v47
Klitka nie posiadała nic poza drzwiami i łańcuchami, które swobodnie zwisały z ściany. Na szczęście osóbka przetrzymywana tutaj nie była nimi przykuta. I nie trzeba było być nie wiadomo kim, by domyśleć się dlaczego.
Postać była maleńka. Z pewnością bardzo młoda i wychudzona. Siedziała skulona w kącie, jakby chciała się wpasować w otaczający mrok. Nie było tu żadnej pochodni, więc panowały ciemności rozpraszane jedynie przez światło, które nieśmiało wpadało przez uchylone drzwi. W pomieszczeniu czuć było woń rzygowin, stęchlizny i krwi. Mimo to łatwo dało się zobaczyć brud pokrywający postać. Była ubrana w łachmany, które niegdyś z pewnością były porządnym odzieniem. Włosy miała ścięte byle jak i na krótko - jedyny zabieg higieniczny, jakiego skutki było widać. Przed skuloną postacią stała jakaś miska z bliżej nieokreśloną papką.
Jedno oko wpatrywało się w Naruto z uwagą. Było rozszerzone, a źrenice przykurczone do maksimum, lecz nie widać było strachu, lecz coś gorszego - druzgoczącą obojętność. Kim jesteś? Co chcesz zrobić? Nie, to nie było ważne. Nic już nie było ważne.
- Hej - odezwał się chłopak niepewnie. Chciał się uśmiechnąć pokrzepiająco, lecz grymas nie chciał wykrzywić jego twarzy. - Jestem Uzumaki Naruto. Wiem, że mnie nie znasz, ale nie musisz się mnie obawiać. Nie jestem jashinistą. Nie chcę ci nic zrobić.
Powoli podszedł do postaci. Ile mogła mieć lat ta osóbka? Z dziesięć? Och, na Mędrca Sześciu Ścieżek, cóż ona musiała tu zobaczyć? Cóż musiała czuć? Ile okropieństw przeżyła?
- Jak się nazywasz? - Przez cały czas podchodził do niej. Powoli, aby nie napędzić jej stracha. Ach, sama obecność obcego była przerażająca, ale... Ale jak wygląda się sympatycznie to chyba nie sprawia się wrażenia takiego strasznego, prawda?
Uklęknął przed postacią. Czuł się naprawdę niezręcznie. Naglił go czas, musiał szybko ruszyć dalej, zrobić to, po co przyszedł... A tymczasem rozmawiał z jakimś dzieckiem po niedawno doznanej traumie, do które w ogóle nie wiedział jak mówić! Po raz pierwszy Naruto był tak bardzo rozsierdzony. Czuł złość do jashinistów za to, co robili. Nie patrzył na nich ludzkim empatycznym okiem, gdyż oni tylko z twarzy przypominali ludzi. W środku byli przeżarci do cna. A jeden z wyników ich działań miał przed sobą. Mała osóbka przedstawiała sobą obraz nędzy i rozpaczy. Wzbudzała w nim różne skrajne emocje. Bezsilność, smutek, chęć pomocy... i determinację.
- Zabiorę cię stąd, ale potrzebuję twojej pomocy.
- Nie.
Blondynowi aż szybciej serce zabiło, gdy usłyszał jej głos. Tak, jej. Teraz był pewien, że postać przed nim to dziewczynka. Głos miała zachrypnięty, jakby godzinami krzyczała lub nie odzywała się i dodatkowo nic nie piła.
- Dlaczego nie? Chcesz tu zostać?
- Nie pomogę ci. Nie zrobię tego! Nie użyję tej przeklętej zdolności! Nigdy! - Wykrzyczała mu w twarz i oparła twarz o kolana, chowając tym samym oko, które do tej pory go obserwowało.
- Lepiej nie ciągnij tematu, dzieciaku - ostrzegł Kurama. - Raczej niewiele się dowiesz.
Naruto przyjął do wiadomości radę Lisa i w duchu podziękował mu. Nie był pewien, jak rozmawiać z więźniem. Czy ma rzucać frazesy, jak robił to zawsze i przekonywać do siebie tą drogą? Ale czy aby dalej się do tego nadawał? I czy coś takiego podziałałoby na zranioną na duszy osobę?
- Chcesz wody? - Spytał szybko rozpieczętowując z ręki bukłak z wodą. Choć sam w środku był pełen wątpliwości, to jego głos brzmiał spokojnie i pewnie. - Musi ci się bardzo chcieć pić. Widzę, że walczyłaś dzielnie z tymi szumowinami. I to wystarczy. - Głowa znów się podniosła i spojrzała na chłopaka tym jednym okiem. Drugiego albo nie miała, albo nie mogła go otworzyć. - Nie wiem o jakiej zdolności mówisz - podał jej bukłak, która ona ostrożnie chwyciła chudymi rękoma - ale wiedz, że nie chcę, byś jej używała. Chodziło mi raczej o to, że potrzebuję twojego wsparcia, bym mógł cię stąd wyciągnąć. Ale bez zdolności. - Dodał szybko. Przez ten czas dziewczynka piła zachłannie wodę. Widać było, że dawno nie nawadniała się odpowiednio. O odżywianiu i witaminach potrzebnych organizmowi już nawet nie wspominając.
