - dokończył Sai, nic sobie nie robiąc z tylko trochę morderczego wzroku siwego rówieśnika.
- Dokładnie tak - przytaknął im ich mentor - jednak patrząc na fakt, iż jeden z ocalałych jinchuuriki, który się chowa, należy do naszej wioski, to możemy spodziewać się ataku. Fū uciekła i dobrze o tym wiedzą członkowie Akatsuki, zaś co do Naruto, to oni doskonale zdają sobie sprawę, że jego pobyt w Wiosce Piasku to jedynie zapora dymna.
- Ale skąd mieliby wiedzieć, że Naruto nie ma w Sunie? - Dopytała Haruno.
- Od swoich szpiegów, którzy w Wiosce Piasku zrobili sobie bazę. Oficjalna informacja mówi, iż Naruto jest w Sunie, ale oni wiedzą, że to nieprawda, więc logicznym wnioskiem jest ten, który mówi, iż Uzumaki jest schowany gdzieś u nas w wiosce. Może w podziemiach Korzenia? W Wiosce Liścia jest dużo miejsc, o których wie niewiele osób. - Kakashi westchnął. Miał już dość tłumaczenia. - Niemniej dobrze będzie, jeśli będziemy gotowi na atak Akatsuki.
*
Dni rejsu (podczas którego Uzumaki praktycznie nic nie robił) zlewały się w jedną, ciągnącą, nie mającą końca masę. Jeden dzień, dwa, pięć. Wszystko leciało szybko, ale jednocześnie wydłużało się w ten niezwykły sposób, porównywalny do sytuacji, kiedy czekasz na kogoś i jak na złość ta osoba czołga się, zamiast przyjść normalnie. Znaczy ona idzie normalnie, ale ty masz wrażenie, jakby po drodze ta persona rozbrajała głowicę atomową. Bardzo powoli.
Naruto oczywiście nie czekał na człowieka. Nie, nie. Czekał na stały ląd. Wiedział, co go czeka, kiedy wreszcie postawi na nim stopę. Został uprzedzony. Miał tylko nadzieję, że wszystko się uda i nic po drodze nie spierniczy. Oczywiście żadnego planu działania nie miał, ale, przepraszam bardzo!, mówimy o człowieku z klanu Uzumaki, a nie Uchiha! Co oznacza, że bez żadnego planu też można zrealizować swoje cele.
Poza tym czasami tak jest nawet lepiej; w końcu plany lubią nie wypalać, po drodze się komplikować lub po całości rozchodzić. A brak planu tworzy przestrzeń do działania. Trzeba tylko wstrzelić się w tę przestrzeń.
- Będziesz musiał działać szybko, cały czas pod przykrywką - przypominał mu Kyuubi. - Jeśli ktoś z Konohy cię zobaczy, to zaraz cię uziemią i zaprowadzą do Tsunade. A ta nie będzie miła, szczególnie po tej ucieczce.
Naruto to wiedział. Wiedział też, że jeśli trafi do Konohy i uniemożliwią mu działanie, to... stanie się prawdziwym potworem. Będzie wtedy musiał im uciec. A jak inaczej miałby uciec doświadczonym shinoby, jeżeli nie przy użyciu siły swojego wewnętrznego przyjaciela aka nienawistnego potwora?
- Nie martw się, Kuramo. Wszystko będzie dobrze - zadeklarował blondyn z jednym jaśniejszym pasemkiem.
- Właśnie dlatego się martwię - przyznał bardzo niechętnie Lis. - Nie ma drugiej takiej osoby, która potrafiłaby wszystko wiedząc, jak należy zrobić, wszystko zrobić inaczej.
- Ejże! To nieprawda!
- Mam ci przypomnieć, jak Jiraiya kazał ci zachować spokój, ponieważ zdenerwowany oddawałeś władzę mnie, a ty mimo to przy pierwszej byle okazji traciłeś kontrolę? - Odszczekiwał się Bijuu z wyraźną nutą wyższości w głosie.
Ta drobna przepychanka pewnie by trwała i trwała, gdyby nie początek nowej rozmowy między Naruto w przebraniu oraz panną Rybką. Do tej pogadanki oczywiście co jakiś czas dodawała coś Rie, chociaż z reguły milczała. Sytuacja kojarząca się z siedzeniem na kocyku na polance z keksem trwała aż do nastania wieczora. Kiedy też statek niespodziewanie się zatrzymał.
- A to dziwne - orzekła panna Rybka, zerkając na morze przez okno. - Nie powinniśmy tutaj przystawać. Pójdę na zewnątrz zobaczyć, co się stało.
