v12

Obudził go ból. Ból w oczach.
Lazurowe tęczówki ponownie zaczęły pompować pulsujące, nieprzyjemne uczucie. Naruto nie wiedział, jak temu zaradzić, kiedy się spodziewać oraz jak z tym walczyć. Był bezbronny. A każdy atak wydawał się dłuższy, silniejszy, inny.
Tym razem miał wrażenie, jakby płonął. Jakby jego ślipia były wypalane przez języki ognia. Powieki palone. A bezduszne nerwy zaczęły rozprowadzać po całym ciele, te oto, cholernie nieprzyjemne czucie.
Blondyn zerwał się z łóżka. Miał wrażenie, że jego oczy są otwarte, ale nic nie widział. Tylko ciemność. Pierwsza myśl, na ugaszenie "ognia" to woda. Tyle, że nie pamiętał drogi do toalety. A tak właściwie, to on miał toaletę w pakiecie? Wcześniej był zmęczony, nie zwracał uwagi na nic. Liczyło się tylko jakieś łóżko, mata, cokolwiek na czym będzie mógł pójść spać.
A teraz przeklinał własną głupotę. Głupotę? Raczej zmęczenie, ale niech będzie, że głupotę.
Ach... bądź, co bądź - nie znając trasy do źródła wody, wylądował pod ścianą, komodą czy czym to było. Twarde, pachnące drewnem. Siedział tam, opierając plecy o to coś i odliczając sekundy, czy tam minuty. Trudno stwierdzić. Może po prostu liczył? Chciał zająć swój umysł czymś innym niż ból, a skoro jego myśli udały się na spacer, to musiał zająć głowę jakąś rezerwą.
Stan palonych powiek trwał kilka minut, ale dla Naruto - kilka godzin. Wiecie jak to jest - gdy dzieje się coś przyjemnego, czas leci strumieniem godnym największego wodospadu.. ale gdy jest nudno, nieprzyjemnie, nagle zdobywa umiejętność zatrzymywania się, o ironio!, w czasie. I tak było teraz z młodym Uzumaki'm. Gdy jednak wszystko minęło, a on zaczął widzieć zarysy małego pokoiku i mógł stanąć na wątłych kończynach, był calutki mokry. I chciało mu się pić, jakby spędził ostatnie godziny na smażącej się we słońcu Saharze otaczającej Sunagakure. A śmiechem żartem, będąc w owej wiosce nie doskwierało mu jakieś ogromne pragnienie.
A więc ranem przeżył cudowny atak kręcenia i omamiania zmysłów, a teraz, nocą, palenia ich? Cudownie... co będzie następne? Krew zastygnie, zamrożona pulsującym bólem z oczu? A może wejdzie na poziom halucynacji? Lub ślepoty?
A co jeśli to objawi jakiejś choroby, w wyniku której straci wzrok? Jak wtedy cokolwiek zrobi?
Dzisiaj po raz pierwszy w jego sercu pojawił się strach, który zepchnął wcześniejszy niepokój. Może powinien będąc jeszcze w Liściu udać się do lekarza? Może poznałby dolegliwość i zaradził niej już na starcie? Teraz, po licznych atakach, złym samopoczuciu i drastycznej zmianie humoru, był prawie pewien, że to była choroba. A wszystko co przeżywał, to jej symptomy.
Opadł na kolana.
Co ma teraz zrobić?...

