v39
Lae mógł poszczycić się opinią osoby wysportowanej - na dobrą sprawę był ANBU, a niewyćwiczony ANBU brzmi równie abstrakcyjnie co gruszki na wierzbie. Dlatego też Lae przemierzał ulice i uliczki wioski dość szybko biegnąc i sprawnie przy okazji rejestrując jej wygląd. Po pierwsze nie była tak duża, jak wioska Liścia, ale nie była też malutka. Zabudowania tutaj były różnej wielkości oraz były wykonywane z różnych materiałów (lub przynajmniej tak się jemu wydawało). Takigakure posiadało swój urok, a zawdzięczało go zapewne faktowi, iż było usytuowane na szczycie wysokiego klifu. No i posiadało wkoło sporo zieleni, co również tyczyło się Konohy, ale tutaj było tego jeszcze więcej. W gruncie rzeczy ów wioska Ukryta w Wodospadzie spodobała mu się.
I nie oszukujmy się - miała swój urok, który nasilało zestawienie jej z Konohagakure. W końcu jego rodzinna wioska była przede wszystkim większa, a co za tym idzie - bardziej rozbudowana. I może dlatego minimalizm panujący w Taki tak spodobał się gburowatemu nastolatkowi.
Na tę myśl pokręcił głową, wysoce zażenowany samym sobą. Nie był tu pierwszy raz. Jako ANBU kręcił się wszędzie, gdzie wyznaczyła go Piąta (a wcześniej Trzeci) i zdarzyło mu się zahaczyć o Takigakure, ale wcześniej nie miał tyle czasu, aby pobiegać czy przejść się między uliczkami. A poza tym, gdy był na misji w masce to nawet gdyby miał czas, to by z niego nie skorzystał.
*
Książka o uczuciach (jak kiepsko by to nie brzmiało) posiadała sensowne definicje i była napisana w taki sposób, że szło zrozumieć jej treść. Uczucia. Cokolwiek.
Sai przez cały czas, który spędził przed książką, był skupiony i przyswajał wiedzę, której nigdy nie powinien się na dobrą sprawę uczyć. W końcu był człowiekiem, a odczuwanie uczuć było, jest i będzie kolebką ludzkości. Uczucia są ludzkie, mówiąc bardziej klarownym językiem.
Więc może ludzie z Korzenia nie są ludzcy?
Na to wyglądało, w końcu Daizo chciał mieć na swoich posługach podludzi, którzy bezwzględnie wykonają każde jego polecenie. A miłość, przyjaźń czy wierność były odczuciami, które potrafiły sprawić, że każdy się zawaha albo i nawet nie wykona powierzonego zadania.
Czarnooki rozumiał to. I pomału zaczynał rozumieć emocje.
Jednak nie powinien. Nie powinien w ogóle sięgnąć po lekturę związaną z emocjami. W końcu Daizo nie chciał ludzi zdolnych do empatii.
*
Następnego dnia cała drużyna 7. ponownie pojawiła się w gabinecie lidera. Shibuki lekko uśmiechnął się na ich widok.
- Zapewne zastanawiacie się, po co zostaliście tu wysłani - zaczął. - Szczerze, to nie chciałem o tym rozmawiać wczoraj, ale dzisiaj to dzisiaj. - Na chwilę przerwał swoją wypowiedź, aby spojrzeć na każde z nich. - Wiecie o wyjątkowej wodzie naszej wioski, o Eiyū Mizu. I zapewne wiecie, że wzmacnia ona czakrę shinobi za cenę zdrowia lub nawet życia. Pewien nas ninja o niezwykłej klanowej umiejętności ostatnio coś zobaczył. Nie był pewien co to, więc napił się wody, która wzmocniła jego klanową zdolność. - Shibuki mówił śmiertelnie poważnym tonem głosu, co podkreślało powagę sytuacji. Cokolwiek miał zamiar im za chwilę powiedzieć, musiało być bardzo ważne. - Chyba nie muszę mówić, że to, co zobaczył ów shinobi nie spodobało mi się. Lekko spanikowałem i pewnie dlatego list wyszedł dość chaotycznie i nie za wiele z niego wynikało.
Shibuki przerwał swoją wypowiedź wyraźnie czekając na to, co odpowiedzą. Nie wiedział, czy ma zdradzać, co dalej, czy poprzestać na tym. W końcu drużyna wcale nie musiała mu pomóc. Mogliby uznać, że to był niepotrzebny alarm i wrócić do siebie.
- Co takiego zobaczył twój człowiek, Shibuki? Nie jest to tajne? - Spytał w końcu Kakashi.
Shibuki na te słowa uśmiechnął się minimalnie, smutno.
- Mój człowiek zobaczył ponurą wizję, znak ostrzegawczy. O ile dobrze odczytaliśmy przesłanie, rozpoczęła się wojna.
- Wojna? - Powtórzyła zdziwiona Sakura. Przecież póki co w ich oraz pozostałych krajach panował pokój.
- Tak. Nie Wielka Wojna Shinobi, ani żadna między nacjami, tylko... gdzieś tam, głęboko już trwa wojna. Ciężko to opisać, ale chodzi o walkę, której my jeszcze nie dostrzegamy, ale wkrótce może stać się namacalna. Przerodzić w kolejną wojnę, która ogarnie cały nasz świat. Obawiam się, że wszystko dotyczy w dużym stopniu wyłapywania jinchuuriki. Przynajmniej to jedyny akt przemocy, który póki co widać i który jest niepokojący.
- Jak rozumiem, chcesz powiedzieć, że potrzebujesz pomocy innych shinobi, aby ochronić swojego jinchuuriki? - Spytał pewnym siebie głosem Lae, który szybko doszedł do odpowiednich wniosków. Shibuki już otwierał usta, ale popielato-włosy nie zamierzał dopuścić go teraz do głosu. - Ale to nie wszystko. Chcesz nas jeszcze uświadomić o zagrażającym niebezpieczeństwie oraz spróbować zdziałać coś, żeby nie doszło do wybuchu kolejnej wojny. - Shibuki skinął głową. Był nieco zdziwiony tak trafną oceną. - Dlaczego nie powiedziałeś tego wcześniej? Chociażby w liście?
- A skąd miałbym pewność, że mi uwierzycie lub zapisane słowa odbierzecie w odpowiedni sposób?
Kakashi postanowił zainterweniować. Uśmiechnął się poprzez maskę i zamknął oczy.
- Hej, hej, spokojnie. Nie ma powodów do nerwów. Shibuki masz rację, zapewne potraktowalibyśmy to jako coś mało pewnego. Szczerze powiedziawszy dalej to nie brzmi zbyt... wiarygodnie. Fragment o jinchuuriki jest pewny i wszyscy wiemy, że trzeba podjąć odpowiednie środki, żeby Akatsuki nie dostało wszystkich Ogoniastych Bestii. Ale walki, których nikt nie widzi?...
Rozmowa trwała dalej. Shibuki starał się wyjaśnić, co ma na myśli. Ech, no właśnie. Starał się, lecz opowiadanie, skąd się wzięło spostrzeżenie o walkach... nie należało do najłatwiejszych. Większość wysnutej tezy wzięło się z wizji shinobi, lecz o ile Shibuki mu ufał, o tyle miał świadomość, że konohanie podchodzą do tego sceptycznie. W końcu na dobrą sprawę nie znali dokładnego przebiegu ów wizji, ani nawet imienia osoby, która ją ujrzała.
Czekał ich trudny moment, który miał zadecydować, jakie stosunki będą miały między sobą Taki i Konoha w przyszłości.
*
Długość części: 918 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top