v56
Fū siedziała skulona nieopodal szemrzącej rzeki. Nogi opatuliła rękami, a wzrok skupiła na płynącej w dół wodzie. Czuła się zmęczona. Po spotkaniu z członkami Akatsuki, uciekała niemalże całą noc. Dopiero nad ranem, kiedy już nie miała na nic sił, zatrzymała się. Musiała odpocząć, ledwo utrzymywała otwarte oczy... Ale do jej dość beztroskiego, samotnego serca wkradła się paranoja.
Jak spać, kiedy w każdej chwili mogą się pojawić oni - członkowie Akatsuki? Miała szczerą nadzieję, że drużynie z Konohy udało się ich pokonać, ale przecież byli inni, do Mędrca Sześciu Ścieżek! Calutka organizacja! I przez takie myśli, kiedy już kładła głowę na wilgotnej trawie i zamykała oczy, aby odpocząć... jej sen robił się dziwnie urywany. Fū nigdy nie miała koszmarów czy problemów ze snem. Raczej jak już szła spać, to szła spać. Teraz jednak przebudzała się co bliżej nieokreśloną chwilę. Spała sobie, aż nagle zrywała się z bijącym szybko sercem i uważnie skanowała otoczenie. Dopiero wtedy ganiła się za głupotę i próbowała jeszcze odpocząć.
Kiedy Sakura powiedziała jej, żeby uciekała, Fū pobiegła ile sił w nogach. Daleko.
Nie była przygotowana na pobyt poza domem. Nie wzięła prowiantu, pieniędzy czy mapy. Nie patrzyła gdzie biegnie. Zgubiła się.
Chōmei była z nią, jak zawsze jej nieodłączny towarzysz w trudnych znojach życia. Gdyby nie czakra Nanabi, Fū prawdopodobnie zabiłyby wybuchy jasnowłosego terrorysty z ustami na rękach. A jeśli by takowe przeżyła, to byłaby bardzo poobijana i z pewnością niezdolna do jakiegokolwiek ruchu przez dłuższy okres czasu.
Zresztą mimo wyleczenia ran, Fū była wymęczona, a jako taki odpoczynek jej nie wychodził. Kiedy już porzuciła próby snu, ruszyła zbolałym krokiem dalej, mając złudną nadzieję, że trafi na coś, co jej pomoże się odnaleźć - jakąś wydeptaną ścieżkę, znajomy kamień obrośnięty mchem czy inny punkt zaczepny.
Oczywiście nic takiego nie znalazła, a dodatkowo nie czuła się na siłach by latać (no i bała się, że napotka w powietrzu blondyna na białym ptaku z Akatsuki). Na jej szczęście po kolejnej nieprzespanej i męczącej nocy, następnego ranka (kiedy jeszcze panowały szarości), znalazła rzekę, w której płynęła słodka woda. Czuła już sporą suchość w ustach, więc wzięła kilkanaście łapczywych łyków, nie zważając na jej chłodną temperaturę. A gdy już zaspokoiła swoje pragnienie - zamierzała ruszyć dalej wzdłuż życiodajnej wstęgi przecinającej butnie ziemię. Ale to później.
Szum wody oraz zaspokojenie pragnienia okazały się być kojące, oczy Fū zrobiły się lepkie, a umysł cichy. Czy coś złego się stanie, kiedy chwilę odpocznie? Znajdowała się po środku niczego, skulona przy zasłaniającym ją drzewie, a rzeka skutecznie zagłuszała jej oddech...
Czysto teoretycznie zagłuszała też dźwięki obcych kroków, ale to już nieistotne.
- Dobranoc, Chōmei.
*
Aiko Izumi wcale nieskrycie obserwowała, jak trójka jej "towarzyszy" weszła na pokład. O czymś rozmawiali, lecz robili na tyle cicho, by nikt przypadkiem nic nie usłyszał. Parafrazując, pewnie musiało to być coś ciekawego, co warto by było usłyszeć.
Niestety Aiko była za daleko, a kiedy już podeszła do nich - tajna rozmowa została urwana. Naruto uśmiechnął się do niej, Ryoko skinął głową w geście pozdrowienia, a Rie po prostu patrzyła na nią uważnie.
Ona sama posłała im lekki uśmiech. Przyszła na statek szybciej od nich, gdyż ci poszli jeszcze coś zjeść, a ona nie zamierzała się dołączać. Sama postanowiła pójść już na statek, gdzie zajęła dobry punkt widokowy i obserwowała pracę załogi.
