v5

Patrzył w ciszy na krajobraz, który go otaczał.
Piasek, piasek, piasek... Wszędzie były równiny i wzniesienia usiane piaskiem.
Piasek, piasek, piasek...
Wziął wdech, który był zabarwiony zapachem upału i tego kamienia osadowego (tzw. piasku). Po chwili ruszył w dalszą drogę, był już bardzo blisko swojego celu. Cieszył go ten fakt - miał nadzieję, że gdy dotrze na miejsce, to będzie mógł sobie uciąć długą "drzemkę". Oraz, że zje coś ciepłego... choć odczuwając ten upał pustyni, to szczerze wątpił, aby jego gardło przełknęło coś, co by nie było zimne.
Odwrócił głowę w tył. Sylwetki przerzedzonych drzew wydawały się coraz to mniejsze. A pomyśleć, że wcale nie tak dawno skakał po ogromnych konarach... kiedy od w ogóle zszedł na ziemię i zaczął iść?
Przez spory fragment drogi miał istny mętlik w głowie. Dotyczył on rozmowy, którą odbył z Kyuubi'm. Co on miał na myśli? Mówił serio? A może blefował? Nie był już niczego pewny. A co gorsza - historyjka z arcyważnym dokumentem zaczęła mu lekko nie pasować. W końcu teoretycznie to powinien ledwo co uchodzić z pojedynków.. Gdyby którejś z wiosek naprawdę zależało na niedotarciu zwoju do Suny, to jej Kage wysłałby najsilniejszych i najzdolniejszych shinobi. A dodatkowo, to Naruto nie zostałby wysłany sam, tylko z silnym towarzystwem... A może chodziło o samotną podróż, ze względu na szybsze się poruszanie oraz mniejsze szanse na wykrycie?
Teorie. Tylko teorie. Zero wskazówek i wszystkiego innego.
I jak ma on odnaleźć prawdę?
Nijak. Musi przyjąć, to co mu dano i dotrzeć do Wioski Piasku.
Może wtedy pozna tajemnice skrywane przez zapieczętowany na nadgarstku zwój? Miał taką szczerą nadzieję. Inaczej zwariuje.
- Ty już zwariowałeś - usłyszał drwiący głos w swojej głowie. Ostatnimi czasy Ogoniasty Demon był jakoś dziwnie rozmowny. Czy aby przypadkiem ktoś mu go nie podmienił? - Dzieciak, wariat i do tego idiota.. - Skwitował jego osobę. A Naruto nie miał pojęcia jak na to zareagować. To był komplement, czy obraza? W końcu "dzieciak" można interpretować jako osobę młodą, "wariata" jako kreatywność, a "idiotę"... no to akurat ciężko przepisać do konkretnej cechy, ale Uzumaki słyszał to słowo tyle razy, że już nie robiła na nim jakiegokolwiek wrażenia.

*
Kazekage skrobał kreski i pętle na kartkach, tworząc litery. Nigdy by nie przypuszczał, że zajmie posadę swojego ojca. W ogóle nigdy nie przypuszczał, że jego wioska go pokocha a on sam zdobędzie przyjaciela i dogada się z rodzeństwem. I nawet jeśli rola Kage do łatwych nie należy, to cieszył się z tego, że to on ją odgrywa. Sam tego nie rozumiał, jak może  tyle w życiu (i człowieku) się zmienić, przez poznanie jednego, krzykliwego blondyna. Doprawdy to było dziwne. A może nie tyle dziwne, co nietypowe? Bo w końcu nie każdy człowiek, włażący z buciorami do twojego życia, jakoś je zmienia. Doprawdy interesujący przypade...
Jego rozmyślania nagle przerwało pukanie do solidnych drzwi. A właściwie... to kiedy on przestał pisać składne zdania na kartkach?
- Wejść - powiedział po chwili, którą zajął mu całkowity powrót do rzeczywistości.
Do pomieszczenia weszła bledsza niż zwykle Temari, co zdziwiło przywódcę piasku. W końcu jego siostra nigdy nie pukała, tylko po prostu wchodziła do pomieszczenia.
- Gaara - zaczęła - przybył posłaniec z Konohagakure wraz z wiadomością od Hokage.
Skinął głową na znak, iż zrozumiał jej słowa. Choć lekko zmarszczył czoło. Wiadomość z Konohy? Przecież od tego są ptaki pocztowe.
Blondynka wyszła z gabinetu, aby mógł do niego wejść nie kto inny, jak Uzumaki we własnej osobie.
Czerwonowłosy zdziwił się widząc go. Wyglądał prawie tak samo, jak wtedy, gdy wyruszał na trening. No.. może był trochę wyższy i dojrzalszy. Ale co przykuło jego uwagę, to na pewno była jego mimika. Brakowało mu tego głupkowatego uśmieszku, oraz pewnego siebie i swoich umiejętności wzroku. Czy przez ten czas naprawdę się aż tak zmienił? Owszem, on przeszedł swego rodzaju przemianę, ale w jakimś stopniu został sobą. Za to ten tu osobnik wyglądał jak marna podróbka niebieskookiego jinchuuriki.
Tym czasem, gdy Kage mu się przyglądał, ten podwinął lekko lewy rękaw i odpieczętował zwój.
- Gaara, Piąta przysłała mnie, abym dostarczył ci ten zwój. - Powiedział dziwnym głosem. Z jednej strony była w nim barwa emocji, ale o zupełnie innych kolorach. Wydawał się lekko zaniepokojony, ale czym do diaska?
- Dziękuję - odebrał dokument i szybko go rozwinął, niemalże od razu zaczynając czytać. Ledwo co udało mu się zatamować niedowierzający wzrok, oraz pytania cisnące się na usta.