Gdy już zaspokoiła pragnienie, oddała niemalże pusty bukłak chłopakowi i przyjrzała mu się, wyraźnie z rezerwą i nieufnie.
- Bez zdolności - powtórzyła jego ostatnie słowa. - Ty nie kłamiesz?
- Nie mam tego w zwyczaju.
- I na pewno nie jesteś jednym z nich? I jeśli tak, to co tu robisz? Tylko oni tu chodzą.
- Włamałem się. Jestem ich wrogiem, więc stoimy po tej samej stronie. Tutaj trafiłem przez przypadek, ale to nie oznacza, że zamierzam cię tu zostawić. Co to, to nie, dattebayo.
Jedno, ciemne oko patrzyło na niego uważnie. Oceniało, czy zaufać obcemu przybyszowi. W końcu dziewczynka podjęła decyzję.
- Nie wiem, czy mogę chodzić.
- Poniosę cię.
*
Kurama, nieobdarzony zbyt dużym poziomem empatii i ogólnie nie przepadający za gatunkiem ludzkim, czuł się niepocieszony. Leżał za długimi prętami opierając łeb o przednie łapy. Ogony standardowo wolno się poruszały, imitując ogień. Dla osoby, która widziałaby go po raz pierwszy, byłby prawdziwym wcieleniem zła.
Uważał dziewczynkę za zawadę. Była mała, osłabiona i nieznana. A patrząc na fakt, że jednak przebywali w bazie Jashinistów, to... i bez niej zadanie stojące przed Naruto było ciężkie. Inną kwestią było to, że Kurama czuł niespokojny przepływ czakry u dziewczynki. I był tym zaniepokojony. Przypuszczał, że jej organizm boleśnie odczuł niewolę u wyznawców i mogła i tak umrzeć. A poza tym... z jakiej racji rasowi zabójcy trzymali u siebie dziecko? Chcieli ją wciągnąć w swój spaczony świat? Zrobić z niej jashinistkę?
Lis prychnął. Nie był pewny małej, ale Naruto miał najwidoczniej inne wrażenie i ani śmiał zostawić tu tej niewinnej duszy. Dlatego też Kurama nawet nie próbował przekonać do tego blondyna. Znał go już i wiedział jaki jest młody Uzumaki.
- Na pewno wiesz, co robisz, dzieciaku? - Spytała, a wręcz warknęła Ogoniasta Bestia.
- Huh? Tak, Kuramo. Wiem, a przynajmniej tak myślę.
*
Była wrogiem. Nie zasłużyła na to, by ją traktować jakkolwiek polubownie. Ona i jej towarzysze skutecznie uprzykrzali zarządzanie wioską. Tworzyli paranoiczne wrażenie, że wszystko może być kłamstwem. Że każdy może być wrogiem, nawet ta miła kwiaciarka, która uśmiechała się do wszystkich.
Po tym jak Temari potraktowała ją swoją wietrzną techniką, nawet nie próbowała użyć techniki teleportacji. Nie miała siły. Wszystko ją bolało. Nie umiała walczyć. Była cieniem, tego ją nauczyli. Tylko to miało być jej potrzebne - zdolność znikania, przemykania będąc niezauważonym. Tak właściwie to zawsze coś ją ciągnęło ku temu. Nie lubiła bólu, krwi i śmierci. A z nimi nieodłącznie wiązała się droga życia shinobi.
Gdyby nie wątpliwości, które zatruły jej umysł, to by zauważyła blondynkę i zareagowała na czas. Zniknęłaby zanim to zdążyłaby się zorientować, że ona tam była.
Lecz niestety pozwoliła sobie na niepewność. To przez nią teraz była ciągnięta przez zastęp shinobi do sali przesłuchań lub celi. Nie mogła tego wiedzieć, póki nie skręcili w lewo. Wtedy już wiedziała, że będą ją przesłuchiwać.
Pilnowała ją zadziwiająca duża ilość shinobi, wśród nich oczywiście była siostra Kazekage i on sam. Naprawdę była aż taka ważna? Cóż, to nie miało znaczenia.
Gdy została pchnięta na krzesło i do niego przymocowana, była już pewna tylko jednego. Nie pozwoli sobie na wątpliwości. Wybrała tę drogę, a nie inną i musi na niej pozostać. Nie wygada się. To będzie ostatnia i jedyna heroiczna rzecz, jaką zrobi w całym swoim życiu. Szczerze wątpiła, by czekała ją długa czy przyjemna przyszłość.
