v49

Jak to się właściwie stało, że mała dziewczynka wiedziała, że za tymi drzwiami jest Ryoko, czyli jej brat?

Wbrew pozorom, to nie wiedziała tego na pewno. Raczej domyślała się, ale tę kwestię lepiej zostawić w spokoju.

Ryoko choć odpowiednio związany, aby przypadkiem nie uciekł, dalej mógł korzystać z czakry. W swoim obecnym stanie użycie jakiejkolwiek techniki miał uniemożliwione, jednak siedząc przez cały czas w jednym miejscu czymś musiał się zająć. I w momentach, gdy nie spał i nie rozmyślał o całej beznadziei sytuacji, często medytował czy też wyczuwał czakry innych, jeśli ktoś był w pobliżu. Ze względu na klanową zdolność wyszukiwanie osób trzecich było dla niego niczym chleb powszedni. A rozróżnienie czakry siostry? Pestka.

Chociaż chłopak szczerze nie dowierzał, że może tutaj być jego siostra (na wolności!), po chwili wczuł się i wyczuł inną, znajomą energię. Dla uściślenia - tę samą, którą nie tak dawno temu ścigał. Najwidoczniej on i Naruto mieli już zawsze na siebie wpadać. Bo, no proszę was!, to już trzeci raz.

Więzień postarał się, by jakoś zawiadomić siostrę. Usta jak i ręce miał zakneblowane, ale nogi nie. Ryoko porządnie nadwyrężył jedną rękę i przeciągnął ciało tak, że stopą był w stanie dotknąć drzwi. Mocno w nie uderzył w tej pozycji. Mała usłyszała to i szybko zwróciła na to uwagę. Sama znała tylko podstawy korzystania z czakry. Nie ukończyła Akademii Ninja i nie chciała tego. Podjęła taką decyzję, w końcu nie każdy musi być shinobi, prawda?

Ale skąd w takim razie dziewczynka wiedziała, że to jej brat? Choć zabrzmi to płytko, to ona po prostu to wiedziała. Sama nie była pewna, skąd narodziła się w niej ta pewność. Może pomieszczenie przesiąkło czakrą Ryoko i rozpoznała ją? Może wyczuła, że osoba zza drzwi jest dla niej ważna? A może po prostu się tego domyśliła? A może to wszystko nałożyło się naraz i stąd wzięło się to przekonanie?

Cóż, to nie było znowu teraz takie ważne, ponieważ rodzina znowu była w komplecie. Siostra i brat chyba w końcu mieli wyrwać się z szponów jashinistów, które zacisnęły się na nich już kawał czasu temu.

Naruto nie dopytywał o nic. Po prostu pomógł Ryoko uwolnić się z kajdan. Dziewczynka nie chciała puścić odnalezionego krewnego. Zresztą i on nie wyglądał na takiego, co zechciałby ją zostawić. Brat nie był w złej kondycji - przebywał w zamknięciu niedługo i dlatego przejął na siebie zadanie niesienia małej. W końcu to jego siostra.

Blondyn przez chwilę żałował, że on przez całe swoje dzieciństwo nie miał nigdy kogoś takiego. W młodych latach samotność była jego koszmarem. Był niewidzialny albo poniewierany - w zależności od sytuacji. Gdyby jego rodzice żyli, lub gdyby miał jakiegoś opiekuna czy rodzeństwo... to wszystko mogłoby wyglądać inaczej.

Ale teraz miał Kuramę. A Kurama był jak rodzina - nigdy miał go już nie opuścić.


*

Sakura powoli przechadzała się po wiosce. Była zadowolona z tego, że Piąta pozwoliła im zostać i bronić jinchuuriki. Miała w sobie płonącą determinacje, aby ochronić tę dziewczynę o niebieskich włosach.

Natomiast ta dziewczyna o niebieskich włosach była co najmniej niezadowolona. Shibuki przyjął pomoc z wielką wdzięcznością, ona zaś z równie dużą niechęcią. Nie pasowało jej coś w nowo przybyłych. Byli tacy... za bardzo. Za mili, za przyjacielscy, za poważni. Totalne dno! Fū nie podobał się ten łańcuch, który zaciskali jej na szyi...

Przecież nie była głupia. Doskonale wiedziała, że wszystkim chodzi o Nanabi. Nie podobało jej się to. Naturalnie darzyła swoją Ogoniastą Bestię ogromną przyjaźnią, ale czy ludzie musieli je sprowadzać do jedności mentalnej? Może i są połączone ciałem i układem czakry, ale z pewnością nie umysłami! Fū była Fū, a nie kimś innym. I potrafiła walczyć. Nie potrzebowała jakiś dziwaków do obrony własnej. Potrzebowała tylko swojego Bijuu. Ona była dla niej wszystkim.

Sakura tego zrozumieć nie mogła. Tak właściwie to nikt nie mógł tego zrozumieć poza tymi, którzy dzielili ten sam los. Gaara czy Naruto pojęliby to, co ściskało boleśnie serce Fū. Natomiast zielonooka, mimo szczerych chęci, zawsze musiała już mieć w tej kwestii okrojony widok.

Są rzeczy, których nikt nie zrozumie, póki sam ich nie przeżyje.

Mistrz Kakashi zarządził, że od jutra członkowie drużyny mają ćwiczyć. Jeśli mają ochraniać jinchuuriki jako drużyna, muszą być zgrani. A to akurat u nich kulało tak bardzo, że aż za bardzo. Cóż, nie mieli okazji przywyknąć do siebie. Dość szybko wyruszyli w drogę do zaprzyjaźnionej wioski. Szkoda tylko, że sami zbyt przyjaźnie do siebie nastawieni nie byli. Każdy we wszystkim dopatrywał się własnego celu. Nie było jedności.


