v36
Po swojej popisowej wywrotce Naruto zaczął więcej patrzeć pod nogi, aby i tym razem o coś nie zahaczyć. Na szczęście przy upadku nie skręcił sobie żadnej kostki, chociaż gdyby tak się stało, to czakra Kuramy uleczyłaby ewentualny obrzęk w parę minut. Co jakiś czas zwalniał, przechodził jakiś fragment tempem marszu, a potem ruszał ponownie biegiem. Chciał w ten sposób nieco odciążyć ciągle napinane mięśnie. Uzumaki oczywiście był wytrzymały i oczywiście był przyzwyczajony do ciężkiego wysiłku fizycznego - ale każdy miał swój limit. Ile można biec pędząc na maksymalnych obrotach? No właśnie.
Pod wieczór Naruto postanowił odsapnąć i ułożył się na jednej z gałęzi tych dziwacznych drzew. Nie miał ochoty nic jeść, więc jedynie napił się wody i zapadł w twardy sen.
Serio, nawet słowo „ramen" nie byłoby w stanie wybudzić blondyna z letargu.
*
Tymczasem Kurama również leżał za prętami klatki. Łeb oparł o toporne łapy, a jego krwistoczerwone oczy wgapiały się z wrednym błyskiem przed siebie. Mało kto potrafiłby odgadnąć, iż Kyuubi nie wyzwał na pojedynek na wzrok otaczający go tlen, tylko myślał. I nie był zadowolony z wyniku.
Naruto rzeczywiście powinien już dotrzeć pod górzyste szczyty - nie były one ulokowane nie wiadomo jak daleko. I tempo blondyna nie było wcale wolne.. na początku droga zdawała się rzeczywiście kurczyć, a teraz jakby stanęła w miejscu. Lisowi nie chciało się wierzyć, że w tej.. no, dziurze można by znaleźć shinobi silnych na tyle, by rzucić na nich niepostrzeżenie genjutsu. No po prostu to był jakiś kit.
Ale z drugiej strony technika była najlepszym rozwiązaniem. Nie wiadomo, czy prawdziwym, lecz brzmiącym najprawdopodobniej. No bo w końcu jak inaczej to wyjaśnić?
Kurama prychnął, poprawiając ułożenie tylnych kończyn oraz ogonów. Jeśli rzeczywiście mieli do czynienia z techniką, to z pewnością nie była rzucona przez shinobi wyspy - ponieważ takowych po prostu n i e m o g ł o być. Co najwyżej, to mogli pałętać się tu jashiniści, ale też ciężko było stwierdzić, co by robili w takim miejscu jak Torizu. No znaczy wiadomo - modlili by się do swojego bożka i składali mu ofiary, jednak przeczucie Lisa mówiło mu, że nie mają do czynienia z tymi kanaliami. Co prawda wychodziło na to, że w Kraju Wody działało sporo wyznawców owej wiary i wyglądało na to, że władze oraz shinobi nic z tym nie robili.
Cóż, nie jego problem. Ale już jego problemem było pojawienie się genjutsu - Kyuubi kategorycznie mówił „nie" shinobi i jashinistom. Tak więc pozostawało jedno wyjście - technika musiała być zasadzką stworzoną długoterminowo i działającą bez zarzutów.
Nie było to ciekawe wyjście, ale i tak lepsze od kolejnej bandy jashinistów.
Ach, pozostaje tylko wymyślić sposób na zniszczenie czy też zdezaktywowanie techniki. Oczywiście zakładając, iż Kurama się nie mylił. A nie mógł się mylić, w końcu był Lisim Demonem, jasne?
*
Naruto obudził się nad ranem rześki i wypoczęty. Dobrze mu się spało tej nocy. Odpuścił sobie całkowicie ostrożność i jego sen był tak mocny, że zapewne dorównywał temu, w który zapadali zmarli. Przez chwilę nawet wydawało mu się, że jest w wiosce Liścia i czeka go dzisiaj kolejna misja wraz z mistrzem Kakashi'm, Sakurą oraz Sasuke. Jednak dopiero po kilku minutach nieprzyjaznych myśli na temat przyjaciela... Uzumaki oprzytomniał na tyle, by skojarzyć, iż nie mają już po trzynaście lat, a Uchiha był zbiegiem, on zresztą też. Ach, ile od tamtych czasów się zmieniło.
