v52

Kiedy w okolicach Takigakure lało, na ziemiach Kraju Wody - tak dla odmiany - wyszło słońce i patrzyło przyjaznym okiem na trzy, bardzo podejrzanie wyglądające postacie. Znaczy oni czuli się podejrzanie, ale mimo ich paranoi, ludzie, których mieli okazję minąć, nie poświęcali im zbyt wiele uwagi i ogólnie mało kogo obchodzili.

Po drodze mieli postój przy rzece, gdzie cała trójka zmyła z siebie bród. Dodatkowo dwóch nastoletnich chłopaków odnalazło w sobie żyłkę fryzjerstwa i podcięło włosy Rie, żeby były równiejsze i po prostu ładniejsze. Wierzcie mi lub nie, ale dziewczynka była zadowolona z efektu. Jednak ani Naruto, ani Ryoko nie poczuli zamiłowania do krawiectwa i siostra tego drugiego dalej miała na sobie ubrania, które raczej przypominały łachmany, niżeli coś, co powinna mieć na sobie.

Dlatego też w ten słoneczny dzień chłopcy zostawili Rie w jaskini, którą znaleźli nieopodal miejsca docelowego, gdzie woleli nie zabierać osłabionej dziewczynki.

- Pamiętaj, gdyby cokolwiek się działo, my się o tym dowiemy. Naruto zostawia tutaj swojego klona, który w razie czego zniknie i przekaże mu informacje, że coś się dzieje. Nie miną trzy minuty, a my tu będziemy. Poza tym już nie ma jashinistów, nic ci nie zrobią.

- Kończąc wywód Ryoko - wtrącił się Naruto, zasługując sobie tym samym na karcące spojrzenie rówieśnika - nie musisz się o nic martwić. Szybko wrócimy, a jak coś się będzie działo, to wrócimy jeszcze szybciej.

Dziewczynka pokiwała głową i spojrzała na Naruto. W jej oku lśnił spokój, który zdawał się do niej przylgnąć jak druga skóra.

- Co mam przez ten czas robić?

- Możesz się przespać - zasugerował blondyn - wiem, że możesz się bać, ale mój klon będzie cię przez cały czas pilnował.

- A jak zniknie?

- Okay, zrobię dwa klony. Albo trzy.

- Zrób ich całą armię najlepiej - rzucił ponuro Ryoko.

- Możesz zostać z siostrą i na mnie poczekać - odpowiedział lekko zirytowany niebieskooki. Braterska troska potrafiła grać na nerwach nie tylko rodzeństwu, ale również osobom z otoczenia. Tutaj mało cierpliwemu chłopakowi odechciewało się już prób zrozumienia, co może czuć brat, którego siostra była przez ostatnie miesiące przetrzymywana i zamęczana. Nie odbierajcie stanowiska Naruto w sposób negatywny; po prostu od ostatnich kilkudziesięciu minut musiał czekać na szatyna, który popadał w lekką paranoję. Blondyn chciał już iść, jednak Ryoko czuł się bardzo źle zostawiając siostrę i w taki sposób zaistniała powolna irytacja chłopaka. Naturalna reakcja ludzka, kiedy ma się gdzieś iść, ale ktoś przeciąga.

- Tyle że ty nie wiesz gdzie co jest. Ty poczekaj.

- Przerabialiśmy to w drodze. - Przypomniał jinchuuriki, mimo że sam zaczął temat. Cóż, powszechnie wiadomo, że każdy człowiek ma w sobie coś z hipokryty, a Uzumaki wyjątkiem nie jest.

- Tak więc...

- Naruto - odezwała się Rie swoim słabym głosem, który skutecznie zakończył sprzeczkę między nastolatkami - stwórz cztery klony i wracajcie szybko, dobrze?

*

Niedaleko Kirigakure było miejsce, które można było nazwać targiem. Spory plac posiadał całkiem rozbudowaną sieć stoisk, kramów oraz namiotów. Osoba, która nie orientowała się w tej zbieraninie, mogła łatwo zabłądzić, ale i równie łatwo się odnaleźć. Droga, która biegła łącząc wszystkie stanowiska, była błotnista. Niegdyś obrośnięta zieloną trawą, dzisiaj była głównym tematem narzekań - przez klimat Kraju Wody i ciągłą plątaninę ludzi, tworzyła breję, która z łatwością brudziła buty. I niezbyt pomagały tutaj płócienne materiały, które zawieszone były nad głowami kupujących, między „daszkami" różnego rodzaju kramów, namiotów i innych.

