v30

Są takie chwile, gdy nawet największy analityk i mózg nie myśli. Nie myśli, tylko działa.
Wtedy może nie ma czasu na analizę. Może wtedy nad ciałem kontrolę przejmuje jakichś instynkt. Wewnętrzny, dziki instynkt.
Może.
Naruto wiedział jedno - gdy ruszył w stronę miejsca, skąd dobiegł krzyk, wcale tego nie planował. Po prostu pobiegł w odpowiednim kierunku.
I co było w tym wszystkim, bynajmniej dla niego, najdziwniejsze to to, że doskonale wiedział, gdzie musi się udać. Nie było to wcale tak daleko. Z pięćdziesiąt metrów od granicy wioska-las, może mniej.
Młody Uzumaki zbytnio nie pojmował co się dzieje. Tak śmiechem żartem - w chwili, gdy to wszystko się działo, chłopak zwyczajnie nie myślał. Nie to żeby nadużywał swojej mózgownicy w inne dni, po prostu teraz się całkowicie wyłączył.
Potwór Kamimasu. Czymkolwiek był, nikt nic z nim nie zrobił, a on mógł bezkarnie krzywdzić niewinnych. Musiał już długo dręczyć miejscową ludność i wcale nie być przy tym subtelnym, skoro Kurama o nim słyszał.
Ale dlaczego shinobi nie reagowali? Na co czekali?
Te pytania budziły w nim złość. Naruto nie rozumiał tego. I nie chciał zrozumieć. Chciał temu zaradzić.
Zawsze miał w sobie coś, co nakazywało mu pomóc innym. Gdy był małym smarkaczem obronił Hinatę od wrednych dokuczliwych dzieciaków. Sam wtedy nieźle oberwał, ale cel ocalenia dziewczynki został osiągnięty. Później dalej zdarzały mu się sytuacje (głównie na misjach), gdy chciał pomóc. Często wtedy powoływał się na swój cel zostania Hokage.
Ale teraz już nie miał swojego celu. Nie czuł już chęci do zostania najsilniejszym w wiosce. Ale co innego było w kwestii chęci pomocy. Ona dalej była.
To było dla niego oczywiste. Pobiec tam i zrobić, co należy.
Las był ponury, smętny. Słychać było tylko szemranie liści. Żadnych ptaków, mimo, że była pora, w której jeszcze nieliczne ptaszyny powinny kołować szukając swojego miejsca na nocleg.
„Unikaj ptasiej ciszy "- przemknęły mu przez głowę słowa Dafila. Zignorował ostrzeżenie. Zignorował wszystko.
Gdy wyskoczył zza jednego z drzew i zobaczył dwójkę dzieci. Nieruszającego się chłopca i płaczącą dziewczynkę - nie liczyło się żadne ostrzeżenie.
Złość przejęła nad nim kontrolę. Zacisnął zęby i pięści przystając przy drzewie i patrząc na tych, którzy to zrobili.
Potworem nękającym Kamimasu okazali się Jashiniści. Najwidoczniej ci robili co im się podobało na ziemiach Kraju Wody.
Dziewczynka zaniosła się głośniejszym rykiem, gdy zobaczyła Uzumaki'ego. Jej twarz wyglądała podejrzanie znajomo. Z kolei chłopiec miał podobne włosy do tych dziewczynki. Jego twarzy nie widział, gdyż ten leżał nią do ziemi. Nie widział również, by jego ramiona jakkolwiek się ruszały. A powinny przy oddychaniu.
Osoby, które do tego doprowadziły patrzyły się na Naruto z szaleństwem w oczach.
Może i nie było mowy o jakimś łuskowatym, oślizgłym gadzie z dwoma głowami, serią ostrych zębów i pazurów. Jednak Jashiniści nie różnili się zbytnio od niego, ponieważ byli takimi samymi potworami. A może nawet gorszymi.
- Ej! Wy! - Krzyknął wymierzając w nich palcem. - Pożałujecie tego!
Jeden z wyznawców Krwawego Boga krzywo się uśmiechnął. Szybkim krokiem pantery zbliżył się do dziewczynki i złapał ją za jej chudą rączkę, wyduszając z niej cichy krzyk. Miał dziwnie powyginane zęby, brudne ubranie, oklapłe ciemne włosy i zielone, jadowite oczy.
- Mówisz? No, zobaczmy kto lepiej tańczy, słoneczko. - Powiedział ciągnąc dziewczynkę z taką siłą, że jej nogi na moment zawirowały w powietrzu. W jej oczach tkwił pierwotny strach.
Naruto nie trzeba było dwa razy powtarzać. Momentalnie przygotował się do akcji.
- Jest ich trójka - mówił w myślach - jeśli skupię się na jednym, reszta weźmie mnie z zaskoczenia albo ucieknie. Co robić?