Wiele się w jej myśleniu nie zmieniło w przeciągu tych paru godzin. Dalej czuła żal, ale mimo to starała się przemyśleć wszystko na chłodno. Ryoko w teorii nie zrobił nic złego; miał dobre zamiary i pewnie był szantażowany, ale popełnił błąd - posłuchał wrogów, zamiast wymyślić jakiś plan odbicia siostry. Z pewnością pomagał im w ich zabójstwach w imię Jashina. Zasłużył na to miejsce w książeczce Bingo.
Z drugiej strony było jej szkoda Rie, dla której brat był ważny. Nie musiała ich długo znać, żeby to zauważyć.
- Witajcie, majtkowie! - Zawołała przyjaźnie.
- Ahoj, dattebayo - odpowiedział Uzumaki. - Kapitan nam powiedział: "Zabierzcie na pokład małą i biegiem tu pomagać". - Powiadomił ją blondyn, dając jednocześnie aluzję, że nie mogą teraz porozmawiać.
- Och... Może ja poczekam z Rie na was? - Zaproponowała. Wiedziała, że szarooka dziewczynka jej nie ufała, ale cóż... Była bardziej znajoma niż pozostali plątający się tu ludzie.
Ryoko spojrzał w widoczne oko Rie. Ona odpowiedziała mu tym samym.
- Co ty na to, Rie? - Spytał. Dziewczynka na to skinęła potwierdzająco głową. Zgodziła się, o dziwo.
Nie minęło wiele czasu, gdy chłopcy wyskoczyli z statku do kapitana Kiribatiego, by zameldować u niego swoją gotowość. Dziewczyny zostały same z niezręcznym milczeniem, w odległości paru kroków od siebie. Na bogów, jak poprowadzić tę rozmowę?
- Może chodźmy do środka? - Spytała... I od razu wyłapała swoją potencjalną gafę; co jeśli siostra nie chce oddalać się od brata? - Albo na górę, skąd dobrze widać pokład?
Rie ponownie skinęła głową. Postanowiła się nie odzywać do Aiko Izumi. Może słusznie?
Ciemnooka zaprowadziła dziewczynkę, uważając, by tej nic się nie stało. W poruszaniu się Rie nie miała już większego problemu, ale i tak w starszej odezwała się potrzeba ostrożności o młodszą. Może jednak opowiedziana przez Naruto historia poruszyła jej chłodne (bo jeszcze nie kamienne) serce?
Na miejscu Aiko usiadła na drewnianej podłodze, a szarooka powieliła jej ruch w odległości trzech kroków.
- Lubisz pływać statkiem? - Spytała Izumi, chcąc nawiązać kontakt. Na pokładzie gdzieś tam mignęła blond czupryna. Brat wtopił się w tłum. Rie nie odrywała wzroku od krzątaniny przygotowującej łajbę do wypłynięcia. Całkowicie zignorowała Aiko. - Ja niezbyt lubię, ale na szczęście nie muszę pływać zbyt często - mówiła dalej, nic sobie nie robiąc z ciszy po drugiej stronie. - Wolę podróżować na nogach. Na morzu się nużę, chociaż moja ostatnia podróż, ta tutaj, była naprawdę ciekawa. Wtedy też natknęłam się na Naruto i ta jego obecność była moim zbawieniem. Chociaż on mnie raczej niezbyt lubi.
Czoło dziewczynki lekko się zmarszczyło. Aiko dalej plotła trzy po trzy, a Rie w ciągu dalszym ją ignorowała. No przyjaźni z tego to nie będzie.
- Gdzie jest Ryoko? - Spytała nagle dwunastolatka, wreszcie odwracając głowę i patrząc na swoją towarzyszkę jednym okiem. Zdumiewające, jak wiele emocji można zawrzeć w jednym spojrzeniu. Jak wiele może się w nim kryć niechęci i nieufności. I strachu.
Aiko Izumi zamilkła. Spojrzenie jej nie wyrażało nic.
- Przepraszam - odpowiedziała jedynie, nie siląc się już na lekki czy miły ton głosu.
