v19
Kopuła sięgała niewiele ponad jego wzrost. Ogień otaczał go z każdej strony i nie zostawiał luki na tyle dużej, aby mógł się prześlizgnąć. Wkoło niego tlen przemienił się w palący płuca dym. Mimo gorąca bijącego od ognia i braku powietrza, zaryzykował atak. Złożył szybko pieczęcie i krzyknął "Jutsu-fū:Ame no tsubasa". Wietrzne pociski jednak nie przedostały się przez jego więzienie, tylko je podsyciły.
- O! Shinobi, zupełnie jak ty, ślicznotko! - Krzyknął mężczyzna i paskudnie się zaśmiał. - Powietrze, co? Niedobrze, co zrobisz, blondynku? Twój kiepski żywioł nie ma szans z moim ogniem. - Udawał w głosie zmartwienie, ale tak naprawdę bawił się chłopakiem. Tą sytuacją.
Naruto chwycił jedną ze świec. Z przerażeniem zobaczył, że mimo takiej ilości ognia, parafina nie topnieje i nie spala się. Świeca ani drgnęła. A jemu zaczynało pomału brakować tlenu. Nie oddychał, przez cały czas wstrzymywał oddech, aby nie otruć się dymem.
- Zrobiłeś błąd, wchodząc w krąg. Ale nie martw się. Zrobię z ciebie pożytek!
Nie wytrzymał i spróbował wziąć oddech powietrza, przez szczelinę między świecami. Była, ale nie na tyle duża, aby przez nią wyjść.
Powietrze nie trafiło do jego płuc, tylko czad wytworzony przez języki ognia. Zakasłał, czując coraz większą potrzebę zaczerpnięcia wdechu. Za każdym razem do tego płuc trafiało nie to, co powinno. I to tyle, jeśli chodzi o unikanie czadu. Czuł palenie w przełyku i płucach. Po jeszcze kilku minutach szukania ratunku z ognistego więzienia, zemdlał.
*
Obudził się kaszląc. Oczy miał wysuszone, gardło spierzchnięte, płuca palące. Potrzebował chwili. Dłuższej chwili, aby skojarzyć fakty.
Obecnie był związany (chyba linami), w starej i zniszczonej świątyni. Ostatnim jego wspomnieniem jest ogień nad głową, który był techniką. Mądrą techniką. Języki ognia ze świec odcinały całkowicie dostęp do tlenu, przez co osoba uwięziona zaczynała się dusić. On był taką osobą.
- A więc jeszcze żyjesz, blondynku? - Usłyszał głos czerwonowłosego mężczyzny. - Nie martw się i patrz. W takim razie i ciebie i ją dam w ofierze cudownemu Jashin'owi! - Zawiadomił niesamowicie szczęśliwym tonem głosu.
Biedna dziewczyna płakała. Również była związana i teraz to ona siedziała w środku symbolu. Świece dalej się paliły.
- Zabiję ciebie, landrynko, jako ofiara dla Jashina! Możesz już czuć się zaszczycona! - Wykrzyczał i ułożył kilka pieczęci. Nie powiedział na głos nazwy techniki, tak jak ostatnio. I tak jak ostatnio, zadziałała.
Niewielkie płomienie świec momentalnie powiększyły się i teraz przypominały ogniste węże. Każdy pomału zaczął się zbliżać do kunoichi. Ona zaczęła krzyczeć i błagać o litość.
Naruto zaczął się szarpać, jakby to jego za minutę miały dotknąć i spalić skórę. Liczył, że uda mu się wyswobodzić od więzów, lecz niestety. Jego ręce były związane tak, aby nie mógł ułożyć żadnej pieczęci. Jashinista był całkowicie skupiony patrzeniem się na biedną zielonooką blondynkę, którą porwał. Sterował ognistymi gadami. Pierwszy wąż dotknął jej ręki, tuż nad łokciem. Zaczęła krzyczeć z bólu.
- Zostaw ją! - Krzyknął blondyn. - Daj jej spokój!