Naruto oczywiście chciał pójść z nią, lecz ta stanowczo odmówiła. No tak. Był przecież w kobiecej postaci, w dodatku (według panny Rybki) nie umiał obronić się przed muchą, a co dopiero przed potencjalnym zagrożeniem... Jakże to było frustrujące.
Chłopak spojrzał na Rie, która również patrzyła na niego z zrozumieniem wymalowanym na twarzy.
- Teraz wiesz, jak to jest - powiedziała. Naruto niezbyt zrozumiał, co ona miała na myśli i dziewczynka szybko to dostrzegła. - Ja nie jestem i nie będę kunoichi. Nie umiem się sama obronić i ty i Ryoko ciągle musicie się mną opiekować.
Blondyn, gdy wszystko do niego dotarło i zostało przefiltrowane pod czachą, posłał jej krzywy uśmiech.
- To dość frustrujące, dattebayo.
- Nawet bardzo - dodała. - Ty możesz zdjąć tę przemianę i znów być shinobi. Ja nie mogę.
- Dlaczego nie możesz? - Spytał Uzumaki. - Twój brat, tak samo jak ja, jest shinobi, a na do tego silnym. Czemu więc...? - Urwał. nie chcąc formułować tego ostatniego pytania.
Czemu więc ty nim nie chcesz być, skoro możesz?
Nie sądził, że szatynka mu odpowie. Myślał, że się w sobie zamknie, zapoda mu jakąś mało konkretną odpowiedź albo kłamstwo. Jakże się więc zdziwił, słysząc pełną, długą odpowiedź.
- To z powodu naszej umiejętności rodowej. Potrafimy wytropić każdego, jeśli tylko mamy jakąś rzecz, która należy do tej osoby. Z jej powodu naszą rodzinę spotkało wiele nieszczęść, a ja znienawidziłam tę umiejętność, jak i pracę nindży. Zażądałam, by założyli mi pieczęć blokującą i to zrobili... a potem odeszłam z Akademii Ninja. - Opowiedziała Rie głosem cichym i lekko drżącym. Pominęła wiele szczegółów, które pewnie i tak odżyły w jej głowie na samą myśl o nich. Ale nie żałowała. Czasem dobrze jest powiedzieć komuś, co się stało. Nawet jeśli się nie powie wszystkiego, to i tak będzie lepiej. Część tego bagażu przeniesie się na nieświadomą osobę, która o nim zapomni lub go zostawi ze sobą. - Z powodu tej klanowej umiejętności Ryoko należał do jashinistów. Porwali mnie, a jego zmusili, by działał na ich konto.
Naruto wiedział o tym szantażu. Jednak nie wiedział, dlaczego zależało im na szarookim. To dość dużo zachodu, jak na zagarnięcie jednej osoby w szeregi, w dodatku niezbyt chętnej do ich praktyk. Dlatego też założył, iż jego chwilowy towarzysz musiał mieć jakieś niezwykłe właściwości. I teraz ją poznał. Klanowa zdolność, a poza nią oczywiście rozwinięte umiejętności w walce.
Ta chwila była ważna zarówno dla Rie, jak i dla Naruto. Niestety nie zamierzała potrwać długo. Ktoś ją przerwał.
- Naruto - odezwał się w głowie chłopaka ten tubalny głos. Brzmiał w taki dziwny, poważny sposób; tak, że człowiek czuł, iż coś się stało. Coś ważnego. Albo złego. - Lepiej wyjdź na pokład.
- Co się stało? - Dopytał, mocno zaniepokojony. Lis mu nie odpowiedział. Nie zamierzał. Powiedział już wszystko, co powiedzieć zamierzał.
Niech cię, Kuramo!
Naruto szybko przykląkł, żeby móc spojrzeć Rie w oczy, nakazał jej tu zostać oraz uważać na siebie. Na koniec położył na chwilę rękę na jej włosach, ale ich nie potarmosił. Potem już bez słowa się podniósł i wyszedł.
Na zewnątrz zaatakowała go nienaturalna cisza. Wszyscy stali w różnych miejscach i nasłuchiwali. Uzumaki rozejrzał się wokół; spojrzał innym w oczy, dostrzegł strach. Podszedł bliżej burty, by móc samemu sprawdzić, co też inni dostrzegli. Panna Rybka go zatrzymała, łapiąc za rękę, ale... wtedy blondyn poczuł to, co wcześniej musiał wyczuć Kurama.
Dlatego też Naruto Uzumaki, jeden z największych pechowców tego świata, stanowczo wyrwał się z uścisku starszej kobiety, po czym wręcz biegnąc, wyskoczył z statku do słonej wody. Zanim trafił w dziurę, jaka wytworzyła się na środku oceanu, ponownie był sobą.
*
Długość części: 2420 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top