Rie zerwała się na nogi i już zrobiła kilka szybkich kroków ku schodkom, gdy starsza zaniechała jej plany i złapała ją od tyłu. W szatynce zbudził się bunt. Jak już dawno tego nie zrobiła; zaczęła walczyć. Kopała, próbowała uderzać brzuch Aiko łokciem, wierzgała, a nawet zaczęła krzyczeć.
Ciemnooka zdziwiła się siłą, jaką posiadała młodsza dziewczynka. Do tej pory jawiła się jej jako słaba laleczka z porcelany, podpisana grubymi literami: siostra swojego brata. Bez charakteru, wycofana osóbka, która bez tej ochrony może się jedynie popłakać i prosić o litość.
Szarooka jednak nie płakała, nie prosiła, tylko walczyła tym, czym mogła. Aiko miała niemały problem w utrzymaniu jej, a z tego, co widziała kątem oka, to inni zaczęli zwracać uwagę na to, co się dzieje. Niedobrze.
- Uspokój się, nie chcę twojej... - zaczęła, ale przerwał jej krzyk bólu. Jej własnego.
Nie doceniła Rie. Dziewczynka zdołała w międzyczasie wyjąć z niedawno podarowanego pokrowca kunai, który bez pardonu wbiła w rękę Izumi. Jej atak był nagły, nieprzemyślany i silny. Przejechała ostrzem między palcem wskazującym a środkowym Aiko, przez wnętrze dłoni, zatrzymując go dopiero, gdy natrafiła na kość łokciową.
Starsza puściła ją automatycznie, odrywając lewą rękę od źródła bólu, tym samym wyszarpując z głębokiej rany kunai, którego ani myślała puszczać dziewczynka. Ruch ten sprawił Aiko jeszcze więcej bólu, zaś Rie na chwilę straciła równowagę. Jednak odzyskała ją jak najprędzej, od razu zbiegając na dół.
Ku niej już pędził Naruto, który (podobnie jak pozostali) został zaalarmowany krzykami. Nikt nie ruszył, by rozdzielić dziewczynek, gdyż zanim zdążyli zareagować, było po wszystkim.
- Ryoko! - Krzyknęła do blondyna, a ten w lot pojął, co też takiego miało miejsce.
Do tej pory myślał, że o obecności Ryoko na pokładzie Aiko poinformuje odpowiednich ludzi dopiero, gdy dotrą na stały ląd albo w ogóle. Mylił się. Aiko zrobiła to zanim ruszyli, w ciągu tych... ilu? Dwóch godzin?
Wściekłość zawrzała w Naruto. Spojrzał szybko w kierunku Izumi. Ściskała rękę z obficie krwawiącą raną, posyłając Rie iście zabójczy wzrok. Jeśli wcześniej było jej szkoda dziewczynki i czuła potrzebę uważania na nią, tak teraz wszystko z niej uleciało jak kamfora. Szarooka tego nie planowała, ale najwidoczniej zadała nieprzyjaciółce bardzo nieprzyjemną ranę.
- Rie, spadamy stąd - powiedział Uzumaki, biorąc dziewczynkę na ręce, jedną ręką trzymając pod jej kolanami, a drugą na plecach szarookiej. Ona, dalej zaciskając rękę na rączce ostrza, złapała wolną ręką ramię niebieskookiego dla własnej równowagi.
Naruto przy pomocy czakry odbił się i zamiast wyjść po platformie łączącej statek z lądem, on wyskoczył, brawurowo lądując na ugiętych nogach parę metrów niżej. Blondyn się nie zatrzymał, tylko pobiegł dalej, między nieświadomymi ludźmi. Dostrzegł dwóch shinobi w charakterystycznych zielonych kamizelkach i z ochraniaczami z symbolem wioski Mgły przy Kiribatim.
Ilu ich było? I gdzie był Ryoko?
- Dattebayo - mruknął pod nosem niebieskooki.
Popełnił błąd.
*
Żeby sytuacja zrobiła się bardziej patowa, dodam tylko, że nie on jeden popełnił błąd - do listy ludzi, którzy zrobili coś źle, możemy dodać jeszcze dwie osoby.
Chociaż ich błędy akurat służyły tej "dobrej stronie", ale... No, oni tego tak nie widzieli. Dla nich to był koniec świata. Wiedzieli bowiem doskonale, że prędko nie ujrzą ponownie światła dnia... o ile nastanie to kiedykolwiek. Ale każde z nich znało cenę, jaką przyjdzie im zapłacić, kiedy dadzą się złapać. Dlatego chodziło o dyskrecję, o stanie się cieniami pospolitych ludzi z wioski.
