v57
Ryoko widział oddalającego się Naruto, który szedł wykonać swoje zadanie od Kiribatiego. Ten miał pomóc innym chłopakom pod pokładem w układaniu jakichś rzeczy. Przez chwilę patrzył za blondynem, aż ten znikł w odmętach krzątaniny, która miała miejsce na pokładzie. Rie nigdzie widać nie było, więc pozostawało wierzyć, że Aiko nie zrobi jej krzywdy.
- Chłopcze - zaczął Kiribati, na nowo skupiając na sobie uwagę brązowowłosego. Spojrzeli sobie w oczy. Kapitan statku nie był stary, ale z pewnością miał więcej lat na karku od Ryoko. W jego oczach znajdował się jakiś cień, jakby kiedyś stało się coś, co choć dzisiaj już nieważne, dalej pozostało w sercu w formie okrutnej, acz niewielkiej drzazgi, której wyjęcie było niemożliwe, a która przypominała dawne, niewesołe dzieje. Ryoko poczuł nagłą falę niepokoju. Skrzywdzeni ludzie z reguły są bardziej niebezpieczni.
Mimochodem uciekł wzrokiem i potoczył nim po widocznych elementach statku. Z tego miejsca nie mógł dostrzec Rie. Cały czas wracał do tego faktu. Martwił się o nią, posiadał irracjonalny strach, iż zaraz okaże się, że ponownie ktoś ją porwał. Co robiła? Czy była pod pokładem czy na nim? Czy to miejsce było dla niej aby bezpieczne?
Szybko zawrócił swoim wzrokiem na Kiribatiego.
- Co mam robić? - Spytał na pozór obojętnie.
Oby coś na pokładzie - przewinęło mu się przez myśl.
- Chłopcze - powtórzył kapitan. Niewidzialny cień w jego oczach odrobinę się powiększył. - Ty nic nie musisz robić na moim statku.
Chłopak zmarszczył brwi, dalej uważnie patrząc na dyrygenta tej niewybrednej orkiestry zwanej załogą.
- Jak to? Czy ja oraz mój kolega nie mieliśmy...
- Och, nastąpiła drobna zmiana planów.
Kiribati przeniósł wzrok z chłopaka na coś, co znajdowało się za jego plecami. Szarooki nie zamierzał się odwracać, ale miał czarne myśli. Stracił kilka cennych sekund na wyczucie czakr. Niemalże od razu poczuł intensywną czakrę Uzumakiego, a chwilę później tę przygaszoną Rie, która znajdowała się obok mocniejszej, pewnej energii Aiko. Poza tymi znajomymi personami, wyczuł za sobą nieduży oddział shinobi. Niedobrze. Bardzo niedobrze.
- Jest pan zakłamanym lisem - rzucił w nagłym przypływie złości Ryoko, po czym wyminął kapitana, trącając go ramieniem i pobiegł przed siebie. Gdyby nie wykonał tego ruchu, jeden z shinobich z Kraju Wody trafiłby swoją techniką szatyna. Swoją drogą ów shinobi zaklął szpetnie, kiedy jak najbardziej dyskretnie przygotowywany atak nie dotknął celu. I ten cel im jeszcze uciekał.
- Co tak stoicie? Ruszamy za nim! - Wykrzyknął i sam rzucił się w ślad za chłopakiem. - Dzisiaj przyprowadzimy Mizukage zbiega.
*
Szatyn szybko przekalkulował sobie w głowie swoje szanse. A właściwie to ich brak. Shinobi była czwórka, były to starsze oraz bardziej doświadczone persony od niego, z którymi w pojedynku jeden na jeden może miałby szanse. Ale jeden na czwórkę? Zakrawało to pod samobójstwo.
Prawdopodobnie, a właściwie to niemalże na pewno, chodziło tylko o niego. Inaczej Kiribati nie pozwoliłby oddalić się Uzumakiemu oraz wcześniej zaprowadzić im Rie na pokład. Właśnie. Rie została z Aiko Izumi. Czy kunoichi miała w tym jakiś udział? Wydawało się to na aż nad wymiar oczywiste... Cholera.
Nie mógł teraz zawrócić. Pewnie kilkoro shinobi zostało przy statku w razie takiego wypadku, gdyby chłopak chciał wślizgnąć się na statek. Cóż... mógł mieć tylko nadzieję, że Naruto w porę się zorientuje w tym, jak się sprawy mają. Miał przynajmniej pewność, że blondyn nie zostawi Rie na pastwę losu. Nie był takim typem człowieka. Gdyby taki był, to by nigdy nie wyciągnął szarookiej z więzienia jashinistów.