Naruto przeciągnął się i zsunął z drzewa, lądując zgrabnie na nogach. Odpieczętował coś do jedzenia i wodę. Gdy zjadł i się napił - ponownie zapieczętował to wszystko w pieczęci, którą umieścił na swojej ręce. Była niewielka i nie rzucała się w oczy, oraz nic nie ważyła - co czyniło ją idealnym „plecakiem" na żywność i tego typu duperele.
I dopiero wtedy, gdy blondyn chciał ruszyć w dalszą drogę, Kurama powiedział mu o jego przypuszczeniach odnoście zastawionej techniki-pułapki.
Niebieskooki słysząc domysły Lisa, złożył ręce w odpowiedni symbol i krzyknął „Kai". Chwilę tak stał i czekał na jakiś znak, iż próba się powiodła. W końcu nie z każdego genjutsu dało się uwolnić za pomocą tego sposobu.
I niestety wszystko wyglądało na to, że to było właśnie jedno z takich genjutsu.
*
- No, znalazłam cię!
- Ach, Seni, musisz być taka głośna?
Ryoko nie był ani choćby odrobinę zadowolony z nowego towarzystwa - dorosłej kobiety o zachowaniu nastolatki. W końcu musi się zemścić za śmierć ukochanego, no tak. W końcu musi dać mu karę za to, że tamten się bronił przed jej niezrównoważonym chłopakiem, no tak. W końcu to był jedyny sens jej życia, no tak.
Gdyby on myślał w taki sam sposób jak ona, powinien wszystkich wymordować w pień. Ale na szczęście jest od niej dojrzalszy i posiada jakieś sumienie.
A poza tym wie, że wybicie wszystkich nic mu nie da. W przeciwieństwie do niej - ma tę świadomość.
- Muszę - uśmiechnęła się triumfalnie - Ryoko-o-o - zanuciła jego imię wysokim głosem - musisz mi pomóc.
- Ja? - Dopytał od niechcenia.
- Tak, ty. Ach, jak się cieszę, że cię trafiłam i to w okolicy. Musisz kogoś dla mnie wytropić. - Oznajmiła tonem, który sugerował, że jest całkowicie pewna uległości młodszego chłopaka.
- Ja? - Zawtórował lakoniczne pytanie.
- Tak, ty - również powtórzyła. - Mam ślad! Pierwszy od samiutkiego początku trop! - Była tak podekscytowana, że Ryoko zaczął dyskretnie czekać, aż zacznie płynąć jej piana z ust. - Ale niestety nie jestem tobą i nie umiem z niego tak świetnie wytropić tego gościa. Dlatego musisz mi pomóc. Patrz, oto ten ślad - dziewczyna wyjęła z kieszeni niewielkie zawiniątko. Delikatnie rozwinęła je i pokazała mu kilka blond włosów.
Ryoko od razu je skojarzył z tym demonicznym chłopakiem.
- Jesteś absolutnie pewna? - Spytał.
Nie chciał na niego trafić już nigdy więcej. Myśl o śledzeniu jego... jejku, przecież ona musiała być na miejscu, gdzie rozegrała się walka. Musiała widzieć ciała Goro i Daisuke. Czy naprawdę była aż tak durna albo aż tak zawzięta, że była gotowa ruszyć na pewną śmierć? A może zwyczajnie uważała, że da sobie radę ze wszystkim? Że jest lepsza od Daisuke i Goro? Jeśli tak właśnie myślała, to była... a zresztą, szkoda słów.
- Tak - odparła - wytrop go.
- „Go"? Skąd masz pewność, że to mężczyzna? - Złapał ją za słówka. On oczywiście miał tę pewność, ale postanowił się z tym nie zdradzać. Był tam, owszem. Ale czy musiał go widzieć? Skoro żył, to równie dobrze mógł znajdować się nieco dalej i szukać kolejnych ofiar, a potem się zmyć.
- Po prostu tak uważam, Ryoko. Czy to ważne?
Tak, ważne.
- Chcę go po prostu znaleźć.
I zabić.
- Pomożesz mi, nie Ryoko?
A czy mam jakiś wybór, Seni?
- Ja? - Powiedział po raz kolejny.
- Tak, ty - odpowiedziała, również po raz kolejny. - To jak?
Nie. Nie chcę się w to mieszać. Nie chcę być elementem twojej „zemsty". Nie jestem równie durny co ty, by pchać się tam, gdzie czeka tylko śmierć.
Młodszy chłopak przejął od szatynki kilka jasnych włosów.
*
Długość części: 1109 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top