W momencie, gdy przychodzi mi powiedzieć, co można było tam kupić i sprzedać, łatwiej jest powiedzieć, czego nie można było tam nabyć. A były to rzeczy nielegalne - rzeczy, których sprzedaży wioska nie tolerowała. Wszystko pozostałe można było znaleźć przy jakimś stoisku.

Słowem prawdy te nielegalne rzeczy również można było tu nabyć, chociaż je trzeba było już poszukać nie między kramami, a gdzieś dalej. W głębi targowiska, miejscach, które pozostawały poza świadomością pracowitych, prawych ludzi.

Do takiego miejsca Ryoko zaprowadził Naruto. Z przodu ten jeden namiot wyglądał identycznie, jak inne, które minęli po drodze. Nie był jakkolwiek oznakowany, nie biło od niego odstraszającym zapachem niebezpieczeństwa - nic nie wskazywało na to, jakie niepochlebne rzeczy mogły się tam dziać.

Z przodu były ustawione dwa stoliki, na których kupcy rozstawili swój towar. Na pierwszy rzut oka nic nowego, lecz kiedy ktoś się przyjrzał, widział refleksy metalowych ochraniaczy i broni.

- Cholernie drogie mendy - opisał kupców szatyn - ale, co tu wiele mówić, ta broń jest pierwszej klasy. Wykuta przez gościa, którego nazywają Nokasu. Wszystkie egzemplarze, które są spod jego rąk, posiadają jego znaczek. Literę N w trójkącie. Chodź, my wchodzimy do środka.

- Co tam jest? - Spytał blondyn, usłużnie idąc obok szarookiego. Po drodze nie omieszkał spojrzeć na gości, którzy pod cienkimi płachtami materiału, ukrywali świetną broń. Kolejny raz jakiś sztylet błysnął do Naruto nieprzejednanie.

- Zakłady i walki - odparł. - Nie mamy zbyt dużo czasu, a potrzebujemy jenów. I nowych ubrań, jedzenia i reszty. Możemy spróbować szczęścia w kartach lub obstawianiu zwycięzcy. - Tutaj na twarz Ryoko wykwitł iście szatański, niewielki uśmieszek. - Albo możemy sami spróbować walczyć.

*

Czy Rie się bała? Cóż, z pewnością obawiała się, że nie ma przy niej Ryoko, który był jej najbardziej zaufaną osobą. Jednak z drugiej strony te kilka miesięcy sprawiły, że przyzwyczaiła się do samotności. Szczerze to wolała zostać w wilgotnej jaskini, niżeli iść z chłopakami na targ. Było tam w końcu dużo ludzi, a ona w chwili obecnej miała lekkie obiekcje wobec Naruto, który był... no właśnie.

Jego klony (ostatecznie trzy) były identyczne wobec oryginału do takiego stopnia, że dziewczynka była naprawdę zdziwiona. Nie ukończyła Akademii Ninja i nie chciała zostawać kunoichi. Znała więc jedynie podstawy podstaw i nie umiała wykonać żadnej techniki. Wiedziała, że Ryoko umie, ale z tego, co zauważyła, to czymś się różniły te klony.

Trzej Naruto rozmawiali z nią i pilnowali, by czuła się bezpiecznie. Raz na jakiś czas jeden z nich wychodził na chwilę z jaskini i patrolował okolicę. Ostatecznie usnęła, czując się nawet odprężona.

Obudziła się dopiero wtedy, gdy klony znikły, a pojawił się prawdziwy Naruto i jej brat. Byli trochę poobijani, a właściwie to tylko Ryoko był. Uzumaki, jeśli doznał jakiś obrażeń (a doznał), to już zdążyły się mu zaleczyć. Cholerny jinchuuriki. Jednak posiadanie Ogoniastej Bestii w sobie ma jakieś plusy.

Rie niedługo potem dostała nowe ubrania od brata. Jako że dwóch facetów nijak nie zna się na czymś takim jak moda damska, odzież nie była powalająco ładna. Ot szarozielona tunika z rękawami trzy czwarte i przydługie spodnie w ciemnoszarej barwie. Do tego zwykłe, standardowe buty.

Dodatkowo dziewczynka dostała pokrowiec na nogę z kilkoma shurikenami i kunai'ami*. Była tym zaskoczona, gdyż kunoichi nie była, z czego Ryoko zdawał sobie sprawę. I mimo iż należeli do klanu, w którym z pokolenia na pokolenie każdy zostawał wytrawnym ninją, to chłopak jej nie naciskał. Nigdy nie robił z tego powodu aluzji i nie zmuszał jej do nauki walki. Tak więc dziewczyna miała prawo być zdziwiona tym prezentem, o ile tak można nazwać podarunek składający się z broni.

