v40
Ryoko nie był zadowolony z swojej obecnej roli pieska Seni. A jakby nie patrzeć - tym właśnie teraz był. Psem. Miał za zadanie "wyniuchać" blondyna, którego szanowna wielka pani jashinistka postanowiła zabić. No nie powiem, zadanie wprost cudowne. Tym bardziej, kiedy ma się świadomość, że zmierza się w kierunku osoby, która nie będzie miała żadnych oporów, żeby zabić. W sumie to dobrze wpłynie na świat - brak takiej Seni. Ludzie płakać nie będą, no chyba, że z wzruszenia, że oto ten potwór zwany Julią dołączy do swego Romeo, który już gnije w ziemi.
Ach, miłość jest taka poetycka. I piękna. Ach, tak. To w szczególności.
Minęło trochę czasu, nim znaleźli się w niewielkiej osadzie przy wodzie.
- Twój cel jest za morzem - oznajmił lekko zirytowanym głosem Ryoko.
- Ha, uciekł tchórz!
Nie wyglądał na tchórza, Seni. Ale co ty możesz wiedzieć. W końcu wygrasz, hę?
- Ale ja już go dopadnę! Wiesz, w którą stronę się kieruje?
Ryoko wzruszył ramionami i od niechcenia poprawił swoją brązową kurtkę. Gra na zwłokę jest czymś, czego szarooki nauczył się od jashinistów. Mimo ich wszechobecnej postawy zidiocenia, czy też ślepego fanatyzmu - ci goście nie byli aż takimi debilami, na jakich wyglądali. No, może z paroma wyjątkami.
- Może - odparł.
- Tak lub nie - wycedziła. Z każdym kilometrem, za pomocą którego się zbliżała do swojego celu, robiła się coraz bardziej nerwowa i niecierpliwa. I coraz łatwiej szło ją wyprowadzić z równowagi.
Ryoko westchnął i spojrzał w niebo, jakby szukał jakiś znaków od samego Jashina.
- Będzie padać - oznajmił. - Wypływanie w deszcz nie jest najlepszym pomysłem.
- Nie obchodzi mnie to, Ryoko.
- Żaden żeglarz nie odholuje nas tam, gdzie chcesz, w porę deszczową.
- Nie obchodzi mnie to, Ryoko. Popłyniemy sami. - Uznała.
Chłopak ponownie wzruszył ramionami.
- Jak chcesz - odpowiedział - skołuj tylko skądś łódź.
A Seni ostatecznie zdobyła łódkę. Sposób w jaki tego dokonała nie należał do szczególnie wybitnych zagadek. Ba, odpowiedź była wręcz oczywista. Dlatego też Ryoko darował sobie zadawanie pytań.
Ostatecznie też jego towarzyszka odpuściła wyruszenie w otwarte morze w a k u r a t tym momencie i postanowiła, iż przeczekają noc w gospodzie. Dobrze, iż jashinistka miała chociaż na tyle oleju w głowie, że pojęła w porę jak skończyłaby się ich morska przygoda w środku burzy.
Wkrótce, gdy siedzieli i popijali ciepłymi napojami niedawno zjedzony posiłek, dało się słyszeć jak krople deszczu uderzają o dach, szyby i ściany budynku. Dochodzące ich dźwięki deszczu jasno pozwalały stwierdzić, iż ulewa nie należy do przelotnych deszczyków, a właśnie do typowych urwań chmury. A morze wprost uwielbiało szaleć, gdy spadały opady atmosferyczne. Zupełnie tak, jakby wody oceanów cieszyły się z wcześniej utraconych, a teraz odzyskiwanych kropelek.
- Rano ruszamy - rzekła - mam nadzieję, że przez tę ulewę nie zgubisz tropu? - Spytała Seni patrząc uważnie na chłopaka. Chciała mieć pewność, iż ten nie okłamie jej. Nie znała dokładnie zasad, jakie rządziły jego umiejętności tropienia. Co tak właściwie zależało od znalezienia czegoś czy - jak w tym przypadku - kogoś. I jakie miał limity. Może Ryoko nie chciał wypłynąć na morze, gdyż na nim tracił orientację? Ale z drugiej strony byłoby to dość dziwne, zważywszy na fakt, iż nie wyglądał nawet przez minutę na zdezorientowanego.