Dowiedz się, co się dzieje.
Tsunade

To jakiś żart? O co tutaj chodzi? Naruto targał aż tu ten zwój tylko po to, aby Hokage umieściła w nim sześć słów? I do tego tak nie treściwych? Wzrok przeniósł ponownie na Uzumaki'ego.
- Naruto - zaczął - czy wiesz o co chodzi? - Spytał ze skrywaną nadzieją.
- Nie - odparł od razu tym samym, szarym głosem - powiedziano mi tylko, że to arcyważny dokument. Tyle. - Dało się słyszeć, w głosie niebieskookiego nutkę, machnięcie pędzelka, zblakłej zieleni.
Arcyważny? Dokument? To przecież się nie zalicza nawet do listu! Czy to jakiś nieśmieszny żart autorstwa wioski? A może ty wybryk blondyna, a nutka ciekawości była spowodowana reakcją Kage na dowcip. Ponownie przeszył poważnym, lekko zirytowanym spojrzeniem twarz chłopaka. Nie dostrzegł żadnych odznak kpiny... w ogóle nie zauważył choćby krzty pozytywnych uczuć. Jego oczy patrzyły w oddal, z marszu zauważył, że jego myśli błądzą daleko stąd. Bardzo daleko.
A tak poza tym, to czy Naruto, z samej racji, iż jest sobą, nie powinien cieszyć się z ponownego spotkania? Misji, co prawda kipiącej persyflażem, ale jednak misji całkiem samemu, z przekonaniem o posiadaniu dokumentów o "nieprawdopodobnej" wartości?

- Zgaduję, że jesteś zmęczony - w odpowiedzi otrzymał ciszę - Naruto! - Warknął. Niebieskooki wrócił do rzeczywistości z pytaniem wymalowanym na twarzy. Gaara tylko wypuścił powietrze ze rezygnacją. O co tu chodzi? - Jesteś zmęczony, prawda? - Tym razem uzyskał kiwnięcie głową, na tak. Tyle dobrego. - I zapewne masz zostać w Sunie przez parę dni? - Znów to samo. Gdzie się podział ten znajomy, osobnik, którego można by spokojnie nazwać najgłośniejszego ninją w całym świecie? Sięgnął po jakiś kluczyk, aby po chwili go podać zdecydowanie za spokojnemu Uzumaki'emu. - Temari wskaże ci drogę do tymczasowego lokum, dzisiaj nie będę cię męczył, a poza tym mam dużo papierkowej roboty. - Zbył go z mętlikiem w głowie. Już wiedział, że skupienie się na pracy nie wyjdzie mu najlepiej. No cóż... pozostała mu w takim przypadku tylko ślepa nadzieja, że nie ma tego aż tak dużo. A jak wiadomo - nadzieja matką głupich, niestety i w tym przypadku...

*
Dochodziła pomału dwudziesta druga. Blondyn ponownie obrócił się o 180° na łóżku, w pokoju, który został mu przydzielony.
Gaara był jakiś dziwny - tyle wyniósł z swojej wizyty. Cały czas wiercił w nim dziurę, za pomocą wzroku, a potem odesłał go z kluczykiem.
Otworzył oczy. Jego przyjaciel został Kage. Tymczasem on trenował  z swoim ojcem chrzestnym. Poprawił się. Nauczył paru nowych technik, jak i kilka sam wymyślił. Poznał sposób, na uwolnienie się z genjutsu, lecz nie wychodziło mu to. Nie miał talentu do tego jutsu, w końcu nie był z  klanu Uchiha. On był od Uzumaki'ch. Miał smykałkę do Fūjutsu. I mimo, że ćwiczył je... dwa tygodnie? To poznał parę pieczęci, które wychodziły mu prawie perfekcyjnie.
Ale czy to wystarczy, aby pozyskać zaufanie wioski i osiągnąć swój cel? Nie, nie wystarczy.