- Po co mi to? - Spytała nieco zdziwiona. W teorii domyślała się, ale w praktyce wolała się upewnić. Usłyszeć to.

- Żebyś w razie czegoś miała przy sobie jakąś broń - odpowiedział jej spokojnie brat. - Nie wiemy, co się będzie działo, ale z pewnością nie będzie nam łatwo. Dlatego wolę, żebyś miała przy sobie coś, czym możesz się bronić.

Rie jedynie pokiwała głową, dając znak, że rozumie.

Chłopcy nie mieli nowych ubrań - jedynie oddali swoje odzienie na chwilę do krawcowej, która pozszywała dziury w kombinezonie Naruto i nadszarpnięcia w kurtce czy spodniach Ryoko. Dodatkowo panowie kupili zapas jedzenia, który nadszarpnęli już tego wieczora przy ognisku.

Zdecydowali się na zakup mięsa i owoców, mimo iż nie są to produkty, które wytrzymują długi okres czasu. Jednak Rie musiała odżywić się odpowiednimi składnikami, a i oni dawno nie jedli rzeczy bardziej złożonych.

Rie była ostatecznie zadowolona. Nadal ciężko jej było uwierzyć w tę absurdalną sytuację, która po takim czasie spędzonym w niewoli, wydawała się prześmiewczym żartem. Pokazaniem tego, co miała wcześniej i czego nie doceniała. A mianowicie mowa tu o obecności przychylnych jej osób, o cieple ogniska i miłych, ładnie pachnących ubraniach. No i nie zapominajmy o przypieczonym na prowizorycznym ruszcie mięsie.

Ten moment wydawał się dziewczynce wyrwany wprost ze snu. Zamknęła oczy i wyprostowała ręce w kierunku ognia. Czuła ciepło, które promieniowało i rozchodziło się w niej całej. Tak, to była przyjemna chwila.

A przynajmniej taka była dla Rie. Tymczasem dwie młode kobiety, nie znające się, pochodzące z dwóch różnych miejsc na mapie, posiadające różne profesje i różne życia nie powiedziałyby tego samego.

Pierwsza z nich, Aiko Izumi, przy jaśniejącym na niebie księżycu, w swoim tymczasowym mieszkaniu w Kirigakure, musiała przełykać gorzki smak porażki. Została wysłana do obcej wioski parę tygodni temu, jako zaufana, dobrze zapowiadająca się kunoichi. Miała pomóc rozwiązać sprawę jashinistów, lecz niestety jej osoba nic nie wniosła. Ktoś inny, komu najwidoczniej Mizukage musiała ufać, rozszyfrował problem z wyznawcami krwawego bożka. A Izumi miała wracać do domu. Nie jako zwycięzca, a jako przegrana, ponieważ jej osoba nie rozgryzła organizacji. I teraz się szykowała do wyjazdu do domu, ale zamiast cieszyć się z powrotu, odczuwała trwogę.

Raikage raczej zadowolony być nie będzie. Jej rodzice zresztą też nie. Tylko babka może okaże zrozumienie.

Ach, ostatnio kiedy się z nią widziała w jej domu w Kraju Rzeki, zaaferowana była pewnym blondynem będącym jinchuuriki. Miało to miejsce dość dawno temu, a ona już nawet nie pamiętała jego imienia. Ale wciąż miała przy sobie jego ochraniacz z symbolem Konohy.

Druga z dziewczyn w tym samym czasie siedziała w mrocznym lochu Suny i odpowiednio przykuta do ścian oraz pilnowana przez shinobi, zaczynała odczuwać w sercu strach. Dalej pozostawała spokojna, lecz uczucie odrętwienia wypełniało się myślą, że wkrótce umrze. Nie zamierzała z tego powodu krzyczeć czy błagać, ale szczerze obawiała się tego, co ma się stać.

Cisza panująca wkoło niej właziła przez pory skóry do jej wnętrza i mroziła krew. Nie była bohaterką, bała się jak jasna cholera. I pluła sobie w brodę, że dopuściła to zachwiania. Że przez niego zaczęła odczuwać niepewność i pozwoliła sobie na ten moment nieuwagi, który Temari wykorzystała błyskawicznie.

Wtem, kiedy to dziewczyna miała umysł ogarnięty monotonnymi przemyśleniami, dźwięk wrogiej ciszy przerwał inny - dzwoniące w uszach kroki.

*
Długość części: 1647 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top