- To tak nie działa - odrzekł tak, jakby czytał w myślach starszej. Przez chwilę jashinistka myślała, że zaraz szatyn puści nieco pary z ust i powie coś na ten temat. Rozwinie myśl. Niestety przeliczyła się, a sama pytać o to nie miała zamiaru. Nie interesowało ją to aż tak, żeby dopytywać i oczekiwać opowieści. W końcu nie miało to większego znaczenia, dopóki Ryoko kieruje ją w stronę jej celu.
*
Następnego dnia ich łajba została odwiązana od drewnianej bali, na której cały czas była uwiązana, niczym pies przed sklepem, który czeka na swojego właściciela. Dwójka osób o nieszczególnie przyjacielskich relacjach, zajęła odpowiednie miejsca na łodzi i zaczęła wiosłować w odpowiednim kierunku, wskazanym przez chłopaka. Przez jego głowę przechodziły raz po raz myśli, po jakie licho blondyn postanowił wyruszyć na otwarte morze. W głębi duszy liczył, iż jego cel nie znajdował się szczególnie daleko - wiosłowanie nie należało do łatwych zajęć. A mimo to Seni poruszała wiosłami szybko i sprężyście. Natomiast Ryoko nieco się lenił i jego rytm był co najmniej dwa razy wolniejszy. Najchętniej w ogóle by tego nie robił, ale dziewczyna nie pozwoliłaby mu. W końcu musi jak najszybciej odnaleźć swój cel. Głupia pchała ich na śmierć.. No, przynajmniej siebie. Szatyn zamierzał dać nogę w najdogodniejszej chwili, by blondyn nie wziął go omylnie za drugiego narwańca rządnego zemsty. On naprawdę nie chciał walczyć z demonicznym chłopakiem. Część niego w ogóle nie chciała już n i g d y, ale to p r z e n i g d y spotkać jinchuuriki. Bo tym prawdopodobnie był. Ryoko nie miał stuprocentowej pewności, ale tak właśnie podejrzewał i nie zdziwiłby się, gdyby jego (prawie pewne) domysły okazały się prawdą. W końcu czy istniało jakieś inne wyjaśnienie, na to, co wydarzyło się wtedy, nieopodal Kamimasu?
Ciężko wyjaśnić, dlaczego Ryoko nie chciał obcować z jinchuuriki. Może chodzi o to, że jak ten blondyn często wyglądają dość niepozornie, a jednak muszą posiadać silne organizmy oraz umysły, by utrzymać w sobie Ogoniaste Bestie. No i mają nadwyżkę czakry. Chłopak na dobrą sprawę nie wiedział, o co jemu samemu chodziło. Bo nie bał się, ale jednak coś było, co mu nie odpowiadało. Może był po prostu uprzedzony? W końcu od dziecka słuchał od rodziców, że jinchuuriki nie należą do odpowiedniego towarzystwa dla niego i siostry - wszak są niebezpieczni.
- Dobrze płyniemy? - Spytała Seni patrząc uważnie na młodszego towarzysza.
- Tak - mruknął lakonicznie nie siląc się nawet na to, by samego siebie upewnić w tej kwestii. Ale intuicja podpowiadała mu, iż cały czas płyną w należytym kierunku, do nieświadomego niczego jinchuuriki. - A tak właściwie, to czemu twierdzisz, że to on zabił Salu?
- Po prostu wiem. Nie ma nikogo innego, kto mógłby to zrobić.
Jest i ty dobrze to wiesz. Mamy całe Kirigakure pełne shinobi. Mógł to zrobić każdy.
Po kilku długich godzinach żeglugi, obydwoje opadli z sił. Normalnie droga na Torizu zajmowała mniej więcej dzień rejsu. Jednak oni byli jedynie we dwójkę na środku morza oddzielającego ląd od wyspy.
A dodatkowo prąd był dosyć silny, przez co musieli jeszcze walczyć z siłą wody. Co prawda burza minionej nocy zużyła sporo potęgi żywiołu, jednak morze - nawet i spokojne - miało swoją siłę i niepodważalne prawa. A przynajmniej tak się mogło wydawać.
Podróż zdawała się jeszcze potrwać.
I trwała.
*
Ląd był jak najwspanialsze wybawienie. Cudowne, niezrównanie fantastyczne wybawienie. Po kilkunastu długich godzinach cały czas kolebiąc się w łódce, będąc otoczonym tylko przez wodę. Zmęczonym nieustannym wiosłowaniem. Zobaczenie czegokolwiek, co nie było słoną wodą, było porównywalne do doznania nagłego objawienia czy odzyskania nadziei na lepsze jutro.