- Jak to "co robić"? Zaatakuj wszystkich naraz, dzieciaku. - Prychnął Lis. Mimo swojego opryskliwego tonu, jego słowa nie były sarkastyczne.
A Uzumaki postanowił posłuchać rady Kuramy i stworzył dwadzieścia klonów.
- Najpierw zabiorę im z ich łapsk dziecko - uznał.
Nie czekając na odpowiedź Kyuubi'ego, niebieskooki ruszył.
Atak był względnie zaplanowany. Dziesięć klonów i sam oryginał ruszyli do przodu. Pozostała dziesiątka miała utworzyć rasengany i zaatakować.
Zielonooki Jashinista trzymający dziewczynkę uśmiechnął się szpetnie, po czym rzucił swoją „zdobycz" na ziemię. Wykonał momentalnie kilka pieczęci. Klony Naruto pędziły na całą trójkę. Po dosłownie ułamku sekundy nie zostało po nich śladu. Technika ciemnowłosego momentalnie połapała je wszystkie przy pomocy błota i ścisnęła, przez co poznikały. Sam Oryginał natomiast zdusił w sobie jęk bólu, gdy poczuł napór błota na mięśnie.
Ta technika do bólu przypomina piaskowy grobowiec Gaary.
- Za łatwe - mruknął - spodziewałem się czegoś więcej - dodał bestialsko. - Powiedz mi, kiedy pożałuję tego? - Droczył się.
Pozostała dwójka zarechotała.
- Póki co nie widzę powodu, bym miał czegoś żałować. Wręcz przeciwnie. Ten wieczór zapowiada się na wyjątkową zabawę. - Okrutny grymas nie schodził z jego twarzy.
Naruto czując, jak błoto mocno go trzyma i nie pozwoli się mu ruszyć, westchnął patrząc w miejsce, gdzie jego nieprzyjaciel rzucił małą dziewczynkę. Ku jemu zadowoleniu, nie było jej tam.
Uciekła. Chociaż tyle osiągnął.
A poza tym to zwalił po całej linii.
Ptaszki ćwierkają, że śmierć ściga młodych... unikaj ptasiej ciszy". 
Nie posłuchał rady Trehama. A wedle jego słów, nie pozostało mu wiele czasu.
Jashinista poszedł za jego wzrokiem w miejsce, gdzie powinno leżeć zapłakane dziecko. Ofiara dla Czcigodnego Jashina dała nogę i już jej tam nie było. 
- Och, zwiała? Nie ciesz się, blondynie. - Wręcz warknął widocznie zielonooki lider grupki ich grupki. - Ryoko, masz okazję się dzisiaj wykazać. Znajdź ją.
Zza drzew wyszła czwarta postać, której wcześniej blondyn nie zarejestrował. Wyraźnie najmłodszy z całej grupki. Niejaki Ryoko spojrzał przelotnie na Naruto, po czym spojrzał tępo na miejsce, gdzie leżała dziewczynka. Potem kilka razy intensywnie mrugnął i pognał w jakimś kierunku.
- Nasz zuch chłopak - rzucił tekstem przywódca, gdy zobaczył jak Naruto mu się przygląda. - Młody i niedoświadczony, ale szybko się uczy. - Kolejny krzywy uśmiech. - Znajdzie nasze małe słoneczko i będziesz miał okazję patrzeć, jak kona. Zadbamy, by był to wyjątkowy spektakl.
Podszedł kilka kroków do uwięzionego w błotnej pułapce chłopaka. Ten kilka razy spróbował coś zdziałać, coś skruszyć ruszając się. Niestety były to zbędne działania. Błoto ani drgnęło.
- A póki co, porozmawiajmy. Jestem Goro, a ty? - Nie słysząc odpowiedzi podszedł jeszcze bliżej i spojrzał prosto w niebieskie patrzałki blondyna. Majaczyła w nich czysta złość. - No nie piekl się tak.
Pięść Goro minimalnie się zacisnęła. W tym samym momencie błoto więżące niebieskookiego lekko się poruszyło bardziej bijąc w jego ciało. Zdusił w sobie bardzo adekwatne do sytuacji przekleństwo.
- To jak panie pożałuję-tego? Imię?
Tak jak z oczu Naruto nie znikała złość, tak na twarzy Goro cały czas tkwił okrutny uśmiech.

*
Na mnie jak zawsze spada ta brudna robota, pomyślał dość wolno biegnąc przed siebie. Wiedział doskonale, gdzie ma zmierzać. I dziwił się niezmiernie, że to małe coś zdołało pobiec tak daleko.