Jednak powoli zaczynały pękać ich maski.
Dzisiaj już po raz drugi Temari wraz ze swoimi ludźmi, którzy razem z nią szli tropem szukania zwykłych ludzi, będących tymi złymi, przyprowadziła do sali przesłuchań dwójkę podejrzaną o działalność przeciw wiosce. Chwasty Suny po raz drugi ujęte. Tym razem dwa okazy. Chłopak i dziewczyna.
Dziewczyna miała lalkowatą urodę - niebieskie oczy, długie blond włosy, urocza twarzyczka i do kompletu niski wzrost. Była ładna, ale wyglądała bardzo młodo, wręcz za młodo. Takie niewinne, złotowłose dziewczę. Gdyby nie fakt, że jej shinobi przez kilka dni chodził za nią i widział, jak przyjmuje od tego mężczyzny zwoje, a potem oddaje mu falsyfikaty, które ten "przekazuje" siedzibie Kage... To w życiu by nie uwierzyła, że to niewiniątko jest w to zamieszane.
Na niekorzyść lalki przemawiał fakt, iż znaleźli u niej w domu dużo pustych zwojów oraz to, że miała zachowane oryginały. Temari na własne oczy widziała te dokumenty, które dotarły do nich rzekomo z innych wiosek oraz ich oryginały - pismo było zdumiewająco identyczne. Tak samo, jak w przypadku pierwszej złapanej przez nich dziewczyny - nie dało się rozróżnić, które były podrobione. Mistrzowska robota.
Chłopak zaś posiadał budowę ciała niewyróżniającego się chłystka - wysoki i bez widocznych mięśni. Miał ciemnobrązowe oczy oraz przylizane czarne włosy. I parę piegów. Co zdziwiło Temari to fakt, iż jej podejrzany skądś wytrzasnął ochraniacz z symbolem Suny, który nosił na ramieniu. Ubrany był też w typowy strój shinobi - luźne spodnie i zieloną kamizelkę. Innym słowem, gdyby nie fakt, iż zaczęli zwracać uwagę na "zwykłych" ludzi, szukając ustępstw w zachowaniu oraz potem ich śledzić, to w życiu by na to nie wpadli, że ten tu jest zwykłą kanalią.
Tak swoją drogą pomysł z takim oto systemem szukania chwastów Suny początkowo wydawał się dość naiwny zarówno Temari, jak i jej ludziom. Teraz mogli sobie dziękować za to, że nie odpuścili i udało im się przechwycić kolejną dwójkę.
- Poinformuj Kazekage, że ich złapaliśmy - poleciła blondynka jednemu z zaufanych sobie jōninów. Ten jedynie skinął głową i zniknął w obłoku dymu.
Jednak zanim Kage przybył na miejsce, okazało się, że ta dwójka również ma pieczęcie na swoich wspomnieniach. To mogło oznaczać, że potencjalny lider grupy siejącej dezinformację zanim wcieli kogoś w swoje szeregi - zakłada blokady, tak na wszelki wypadek. To by z kolei oznaczało, że ci tu czują zagrożenie z ich strony, że mogą zostać pochwyceni i w taki sposób przygotowują się na takową ewentualność.
Cóż, w takim wypadku pozostawały próby negocjacji lub wyduszenia informacji siłą.
Jōnin ponownie się zjawił, lecz bez Kage. Temari spojrzała na niego zdziwiona, czekając na wyjaśnienia, co też dzieje się z jej bratem. Albo raczej (żeby nie było aż tak dramatycznie) co on takiego robi, że nie może tu przyjść.
- Kazekage ma gościa z Kirigakure - odpowiedział na nieme pytanie shinobi.
Blondynka jedynie lekko zmarszczyła brwi, kiwając głową. Nie wiedziała, o co może chodzić. Żadni goście z innych wiosek nie mieli się pojawiać w najbliższym czasie - no chyba że Temari o czymś nie wiedziała.
- Rozumiem. Poinformuj mnie, jeśli uda się z nich coś wydusić - poinstruowała go dziewczyna, jednocześnie wskazując kciukiem za siebie, gdzie znajdowały się nowe nabytki do ich lochu. - Ja idę do Kazekage.
*
Długość części: 2130 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top