Chociaż jeden plus. On sam w tej sytuacji nie mógł wrócić po Rie oraz walka nie wchodziła w grę. Musiał uciec shinobi Kirigakure, a następnie odnaleźć tę dwójkę. Być może dopiero po drugiej stronie oceanu, a być może jeszcze na ziemiach Kraju Wody - tego jeszcze nie mógł wiedzieć.
Zrobił szybki unik, kiedy jeden z nieprzyjaciół posłał w niego kunai. Następnie gwałtownie skręcił w prawo. Znalazł się w wąskiej uliczce, którą przebiegł kilkanaście metrów, aż wzrokiem odnalazł metalowe szczeble wkute w kamienny budynek. Drabina na dach. Ryoko nie zastanawiał się nad ewentualnym rozwojem sytuacji. Po prostu jeszcze biegnąc, wskoczył na szczeble i zaczął szybką wspinaczkę. Dach posiadał swoje plusy i minusy. W tej sytuacji plusy przeważały.
Chłopak nie znał tej wioski. Kilka godzin w niej spędzonych nie zafundowało mu niezbędnej wiedzy o rozpieszczeniu uliczek, bocznych wyjść oraz połączeń dróg. Z dachu mógł dostrzec te koniugacje, jak i ewentualnych nieprzyjaciół. Jednak to czyniło z niego nań widoczny cel, więc musiał ciągle pozostać w ruchu. Szybko myśleć, szybko działać.
Ich była czwórka. Czy są drużyną stworzoną na szybko czy może znają siebie oraz swoje style walki? Ta wiedza mogłaby mu pomóc. Jeśli się znają i mają do siebie zaufanie, będą sprawniej działać oraz mogą podjąć się prób odcięcia mu drogi czy zsynchronizowanych ataków. Jeśli jednak nie walczą ramię w ramię, będą bardziej próbować coś zrobić "na własną rękę". Taka opcja byłaby korzystna dla Ryoko. Jednak czy świat okaże się na tyle litościwy, by mu ją podarować?
Zakładał, że raczej nie.
Przeskoczył z jednego dachu na drugi. I potem znowu. W pewnym momencie zmienił kierunek, aby dodać swoim ruchom nieco nieprzewidywalności. Nie mogą oszacować, jakie będą jego następne kroki. Musi doprowadzić do dezorientacji, aby móc uciec.
*
Temari weszła do gabinetu Kazekage w tym samym momencie, w którym domniemany gość wychodził. Był to shinobi wysokiej rangi z maską zakrywającą połowę twarzy. Wyminął blondynkę bez słowa i udał się w kierunku wyjścia.
Dziewczyna spojrzała na swojego brata, który czytał właśnie jakiś dokument, najwyraźniej dostarczony przez ninję. Niepokój lekko ścisnął jej gardło, także przełknęła ślinę i zamknęła drzwi od gabinetu.
- Coś się stało, Gaara? - Spytała, jak na starszą siostrę przystało, z odpowiednią dozą troskliwości w głosie.
- Tak - odpowiedział na jej pytanie niemalże pomrukiem. Dalej śledził tekst, także niebieskookiej* nie pozostało nic innego, niż chwilę poczekać na bardziej obfitą w informację odpowiedź. Usiadła na krześle naprzeciw brata i wpatrzyła się w stos dokumentów, które jej brat trzymał po swojej lewej stronie. Wszystkie dotyczyły najpewniej misji wykonywanych przez shinobi wioski. Ach, ta papierkowa robota nigdy nie miała końca.
- Mizukage chce zorganizować Szczyt Pięciu Kage. - Powiadomił ją, w końcu odrywając wzrok od zwoju oraz kładąc go przed sobą. - W sprawie zbliżającego się niebezpieczeństwa.
- Wojny - dodała blondynka.
- Tak. Jej shinobi przekazał mi, iż Mei Terumi nakazała im przynieść wiadomości osobiście, ponieważ ktoś ją ostrzegł o organizacji przechwytującej korespondencję. Co więcej, ten ktoś poinformował ją o zasięgu działania członków.
- Skąd ktoś mógłby to wiedzieć? - Zdziwiła się Temari. Jednak po chwili ruszyła ją inna, specyficzna myśl. - Chyba że jej informatorem mogłaby być osoba należąca do nich. Ale jeśli tak, to po co miałaby o czymkolwiek mówić Kage?