Parła przed siebie uciekając nie od nas, a on wydarzeń dzisiejszej nocy. Od widoku śmierci brata. Tak właściwie, to jego śmierć była szybka. Seiko lubiła szybkie akcje z zaskoczenia. Zanim chłopiec się zorientował, już nie żył za sprawą trzech śmiercionośnych iglic. Młoda zdezorientowana dziewczynka wrzasnęła, przyzywając tym samym tego idiotę. Klony? Poważnie? Ryoko uważał wręcz za zabawne to, że ten niedoświadczony ninja porwał się na takie słowa groźby. Albo raczej uznałby to za zabawne i uznałby go za niedoświadczonego, gdyby nie pewne niezgadzające się elementy.
Kimkolwiek był przybysz, coś mu w nim nie pasowało - dzięki czemu poczuł ukłucie lekkiej nadziei. Jego pokłady czakry były zdecydowanie zbyt duże, jak na słabego i niedoświadczonego shinobi. W dodatku jego spojrzenie. Ani krzty strachu, złość i furia na nich, za to co zrobili.
Ryoko westchnął lekko przyspieszając. Musiał dogonić tę małą, zanim ta opuści las i dobiegnie do domu.
Wyskoczył zza drzew, nagle materializując się przed dziewczynką. Byli już koło domów, na samym pograniczu. Młoda chciała już wrzasnąć, ale chłopak zwinnie ją złapał i zakrył usta. Policzki miała mokre od łez, ale to już na nim nie robiło wrażenia.
- Bądź cicho - mruknął i trzymając dziewczynkę ruszył w drogę powrotną.
Ta usiłowała mu się wyrwać, próbowała jakoś krzyczeć. Wierzgała się, gryzła, rzucała. Ale to wszystko było na nic. Była bezsilna wobec starszego nieprzyjaciela.
I na nieszczęście Mai - zanim zdołała wymyślić coś na swojego wroga, byli już w miejscu śmierci Nashi'ego. A rozgrywająca się scena była według niej co najmniej przerażająca.
Jej brat leżał bez tchu, a z jego ran cały czas sączyła się krew tworząc wkoło niego czerwoną plamę. Dwójka antagonistów stała z tyłu patrząc z okrutnymi uśmiechami na scenę rozgrywającą się na pierwszym planie. Jej „wybawiciel" był dalej uwięziony w ziemnej pułapce. Głowa szajki stała z pół metra od niego z lekko zaciśniętą pięścią i wpatrywała się w blondyna z fascynacją. Czy trzeba tu wspominać, że twarz jej „przyjaciela" była wykrzywiona w bólu?

- To jak, uparciuchu? TWOJE IMIĘ TO...? - Warknął przywódca Jashinistów.
Żadnej odpowiedzi.
Mai nie miała pojęcia, co się stało, gdyż z jej punktu widzenia sceneria wyglądała cały czas tak samo. A jednak twarz niebieskookiego wykrzywiła się w jeszcze większym grymasie cierpienia.
Zjedzone w lesie kilka godzin temu jagody z Nashi'm podeszły jej do gardła. Czuła jak serce jej wali w piersi, jak krew szumi w żyłach, jak kolejne łzy ściekały po policzkach, jak jej oddech stał się płytki i urywany.
W przypływie chwilowej siły, dziabnęła chwilowo zdezorientowanego Ryoko na tyle mocno, by ten odruchowo ją puścił. Oczywiście dalej ją trzymał drugą ręką, lecz usta miała wolne".
- Przestańcie! Zostawcie nas! Błagam! - Krzyknęła na jednym wdechu. Tylko na tyle pozwoliło jej kilkusekundowe zawirowanie Ryoko, który szybko opanował sytuację i zasłonił usta dziewczynce, tym razem jednak w taki sposób, by ponowne ugryzienie go było niemożliwe.
- Patrz! Patrzcie! - Zawył szaleńczo Goro. - Znalazł ją, bohaterze! Na tyle zdało się twoje poświęcenie! Jak się z tym czujesz, panie nie-zdradzę-ci-swojego-imienia? Co-o?
Po wypowiedzeniu tych słów, w las poszedł głośny, opętańczy śmiech lidera. A za nim dwa wtórujące mu.
Ryoko powinien również zacząć się śmiać, ale coś przykuło jego uwagę do tego stopnia, że nie zareagował. Tak, mowa tu o blondynie. Tak.
Ciężko to nazwać, ale przez kręgosłup chłopaka przeszedł dreszcz, gdy zobaczył jego oczy. Ale czy to były jego oczy? Były krwistoczerwone z pionowymi źrenicami. Dzikie, wściekłe spojrzenie utknęło w jego osobie, na szczęście tylko na moment. Jego blizny na policzkach zdawały się pogrubić, zęby wydłużyć, włosy zesztywnieć. I wtedy wkoło niego pojawiła się czerwona osłona.