Okulary zniknęły z jej twarzy za sprawą jakiegoś shinobi, a przed nią stanął barczysty mężczyzna. Widać było, że ubrał się szybko i niezbyt dbale. Zapewne już spał w domu całkiem pewny, że jego dzień pracy dobiegł końca. Niestety została jeszcze noc.
- Hm, dobrze - powiedział, gdy już jej się dokładnie przyjrzał. Musiał przyznać sam przed sobą, że nie spodziewał się, że tak wygląda jeden z tych chwastów Suny. Ta dziewczyna wyglądała aż za zwyczajnie. W oczach nie miała wyrachowania, a postawa była lekko skulona. - Jak się nazywasz?
Odpowiedziało mu milczenie.
- Dla kogo pracujesz?
Milczenie.
- Skąd jesteś?
Milczenie. Gwałtownie stuknął laską o ziemię. Dziewczyna drgnęła, przestraszona. Nic nie mogła poradzić na to, że żaden z niej heros. Temari prychnęła, jakby dobrze to wiedziała.
A tymczasem pytania trwały dalej. Mężczyzna cały czas patrzył na dziewczynę. W końcu zdecydował się spróbować użyć techniki polegającej na przejrzeniu czyiś wspomnień. Spróbował raz, jeden, drugi. Dziewczyna wtedy zaciskała zęby i ściskała pięści, jakby ktoś ją bił. Tymczasem nie była przez nikogo nawet dotykana.
W końcu mężczyzna spojrzał na czerwonowłosego i jego siostrę, którzy stali przy ścianie, jak reszta.
- To na nic - zwrócił się do Kazekage - kimkolwiek oni są, to profesjonaliści. Założyli jej blokadę na wspomnienia i myśli.
Kazekage skinął głową, dając tym samym znak, że rozumie. Przez cały czas obserwował swojego wroga. Tak jak każdy, spodziewał się kogoś innego. Czegoś innego. Tymczasem patrzył na mizerną dziewczynę. Nie miała ani mięśni, ani zacięcia. Nie miała nic. Była po prostu dziewczyną znikąd. A mimo to była w stanie niezauważona przejść przez siedzibę Kage. Gdyby nie Temari, to dalej by nie mieli o niej pojęcia.
- Więc weźmy ją na tortury i niech wyduszą z niej wszystko - powiedziała blondynka. Była najbardziej rozsierdzona ze wszystkich. Zdecydowała się, by stać się najprawdziwszym koszmarem dla wroga. Nieważne kim jest i jak wygląda. Zbyt długo nieprzyjaciel zwodził ich i ciągnął za nos. Teraz, gdy mieli w rękach jego wysłannika (Temari słusznie zakładała, że to nie dziewczyna pociąga za sznurki), nie zamierzała odpuścić.
Gaara pokręcił głową, jakby odgadł, że nie tędy droga.
- Dlaczego to zrobiłaś? - Odezwał się po raz pierwszy od momentu, gdy dziewczyna została przez nich złapana. Zaskoczona nieprzyjaciółka podniosła na niego wzrok. Za chwilę go opuściła.
- A dlaczego ty jesteś Kazekage? - Jej głos po raz pierwszy rozległ się w sali. Dlaczego nie zignorowała pytania Kage? Przez respekt? Strach? - Bo masz ideały, w które wierzysz. Zasady, chęci... a ja mam własne. Nie jestem kunoichi, nie umiem walczyć, ale potrafię korzystać z czakry. Poszłam więc w innym kierunku.
- I co ci to dało? Jakie masz korzyści? - Spytał czerwonowłosy. Nie pytał o organizacje, pytał o dziewczynę. Dlatego mogła powiedzieć.
- Żadne. Przynajmniej teraz. Ale w przyszłości się pojawią, Kazekage. Szykuje się wojna. Już się nawet zaczęła. - Podniosła głowę i spojrzała w nieprzeniknione oczy Gaary. Tym razem nie spuściła wzroku. - Są rzeczy, których nie widać na pierwszy rzut oka. Tym bardziej, gdy ktoś ma na głowie organizację siejącą zamęt. Ja w tym wszystkim handluję prawdą i kłamstwem, Kazekage. Przy sobie mam dwa zwoje. Jeden jest sfałszowany, drugi jest oryginałem. Miałam zostawić jeden z nich w tamtej sali. Ale teraz ma pan dwa, do rąk własnych.
*
Długość części: 1745 słów
Nie jestem szczególnie zadowolona z tego rozdziału, ale to co chciałam zostało w nim zawarte, a więc... mamy rozdział o dwóch postaciach, których imiona póki co nawet się nie pojawiły. Mimo to macie jakieś spostrzeżenia na ich temat?
Do usłyszenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top