A co ważniejsze - czy on aby na pewno tego chce?...

Zamknął oczy. Wziął głęboki wdech i wydech. Otworzył je.
Nagle promieniujący ból zaatakował soczewki blondyna. Miał wrażenie, że białka, tęczówki, źrenice - pali najprawdziwszy ogień.  Skulił się. Ponownie zatrzasnął powieki. Dolegliwość nie zmalała ani odrobinę. Pod natchnieniem chwili (i uczucia palenia oczodołów) wstał i macając ściany, oraz meble - trafił do łazienki. Zajęło mu to zadziwiająco mało czasu. Chyżo zaczął przemywać narządy zmysłu wzroku lodowatą wodą. Nie pomogło. Przynajmniej do momentu, aż zanurzył całą głowę pod kran. Wtedy ból pomału zaczął znikać.
A chłopak upewnił się w jednym - nie powinien tego bagatelizować. Tylko pozostaje pytanie - co to jest i kto może to wiedzieć (a przy okazyjnie nie wygadać o tym nikomu)?
Żadne nazwisko nie wpadła mu do głowy. Cholera.

*
Sterta dokumentów czekających na wypełnienie malała. Lecz warto zauważyć, jak mozolnie drobniała. Przyczyną tego było powracanie w umyśle i analizowanie , przez Kazekage, spotkania Naruto, jak i słów listu. Z czasem zaczął sobie wszystko składać w głowie.
Niebieskooki był przygaszony, nieobecny.
Coś cały czas plątało mu się po głowie.
Wiadomość od Hokage, musiała dotyczyć chłopaka. Nie widział innej opcji. Inaczej nie wysłałaby go tutaj całkiem samego. I do tego w takim stanie.
Stanie? Kondycji? Humorze? Jak to nazwać..? To na pewno nie była żadna dolegliwość, a raczej forma jego psychiki. Chyba.
Wypuścił powietrze z płuc. Nic nie rozumiał, poza jednym - będzie musiał trochę pociągnąć pewnego blondyna za język. Najwyraźniej Piąta uznała, że tylko jemu się to uda.
Pozostaje teraz tylko czekać na rezultaty, lub ich braki.

*
Ponownie wykonał półobrót na łóżku. Tym razem z twardym lądowaniem. Syknął i zaczął masować pulsującą, lewą kość ramieniową. Na dzisiaj już miał dość bólu.
Przeciągnął się i spojrzał na zegarek. Dochodziła północ. A on nie mógł spać. Wspaniale.
- Od kiedy moje życie jest tak uciążliwe? - Spytał przestrzeń między sobą. Nie oczekiwał odpowiedzi, lecz ona sama nawiedziła jego podświadomość. Od zawsze. Ale dlaczego dopiero teraz, będąc tak daleko, uświadomił to sobie?
Jego wioska. Konoha.
Miejsce, gdzie się urodził i wychowywał. Miejsce, gdzie spotkał się tylekroć z okrutnym słowem "potwór", mimo, iż nie zrobił nic. Nic, aby ludzie tak sądzili. Miejsce, gdzie przywykł do samotności wyżerającej ludzkie dusze. Może to dlatego właśnie tak go przezywano? Z tak irracjonalnego powodu jak walka z najokrutniejszym z najokrutniejszych rodzai cierpienia?
Westchnął. Ostrożnie przetarł dłońmi oczy. Ciągle miał w głowie to wspomnienie bólu. Wstał z chłodnej posadzki. Przeciągnął się. Narzucił na nogi buty i już go nie było. W pokoju, oczywiście.
Naruto postanowił się przejść, po oziębłych, piaskowych uliczkach. Uznał, że świeże, nocne, odpoczywające po upalnym Słońcu powietrze dobrze mu zrobi. A może chciał po prostu iść dalej..?

*
Długość części; 1601 słów

Powiem jedynie tyle - od następnej części powinna zacząć się prawdziwa akcja.
Ponadto chciałabym podziękować za tyle wyświetleń i gwiazdek. Cieszę się, iż mój twór się Wam podoba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top