Czerwonowłosy wzruszył lekko ramionami na znak, iż nie ma zielonego pojęcia.
- Nie wiemy, kim był ten informator, ale jeśli jego informacje są autentyczne, to jest źle. - Gaara na chwilę przerwał mówić, by spojrzeć (zapewne bez większej potrzeby) w dopiero co dostarczony zwój. - Zasięgiem ma być cały ląd, z centrum u nas. Problemy z fałszywymi wiadomościami lub całkowitym nie dochodzeniem korespondencji jest mniejszy lub większy w każdej z wiosek. Jednak nie wszystkie pisma przechodzą przez korektę. Celem tej organizacji ma być utrudnienie działania wioski oraz kontaktów między nimi. My mamy skupiać się na tym, co się dzieje wewnątrz, kiedy to Akatsuki poluje swobodnie na jinchuuriki.
- Nie brzmi to dobrze - blondynka lekko się skrzywiła. W jej oczach zajaśniał lekki niepokój.
- Ta sytuacja jest niepokojąca - przyznał jej rację Gaara - dlatego też zgadzam się w tej kwestii z Mizukage. Trzeba podjąć jakieś działania. Dobrze by było, gdyby wszystkie głowy wiosek spotkały się i zadały sobie kluczowe pytania. Spróbowały coś wymyślić.
Przez chwilę milczeli. Atmosfera była ciężka od dopiero co dostarczonych rewelacji. Szczyt Pięciu Kage. To się nie mogło dobrze skończyć. A wojna mogła się skończyć jeszcze gorzej. Znaleźli się w ciężkiej sytuacji, gdy oddech wojny dyszał im w karki, a wredne szkodniki uniemożliwiały szybkie działanie wioski.
- Złapałam kolejną dwójkę - odezwała się Temari po chwili ciszy. - Są obecnie na przesłuchaniu. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, może jeszcze dzisiaj czegoś się dowiemy.
Gaara zachował swój standardowy, bezosobowy wyraz twarzy. On z natury daleko miał do optymisty. Patrzył na świat spokojnie i nie nastawiał się na coś. Oczywiście gdyby się im udało coś z nich wydusić, to byłoby bardzo dobrze, ale czy to się powiedzie? Jeśli ci okażą się tacy sami, jak ich pierwsza złowiona rybka, to... no, właśnie.
Do tego w głowie czerwonowłosego krążyły myśli dotyczące jego pierwszego przyjaciela, Naruto Uzumakiego. Pozwolił mu odejść, umówił się z Hokage w taki sposób, żeby zataić sprawę - co by tu nie mówić - ucieczki blondyna i... I co dalej? Po Uzumakim ani słychu, ani widu, a sam chłopak nie zadeklarował mu, żeby zamierzał wrócić. Powiedział, iż tego nie wie. Ale chyba teraz już wiedział, co robi i po co? W wiele rzeczy Gaara byłby wstanie uwierzyć, gdyby takowe propozycje mu złożyć, ale z pewnością nie dałby wiary temu, iż niebieskooki zbiera sobie teraz radośnie kwiatki i cieszy się życiem na łonie natury. Nie, no po prostu nie. Coś robił, coś działał, ale co?...
Tymczasem myśli Temari od wielu tygodni krążyły przede wszystkim wkoło chwastów Suny oraz tego, jak to tałatajstwo zrównać z ziemią. Teraz mimochodem też zastanawiała się nad kolejnymi krokami. Zapewne, kiedy wśród członków organizacji rozniesie się pogłoska o złapaniu tej dwójki, pozostali zrobią się jeszcze uważniejsi. Zawsze byli ostrożni, chociaż patrząc na fakt, ile czasu ich zwodzili, to niebieskooką nie dziwiłoby, gdyby jej ukochani nieprzyjaciele zyskali nieco na pewności siebie i stracili nieco na rozwadze w działaniach. Teraz mogli się w tym zreflektować, a co za tym idzie - ponownie poprawić standardy.
Siedzenie w ciszy i błądzenie w myślach stało się dla rodzeństwa czymś przyjemnym. Ogólnie ciężko było nazwać ich duszami towarzystwa, a patrząc na przeszłość Gaary, raczej można by ich nazwać pogromcami towarzystwa, ale te czasy przeminęły. Ich cień na zawsze miał się kłaść na rozdziale ich życia dzieciństwo, lecz teraz wiele rzeczy wyglądało inaczej. Lepiej, barwniej.