Ryoko postawił nogi na niepewnej powierzchni piasku, lekko się chwiejąc. Po tylu długich godzinach spędzonych w kołyszącej się łódce, cały czas napędzając ją wiosłami, był zmęczony. Czuł drżenie mięśni, które nagle spotkały się z dobrze znanym podłożem i jakby zapomniały na chwilę, jak się stoi. Seni też zdawała się być niepewna, lecz to nie przeszkodziło jej w wepchnięciu łódki na brzeg. Ryoko niechętnie jej w tym pomógł, choć czuł jak mięśnie ramion krzyczą: czyś ty do reszty oszalał?!
Gdy łódka była dostatecznie daleko od wody, by natrętne fale nie strąciły jej i nie popchnęły na pełne morze - dwójka chwilowych towarzyszy padła na miękki piasek ciężko dysząc.
Łódka nie była lekka, więc zaciągnięcie jej na piach przysporzyło szarookiemu zadyszki.
- Czy to tu? Tu przypłynął ten tchórz?
- Ta..
- To dobrze. - Seni uśmiechnęła się szeroko do ciemnego nieba. Gwiazd nie było widać za sprawką ponurych chmur. Choć ostatnia noc było urodzajna w deszcz - zdawało się, że niebo nie ma jeszcze dosyć. Że jeszcze ma siłę i chęci, by zesłać na nich kolejne obfite opady. - Będzie padać
Seni niechętnie podniosła się z piachu.
- Wstawaj - rzekła do chłopaka - mój cel jest już niedaleko.
Ty chyba oszalałaś, jeśli myślisz, że dzisiaj gdziekolwiek się jeszcze ruszę.
- No już - szturchnęła go lekko butem w bok, aby nie zaznał łaskawego spokoju. - Powiedz, gdzie dalej? Gdzie się chowa ten nędzny chochlik?
Chłopak bez choćby krzty zadowolenia, które go wypełniało niedawno, gdy zauważył zbawienny ląd, podniósł się z piachu. Mięśnie ramion krzyczały.
Ryoko wytężył swoje zmysły. Tak, demoniczny blondyn, a zarazem cel wiernej wyznawczyni Jashina, był na tej wyspie. Z pewnością. Był, ale w głębi lądu.
Czekają mnie kolejne, długie godziny męczarni.
- Tam - wskazał odpowiedni kierunek, skąd wyczuwał obecność poszukiwanego jinchuuriki. I patrzył na twarz jashinistki. Jak rośnie na niej zadowolenie oraz zapowiedź rozlanej wkrótce krwi.
- W drogę - szepnęła pełna kotłujących się emocji, które przysłaniały jej racjonalne myślenie.
*
Drzewa tu były okropne. Niskie, karłowate - spełniały wizję idealnie beznadziejnych drzew dla shinobi, gdyż nie można było przeskakiwać z jednego na drugie, tylko trzeba było biec pomiędzy nimi. Co oczywiście nie było takie złe, lecz zwyczajnie irytujące. Tym bardziej, gdy człowiek był zmęczony całodziennym wiosłowaniem.
W pewnym momencie w otoczeniu coś się zmieniło - coś niewerbalnego, niewidzialnego. Jakby przeszli przez jakąś barierę. I dosłownie w tej samej chwili obecność blondyna zaczęła docierać do Ryoko nie z naprzeciwka, tylko z jego prawej strony. Przystanął na wilgotnej ściółce, otoczony nietypowymi drzewami z Torizu.
I obrócił głowę w tamtą stronę. Potem znowu spojrzał przed siebie i znowu w prawo. Dlaczego nagle wyczuwa jego obecność z innego miejsca? Gościu opanował teleportację czy jak?
- Czemu się zatrzymałeś? - Warknęła nieprzyjemnie Seni. Byli już tak niedaleko, tak blisko jej celu. Tak blisko zemsty za Salu. Oddania krwistej ofiary, pierwszej od momentu, gdy dowiedziała się o śmierci swojego ukochanego.
- Tam - powiedział i wskazał nowy kierunek. Jashinistka nie dopytywała, skąd ta nagła zmiana. Może ten tchórz uciekał przed nimi? Cóż, jeśli tak było, to nawet dobrze. Niech się boi.
Po chwili ruszyli ponownie, tym razem w inną stronę.