- Krzyki nic tu nie załatwią... - westchnął zawiedziony Lis. Chwila... co?
- Kurama? - Spytał niedowierzający Uzumaki. Przestał krzyczeć do ich kata i zaczął się przyglądać torturom dziewczyny z gamą emocji w niebieskich oczach.
- Słyszysz mnie, dzieciaku? Najwyższa pora. - Uznał Kyuubi.
- Co się stało? Dlaczego się nie odzywałeś?
Drugi wąż dotknął jej barku. Kolejny krzyk.
- To przez tę babkę. - Warknął. - Rzuciła na ciebie rodową technikę, dzieciaku, która blokuje połączenia umysłowe i nie tylko. Może to zdjąć osoba, która ją założyła, czas lub odległość od ich krwi. - Wyjaśnił, z lekką nutką znużenia.
Naruto przyjął to do wiadomości, ale obecnie liczył się fakt, że mogą ponownie się kontaktować i chociaż to wróciło do normy. Mało interesował się co to za rodowa technika, kto ją rzucił i z jakiego powodu. W końcu już nie działała, a poza tym, to obecnie był skupiony na dziewczynie. Musi jakąś ją i samego siebie uratować z ognistych szponów fanatyka Jashin'a.
- Co mam zrobić, Kuramo?
- Uciec?
- A co z nią? - Spojrzał na wykrzywioną bólem twarz blondynki. Pierwszy wąż otaczał jej całe przedramię, drugi przeszedł przez bark i szyję do pleców, trzeci szykował się na jej nogę. Biedna płakała z bezsilności i bólu. Była bezbronna.
- Masz za dobre serce, dzieciaku. Nie zostawisz jej, co? - Westchnął.
- Nie - powiedział cicho na głos.
- Co tam mruczysz, blondynku? - Spytał czerwonowłosy. Miał wykrzywione usta w psychopatycznym uśmieszku. Cieszył się bólem niewinnej niczemu kunoichi.
- Musisz go zabić. - Stwierdził twardo Lis.
- Wiem. - Odpowiedział jedynie. - Ten człowiek jest Jashinistą. Zabija dla swojego Boga. Nie przestanie z uwagi na moje słowa. Jeśli go zostawię przy życiu, zginie jeszcze wiele. - Zauważył z żalem Naruto. Takie były realia. Czasem ktoś musi zginąć, aby kogoś innego ocalić. - Ale jak?...
- Cicho, dzieciaku. Masz do dyspozycji swoją i moją czakrę, zrób z nich użytek.
- Jak? Jestem związany!
Trzeci wąż zaczął swoją wędrówkę po kolanie dziewczyny. Kolejne łzy spłynęły po jej polikach. Kolejny krzyk wydostał się z jej krtani.
Wtedy do głowy Uzumaki'ego wpadł pomysł.
Zamknął oczy. Musiał się skupić. Sam nie wiedział, czy to co chce zrobić jest dla niego wykonalne. Ale obecnie posiadał tylko to, pierwszy lepszy pomysł.
Wyciszyć swój umysł. Kurama jakby wiedząc, co on chce zrobić, nie odzywał się nawet słowem. Przestał nasłuchiwać krzyków bólu kunoichi.
Został tylko on i jego czakra. Ta na nowo zaczęła łączyć się z tą Lisa. Przez ostatni czas, technika działała i odcinała wszelkie połączenia między nimi, nawet te czakry.
Jego czakra miała naturę powietrza, postanowił to wykorzystać. Skumulował jej trochę w opuszkach palców.