- Jinchuuriki - wyszeptał jakby w transie, przytłoczony tym, co widział i co wyczuwał.

*
Od momentu, gdy Naruto i Kyuubi weszli na słaby most "przyjaźni", Lis zaprzestał tak ochoczo oddawać swoją czakrę blondynowi. W końcu kiedy dawał mu ją, chodziło mu o to, by jego czakra sterowała Uzumaki'm, sprowadzając rozbudowany umysł chłopaka do prostych i pierwotnych myśli "zabić", "zniszczyć" i tym podobnych. Chciał wtedy osłabić pieczęć, by złowrogiej aury wylewało się z chłopaka coraz więcej, aż w końcu pieczęć zostałaby złamana, blondyn by skonał, a Kurama byłby wolny. Ale teraz nie widział w nim "jakiegoś tam byle gówniarza", tylko kogoś na wzór osoby zaufanej. I nie zależało mu na uwolnieniu się poprzez zabicie Naruto. Tak więc w momentach, gdy chłopak mógł stracić panowanie nad sobą, Kurama dbał, by jego czakra nie wpływała na niego. W końcu to była jego czakra, a póki blondyn nie zrobi paru rzeczy, nie będzie mógł używać jej używać jak własnej.
Ale to była sytuacja wyjątkowa, powiedzmy. Naruto był ściekły do granic możliwości, a dodatkowo jego sytuacja była, delikatnie mówiąc, niekorzystna. Goro przy pomocy swojej techniki, trzymał Uzumaki'ego na tyle mocno, by ten nie mógł nawet ruszyć palcem. A dodatkowo, jak na Jashinistę przystało, kilka ziemnych kołków było powbijanych w ręce blondyna . To akurat było niby karą za jego upór, ale Kurama zakładał, że i tak to by się tak skończyło.
Jednak ognista, złowroga aura Lisa - teraz wypływająca przez pieczęć - działała swoje. Ziemia od gorąca czakry straciła swoje właściwości, krusząc się i pękając. Rany zaleczyły się. A blondyn momentalnie był zwarty i gotowy do eliminacji wrogów.
Kyuubi uśmiechnął się okrutnie. Role się odwróciły.
Wzrok z chłopaka trzymającego Mai skierował na Goro i pozostałą dwójkę. Wszyscy byli zdziwieni tym, co widzieli, jednak nie odjęło to im zwartości do akcji. Momentalnie metalowe iglice Seiko poleciały wprost w serce jinchuuriki. Tyle że czakra osłaniająca jego ciało nie pozwoliła im nawet dotknąć skóry niebieskookiego.
Pora zacząć zabawę.
Ziemne ataki Goro stały się powolne, banalne i zdecydowanie zbyt łatwe do obalenia. Naruto momentalnie znalazł się przy zielonookim łajdaku, atakując ręką niczym łapą. Osłona Lisa zadziałała jak pazury, które "wbiły się" w ciało lidera, zostawiając krwiste rany od lewej piersi, aż po tętnice. Kolejny był drugi chłopak stojący koło Seiko. Daisuke zdążył ułożyć jakieś pieczęcie, za sprawą których woda została wręcz wydarta okolicznej faunie i florze, pozostawiając zwiędłą roślinność i suchą glebę. Następnie cała ta woda poleciała na blondyna z ogromnym ciśnieniem. Jednakże Naruto zdążył w ostatnim momencie wykonać unik i zgrabnie walnął w drzewo, rozgrywając co najmniej pół jego pnia, który po chwili runął na Daisuke, unieruchamiając go.
Uzumaki dalej w trybie Lisa, rozejrzał się poszukując pozostałych dwóch ofiar. Również ogarnął wzrokiem osoby pokonanych.
Goro żył, jednak po oberwaniu wodną techniką kumpla nadział się na jedną z twardych gałęzi i siedział ledwo kontaktując. Daisuke przygnieciony drzewem miał się niewiele lepiej, ledwo poruszając jedyną nieprzyciśniętą kończyną. 
Co do Seiko, Ryoko i dziewczynki... Nie było ich nigdzie.
Zniknęli bez śladu. Zwiali.
Naruto miał ochotę wrzeszczeć ze złości.

*
Długość części:
2122 słowa

Jeden z bardziej chaotycznych i dłuższych rozdziałów. :D
Mam nadzieję, że napisałam to dość składnie i nikt się nie pogubił w akcji.
Dodatkowo mam drobną prośbę - czy ktoś mógłby mnie do edukować w kwestii nazw typu "jashinista" "Kraj Wody"... co należy pisać wielką literą, a co małą? Szczerze to nie mam pewności, a jeśli ktoś wie, to byłabym bardzo wdzięczna gdyby powiedział :D
No, to by było na tyle. Życzę miłego ranka, południa lub wieczoru!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top