*

Kim był Kazekage? Głową wioski. A kim była osoba będąca głową wioski? Kim był niejaki Gaara, syn poprzedniego Kage Wioski Piasku?

Wszyscy go szanowali, wyrażali się o nim w dobrych, poczciwych słowach. W momencie gdy został on pojmany przez Akatsuki, to wszyscy ruszyli w pogoń. Chcieli go ratować, choć znali go tylko z tego, że jest ich Kage, który dba o ich wioskę.

Osobiście uważała to za coś naprawdę niezwykłego. Że niejaki Gaara reprezentował sobą coś takiego, że inni byli gotowi za nim iść. Może i osoby z rodzinnej wioski, ale jednak wszyscy go nie znali. Rozmawiali z nim tylko w sprawach organizacyjnych - na jaką misję pójdą, co zrobią z tym problemem albo tamtą sprawą. Czy znali go jako przyjaciela? Nie. Ale znali go jako Kazekage i byli gotowi iść za nim.

Gdyby ją porwało Akatsuki, to czy ktoś by poszedł i próbował ją ratować? Cóż, nie musiała sobie wyobrażać nie wiadomo czego, gdyż obecnie siedziała w celi. Była zamknięta i związana tak, aby nie mogła przypadkiem złożyć jakiś pieczęci i wydostać się. Cóż, nie chciała umierać, ale póki co też jej nie mordowali, więc zachowywała jakiś rodzaj spokoju. Choć serce waliło jej jak młot, a myśli ciągle biegały i prześcigały się, to siedziała cicho i spokojnie.

Nie była głupia. Wiedziała, że dając się złapać, automatycznie przy jej imieniu został postawiony krzyżyk. Może jej przyjaciel spróbuje coś zrobić, ale... nie wierzyła w to. Była stracona w ich oczach, a on prawdopodobnie nawet się o tym nie dowie, że wpadła. I pogodziła się z tą myślą. Za późno było na lament.

A rodzina? Nie była z Suny, dawno temu opuściła rodzinny dom i wszystko wskazywało na to, że miała tam nie wrócić. Nie żałowała decyzji o odejściu z domu i odcięciu się od rodziny. Mało czego w swoim życiu żałowała.

Chociaż teraz myśli tłukły jej się po głowie. Czy dobrze zrobiła, mówiąc to, co powiedziała Gaarze? Zdradziła coś, jakby nie patrzeć. On raczej nie powinien wiedzieć tego, co mu radośnie wyjawiła. Ale przynajmniej nie zdradziła tych z góry. Własnej organizacji, której zawierzyła swą niewierną duszę.


*

- Tak właściwie, Naruto, to co ty tu robisz? - Monotonny dźwięk ich kroków został zakłócony przez pytanie, które Ryoko chciał zadać już jakiś czas temu, ale powstrzymywał się. Do teraz.

- Cóż... ogólnie to zamierzam rozwiązać problem z jashinistami. - Odparł blondyn, a jego ręka jakby automatycznie powędrowała na potylicę. Ryoko zmrużył oczy. Dziewczynka uważnie śledziła swoim okiem rozmawiających starszych chłopaków.

- I?

- I to tyle.

- A plan? Jaki masz plan?

- Zamierzałem to wysadzić, dattebayo.

Ryoko zaśmiał się cicho i jakby szyderczo. Brakowało w tym dźwięku naturalności.

- To się nie uda - oznajmił, gdy powrócił do swojej normalnej mimiki. - Znaczy uda. Możesz to wysadzić, ale to jest dobry pomysł tylko wtedy, gdy sam chcesz zginąć. Centrum tego labiryntu jest na tyle daleko od wejścia, że zanim tam dobiegniesz, to czeka cię śmierć. - Wytłumaczył szarooki. - Lepszym pomysłem jest ich wszystkich wymordować. - Ostatnie słowa zaakcentował lekkim, ironicznym uśmieszkiem. Zaraz ów grymas zmył się z jego twarzy, przywracając powagę i skupienie.

- Nie uważam, by to się też udało. Pewnie jashinistów jest sporo - stwierdził niezadowolonym tonem Naruto. Co mógł zrobić w takim razie?

- Wręcz przeciwnie. Jashinistów nie jest dużo. Goro, Seni, Salu, Daisuke i ta dwójka, którą załatwiłeś, już nie żyją. Mamy więc już szóstkę. Dodaj sobie jeszcze tego Raikiego, na którego wpadliśmy po drodze, to już siedem. Wszystkich jashinistów w Kraju Wody było dziewięciu. Czyli zostało nam dwóch.

- Nam?

- A co ty myślałeś? Sam sobie nie poradzisz. A poza tym nie zostawimy cię. Mam rację, Rie? - Zwrócił się do siostry. Ta drgnęła na dźwięk swojego imienia, lecz mimo to szybko skinęła głową. Oczywiście, że zgadzała się z swoim bratem.

- Prawda.


*

Długość części: 1368 słów

Wiem, trochę poślizgu miałam, za co przepraszam.
Mam nadzieję, że ten rozdział się wam spodobał. Kolejny pojawi się szybciej i będzie posiadał w sobie więcej akcji. W końcu pora na finał wątku z jashinistami, heh.
Miłego ranka, popołudnia lub wieczora! ;^
CQ

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top