Tymczasem ogień coraz to zuchwalej otaczał ciało dziewczyny. Krzyczała już tyle razy i tak głośno, że "zdarła" sobie całe gardło. Ale to było nic z pieczeniem skóry. Węże ledwo co dotykały jej ciało, ale mimo to sprawiały ból. Były z ognia! Paliły jej ubranie, tak gdzie dotknęły, parzyły skórę. Odczuwała to mocniej przy najmniejszym ruchu. Oddechu, kolejnym krzyku, drgnięciu bólu, gdy wąż oplatał jej ciało dalej. Miała umrzeć w starej świątyni, katowana przez Jashinistę. Dodatkowo chłopak, który znalazł się tu przypadkiem, pójdzie w jej ślady. Użył techniki ninja, jeśli wierzyć jej katowi. Nie widziała. Leżała wówczas przyciśnięta przez but mężczyzny do ziemi, a głowę miała zwróconą w drugą stronę i nie ośmieliła się jej obrócić. Jeśli więc blondyn jest ninja i jest tu ze swoją drużyną, jest szansa, że ktoś po nich przyjdzie. O ile tak jest.
Nagle do jej uszu doszedł nowy dźwięk - i bynajmniej nie był to jej kolejny wrzask. Towarzyszył temu powiew wiatru.
- Co do... - nie skończył czerwonowłosy, ponieważ rozległ się krzyk, ale nie z bólu. Z użytych słów wyróżniła "wiatru" i "ostrzy". Nie widziała co się działo, jeden z ognistych wężów oplótł jej szyję i za bardzo nie chciała nią ruszać. Wystarczająco ją bolała.
Usłyszała dźwięk rozrywanej tkaniny. Syknięcia bólu. Świstu wiatru.
Momentalnie węże zniknęły i świece na powrót posiadały swoje małe ogniki. Dziewczyna padła na podłogę. Wydobył się z niej jęk bólu, gdy rozżarzona skóra dotknęła chłodniejszej posadzki. Piekło, ale nie tak mocno, gdy ogień ciągle dotykał jej skóry.
- Jak ty się uwolniłeś, blondynku?! - Usłyszała wściekły głos, zanim zapadła w ciemność. Był to błogi stan, w którym ból i łzy nie istniały.
Tymczasem Naruto ponownie cisnął w człowieka wietrznymi ostrzami, które nieco poharatały jego skórę.
- Normalnie - uznał głosem pełnym złości i pretensji.
Ogień ze świec zaatakował tym razem niebieskookiego. Na szczęście ogień poza kręgiem nie posiadał już tak ogromnego potencjału. Nie miał kształtu zwierzęcia, był tylko chaotyczną ścieżką ognia. Chłopak robił zgrabne uniki, uważając, aby nie wpaść na inne nie-unikane płomienie. Było to trudne, ponieważ znajdował się jednak na terenie idealnym do walki dla jego wroga. A poza tym nie posiadał zdolności klanu Hyūga i nie widział wszystkie wkoło siebie. On był teraz całkowicie odsłonięty i nie mógł stanąć choćby na chwilę, aby zrobić kilka pieczęci i wprowadzić jakąś kontrę. Pomijając już fakt, że wiatr podsycał ogień.
- Widzę, że lubisz gorącą zabawę! - Krzyknął fanatyk, gdy zauważył że wiązki ognia nie sięgają chłopaka. - Co powiesz na to?!
Nagle wszystkie płomienie pogrubiły się i zaatakowały jednocześnie, odcinając prawie wszystkie drogi ucieczki. Prawie, ponieważ Jashinista zapomniał o jednym - górze.
Blondyn odbił się od podłoża za pomocą czakry. Następnie ukierunkował się tak, aby uderzyć w ścianę i kiedy to nastąpiło.. przyczepił się do niej. Za pomocą czakry w opuszkach palców i stopach. Utrzymał się tak przez sekundę i runął na dół, lądując mało subtelnie na nogach. Pod wpływem siły uderzenia, stracił równowagę i ostatecznie wylądował na kolanach. Za jednym z starych posągów.
- Halo? Blondynku? Nie chowaj się! - Krzyknął. - Cip, cip, kurczaczku, choć do mnie! - Wrzeszczał ten czerwonowłosy wariat.
- Słowo daję, jeszcze raz mnie nazwie "blondynkiem", a pożegna się z zębami.