*
Dotarli do jakiejś polany, wolnej od drzew, ściółki i wszelkiej roślinności. Na środku siedział chłopak w pomarańczowo-czarnym kombinezonie, z jasnymi kosmykami włosów. Oczy miał zamknięte, a głowę opuszczoną, jakby spał. Ale mimo to jego kręgosłup trzymał pion i nie pozwalał tułowiu opaść na gołą, martwą ziemię. Panowała wszechogarniająca cisza. Wiatru tutaj nie było, liście przestały szeleścić, jakby w obawie przed...
Przed tym.
Zza drzew po ich drugiej stronie wypełzł ogromny stwór. Ciągnął swoje podłużne, oślizgłe, ciało za pomocą licznych, poustawianych pod dziwnym kątem, pazurzastych łap. Długi i gruby tułów upstrzony brązowymi, zielonymi i szarymi łuskami. Pysk miał ogromny, z wysuniętą szczęką, nad którą miał ze sto gałek ocznych. Ostre zęby lekko wystawały, nadając całokształtowi okropny wygląd. Potwór wzrok miał utkwiony w postaci siedzącej na środku polany z zamkniętymi oczami. W drogocennym celu pewnej jashinistki.
Seni patrzyła na tę scenerię z szeroko otwartymi oczami, w których pomału zaczęła błyszczeć furia. Chciała śmierci zabójcy Salu, lecz blondyn... no naprawdę, spodziewała się czegoś innego. Groźniej wyglądającego, starszego (a co za tym idzie - doświadczonego), potężniejszego... a nie nastolatka. Chociaż nie powinna oceniać po wyglądzie. Może był sprytny i zaszedł Salu od tyłu, pokonując go za pomocą zasadzki?
Zmarszczyła brwi. Ten stwór, czymkolwiek był, nie miał prawa ruszyć palcem j e j ofiary!
- On jest mój - warknęła i wystrzeliła z ich kryjówki.
Ryoko westchnął zrezygnowany zachowaniem starszej od siebie dziewczyny. Nawet nie próbował zrozumieć, o co w tym wszystkim chodziło.
*
Pokonała stwora za pomocą miażdżącej techniki, którą wymyśliła i dopracowała wraz z Salu. Widząc to paskudne ciało (istoty, która chciała położyć ręce na jej ofierze) leżące bez ruchu, szybko pobiegła w kierunku blondyna, który nagle poderwał się z siedzącego miejsca i ruszył przed siebie. Że też nagle musiał ożyć, przebrzydły tchórz!
Warknęła wściekła i ruszyła jak najprędzej za blondynem. Lecz nie mogła go dogonić. Nieważne, czy biegła normalnym tempem, czy maksymalnie przyspieszała - widziała cały czas plecy blondyna, od których się nie oddała. Ale też nie przybliżała.
A biegła i biegła.
*
Ryoko patrzył zszokowany na to, co się stało w ułamku sekundy. Jak Seni nagle przestała biec na potwora. Jak zatrzymała się i zamknęła oczy, uspokajając burzące się w niej emocje. I jak nagle blondyn zaczął szybciej oddychać, poderwał głowę do góry i rozejrzał się rozbieganym, zdezorientowanym spojrzeniem wokoło. Zagubienie biło od niego na kilometr, a dziwny stwór stracił całkowicie zainteresowanie chłopakiem i patrzył na Seni, która stała się najwidoczniej jego nową ofiarą.
To był idealny moment. Perfekcyjny punkt, podczas którego mógł dać nogę i już nigdy tu nie wrócić. Zapomnieć o przebrzydłej, wnerwiającej i jakże durnej Seni. I o jinchuuriki, który odzyskał właśnie zmysły i zaczął przyglądać się potworowi z rosnącym niezrozumieniem.
- Niech to szlag - mruknął pod nosem, przeklinając własną głupotę.
Szybko doskoczył do blondyna i ciągnąc osowiałego chłopaka za ramiona, pospieszał go, by wreszcie się ruszył.
*
Długość części 2055 słów
No więc, jestem! Jeszcze żyję i przepraszam za brak jakichkolwiek rozdziałów. Ale potrzebowałam chwili odpoczynku, przemyślenia wszystkiego i złapania nieco chęci.
Mam nadzieję, że jubileuszowa czterdziestka się Wam podobała i że widzimy się w kolejnych częściach.
Miłego ranka, południa lub wieczoru!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top