*
Może minęły trzy minuty, może trzy godziny. Kto by liczył? Na pewno nie Naruto Uzumaki, który grzał kawałek drewnianej podłogi siedząc i myśląc.
Oczywiście trwało to do momentu, aż minęły te trzy minuty, czy tam godziny i udał się do toalety. Jednak miał własną, a co więcej, siedział blisko drzwi do niej. Gdy tam trafił, co wyczynem nie było, umył się, opłukał twarz, wziął kilkanaście łyków wody prosto z kranu. Gdy wykonywał te czynności, nie myślał. Po prostu to robił, dając sobie samemu chwilę wytchnienia.
Przez ten bliżej nieokreślony czas siedzenia na podłodze, doszedł do kilku wniosków. Po pierwsze, nie powinien panikować, ponieważ to nie musi być jakieś schorzenie. Po drugie, musi się skupić na tym, co miał zrobić. Podróż do Kraju Wody. I po trzecie, trzeba koniecznie wypytać oto Kuramę. Może ten cwany Lis coś wie i celowo nie mówi? Albo czeka na odpowiedni moment?
Westchnął. Młody Uzumaki opuścił toaletę, zmierzając do łóżka, które jeszcze nie tak bardzo dawno, pożądał najbardziej.
Wspomnienie bólu rozpłynęło się. Tak jak ostatnio, miał wrażenie, że miało to miejsce kilkanaście lat temu w innym miejscu i w ogóle to na innej osobie. Strach został, usilnie wypychany niepokojem, obojętnością. Czymkolwiek. Jeśli pozwoli sobie na czarne myśli, to popadnie w paranoję, depresję, zaburzenie snu czy coś tam jeszcze innego.
Mimo iż nie czuł zmęczenia, ono najwidoczniej chodziło cały czas za nim, jak natarczywy kot, który żąda posiłku. Usnął niespokojnym snem z urywanym oddechem.

*
Zbudził się, gdy Słońce było już wysoko na niebie. Chwilę przed południem.
Wstał, nałożył na siebie pomarańczowy kombinezon i wyszedł. Dziadkowi u którego wynajmował pokój zapłacił z góry, więc teraz nie musiał się tym kłopotać. Od razu mógł zająć się tym, co istotne - jedzenie i statek.
Niebo przybrało odcień intensywnej lazurowej niebieskości. Morze było spokojne, wiatr lekko wiał. U góry nie dało się wypatrzeć żadnego białego obłoku.
Pogoda była idealna na rejs. No.. albo byłaby, gdyby nie brak łodzi.
- Kapitan Shichirō wyrusza do Kraju Wody za trzy dni. - Ogłosił jeden z rybaków.
Naruto wypytał ich o niejakiego Shichirō. Okazał się siódmym synem państwa Zawa. Każdy z ich synów podróżował statkami to tu, to tam oraz łowił ryby. Pytał, czy może go tam zabrać jeden z pozostałych osobistości noszących nazwisko Zawa, albo przyśpieszyć rejs Shichirō. Niestety. To niemożliwe. Kapitan obecnie był w innej trasie, ma dobić jutro wieczorem, odpocząć i ruszyć do Kraju Wody. Pozostali również mają plany, albo nie chcą udawać się w długą drogę tylko dlatego, że prosi o to obcy człowiek.
W dodatku taki, który przedstawia się jako Naoki, wczoraj nazywając się Haru. No cóż... uznajmy, że nie może się zdecydować, pamięć mu zawodzi lub coś tam jeszcze innego.
Naruto Uzumaki tego dnia zjadł w jakiejś innej spelunie. Drugiej i ostatniej. Mimo iż ta nie gościła tyle osób (może to z powody godziny) i wydawała się gorsza, to niebieskooki uznał, że to właśnie tutaj będzie jadł kolejne posiłki. Lub w budce, która stała nieopodal. Przypominała tę budkę Ichiraku z Wioski Liścia, więc od razu uznał ją za miłe miejsce. 
Potem "Naoki" zaczął szukać jakiejś krótkiej pracy na trzy dni. Znowu popytał ludzi. Tym razem w sprawie pracy. Jakaś babcia chciała, aby zająć się jej ogródkiem, na co jest już za stara. Oczywiście, za opłatą. A mimo to, nikt nie chciał się podjąć wyrwania paru chwastów, podlania kwiatków, poprzesadzania niektórych i innymi, typowo ogrodniczymi czynnościami. Naruto.. znaczy Naoki, jako osoba wyobcowana ze względu na zapieczętowanego w nim Lisiego Demona, gdy był mały nie miał przyjaciół i nie miał zbyt wiele do robienia. Oczywiście poza płakaniem, patrzeniem na podobizny Kage wyrzeźbionych w skale, uciekaniem od znęcających się katów oraz... właśnie poza uspokajającej pielęgnacji kilku paprotek, które miał. Mało kto z wioski wiedział, o jego zamiłowaniu do roślin. Właściwie to ciężko nazwać to zamiłowaniem - one go po prostu lubiły, a on lubił je. Miał do tego rękę, no i bardzo go to relaksowało. Pozwalało zapomnieć o przykrych doświadczeniach. Dbał o nie, aż do momentu, gdy zaczął chodzić na misje. Wtedy siłą woli, nie mógł o nie dbać. A potem zaczął się jego trening i postanowił oddać rośliny Tsunade. Przyjęła je do gabinetu uznając za ładne, aczkolwiek mało dziewczęce. W końcu to paprotki, nie róże, tulipany czy tam storczyki.
Teraz blondyn mógł zarobić na robieniu czegoś, co go relaksowało niegdyś. Bez dwóch zdań, przyjął robotę. Babcia zaprowadziła go do ogródka i dyrygowała tym, co ma zrobić. Co przesadzić, co zostawić. Ile co potrzebuje wody itp.
Zszedł mu na tym cały dzień. Babcia okazała się bardzo miłą staruszką, z którą młody Uzumaki pod koniec roboty, uciął sobie pogawędkę. A tak swoją drogą - podczas owej rozmowy doszło do pewnego drobnego incydentu. Staruszka przypadkiem wylała świeżo zrobioną herbatkę na nadgarstek chłopaka. Przepraszała, zarzekając, że nie chciała. Blondyn czuł ukłucie nieszczerości z ust kobiety, ale zignorował to. Dlaczego miałaby go okłamywać? Nie miała powodu. Dlatego bez oporów dał opatrzyć oparzenie (które wcale nie bolało) kobiecie. Potem, gdy już się z nią pożegnał (wysłuchując entych przeprosin), zjadł coś z małej budki i udał się do tego samego hotelu u tego samego mężczyzny, wynajmując nocleg na kolejne kilka dni.
Naruto był zmęczony i dziwnie spokojny. Zamknął oczy, zasypiając niemalże od razu.
Przed snem jeszcze poczuł lekki chłód na czole, gdzie zwykł nosić opaskę z symbolem liścia. A potem kolejne ukłucie, że kobieta nie była z nim szczera.
I tym razem je zignorował.