- No i to jest prawidłowa postawa! Jestem dumny, dzieciaku. - Odezwał się Lis, który cały czas obserwował poczynania chłopaka. - Choć ja bym nie użył "zębami", tylko "życiem". No ale na początek może być.
Naruto nie odpowiedział na uwagi Kyuubi'ego. Bił do tego, że musi stracić tego Jashinistę, a czas jest na wagę złota. Ta zielonooka kunoichi nie wyglądała najlepiej, potrzebuje pomocy. Teraz.
Stworzył sześć klonów oraz Rasengan'a. Najpierw puścił do ataku klony, a po odczekaniu dosłownie chwili, ruszył i on. Wszedł na stary, prawie się walący monument i ocenił sytuację.
Dziewczyna cały czas była w kręgu, nieprzytomna. Klony unikały języków ognia. A facet był zbyt pochłonięty usilnym straceniem podobizn Naruto, że nawet nie zauważył jego osoby stojącej na łbie.. cholera wie czego. Jakiegoś ptaka z dziobem w postaci pyska hipopotama i do tego z skrzydłami ważki.
Korzystając z sprzyjającej dla niego sytuacji, odbił się za pomocą czakry i zaczął szybować prosto na czerwonowłosego. Niestety ten nie był zwykłym naiwniakiem kontrolującym ogień. Gdy chłopak był w połowie drogi, ten skierował kilka wiązek ognia na niego. Usiłował je uniknąć i ochronić Rasengan. Ale nie ma tak dobrze.
Ogień zahaczył o ramię blondyna, niszcząc ciuch, ale nie sięgając skóry. Druga ognista wstążka przejechała po miejscu, dosłownie centymetr nad butem, tym razem parząc. Nie zareagował. Trzecia wiązka ominęła go o kilka centymetrów, tylko po to, aby zrobić kółko i celować idealnie w brzuch chłopaka. Albo byłoby idealnie, gdyby nie jeden z łudząco podobnych oryginałów kopii. Jeden z klonów rzucił się na język ognia i znikł, rozpraszając go. Tyle wystarczyło.
Naruto skończył swoją dość szybką wędrówkę w powietrzu. Czerwonowłosy skupiony na ofensywie, zapomniał, o ironio, przesunąć się.
- Rasengan! - Krzyknął blondyn, przykładając wirującą sferę do brzucha nieprzyjaciela. Odrzuciło go kawałek dalej. Uzumaki padłby na twarz, gdyby nie ręce, którymi się osłonił. Ogień ponownie powrócił do pierwotnego stanu, małych płomyczków świec.
Gra skończona.
Niebieskooki prędko podniósł się z ziemi i podszedł do nieprzytomnego Jashinisty.
- Nie żyje? - Spytał.
- Ledwo co zipie. - Odparł Kurama.
Przez chwilę patrzył się na tempo na swoją ofiarę.
Któż by przypuszczał, że wyznawca Jashin'a składając swoją ofiarę, sam zostanie posłany na drugą stronę. I to przez niedoszłą ofiarę!
Wyjął z kabury na nodze jedno z ostrzy, które tam miał. Nigdy nie przepadał za walką tą bronią, ale miał przy sobie tylko to.
Podszedł do mężczyzny i przyłożył kunai do miejsca, gdzie jest serce. Przez chwilę się wahał. To był ułamek sekundy. Już potem broń tkwiła w głęboko sercu czerwonowłosego, a on sam wziął ostatni, słaby wdech.
*
Długość części: 1797 słów
Muszę przyznać, że oglądanie "Gry o tron" i pisanie w zeszycie (na czarno) historii Jashin'a pasuje do siebie idealnie. Nie wiem czy coś może lepiej nastroić do pisania o religii opierającej się na śmierci i zniszczeniu, niż serial w którym co chwila ktoś ginie. Uroki średniowiecza.
A tak serio...
Czy są tu jacyś fani (lub oglądacze) tego serialu? :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top