Kiedyś ponure kontakty między całą trójką zmieniły się w dzisiejszą serdeczność. Nie musieli mieć na koncie głupich błazeńskich wyczynów czy przegadanych godzin o niczym, by się ze sobą zżyć. Cienkie połączenia między nimi wzmocniły się z czasem, kiedy to Gaara zaczął nieco inaczej patrzeć na świat po spotkaniu z Naruto. Ach... niby minęło od tych wydarzeń raptem parę lat, a człowiek miał wrażenie, jakby minęły najprawdziwsze wieki.
Ich miłe wspólne myślenie przerwała ostatecznie Temari. Zrobiła to w sposób bardzo prosty; wstała, czym zwróciła na siebie uwagę Gaary, oraz oznajmiła:
- Chodźmy do sali przesłuchań. Zobaczymy, jak im idzie.
Gaara nie protestował. I najwidoczniej Kankurō miał ponownie ominąć część pierwszego podekscytowania złapaniem wrogów, jak i przełomowy moment przesłuchiwań. Ale cóż, Kankurō w tamtym czasie prowadził równie ciekawą rozmowę. A może nawet ciekawszą?
*
- Twoją największą wadą, dzieciaku, jest naiwność. - Zagrzmiał w głowie blondyna basowy głos, w którym słyszał naganę z lekką nutką kpiny. - I lojalność.
- To chyba akurat dobra cecha - stwierdził chłopak, nieświadomie mówiąc te słowa nie tylko w głowie, ale i na głos. Rie zerknęła na jego twarz zdziwiona. Z pewnością nie mówił tego do niej, a o Ogoniastej Bestii dziewczynka nie wiedziała. Cóż, nie było okazji do takich przyjacielskich pogawędek o starych istotach zwierzęco-podobnych, których boi się większość globu.
Dziewczynka była niesiona przez Naruto, który biegł w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Do kogo to powiedziałeś? - Spytała niebieskookiego, który wpatrywał się w drogę przed nimi z iskierkami złości w oczach.
- Lojalność jest cechą głupców - poprawił go Kyuubi. - Zaufanie Aiko Izumi było durnotą, chociaż może nie było zbytniego wyboru. Jednak mogłeś powiedzieć, że Ryoko jest kimś innym, skłamać jej, zamiast wszystkie informacje podawać na talerzu. Dzieciaku, ludziom nie wolno ufać. To, że trafisz kilka razy na ludzi równie lojalnych co ty, nie oznacza, że kolejna osoba będzie taka sama. Za podanie informacji o zbiegu z pewnością dostanie co najmniej pochwałę od swojego Kage. Za to, że potrafiła go rzekomo wytropić.
Lisi Demon zakończył swoją tyradę. Chociaż w życiu by się nie przyznał, to ta sytuacja również i jemu się nie podobała. Obecność Rie w ostateczności zaakceptował, a do Ryoko trochę przyzwyczaił. Uznał za dobre to, iż ten dzieciak Naruto ma ogarniętego towarzysza. Zbyt długa samotność jest zgubna, a sam Kyuubi był raczej średnim towarzyszem do pogadania tak po prostu o słoneczku, ważkach czy broni białej. No i miał swoje lata, nie myślał jak osoba młoda. A tutaj odnalazł drogę do nauczenia tego dzieciaka ostrożności wobec ludzi. Nawet jeśli zabrzmiał teraz jak jakiś zgorzkniały typ, to miał trochę niemiłą nadzieję, że Uzumaki zrozumie przestrogę płynącą z zdrady Aiko Izumi.
- Wiem, że popełniłem błąd - również i tym razem nie tylko pomyślał Uzumaki, ale i powiedział na głos. - I muszę go naprawić.
- Z pewnością.
Naruto nagle zaczął wyhamowywać, czym jeszcze bardziej zdziwił szarooką. Posłała mu kolejne spojrzenie pełne konsternacji. O co chodziło blondynowi? Czyżby oszalał?
- Kuramo, od kiedy ty uważasz, że trzeba kogokolwiek ratować?
- Od nigdy - prychnął Lis. - Twój przyjaciel nie potrzebuje ratunku. Niemniej musisz go znaleźć, a potem trafić na stały ląd. Jak najszybciej, czas zaczyna ponaglać, a przez tę Izumi mamy opóźnienie.
Naruto postanowił pominąć fakt, iż to za jej sprawą wcześniej dostali się na pokład statku.
*
Długość części: 2125 słów
*Temari ma te oczy w takiej barwie morskiej, którą tutaj uznaję za niebieski.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top