*
- Wróciłam! - Krzyknęła dziewczyna o prawie czarnych oczach.
Przeszła szybkim tempem przez przedpokój i salon zmierzając taras, gdzie jej babcia zwykła siadać.
- I jak? - Dopytała. Stając koło niej. Kobiecina patrzyła na świeżo wypielęgnowane rośliny, siedząc na ławeczce przykryta kocykiem w kratę, który sama niegdyś uszyła.
- Spójrz no tylko wnusiu - zignorowała dociekliwość Aiko. - Ten chłopak ma dar do roślin, tak pięknie zajął się moim ogródkiem.
- Do rzeczy. - Przycisnęła.
- Mądry, ale głupi. Tobie nie dał się podejść, ale mnie... to już inna sprawa. Nie wyjawił co prawda o sobie nic szczególnego, ale był za mało ostrożny w kwestii ruchów i ciała. - Uśmiechnęła się i wyjęła dłoń spod kocyka. W dłoni trzymała opaskę z symbolem Konohagakure. Wioski ninja. - Choć muszę przyznać, że pieczęć wcale nie była taka głupia. Nie dość, że na ciele, to jeszcze całkiem złożona. Potrzebowałam całego południa, aby znaleźć klucz.

Aiko Izumi zabrała babci opaskę i przejechała opuszkami palców po grawerunku na blaszce.
- Nie docenił nas. - Stwierdziła głosem pełnym zadowolenia.
- Kto go tam wie, Izumi. - Uznała cierpko staruszka. - Ty nie przeceń siebie. To nie jest zwykły dzieciak.
- Wygląda zupełnie zwyczajnie - powiedziała zdziwiona czarnooka. W dłoni ciągle miętoliła opaskę blondyna.
- Ale nie jest zwyczajny. Jestem prawie pewna, że wyczułam w nim drzemiącą bestię. Niewykluczone, że to jinchuuriki Wioski Ukrytej w Liściach.

*
Długość części:
1498 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top